Za nami kolejna noc z NBA, kiedy to działo się naprawdę sporo. Miles Bridges zdołał rzucić aż 45 punktów, lecz jego Hornets nie byli w stanie pokonać Raptors na własnym parkiecie. Doskonałą formę utrzymali gracze Cavaliers, którzy po zwycięstwie z Wizards wskoczyli na drugie miejsce na Wschodzie. Triple-double zanotował natomiast Jimmy Butler, który wiódł swój zespół do wygranej w pojedynku z San Antonio Spurs. Mimo dobrej ostatniej dyspozycji Los Angeles Clippers nie byli w stanie zatrzymać Pelicans, a swoją siódmą wygraną w tym sezonie zanotowali Detroit Pistons.
CHARLOTTE HORNETS – TORONTO RAPTORS 117:123
- Kolejny znakomity występ notuje Miles Bridges, ponieważ drugi mecz z rzędu kończy z ponad 40 punktami na koncie. Mimo jego starań to goście w tym spotkaniu okazali się lepsi, a tym samym Hornets zaliczyli kolejną, już dziewiątą porażkę z rzędu. Z drugiej strony zajmujący 12. miejsce w tabeli Raptors przełamali swoją złą passę, lecz nadal w ostatnich 11 meczach zdołali tylko trzy razy wygrać.
- Dziś zdecydowanie pewniej zmagania rozpoczęli gospodarze, ponieważ po pierwszej kwarcie mieliśmy wynik 36:27, a bezapelacyjnym liderem na parkiecie był Miles Bridges (15 punktów w tej części). Nie była to oczywiście zbyt duża przewaga, dlatego też Toronto cały czas było blisko wyniku, zresztą drugą odsłonę udało im się nieznacznie wygrać. Na przerwę z niewielkim prowadzeniem schodzili gospodarze, jednak najważniejsze wydarzenia miały miejsce w ostatniej kwarcie. Cios za cios, ale końcówka należała do Raptors, którzy wyszli na prowadzenie 101:104 na nieco ponad 6 minut do końca. Skuteczne akcje Barretta, czy Poetla sprawiły, że gospodarze nie mogli cieszyć się ze zwycięstwa.
- Miles Bridges rzucił dziś aż 45 punktów, jednak na koniec meczu można wysnuć wniosek, iż brakowało nieco wsparcia ze strony reszty zawodników. 20 oczek dołożył Brandon Miller, a 19 Cody Martin. Po stronie Raptors siedmiu zawodników kończyło to spotkanie z dorobkiem 12 punktów i więcej. 23 ostatecznie zdobył RJ Barrett, natomiast po 18 dołożyli Barnes oraz Quickley.
WASHINGTON WIZARDS – CLEVELAND CAVALIERS 106:114
- Wbrew pozorom był to bardzo wyrównany mecz, a doskonale świadczą o tym dwie pierwsze kwarty, które kończyły się remisem. Wracający do gry Kuzma pokazał się z bardzo dobrej strony w pierwszej połowie, rzucając 18 oczek. Mitchell odpowiadał po drugiej stronie (19 punktów), ale remis po 24 minutach wskazywał na dość emocjonującą końcówkę. Co prawda trzecia kwarta również była mocno wyrównana (22:23), to najważniejsze wydarzenia miały miejsce w końcówce. Opanowanie i chłodna głowa sprawiły, że Cavaliers zanotowali 7 wygraną z rzędu, a aż 15 w ostatnich 16 meczach. To pozwoliło im wskoczyć na drugie miejsce na wschodzie, tuż za Bucks.
- Niekwestionowanym liderem na parkiecie był dziś Donovan Mitchell, który zakończył zmagania z dorobkiem 40 punktów, 8 zbiórek i 5 asyst. Skutecznie pomagał mu Evan Mobley (22 punkty), a swoje dokładali również Allen (12 oczek) oraz Garland (13 oczek). Po stronie gospodarzy wyżej wspominany Kyle Kuzma podtrzymywał swoją dobrą dyspozycję i mecz zakończył z 28 punktami na koncie. 23 rzucił natomiast Corey Kispert.
BOSTON CELTICS – ATLANTA HAWKS 125:117
- Atlanta Hawks po czterech zwycięstwach z rzędu zatrzymała się ostatnio w starciu z Clippers. Teraz stało przed nimi równie ciężkie wyzwanie w TD Garden z Celtami. Spotkanie samo w sobie rozpoczęło się bardzo dobrze dla Hawks, którzy w pierwszej kwarcie byli w stanie rzucić rywalowi aż 37 punktów, szczególnie za sprawą Saddiqa Beya oraz Trae Younga. Natomiast była to jedyna wygrana odsłona Hawks w tym mecz, następne gospodarze skutecznie kontrolowali. Choć trzeba przyznać, że różnica punktowa między drużynami nie była aż tak widoczna, ponieważ dopiero w ostatniej kwarcie Celci zdołali odskoczyć, za sprawą dobrej skuteczności zza łuku.
- Hawks mieli dziś spore problemy zza łuku, ponieważ na 41 oddanych prób, trafili tylko 13 razy, co szczególnie odbijało się na nich w ostatniej kwarcie. W kwestii samej skuteczności, Trae Young miał dziś tylko 32% z gry, kończąc to spotkanie z dorobkiem 20 punktów oraz 10 asyst. Zdecydowanie celniej trafiał Saddiq Bey, który zaliczył 25 oczek oraz 9 zbiórek. Po 19 punktów dołożyli Johnson i Okongwu.
- Liderem Celtics w tym spotkaniu był Kristaps Porzingis, zdobywca 31 punktów. Gospodarze w końcówce bardzo dobrze trafiali zza łuku, mimo wcześniejszych problemów (17/49 za 3). 21 punktów dołożył Derrick White, natomiast 20 punktów, 9 zbiórek oraz 7 asyst zanotował Jayson Tatum.
MIAMI HEAT – SAN ANTONIO SPURS 116:104
- Kolejne już dziś spotkanie, w którym rozstrzygnięcie zobaczyliśmy dopiero w ostatniej kwarcie, kiedy to Miami Heat zdołali odskoczyć na dość wyraźne prowadzenie, czego nie oddali do samego końca. Drużyna z Miami łapie rytm po przyjściu do zespołu takiego gracza, jakim jest Rozier. W ostatnich pięciu meczach zanotowali cztery zwycięstwa, przegrywając jedynie z Clippers po wyrównanym spotkaniu. Dziś przyszło im się mierzyć z ostatnią drużyną konferencji zachodniej, lecz nie było w nim przesadnej dominacji. Spurs skutecznie stawiali opór przez trzy kwarty, jednak końcówka to już przypieczętowanie zwycięstwa Heat.
- Bezapelacyjnie liderem był Jimmy Butler. 17 punków, 11 zbiórek oraz 11 asyst, to było jego pierwsze triple-double od 29 stycznia 2022 roku, choć pytany o to zawodnik po meczu stwierdził jasno, na czym najbardziej mu zależy. – Moim celem jest wynik, wygrywanie – oznajmił. Mimo nieco gorszej skuteczności z gry zdołał kreować pozycje kolegom, czego dowodem są zdobycze punktowe Bama Adebayo (20) oraz Tylera Herro (24).
- Po stronie San Antonio Spurs najwięcej oczek zdobywali Devin Vassell oraz Tre Jones, ponieważ mieli na koncie po 19 oczek. Kolejne, już 25 double-double w tym sezonie zaliczył Victor Wembanyama (18 punktów, 13 asyst). Jeremy Sochan spędził dziś na parkiecie 29 minut i zdobył 6 punktów (43% z gry), 5 zbiórek oraz 3 asysty.
- Po siedmiu kolejnych spotkaniach na własnym parkiecie starciem z Heat drużyna z San Antonio rozpoczęła serię dziewięciu meczów wyjazdowych. Spurs powrócą do Teksasu dopiero 1 marca na mecz z Oklahoma City Thunder. To oznacza, że z przerwą na All Star Weekend Ostrogi nie zagrają we własnej hali przez ponad trzy tygodnie.
- – Powiedziałem im, że zagrali świetnie. Grali, aby wygrać. Miami po prostu zagrało lepiej w czwartej kwarcie. Nie jest to zaskakujące – przyznał po meczu Gregg Popovich.
- – Mieliśmy dobre pozycje strzeleckie, jednak nie zamienialiśmy ich na punkty. Popełniliśmy kilka strat w czwartej kwarcie. Podejmowaliśmy dobre strzeleckie decyzje, ale rzuty nie wpadały – dodał szkoleniowiec Ostróg.
PHILADELPHIA 76ERS – GOLDEN STATE WARRIORS 104:127
- Zespół Nicka Nurse’a musi uporać się z brakiem Joela Embiida, lecz czy jest to w ogóle możliwe? Raczej bardzo wątpliwe jest zastąpienie, bądź załatanie dziury po graczu, który notował co mecz ponad 35 punktów. Bez swojego lidera 76ers mają w tym sezonie bilans 4-12 i będą musieli rozglądać się podczas trade deadline, o którym na bieżąco informujemy w tym artykule. Samo spotkanie było wyrównane tylko w pierwszej połowie, ponieważ na przerwę zawodnicy GSW schodzili z tylko trzypunktowym prowadzeniem. Natomiast trzecia odsłona to totalna dominacja, która pozbawiła gospodarzy nadziei, na pokonanie swojego rywala w tym meczu.
- Brakowało w tym meczu zdecydowanie dobrej gry ze strony liderów, ponieważ Curry zdołał rzucić dziś jedynie 9 punktów (2/7 z gry), natomiast Tyrese Maxey 12 oczek. W trzeciej kwarcie, kiedy to GSW najbardziej odskoczyli swojemu rywalowi, najważniejszym graczem była Andrew Wiggins, a w całym spotkaniu zdobył dziś 21 punktów oraz 10 zbiórek. Po 18 oczek byli w stanie dołożyć jeszcze Kuminga oraz Klay Thompson, który ciągle wierzy w dobry wynik Warriors w tym sezonie. – Wierzę w sukces, zawsze będę wierzyć, ponieważ to długi sezon. Zawsze będę wierzyć, że możemy zrobić run, zwłaszcza gdy wszyscy jesteśmy wszyscy zdrowi i gotowi do gry – powiedział po meczu Klay.
- W drużynie gospodarzy, tak jak wyżej wspomniano, brakowało dobrej formy Maxeya, który przecież niedawno bił punktowy rekord kariery. Natomiast na wyróżnienie zasługuje postawa Ricky’ego Councila IV, który był w stanie zdobyć dziś 17 punktów oraz 5 zbiórek. Po 13 oczek natomiast dołożyli Tobias Harris oraz Patrick Beverley.
LOS ANGELES CLIPPERS – NEW ORLEANS PELICANS 106:117
- Zmęczeni Clippers nie zdołali dziś postawić się Pelicans, mimo iż ostatnio imponowali formą. Ten mecz od samego początku nie układał się dla graczy trenera Tyronna Lue, ponieważ po pierwszej kwarcie oglądaliśmy wynik 19:36. W pierwszej połowie brakowało liderów Clippers, czego przykładem może być brak trafionego rzutu z gry Paula George’a (0/9). Natomiast po stronie Pelicans dobrze w mecz weszli CJ McCollum, ale również Trey Murphy III. Sytuacja nieznacznie się zmieniła po przerwie, lecz goście doskonale odpowiadali na każdy zryw drużyny z Los Angeles. Mimo zbliżenia się na kilka oczek różnicy, Leonard i spółka nie byli finalnie w stanie odrobić strat i odnieśli swoją 16 porażkę w tym sezonie.
- W statystykach na pewno w oczy rzucała się dyspozycja gwiazd Clippers. Kawhi zakończył to spotkanie z dorobkiem 15 oczek, a PG niewiele poprawił się po pierwszej połowie, na koniec 7 punktów (3/15 z gry). Swój poziom utrzymał James Harden, który do 19 punktów dołożył również 8 zbiórek. Po stronie Pelicans najwięcej oczek zanotował CJ McCollum (25), na bardzo dobrej skuteczności 59%. Zion Williamson do 21 punktów dorzucił 10 asyst, notując double-double. Z parkietu zszedł przedwcześnie Jonas Valanciunas z powodu stłuczenia prawej łydki.
SACRAMENTO KINGS – DETROIT PISTONS 120:133
- Raczej mało kto spodziewał się, że Pistons będą w stanie powalczyć w tym spotkaniu, a przede wszystkim, że będą w stanie odnieść swoje 7 zwycięstwo w tym sezonie. W dodatku w tym meczu zabrakło przecież Cade’a Cunninghama oraz Bojana Bogdanovicia, którzy nie mogli pomóc zespołowi. Pierwsza kwarta wygrana przez Kings skłaniała do myślenia, że zaraz całkiem przejmą całkowitą kontrolę, jednak tak się nie stało i już w następnej odsłonie Pistons odrobili stratę oraz zbudowali sobie 7 punktów przewagi. Po kolejnych minutach zaciętej walki, w czwartej kwarcie mieliśmy jasność – goście odnieśli dziś niespodziewane zwycięstwo.
- Bez wątpienia najważniejszą postacią tego spotkania był Jaden Ivey, który ustanowił dziś swój rekord punkty – 37 punktów. W samej czwartej kwarcie rzucił 19 oczek, co było kluczowe w odniesieniu zwycięstwa tej nocy. Drugim najlepszym strzelcem w drużynie okazał się Alec Burks, trafiając 25 punktów. Z double-double mecz zakończył Jalen Duren (20 punktów i 15 zbiórek).
- W szeregach Sacramento Kings Domantas Sabonis robił, co tylko mógł, zdobywając 30 punktów oraz 12 zbiórek. Jednak to nie wystarczyło, aby postawić się dziś Pistons. Brakowało zdecydowanie skuteczności De’Aarona Foxa (5/14 z gry). Dla Kings jest to druga porażka z rzędu, po przegranej w Cleveland.