Dzisiejszej nocy rozpoczęły się finały konferencji, w których na Zachodzie Oklahoma City Thunder mierzy się z Minnesota Timberwolves. Leśne Wilki dobrze prezentowały się w pierwszej połowie i mimo urazu Anthony’ego Edwardsa były w stanie rywalizować z OKC jak równy z równym. Po przerwie jednak Grzmoty kompletnie zdominowały Wolves, w czym duża zasługa Shaia Gilegousa-Alexandra. Oczywiście, jak zwykle w przypadku gwiazdora Thunder, nie obyło się bez kontrowersji w kwestii rzutów wolnych.
Oklahoma City Thunder – Minnesota Timberwolves 114:88 (1-0)
- Przed pierwszym meczem serii trudno było wysnuwać daleko idące wnioski. Jako kluczowy czynnik eksperci wskazywali głównie dwa czynniki: przewagę własnego parkietu po stronie Oklahoma City Thunder i długość wypoczynku po ostatnim spotkaniu. W przypadku OKC był to jeden dzień przerwy, zaś Minnesota Timberwolves miała ich aż sześć, co powinno korzystnie wpłynąć na ekipę przyjezdnych.
- Leśne Wielki zaczęły mecz, grając na wyższych obrotach. Byli nieustępliwi w defensywie i konsekwentni w ataku. Efektem ich wysiłków było niewielkie prowadzenie (10:3) uzyskane już w pierwsze cztery minuty gry.
- Taki stan nie utrzymał się długo m.in. dlatego że Shai Gilgeous-Alexander wziął na siebie odpowiedzialność za utrzymanie swojej drużyny w grze: świetnie sprawdził się w tym fragmencie jako kreator ofensywy, nie tylko dla siebie, ale także dla kolegów z zespołu. Bazą lepszej gry Thunder była jednak defensywa, w wyniku której gospodarze punktowali po szybkich atakach i przede wszystkim skutecznie ograniczyli rywali, dzięki czemu mieli szansę, by złapać kontakt.
- W ostatecznym rozrachunku to Timberwolves wygrali pierwszą odsłonę (23:20). Drużyna z Minnesoty trafiła 5/11 prób zza łuku, co pozwoliło jej utrzymać topniejąca w końcówce kwarty przewagę. OKC zabrakło zaś skuteczności, jednak warto docenić ich twardą obronę. Pod koniec tego fragmentu Anthony Edwards uszkodził sobie kostkę i zszedł z boiska do szatni, jednak na szczęście dla fanów Leśnych Wilków, wrócił na parkiet już w następnej odsłonie.
- Druga część gry była niezwykle zaciętym fragmentem meczu: obie drużyny grały na wysokich obrotach, szczególnie w defensywie. Thunder co chwilę zbliżali się do przyjezdnych, jednak dzięki fenomenalnej grze Juliusa Randle’a nie byli w stanie przegonić Leśnych Wilków. Skrzydłowy zdobył w tej kwarcie 14 punktów, a w całej pierwszej połowie uzbierał 20 “oczek”, trafił przy tym 5/6 rzutów trzypunktowych. W dużej mierze to dzięki jego dyspozycji Timberwolves schodzili na przerwę z nieznacznym prowadzeniem (48:44).
- Po przerwie gra nadal była bardzo intensywna, obie drużyny szły “łeb w łeb” przez pierwszą połowę trzeciej kwarty. W zespole przyjezdnych na wyróżnienie za ten okres zasługuje Mike Conley, którego skuteczność utrzymywała Wolves w grze. Thunder byli jednak nie do zatrzymania. Duet gwiazd (Shai i Jalen Williams) zaprezentował się w tej odsłonie fenomenalnie: kanadyjski rozgrywający zdobył 12 punktów i zanotował kilka asyst, a jego kolega uzbierał dziewięć “oczek”.
- OKC domknęli kwartę dwoma trójkami Keinricha Williamsa i kilkoma świetnymi rzutami Gilgeousa-Alexandra, czym wypracowali sobie dwucyfrową przewagę (76:66). Zespół z Minnesoty był w tym fragmencie fatalny pod kątem skuteczności: podopieczni Chrisa Fincha trafili tylko 6/19 rzutów, w tym drogę do kosza znalazły jedynie 3/13 próby trzypunktowe.
- Rozpoczynając czwartą kwartę, nic nie było przesądzone, z czego doskonali zdawali sobie sprawę zawodnicy obu drużyn. Wiadomo było, że przyjezdni przypuszczą atak, by możliwie szybko złapać kontakt, lecz gracze Thunder zdawali sobie z tego sprawę i nie pozwalali im się zbliżyć, regularnie punktując. Dużą zasługę miał w tym Chet Holmgren, który uzbierał w tym fragmencie dziewięć oczek.
- Po kilku minutach prób Timberwolves zabrakło sił, co wykorzystali gospodarze i pod wodzą Shaia Gilgeousa-Alexandra jeszcze bardziej powiększyli przewagę, która w ostatecznym rozrachunku sięgnęła 26 punktów, przy końcowym rezultacie 114:88. Warto nadmienić, że OKC wygrało drugą połowę 70:40, co jest oczywistą przyczyną ich spektakularnego zwycięstwa.
- W zwycięskiej drużynie liderem standardowo okazał się Shai Gilgeous-Alexander, który uzbierał 31 punktów, pięć zbiórek, dziewięć asyst i trzy przechwyty. Kanadyjski rozgrywający trafił tylko 10/27 rzutów, ale za to na 14 prób z linii rzutów wolnych 11 razy znalazł drogę do kosza. Dobry występ ma też za sobą Jalen Williams, autor 19 „oczek”, do których dołożył osiem zbiórek, rozdał pięć piłek i zanotował pięć przechwytów. Solidnie spisał się Chet Holmgren, zdobywca 15 punktów, a także Isaiah Hartenstein, który zakończył mecz z 12 „oczkami”.
- Po stronie Timberwolves najlepiej spisał się Julius Randle. Skrzydłowy zanotował 28 punktów i osiem zbiórek, trafiając 9/13 rzutów z gry i oddając 5/6 celnych prób trzypunktowych. Anthony Edwards zagrał poniżej oczekiwań, bo uzbierał tylko 18 „oczek” i zebrał z tablic dziewięć piłek, ale można podejrzewać, że doskwierała mu kontuzja kostki, której doznał w pierwszej kwarcie. Niechlubny występ odnotował Donte DiVincenzo, Włoch zdobył dziewięć punktów, ale trafił tylko 3/14 rzutów. Niedużo lepiej zagrał Nickeil Alexander-Walker, który zanotował osiem „oczek” na skuteczności 3/11 celnych prób.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!