Dziewięć spotkań rozegrano ostatniej nocy w NBA, ale oczy fanów zwrócone były przede wszystkim na to, co działo się w San Antonio. Tam miejscowi Spurs po raz pierwszy w tym sezonie przegrali przed własną publicznością, co oznacza, że Golden State Warriors już na pewno wyrównają legendarny rekord Chicago Bulls, a w środę staną przed szansą na niesamowite 73-9.
Golden State Warriors – San Antonio Spurs 92:86
Obie drużyny przystąpiły do tego pojedynku w perspektywie rekordu. Golden State Warriors oczywiście w gonitwie za legendarnym 73-9, San Antonio Spurs z kolei mogli zostać jedyną drużyną w historii NBA, która przed własną publicznością nie przegrała ani jednego meczu w całym sezonie regularnym. Ostatecznie to podopieczni Steve’a Kerra odnieśli 72. zwycięstwo w rozgrywkach, wyrównali rekord Chicago Bulls, a wkrótce staną przed szansą na pobicie tego osiągnięcia.
72. zwycięstwo Warriors zaliczyli dokonując czegoś, czego nikt w tym sezonie nie dokonał. W AT&T Center pokonali San Antonio Spurs, choć Gregg Popovich zdecydował, że da odpocząć Timowi Duncanowi. Gospodarze tym samym przerwali serię 48 kolejnych wygranych u siebie (39 w tym sezonie). Co więcej, Wojownicy nie wygrali w San Antonio od… 33 spotkań – aż do dziś. Poprzednio ograli Spurs na wyjeździe w lutym 1997 roku.
– To smakuje bardzo dobrze, bo przerwaliśmy złą serię. Media dużo mówiły przez ostatnie lata, że ciężko tu wygrać. To dla nas coś wielkiego – nie krył po meczu Klay Thompson. Wróćmy jeszcze do rekordów – Warriors 34 raz w sezonie 2015/16 triumfowali na wyjeździe, co również jest rekordem ligi NBA. W całej serii GSW zwyciężyli nad Spurs 3-1.
W niedzielnym spotkaniu goście bardzo słabo weszli w ten mecz, bo w pierwszej kwarcie rzucili jedynie 14 oczek (21% FG). Z minuty na minutę nabierali jednak rozpędu, stopniowo przejmowali to, co działo się na parkiecie i w czwartej kwarcie odjechali rywalom serią lay-upów. Na około pięć minut przed końcem GSW wypracowali sobie nawet 11 punktów przewagi, gospodarze doszli nawet do czterech punktów, ale trójkę spudłował Danny Green, a Steph Curry oba osobiste zamienił na punkty, czym ustalił wynik rywalizacji.
O 72. zwycięstwo Warriors zatroszczył się przede wszystkim Curry. Bezapelacyjny MVP tego sezonu tym razem zdobył 37 punktów (13-22 FG, 4-9 3PT, 7-7 FT). Nikt wcześniej w bieżących rozgrywkach nie rzucił więcej przeciwko Spurs. 14 oczek do dorobku zwycięzców dołożył Klay Thompson, a 11 dodał Draymond Green. – Cieszymy się tym, co mamy. Naszym celem jest mistrzostwo. ale znaleźliśmy się w znakomitym położeniu, aby zwyciężyć na koniec sezonu i dokonać czegoś, czego nikt wcześniej nie dokonał. To niewiarygodne osiągnięcie – przyznał Curry.
W ekipie z San Antonio tylko dwóch graczy zaliczyło dwucyfrową liczbę punktów. LaMarcus Aldridge zapisał double-double na poziomie 24 oczek (11-18 FG) i 10 zbiórek. 20 punktów dołożył z kolei Kawhi Leonard (7-22 FG), miał też 13 zbiórek. Żaden jednak zawodnik pierwszej piątki Spurs nie oddał ani jednego celnego rzutu za trzy w tym spotkaniu, a backcourt Spurs (Tony Parker i Danny Green) odpowiedział Curry’emu i Thompsonowi zdobywając łącznie… sześć punktów. – Oni po prostu eksplodowali. Steph Curry przejął ten mecz, a my nie byliśmy w stanie go zatrzymać – powiedział David West.
Spurs mają przed sobą jeszcze dwa mecze w sezonie. We wtorek na wyjeździe zmierzą się z OKC Thunder. Dzień później Warriors zrobią wszystko, aby znów pokonać Memphis Grizzlies i ustanowić nowy rekord zwycięstw w historii NBA.
[ot-video][/ot-video]
Dallas Mavericks – Los Angeles Clippers 91:98
Pojedynek między Dallas Mavericks a Los Angeles Clippers był pojedynkiem drużyn, które przystępowały do niego będąc na ścieżce zwycięstw – Mavs mieli siedem wygranych z rzędu, Clippers cztery, ale to ci pierwsi potrzebowali zwycięstwa, by oficjalnie zapewnić sobie play-offy po raz 15. w ostatnich 16. sezonach.
Moment ten został odłożony przez ekipę z Miasta Aniołów. O ile jeszcze w pierwszej połowie Mavs byli w stanie rywalizować z nimi jak równy z równym, trzecia kwarta przebiegła pod zupełne dyktando podopiecznych Doca Riversa. Blake Griffin w pierwszej połowie był 2-11 z gry, a na początku trzeciej odsłony gospodarze prowadzili tylko trzema punktami. Chwilę później zaliczyli jednak kluczowy serial 20:6, Mavs ograniczyli do zaledwie trzech celnych rzutów z gry w całej kwarcie i to był moment, który definitywnie przesądził o losach spotkania.
Jeszcze w czwartej kwarcie przyjezdni zdołali zniwelować straty nawet do sześciu oczek, ale ostatecznie ani przez moment nie zagrozili prowadzeniu Clippers. Griffin przebudził się po przerwie i odegrał ważną rolę po obu stronach parkietu. Rywalizację zakończył z dorobkiem 17 punktów, 11 zbiórek i 7 asyst. 22 punkty wniósł z ławki Jamal Crawford, a 20 dołożył strzelec J.J. Redick. – Próbowałem być nieco bardziej agresywny w obronie i to mnie napędzało – przyznał Blake, który rozegrał jak na razie swój najlepszy mecz po powrocie na parkiety ligi.
Dla przyjezdnych 21 punktów z ławki zdobył Raymond Felton, 15 dodał rozgrywający Deron Williams (powrócił po kontuzji), a 14 uzbierał Dirk Nowitzki. W całym spotkaniu Mavericks zostali zatrzymani na zaledwie 40,5% z gry, 26,7% za trzy. – Trzecia kwarta nas zabiła, spudłowaliśmy wiele otwartch rzutów – przyznał Dirk.
Mavs wciąż są na 7. miejscu na zachodzie. Do zapewnienia sobie play-offów potrzebują jednego zwycięstwa, albo jednej porażki Houston Rockets. W poniedziałek na wyjeździe zagrają z Utah Jazz, a Clippers dzień później podejmą Memphis Grizzlies.
[ot-video][/ot-video]
Charlotte Hornets – Washington Wizards 98:113
[ot-video][/ot-video]
Los Angeles Lakers – Houston Rockets 110:130
[ot-video][/ot-video]
Milwaukee Bucks – Philadelphia 76ers 109:108 (OT)
[ot-video][/ot-video]
Utah Jazz – Denver Nuggets 100:84
[ot-video][/ot-video]
Brooklyn Nets – Indiana Pacers 105:129
[ot-video][/ot-video]
Orlando Magic – Miami Heat 96:118
[ot-video][/ot-video]
Toronto Raptors – New York Knicks 93:89
[ot-video][/ot-video]