Za nami siedmiomeczowa noc z NBA, która zaczęła się od starcia dwóch zespołów, które łącznie nie wygrały w tym sezonie nawet 10 meczów. Później było juz jednak tylko lepiej: Dostaliśmy kolejny kapitalny występ Jalena Johnsona, rezerwowych Warriors pokazujących charakter, comeback Timberwolves zakończony game-winnerem Naza Reida, a na deser Anthony’ego Davisa, który wykorzystał nieobecność Alperena Senguna, żeby odbudować się po słabym meczu.
Brooklyn Nets – New Orleans Pelicans 119:101
- Brooklyn Nets odnieśli przekonujące zwycięstwo nad New Orleans Pelicans 119:101. Gospodarze dominowali od początku i przerwali serię słabszych występów, poprawiając bilans do 6-17.
- Nets już w pierwszej kwarcie rzucili 35 punktów przy świetnej skuteczności 63,6% i aż 13 asystach przy 14 celnych rzutach, prowadząc 35:24. W drugiej kwarcie Michael Porter Jr. sam zdobył 13 punktów, a przewaga urosła do 62:44 do przerwy. Po zmianie stron różnica sięgnęła nawet 28 punktów i był to blowout.
- Gwiazdą meczu był Michael Porter Jr., który wyrównał swój rekord sezonu, zdobywając 35 punktów – po raz trzeci z rzędu przekroczył granicę 30 oczek. Skrzydłowy trafił 5 trójek, zebrał 9 piłek, a zagrał po dniu odpoczynku – w czwartek pauzował z powodu bólu pleców w drugim meczu back-to-back.
- Historyczny występ zanotował Nic Claxton. Środkowy Nets zakończył mecz z drugim w sezonie triple-double: 14 punktów, 11 zbiórek i 10 asyst. Z ławki świetnie wszedł Day’Ron Sharpe – 16 punktów przy znakomitej skuteczności 7/8 z gry.
- Pelicans przegrali szósty mecz z rzędu i mają fatalny bilans 3-21. Najlepszy po ich stronie był Trey Murphy III (23 pkt), Saddiq Bey dołożył 18, a Bryce McGowens 16.
- Brooklyn wygrał już niespodziewanie trzeci z czterech ostatnich meczów.
Washington Wizards – Atlanta Hawks 116:131
- Atlanta Hawks przerwali serię trzech kolejnych porażek, pokonując na wyjeździe Washington Wizards 131:116. Bohaterem wieczoru po raz kolejny był Jalen Johnson, który zanotował drugie triple-double z rzędu i czwarte w sezonie: 30 punktów, 12 zbiórek i 12 asyst.
- Już w piątek Johnson błyszczał przeciwko Denver (21 pkt, 18 zb, 16 ast), choć Hawks przegrali wówczas 133:134. Tym razem jego dominacja przyniosła efekt – Atlanta zrewanżowała się Wizards za porażkę 113:132 z 25 listopada i poprawiła bilans.
- Hawks całkowicie zdominowali walkę pod koszem. Wyraźnie wygrali zarówno w liczbie zbiórek (45:26), jak i punktów zdobytych z pola trzech sekund (aż 70:42). Onyeka Okongwu dołożył 21 punktów, a kluczowy w czwartej części okazał się Vit Krejci – Czech trafił 3 z 4 trójek w czwartej kwarcie (łącznie 14 pkt) i pomógł odskoczyć po tym, jak Wizards wyrównali na 97:97 na początku czwartej kwarty.
- Wizards zakończyli mecz ze świetną skutecznością za trzy (44,7%), jednak rotacja centrów w osobach Marvina Bagley’a III i Tristana Vukcevicia nie pozwoliła nawiązać walki pod obręczą. Najlepszy po stronie Wizards weteran CJ McCollum rzucił 28 punktów przy 7 celnych trójkach. Mimo to drużyna z Waszyngtonu, zamykająca tabelę Wschodu, poniosła trzecią kolejną porażkę i drugą z rzędu u siebie po dwóch wcześniejszych zwycięstwach przed własną publicznością.
Cleveland Cavaliers – Golden State Warriors 94:99
- Golden State Warriors, osłabieni brakiem Stephena Curry’ego, Draymonda Greena, Jimmy’ego Butlera i Ala Horforda, wygrali trzeci z czterech ostatnich meczów, pokonując na wyjeździe Cleveland Cavaliers 99:94.
- Największą niespodzianką wieczoru był Pat Spencer – 26-letni obwodowy w swoim pierwszym meczu w wyjściowej piątce w NBA rzucił rekordowe w karierze 19 punktów (w tym 3/3 za trzy – również rekord). To już trzeci kolejny mecz, w którym zdobył co najmniej 15 oczek. Wsparcie dali Gui Santos (14 pkt), Buddy Hield (13) i Quinton Post (12).
- Warriors zaczęli katastrofalnie – w pierwszej kwarcie trafili tylko 4 z 23 rzutów (17,4%) i przegrywali 12:18. Od drugiej części wszystko się odwróciło: run 27:8 (w tym 5 trójek) dał im prowadzenie, którego już nie oddali. Cleveland w tym fragmencie meczu trafiło 3 z 27 rzutów.
- Cavaliers zanotowali najgorszą skuteczność w sezonie – 34,6% z gry (37/107) i zaledwie 23,6% za trzy (10/42). Donovan Mitchell rzucił 29 punktów (16 w czwartej kwarcie), Evan Mobley 18, Darius Garland 17, ale nawet ich zryw 15:5 w końcówce (doszli na 94:96 na 11 sekund przed końcem) nie wystarczył – Mitchell spudłował trójkę na remis, a Spencer przypieczętował wygraną dwoma celnymi wolnymi.
Detroit Pistons – Milwaukee Bucks 124:112
- Detroit Pistons pokonali na własnym parkiecie Milwaukee Bucks 124:112 i zakończyli ciekawą serię rywali – 15 kolejnych zwycięstw w Detroit. Cade Cunningham znów dyrygował grą – zdobył 23 punkty i 12 asyst. Jalen Duren zanotował double-double 16 punktów i 16 zbiórek, a Isaiah Stewart dołożył 19 oczek. Pistons, którzy wygrali cztery z pięciu ostatnich meczów, poprawili bilans na świetne 19-5.
- Pierwsza połowa należała do Detroit – 57,1% z gry i 50% za trzy, alena tablicy wyników tylko 61:56 prowadzenia. To efekt aż 13 strat (20 punktów Milwaukee z kontrataków). Cunningham miał już wtedy 15 punktów i 8 asyst, a Kevin Porter Jr. po drugiej stronie 19 punktów przy 7/8 z gry. Już na tym etapie był to pojedynek rozgrywających.
- Kevin Porter Jr. świetnie się prezentuje, od kiedy wrócił do gry w tym sezonie. Dziś zdobył aż 32 punkty, a w pięciu już meczach po powrocie notuje średnio 19,8 punktu i 5,8 asysty przy 52% skuteczności za trzy (!). Oprócz Portera, Kyle Kuzma dodał dla Bucks 15 punktów, ale to było za mało. Bucks przegrali już 10. z 12 ostatnich spotkań. Transfer nieobecnego Giannisa Antetokounmpo (uraz łydki) zdaje się z każdym meczem coraz bardziej prawdopodobny.
- Kluczowa była trzecia kwarta: run 13:3 dał Pistons przewagę 15 punktów (74:59), a w czwartej przewaga urosła aż do 25 punktów. Przy bezpiecznej przewadze na parkiet wrócił Marcus Sasser – zawodnik Pistons po kontuzji biodra opuścił pierwsze 23 mecze sezonu.
Miami Heat – Sacramento Kings 111:127
- Rzadkie święto w naszej kochanej NBA. Sacramento Kings nie tylko wygrali mecz, ale po raz pierwszy w sezonie udało im się zwyciężyć dwucyfrową różnicą, rozbijając Miami Heat 127:111. Kings odnieśli tymsamym największe zwycięstwo w historii występów w Miami. Sacramento prowadziło w tym starciu nawet 28 punktami – również rekord sezonu.
- Po prowadzeniu Miami 35:34 na wczesnym etapie meczu, Kings zaczęli kompletną dominację od połowy drugiej kwarty – Zach LaVine miał już 29 punktów do przerwy, a Kings zakończyli pierwszą połowę runem 23:7, schodząc na przerwę przy stanie 72:55. W czwartej kwarcie Heat zbliżyli się na 15 punktów, ale poważniejszego zagrożenia nie było.
- Bohaterem wieczoru był Zach LaVine, który ustanowił swój rekord sezonu: 42 punkty i 8/13 za trzy. Keegan Murray dołożył 16, Nique Clifford 15, a DeMar DeRozan 13. Ich dotychczasowe pięć zwycięstw wywalczyli łącznie tylko 18 punktami przewagi, nigdy więcej niż pięcioma.
- Heat, bez Tylera Herro (kontuzjowany paluch u nogi – MRI w sobotę, ma status day-to-day), Daviona Mitchella i Pelle Larssona, przegrali już trzeci mecz z rzędu – po raz pierwszy w sezonie. Najlepszy był Jaime Jaquez Jr. (27 pkt), Simone Fontecchio rzucił 20, Norman Powell 18, a Andrew Wiggins 13.
Minnesota Timberwolves – Los Angeles Clippers 109:106
- W niesamowitych okolicznościach, po imponującym comebacku, Minnesota Timberwolves pokonali Los Angeles Clippers 109:106, odnosząc już piąte zwycięstwo z rzędu – to ich najdłuższa seria w obecnym sezonie. Decydujący rzut należał do Naza Reida: przy remisie 104:104 na 13 sekund przed końcem rezerwowy center trafił trójkę, dając Wolves prowadzenie, którego już nie oddali:
- Timberwolves w pierwszej połowie trafili tylko 2 z 10 trójek i nie wyglądali jak zespół, który podejmie rywalizację. Clippers szybko wyszli na kilkunastupunktowe prowadzenie i utrzymywali je aż do trzeciej kwarty. Po zmianie stron Timberwolves zupełnie odwrócili obraz gry – skończyli mecz z 11/25 zza łuku (44%), w czwartej kwarcie odzywskując prowadzenie.
- Jaden McDaniels był najlepszym strzelcem gospodarzy – zdobył 27 punktów, w tym kluczowe trójki w drugiej połowie, gdy Minnesota odrabiała 18-punktową stratę. Julius Randle dołożył 24 punkty, a Naz Reid w 19 minut z ławki rzucił 19 punktów (5/8 za trzy). To właśnie jego zimna krew w końcówce przesądziła o zwycięstwie. McDaniels przypieczętował jeszcze wygraną dwoma celnymi wolnymi na 4,8 sekundy przed syreną.
- Po stronie Clippers James Harden zdobył 34 punkty i w trzeciej kwarcie dwoma trafionymi wolnymi wyprzedził Carmelo Anthony’ego, awansując na 10. miejsce w klasyfikacji wszech czasów strzelców NBA (28 290 punktów). Kawhi Leonard dodał 20 punktów, Ivica Zubac zanotował double-double 15+13. Clippers przegrali siódmy z ośmiu ostatnich meczów i coraz bardziej oddalają się od czołówki Zachodu.
Dallas Mavericks – Houston Rockets 122:109
- Dallas Mavericks zaskakująco pokonali Houston Rockets 122:109, rehabilitując się po dotkliwej porażce z Oklahoma City Thunder (111:132) dzień wcześniej. Kluczem do zwycięstwa była znakomita trzecia kwarta, wygrana 37:20, po której gospodarze objęli 21-punktowe prowadzenie.
- Anthony Davis, który w piątek przeciwko defensywie OKC był w stanie zdobyć zaledwie 2 punkty (1/9 z gry), tym razem był nie do zatrzymania – rzucił 29 punktów przy fenomenalnej skuteczności 14/19 z gry, w tym 6/7 w decydującej trzeciej kwarcie. No, może bez przesady z tym „nie do zatrzymania”:
- Mecz był stosunkowo zacięty do połowy trzeciej kwarty – zespoły wymieniału się kilkupunktowym prowadzeniem. Już na początku czwartej odsłony przewaga Mavs wyniosła jednak ponad 20 oczek. Świetnie spisywali się też młodzi: Cooper Flagg zanotował 19 punktów i efektowną asystę w kontrataku do Ryana Nembharda, który miał 11 punktów i 7 asyst w szóstym kolejnym meczu w pierwszej piątce. Z ławki 20 punktów dorzucił Brandon Williams. Powracający po kontuzji kostki P.J. Washington zaliczył 14 punktów, 7 zbiórek i 5 przechwytów, a Naji Marshall dołożył 15 punktów, w tym trójkę na zamknięcie trzeciej kwarty.
- Po stronie Rockets 22 punkty Jabari Smitha Jr. i 19 Aarona Holidaya nie wystarczyły – zespół już drugi mecz z rzędu grał bez chorego Alperena Senguna. Amen Thompson – oprócz widowiskowego bloku – trafił tylko 2/11 z gry na 7 punktów. Kevin Durant dodał 27 punktów (20 w pierwszej połowie), ale nie pojawił się już na parkiecie w czwartej kwarcie, pokazując, że trener Ime Udoka poddał ten mecz przed czasem. Znamienne, że Rockets oddający średnio 26,4 rzutu wolnego na mecz, dziś wymusili tylko 13.










