Zgromadzeni w American Airlines Center kibice byli świadkami fantastycznej końcówki w wykonaniu ich ulubieńców. Dallas Mavericks pokonali Denver Nuggets po trafieniu Kyrie’ego Irvinga, który zdecydował się na wyjątkowo niecodzienny rzut niemal na równi z końcową syreną. Podobna sytuacja miała miejsce w Detroit, gdzie najpierw swojej szansy na game-winnera nie wykorzystał Cade Cunningham, po czym Bam Adebayo dał zwycięstwo Heat trafieniem zza łuku. Emocji nie zabrakło też w San Antonio, gdzie Spurs pokonali Brooklyn Nets po dogrywce. Sporo działo się też w Milwaukee. Pomimo nieobecności Giannisa Antetokounmpo Bucks zdołali pokonać Phoenix Suns.
Milwaukee Bucks – Phoenix Suns 140:129
- Od początku spotkania ofensywy obu ekip funkcjonowały na najwyższych obrotach. Świetnie w mecz wszedł Grayson Allen, który w pierwszej kwarcie był najlepszym punktującym Phoenix Suns (12), ale tym samym po drugiej stronie parkietu odpowiedział Bobby Portis. To właśnie gracze Milwaukee Bucks byli nieco skuteczniejsi z gry (62,5%) i za trzy (50%), przez co to oni zakończyli pierwszą odsłonę na prowadzeniu (36:39).
- W drugiej „ćwiartce” sytuacja przyjezdnych pogarszała się z minuty na minutę. W dalszym ciągu świetnie funkcjonowany był Portis, ale regularnie punktował też Malik Beasley. Duet ten trafił wówczas łącznie sześć trójek i choć Phoenix nie mieli większych problemów z odnalezieniem drogi do kosza (ponad 50% z gry), to nie dochodzili do pozycji rzutówych wystarczająco często. Kozły wykorzystały słabości rywala i znacząco odskoczyły (82:60).
- Po przerwie za odrabianie strat wzięli się przede wszystkim wspomniany już Allen, a także Eric Gordon czy Bradley Beal. Brakowało im jednak wsparcia Kevina Duranta (1/3 w 3Q) czy Devina Bookera (2/7). Po stronie Bucks pod nieobecność Giannisa Antetokounmpo dwoił się i troił Damian Lillard, który robił wszystko, co w jego mocy, by Milwaukee nie roztrwonili swojej przewagi (100:94).
- Bucks zamknęli trzecią kwartę serią 9:0 autorstwa Lillarda i AJa Greena, co pozwoliło im zachować bezpieczny dystans nad rywalem. Następnie – choć 27 punktów w ostatniej części zdobyli łącznie Beal i Royce O’Neale – już do ostatniej syreny utrzymywali swoją przewagę w dwucyfrowej postaci.
- Ciężar gry na swoje barki wziął m.in. Damian Lillard, autor 31 punktów i 16 asyst. Świetny występ zaliczył też Bobby Portis, który oprócz 31 „oczek” zebrał również 10 piłek i zaliczył trzy przechwyty. Khris Middleton dołożył 22 punkty, a Jae Crowder 18.
- Po raz piąty w tym sezonie najlepszym punktującym Phoenix był Bradley Beal, który tym razem zaaplikował rywalom 28 „oczek”. Grayson Allen dołożył 25 punktów, z kolei Devin Booker otarł się o double-double z dorobkiem 23 punktów i dziewięciu zbiórek. Rozczarował nieco Kevin Durant, który w 41 minut zdobył tylko 11 punktów (9 zbiórek, 4 asysty, 3 przechwyty, 2 bloki).
Detroit Pistons – Miami Heat 101:104
- Na 23 sekundy przed końcową syreną wszystko wskazywało na to, że losy pojedynku są w rękach Detroit Pistons. Chwilę wcześniej „Tłoki” przegrywały jeszcze różnicą pięciu „oczek”, ale trójka Isaiaha Stewarta, błędy Miami Heat oraz trafienie Cade Cunninghama sprawiły, że gospodarze byli w stanie doprowadzić do remisu (101:101).
- Przyjezdni popełnili następnie kolejny błąd i stracili szansę na odpowiedź, przez co ostatni atak również należał do Pistons. Cunningham zdecydował się na rzut za trzy, ale wygląda na to, że pospieszył się z decyzją. Rozgrywający spudłował, a Heat mieli jeszcze kilka sekund na rozegranie swojej akcji. Piłka trafiła ostatecznie w ręce Bama Adebayo, który zdecydował się na próbę zza łuku z ponad 9 metrów. Środkowy zachował zimną krew i tym samym zapewnił swojej drużynie zwycięstwo na równi z syreną.
- Bam Adebayo odnotował tej nocy double-double w postaci 20 punktów i 17 zbiórek. Najlepszym punktującym Heat pod nieobecność Jimmy’ego Butlera był jednak Duncan Robinson (30 punktów, 5 asyst; 7/12 za trzy). Dobrze wypadł też Terry Rozier, który otarł się o podwójną zdobycz (17 punktów, 9 asyst).
- Po stronie Pistons żaden z zawodników nie przekroczył granicy 20 „oczek”, a najlepszym punktującym był rezerwowy Evan Fournier (18 pkt). Cade Cunningham zdobył 17 punktów i rozdał dziewięć zbiórek, z kolei skromnym double-double popisał się Jalen Duren (11 punktów, 10 zbiórek).
Dallas Mavericks – Denver Nuggets 107:105
- Jeden z najciekawiej zapowiadających się niedzielnego wieczoru pojedynków z pewnością nie rozczarował. Spotkanie rozpoczęło się od regularnej wymiany ciosów z lekkim wskazaniem na Denver Nuggets, którzy przez większość czasu utrzymywali się na prowadzeniu. Swojego rytmu strzeleckiego całkowicie odnaleźć nie mógł Nikola Jokić (2/9 w 1Q), ale na wysokości zadania stanął Michael Porter Jr. (30:34).
- Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej odsłonie najskuteczniejszym zawodnikiem Dallas Mavericks był Luka Doncić, który do przerwy miał na swoim koncie 23 punkty. Cenne wsparcie stanowili jednak m.in. Dante Exum czy Derick Lively II, co umożliwiło Słoweńcowi doprowadzenie do remisu (58:58). Jamal Murray zamknął jednak tę część gry akcją 2+1, która pozwoliła przyjezdnym zejść na przerwę z nieznaczną zaliczką.
- Po powrocie na parkiet Nuggets nie radzili sobie najlepiej. Porter Jr. (0/3) i Murray (1/4) nie mogli odnaleźć skuteczności, podczas gdy po drugiej stronie parkietu nieco ciężaru z Doncicia zdjął Kyrie Irving (10 pkt). Mavs szybko zniwelowali straty, a następnie za sprawą Irvinga odskoczyli na pięć „oczek” (84:79).
- Po jednym z trafień Doncicia przewaga gospodarzy wzrosła w czwartej „ćwiartce” do 13 punktów i wydawało się, że Dallas powinni być w stanie utrzymać tę przewagę do końca. Tercet Porter Jr. – Murray – Kentavious Caldwell-Pope miał jednak inne plany i to głównie po ich trafieniach przewaga Mavs stopniała (102:102).
- O końcowym rezultacie miała przesądzić zatem ścisła końcówka. Murray i Doncić wymienili się trafieniami za trzy i na 25 sekund przed ostatnią syreną piłka była w posiadaniu Denver. Odpowiedzialność wziął na siebie Murray, który nie tylko spudłował za trzy, ale oddał swój rzut nieco za szybko.
- Dallas zostało bowiem 2,8 sekundy na wznowienie gry na połowie Nuggets i wykończenie ataku. Piłkę otrzymał Kyrie Irving, któremu kroku próbował dotrzymać Nikola Jokić. Rozgrywający zdecydował się na zaskakujący rzut lewą ręką, przypominający połączenie „floatera” i „haku”. Jego próba okazała się skuteczna i tym samym 31-latek zapewnił swojej drużnie zwycięstwo.
- Choć to Kyrie Irving (24 punkty, 9 asyst, 3 przechwyty; 4/11 za trzy) został ostatecznie bohaterem Mavs, to jednak Luka Doncić przez całą noc napędzał swój zespół (37 punktów, 9 zbiórek, 3 asysty, 2 przechwyty). Dereck Lively II dołożył cenne 14 „oczek” i osiem zbiórek z ławki rezerwowych.
- Double-double odnotował Nikola Jokić (16 punktów, 11 zbiórek, 7 asyst), ale lepiej od niego po atakowanej stronie parkietu wypadli Jamal Murray (23 punkty, 7 asyst) oraz Michael Porter Jr. (20 punktów, 7 zbiórek). Po 10 „oczek” dorzucili Christian Braun i Kentavious Caldwell-Pope.
Orlando Magic – Toronto Raptors 111:96
- Względnie wyrównany pojedynek, o którego losach przesądziła głównie trzecia odsłona. Do przerwy wynik oscylował w granicach remisu z lekkim wskazaniem na Orlando Magic, którzy byli nieco skuteczniejsi zarówno z gry, jak i zza łuku (52:47). Po powrocie na parkiet wyszły bieg wrzucił jednak Paolo Banchero, który zdobył wówczas 14 punktów i walnie przyczynił się do 16-punktowego prowadzenia gospodarzy (74:58), którego nie oddali już do końca.
- Po raz kolejny najlepszym punktującym Magic był wspomniany Paolo Banchero, autor 29 punktów, sześciu zbiórek i pięciu ayst. Dobrze wypadł też Franz Wagner, który dołożył 22 „oczka” i osiem zbiórek. Trener Jamahl Mosley, który podpisał niedawno przedłużenie kontraktu do 2028 roku, dał tej nocy szansę na grę aż 15 zawodnikom.
- Po stronie Toronto Raptors najskuteczniej w ofensywie wypadł Jordan Nwora, zdobywca 18 punktów i siedmiu zbiórek. Spośród zawodników pierwszej piątki najlepiej pod względem dorobku punktowego wypadł Gary Trent Jr., autor 15 „oczek”. Immanuel Quickley, który miał tej nocy problemy ze skutecznością (4/15 z gry), dorzucił 12 punktów.
Washington Wizards – Boston Celtics 104:130
- Murowany faworyt meczu nie zawiódł i rozstrzygnął jego losy jeszcze przed przerwą. Choć Jordan Poole dwoił się i troił, a po niespełna 18 minutach na parkiecie miał na swoim koncie już 24 punkty, to Washington Wizards nie byli w stanie nawiązać otwartej walki z Boston Celtics. Świetnie dysponowany był Duet Jayson Tatum – Sam Hauser, który do przerwy zdobył łącznie 46 „oczek” (53:81).
- Druga połowa nie była już tak popisowa w wykonaniu Celtów, ale ci wykonali już swoje zadanie i wówczas dbali jedynie o utrzymanie komfortowego prowadzenia. Czarodzieje ani przez moment nie stworzyły większego zagrożenia dla rywala. W pewnym momencie zawodnicy Bostonu prowadzili nawet różnicą 36 punktów (56:92) i nie mieli żadnego problemu, by dowieźć przewagę do ostatniej syreny.
- Jasyon Tatum i Sam Hauser odnotowali tej nocy dokładnie po 30 punktów i sześć zbiórek. Trzeba jednak wspomnieć, że pierwszy z wymienionych dołożył jeszcze sześć asyst i trzy przechwyty, z kolei drugi z nich cały swój dorobek zawdzięcza trafieniom za trzy (10/13). Po dokładnie 14 „oczek” dołożyli Al Horford, Luke Kornet oraz autor double-double Payton Pritchard (13 asyst).
- Grę Wizards przez dłuższy czas napędzał Jordan Poole (31 punkty, 4 asysty), ale brakowało mu wsparcia ze strony partnerów. Justin Chamgapnie dołożył 14 „oczek” i osiem zbiórek, Anthony Gill zdobył 13 punktów, z kolei Jules Bernard 12.
San Antonio Spurs – Brooklyn Nets 122:115 (po dogrywce)
- Początek spotkania w wykonaniu San Antonio Spurs nie należał do udanych. Podopieczni Gregga Popovicha mieli problemy z finalizacją akcji za trzy (1/9), wobec czego swoją ofensywę opierali głównie na atakach przez Victora Wembanyamę, przy którego trafieniach dwukrotnie asystował wówczas Sochan. Brooklyn Nets również nie mogli jednak wstrzelić się zza łuku, przez co nie byli w stanie wykorzystać słabości rywala i odskoczyć z wynikiem (25:29).
- Przez kilka pierwszych minut drugiej kwarty przewaga gości oscylowała w granicach pięciu punktów. Ich ataki napędzali przede wszystkim Dennis Schroder oraz Cameron Johnson, ale to trafienie Mikala Bridgesa pozwoliło im na powiększenie swojej przewagi do siedmiu „oczek” (33:40).
- Po przechwycie Sochana proces odrabiania strat trafieniem za trzy rozpoczął Cedi Osman. Świetny fragment gry zaliczył wówczas Keldon Johnson, który w nieco ponad minutę zdobył osiem punktów. Swoją cegiełkę dołożył również Jeremy, który wykorzystał podanie Tre Jonesa i wsadził piłkę do kosza. Na przerwę Spurs schodzili ostatecznie ze stratą zaledwie jednego punktu (55:56).
- Po powrocie na parkiet Ostrogi zdołały szybko objąć prowadzenie, ale Nets zareagowali momentalnie. Choć Jeremy Sochan zablokował wówczas dwie próby Cama Thomasa i Nica Claxtona, to przyjezdni właśnie za sprawą tego duetu odzyskali swoją przewagę (67:70). Strony regularnie wymieniały się ciosami i żadna z nich nie była w stanie w pełni przejąć inicjatywy (80:83).
- W czwartej kwarcie w szeregi San Antonio wkradła się nieskuteczność. Niemoc Ostróg wykorzystali Day’Ron Sharpe oraz Mikal Bridges, którzy po raz kolejny tej nocy dali Nets dwucyfrowe prowadzenie (93:103).
- Spurs przegrywali już różnicą dziesięciu punktów, ale w porę wzięli się za odrabianie strat. Najpierw Jeremy Sochan skutecznie wyegzekwował dwa rzuty osobiste, a następnie po trafieniu zza łuku dołożyli Devin Vassell i Victor Wembanyama. Zadanie Ostrogom ułatwiali zawodnicy Nets, którzy przez niemal pięć minut nie zaliczyli ani jednego trafienia z gry.
- Trener przyjezdnych Kevin Ollie poprosił o przerwę na żądanie, ale ta nie powstrzymała rozpędzonych Spurs. Po ataku zainicjowanym przez Sochana kolejne dwa punkty zdobył Wembanyama. Chwilę później Francuz trafił ponownie i doprowadził tym samym do remisu, a po kolejnym nieskutecznym ataku Brooklynu trójką popisał się Keldon Johnson, który wyprowadził San Antonio na prowadzenie (110:107).
- Nets nie powiedzieli jednak ostatniego słowa. Spurs nie wykorzystali swojej okazji na podwyższenie prowadzenia, kiedy to zza łuku spudłował Devin Vassell. Tę sytuację wykorzystał Dennis Schroder, który trafił za trzy i doprowadził tym samym do remisu. Podopieczni Gregga Popovicha mieli jeszcze czas na ostatni atak, ale skuteczna defensywa Brooklynu uniemożliwiła im oddanie rzutu z dogodnej pozycji.
- W dogrywce przez kilka pierwszych minut na prowadzeniu utrzymywali się przyjezdni z Nowego Jorku. Dwa z rzędu trafienia Wembanyamy wyprowadziły jednak Spurs na prowadzenie. Francuz zablokował następnie próbę Dennisa Schrodera, a w kolejnej akcji Ostróg asystę przy trafieniu Keldona Johnsona zaliczył Jeremy Sochan, który zauważył wbiegającego pod kosz partnera (118:115). Nets nie byli w stanie odpowiedzieć na ataki rywala i musieli zdecydować się na taktyczne przewinienia. Z linii nie pomylili się jednak wspomniany Johnson oraz Tre Jones, który przypieczętował zwycięstwo Spurs.
- Jeremy Sochan zakończył mecz z dorobkiem czterech punktów, dziewięciu zbiórek, czterech asyst, trzech bloków i jednego przechwytu. Świetne zawody rozegrał Victor Wembanyama, autor 33 punktów, 15 zbiórek, siedmiu asyst i siedmiu bloków (choć tylko 1/7 za trzy). Dobrze wypadli też Devin Vassell (25 pkt) oraz Keldon Johnson (24 pkt).
- Po stronie Nets prym wiódł przede wszystkim Cam Thomas, zdobywca 31 punktów i pięciu asyst. Dennis Schroder dorzucił 19 „oczek”, z kolei double-double w postaci 11 punktów i 14 zebranych piłek popisał się Nic Claxton.
Los Angeles Clippers – Atlanta Hawks 93:110
- Od początku meczu w niesamowitej dyspozycji był Kawhi Leonard, który zdobył 17 z 29 punktów Los Angeles Clippers w pierwszej kwarcie. Pomimo tego to Atlanta Hawks utrzymywali się na prowadzeniu, choć ich najlepszy punktujący – wchodzący z ławki De’Andre Hunter – miał na swoim koncie osiem „oczek” (29:31).
- Jastrzębie świetnie rozpoczęły również drugą odsłonę, podczas gdy w dalszym ciągu swojego rytmu strzeleckiego odnaleźć nie mogli James Harden (0/5 z gry do przerwy) i Paul George (4/10 z gry, 1/5 za trzy). Dobrze dysponowani byli natomiast Clint Capela czy Bogdan Bogdanović. Clippers w drugiej „ćwiartce” zdobyły zaledwie 15 punktów, dzięki czemu goście schodzili na przerwę z komfortową przewagą (44:61).
- Po powrocie na parkiet LAC nie wyglądali jak zespół, który musi brać się za odrabianie strat. Po dwóch szybkich trójkach PG13 ofensywa gospodarzy wyraźnie zwolniła. Trafienie dołożył jeszcze Kawhi, ale następnie przez kilka minut Clippers nie byli w stanie zdobyć ani jednego „oczka”, przez co przewaga Jastrzębi jeszcze bardziej wzrosła (62:88). Przez ostatnie 8:56 trzeciej kwarty Clippers nie trafili ani jednego rzutu z gry.
- W ostatniej „ćwiartce” to Jastrzębie nie były w stanie przełamać swojej ofensywnej niemocy, ale losy spotkania były już rozstrzygnięte. Tym samym Clippers odnotowali swoją czwartą porażkę w pięciu ostatnich spotkaniach.
- Dejounte Murray był tej nocy jednym z motorów napędowych Hawks i zakończył mecz z double-double w postaci 21 punktów i 10 asyst. Podwójnymi zdobyczami popisali się również Jalen Johnson (18 punktów, 12 zbiórek) oraz Clint Capela (15 punktów, 13 zbiórek).
- Po stronie Clippers solidnie wypadł Kawhi Leonard, autor 28 punktów. W pewnym momencie przebudził się również Paul George, który zdobył ostatecznie 26 „oczek”, sześć zbiórek i cztery przechwyty. Rozczarował James Harden, który odnotował zaledwie dziewięć punktów, choć rozdał też dziewięć asyst (3/10 z gry).