Los Angeles Lakers musieli radzić sobie bez pomocy LeBrona Jamesa, ale mimo to postawili się Philadelphia 76ers. Ekipa z Pensylwanii zdołała jednak wywalczyć zwycięstwo dzięki świetnie dysponowanemu Joelowi Embiidowi. Wcześniej w stanie Tennessee Memphis Grizzlies bez Ja Moranta ograli Brooklyn Nets, z kolei na Florydzie Miami Heat musieli uznać wyższość Golden State Warriors. Efektowne zwycięstwa odnieśli Boston Celtics oraz San Antonio Spurs. Emocji nie zabrakło również w Indianapolis, gdzie Damian Jones zapewnił zwycięstwo Sacramento Kings po dobitce na 0,2 sekundy przed ostatnią syreną. Efektownym powrotem popisali się z kolei Phoenix Suns, którzy odrobili wyraźną stratę i pokonali Minnesota Timberwolves.
Charlotte Hornets – New York Knicks 106:121
- New York Knicks zagrali kapitalną pierwszą kwartę. Goście trafili w niej aż 8 trójek i zdobyli 40 punktów. W efekcie Knicks już w pierwszej odsłonie meczu wypracowali dużą przewagę i przed drugą kwartą prowadzili 40:24. Charotte Hornets w drugiej kwarcie zaprezentowali się wyraźnie lepiej i zdołali odrobić nieco straty. Głównie za sprawą LaMelo Balla, który w samej drugiej kwarcie zdobył 14 punktów. Po pierwszych dwóch kwartach Hornets przegrywali 56:69.
- W drugiej połowie mecz był bardzo wyrównany. W trzeciej kwarcie Hornets nie mieli problemów ze zdobywaniem punktów (Ball wciąż grał znakomicie), jednak sami nie potrafili powstrzymać ofensywy nowojorczyków. W kwestii wyniku niewiele się zatem zmieniło i Knicks wciąż wysoko prowadzili. Przed rozpoczęciem czwartej kwarty podopieczni Toma Thibodeau mieli 12 punktów przewagi (87:99).
- W ostatniej odsłonie goście kilkukrotnie zmniejszali straty, jednak Knicks za każdym razem odpowiadali i utrzymywali pewne prowadzenie. Generalnie w ostatniej części meczu obie drużyny nie imponowały skutecznością rzutową, jednak to koszykarze z Nowego Jorku okazali się minimalnie lepsi (22:19). Hornets, którzy przed tym meczem wygrali 5 razy z rzędu, nie udało się przedłużyć serii zwycięstw.
- W Knicks błyszczał dziś RJ Barrett, który zdobył 30 punktów. Dobrze się zaprezentował także Obi Toppin. Podkoszowy miał 18 punktów, 11 zbiórek i 6 asyst.
- Zdecydowanie najlepszym koszykarzem Hornets był LaMelo Ball, który zanotował 32 oczka, miał 9 zbiórek i 5 asyst. Wspierał go Terry Rozier, autor 18 punków.
Autor: Janusz Nowakowski
Detroit Pistons – Atlanta Hawks 122:102
- W Little Caesars Arena Detroit Pistons podejmowali Atlanta Hawks. Mecz od początku miał szybkie tempo, a po pierwszej, wyrównanej kwarcie kilkoma punktami prowadzili przyjezdni z Atlanty (26:31). Druga kwarta została zdominowana przez koszykarzy Pistons. Podopieczni Dwaney’a Casey’a zdobywali wiele punktów z pomalowanego i w pewnym momencie prowadzili nawet kilkunastoma punktami (54:43). Ostatecznie wygrali tę cześć meczu różnicą 13 oczek i schodzili na przerwę z prowadzeniem 51:59.
- Gospodarze doskonale zaczęli drugą część spotkania. Kilka minut po rozpoczęciu trzeciej kwarty prowadzili już 20 punktami. Pistons imponowali egzekucją kontrataków, zdobywając wiele łatwych punktów spod kosza i pięć minut przed zakończeniem trzeciej kwarty prowadzili nawet 29 punktami (największe prowadzenie w meczu). Zawodnicy Hawks zdołali odpowiedzieć i nieco zmniejszyć straty, ale przed decydującą częścią spotkania wciąż przegrywali 78:93.
- W czwartej kwarcie wiele się nie zmieniło. Pistons cały czas utrzymywali wysokie prowadzenie i odnieśli bardzo pewne zwycięstwo. Ozdobą meczu był ładny wsad Marvina Bagley’a, który tyłem do kosza wykończył podanie alley-oop od Cade’a Cunninghama.
- Najlepszym punktującym drużyny z Detroit był Jerami Grant, który zdobył 21 punktów. Dobry występ zaliczył też Cade Cunningham. Debiutant miał 17 punktów, 8 asyst i 6 zbiórek.
- Trae Young zdobył dla Hawks 21 punktów i miał 9 asyst. De’Andre Hunter dołożył 15 oczek, a Bogdan Bogdanović 13.
Autor: Janusz Nowakowski
Indiana Pacers – Sacramento Kings 109:110
- Sacramento Kings przystąpili do meczu w sporym osłabieniu. W meczu nie zagrali De’Aaron Fox (kontuzja ręki) i Domantas Sabonis (uraz kolana). Dla Litwina byłoby to pierwsze starcie z Indiana Pacers od czasu lutowej wymiany.
- Podopieczni Alvina Gentry’ego bardzo dobrze rozpoczęli spotkanie, prowadząc po pierwszej kwarcie trzema punktami (34:37). W kolejnych 12 minutach skutecznie kontynuowali zwłaszcza grę w ataku i po pierwszej połowie różnica na korzyść Kings wynosiła 5 oczek (61:66). Trzecia kwarta to ewidentny przestój klubu z Kalifornii. Gracze Kings spudłowali 13 rzutów i popełnili 4 straty, co skutecznie wykorzystywali podopieczni Ricka Carlisle’a. Pacers wygrali trzecią kwartę 9 punktami (28:19). Zespół z Indianapolis po 36 minutach prowadził czterema oczkami (89:85).
- Największe emocje pojawiły się w ostatniej odsłonie spotkanie. Kings odrobili straty i do samego końca wynik oscylował w granicach remisu. Rzutem oddanym praktycznie w ostatniej sekundzie popisał się Damian Jones, który zaliczył celnego layupa na 0,2 sekundy przed końcem. Gracze Pacers nie mieli już szans na skuteczne wznowienie kolejnej akcji. Tym samym Kings odnieśli swoje pierwsze zwycięstwo od blisko 10 dni, przerywając serię trzech ostatnich porażek. Z bilansem 26-48 zajmują 13. miejsce w konferencji zachodniej.
- – To było dla nas dobre zwycięstwo – powiedział trener Kings, Alvin Gentry. – Znaleźliśmy sposób na wykonanie kilku zagrań ofensywnych, jak i defensywnych, aby wygrać – dodał. W szeregach Kings brylował Davion Mitchell, autor 25 punktów i 7 asyst. Obrońca ekipy z Sacramento trafił 10 z 15 rzutów z gry (67%). 22 oczka i 5 zbiórek dołożył Chimezie Metu. 12 punktów i 6 zbiórek dodał wspomniany wcześniej Damian Jones. 11 punktów odnotowali Barnes, Lyles i DiVincenzo.
- Dla Pacers najwięcej punktów zdobył Buddy Hield, autor 25 oczek i 7 asyst. Były gracz Kings trafił 10 z 18 rzutów z gry (56%), w tym 5 trójek (najwięcej w zespole). 20 punktów i 9 zbiórek zanotował Goga Bitadze. Gruziński środkowy był bardzo skuteczny pod koszem, trafiając 9 z 12 rzutów (75%). Double-double zanotowali Tyrese Haliburton (13 punktów i 15 asyst) oraz Oshae Brissett (10 punktów i 10 zbiórek).
Autor: Mateusz Malinowski
Boston Celtics – Utah Jazz 125:97
- Boston Celtics nie mieli żadnych problemów z powstrzymaniem Utah Jazz. Główną zasługą takiego stanu rzeczy była fenomenalna postawy superduetu Tatum-Brown. Liderzy bostońskiej ekipy zdobyli łącznie 52 punkty. Jayson Tatum uzyskał 26 punktów, trafiając 9 z 15 rzutów (60%), w tym 5 trójek (najwięcej w zespole). Tyle samo punktów zanotował Jaylen Brown (10/17 z gry, 59%), który dołożył 5 asyst. – W pierwszej połowie sezonu byliśmy w zupełnie innym miejscu. To niesamowite. Fajnie byłoby wygrywać każde kolejne mecze. Mamy wielką szansę zakończenia rozgrywek na pierwszym miejscu – powiedział Brown.
- Double-double (12 punktów i 10 zbiórek) zapisał na swoje konto Robert Williams III. Po 11 punktów odnotowali Daniel Theis i Payton Pritchard. 10 punktów i 5 zbiórek zaliczył Derrick White. Zaledwie 5 oczek, ale za to 13 asyst zgarnął Marcus Smart. 9 punktów i 6 asyst dodał Al Horford. – Chłopacy są pewni siebie, grają swobodnie i co najważniejsze: razem – powiedział trener Celtics. – Myślę, że wszyscy czujemy, że jesteśmy na innym poziomie – dodał.
- W ekipie Jazz brylował Donovan Mitchell, autor 37 punktów i 6 zbiórek. Lider Utah trafił 13 z 24 rzutów (54%). Double-double zanotował Rudy Gobert (14 punktów i 11 zbiórek). – Nie zagraliśmy dobrze zarówno w ofensywnie, jak i defensywnie. Nie dzieliliśmy się piłką. To te same rzeczy, które zdarzają się, gdy przestajemy grać tak, jak powinniśmy i chcemy grać – powiedział Gobert. 11 punktów dołożył Eric Paschall, zaś 10 oczek dołożył Jordan Clarkson.
Autor: Mateusz Malinowski
Memphis Grizzlies – Brooklyn Nets 132:120
- Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania media społecznościowe obiegła informacja, jakoby Kyrie Irving mógł wkrótce rozpocząć występy w Nowym Jorku. Zanim jednak Brooklyn Nets wrócą do Wielkiego Jabłka, czekał ich pojedynek z Memphis Grizzlies, po czym wybiorą się na Florydę, gdzie powalczą z Miami Heat. Poważnie osłabieni na pozycji rozgrywającego były za to Niedźwiedzie, które musiały radzić sobie bez Ja Moranta.
- Od początku spotkania obie strony prezentowały radosną, ofensywną koszykówkę. Świetnie funkcjonował duet Irving – Durant, lecz po drugiej stronie punkt za punktem zdobywali De’Anthony Melton, Desmond Bane i Dillon Brooks. To jednak Grizzlies budowali sobie przewagę, co zawdzięczali m.in. kiepskiej skuteczności gości za trzy (3/14 w pierwszej połowie). Gospodarze zamknęli drugą odsłonę trafieniami Meltona oraz Kyle’a Andersona i do przerwy prowadzili różnicą 14 oczek (76:62).
- Nets odrodzili się w trzeciej odsłonie, którą wygrali 42:27. Oprócz napędzających ataki gości przez całą noc Irvinga i Duranta dobry fragment zaliczył Bruce Brown, który trafił wówczas wszystkie 4 rzuty z gry. Cały zespół przyjezdnych błyszczał wówczas skutecznością, co przełożyło się na wynik (99:102). Grizzlies odpowiedzieli jednak w najlepszy możliwy sposób, wygrywając ostatnią „ćwiartkę” 29:16. Na wysokości zadania stanął wówczas Brandon Clarke, którego punkty okazały się kluczowe. Niedźwiedzie raz jeszcze odskoczyły z wynikiem i nie oddały już komfortowego prowadzenia do ostatniej syreny.
- – Grali z wolnością wiedząc, że nie ma na parkiecie Moranta. Grali z wolnością ducha i można było zobaczyć, jak przekłada się to na kosze – mówił po meczu Durant. – Świetny przykład pozostawania na swoim kursie. Mówimy o tym przez cały sezon – powiedział Taylor Jenkins, trener Memphis.
- Pod nieobecność Moranta kilku zawodników wzięło ciężar zdobywania punktów na swoje barki. Po 23 oczka zdobyli Desmond Bane i wchodzący z ławki rezerwowych De’Anthony Melton. Double-double odnotowali Tyus Jones (16 punktów, 10 asyst) i Brandon Clarke (14 punktów, 10 zbiórek). O podwójną zdobycz otarł się Steven Adams (7 punktów, 5 asyst, 11 zbiórek). Dillon Brooks zdobył z kolei 21 punktów.
- Prym po stronie Nets wiódł przede wszystkim Kyrie Irving, autor 43 punktów i 8 asyst. Świetnym występem popisał się też Kevin Durant, który odnotował 35 oczek, 11 zbiórek i 8 asyst, choć miał problemy ze skutecznością za trzy (1/7). Andre Drummond dołożył 15 punktów, a Bruce Brown 13.
Miami Heat – Golden State Warriors 104:118
- Wojownicy przełamali złą passę i po serii niepowodzeń (trzy porażki z rzędu) odnieśli cenne zwycięstwo z Miami Heat. Do wygranej nad Żarem z Florydy poprowadził Jordan Poole, autor 30 punktów i 9 asyst. 22-latek trafił 10 z 18 rzutów z gry (56%), w tym 7 trójek najwięcej w zespole. Aż trzech graczy zanotowało 22 punkty. Należą do nich Andrew Wiggins, Jonathan Kuminga oraz Damion Lee.
- Zaledwie dwa punkty, ale za to aż 16 zbiórek uzyskał Kevon Looney. 11 punktów i 5 zbiórek dołożył Gary Payton II. 9 punktów, 6 zbiórek i 5 asyst w zaledwie 19 minut uzbierał Nemanja Bjelica. – Byliśmy dzisiaj bezkonkurencyjni. Był ogień, a egzekucja po obu stronach parkietu była doskonała – chwalił po meczu swoich podopiecznych Steve Kerr.
- Po stronie Heat wyróżniał się Kyle Lowry, autor 26 punktów i 9 asyst. 25 oczek i 9 zbiórek zanotował Bam Adebayo. 20 punktów i 5 zbiórek dodał Jimmy Butler. 13 oczek i 6 zbiórek dołożył Duncan Robinson.
- Golden State Warriors zagrali znakomicie, mimo że na parkiecie zabrakło wielu ważnych graczy. Poza grą jest oczywiście Steph Curry, który jest w trakcie leczenia kontuzji lewej stopy. Brakuje również Andre Iguodali, zmagającego się z kontuzją pleców. Z Heat nie zagrali również Green, Porter i Thompson, którzy dostali wolne na podleczenie swoich drobnych urazów.
Autor: Mateusz Malinowski
Minnesota Timberwolves – Phoenix Suns 116:125
- Phoenix Suns zwyciężyli z Wolves dzięki fantastycznej postawie w drugiej połowie. Podopieczni Monty’ego Williamsa w trzeciej i czwartej kwarcie zdobyli łącznie 74 punkty przy 52 zespołu z Minneapolis. Suns w całym meczu wygrali dziewięcioma oczkami (116:125).
- Bohaterem spotkania został Deandre Ayton, który rozegrał najlepszy mecz w swojej karierze. Środkowy Słońc zdobył 35 punktów (rekord kariery) i miał 14 zbiórek. Ayton trafił 15 z 24 rzutów z gry (63%), jedną trójkę i wszystkie rzuty wolne. – To „środowisko” play-offów – powiedział center Suns. Bardzo dobre spotkanie rozegrał Devin Booker, autor 28 punktów i 7 asyst. Najlepszy strzelec klubu z Arizony trafił 7 z 15 rzutów (47%). 19 oczek, w tym 5 trójek (najwięcej w zespole) zanotował Landry Shamet. 16 punktów i 6 zbiórek dodał Mikal Bridges. 13 punktów i 9 asyst zapisał na swoje konto Cameron Payne.
- Po stronie Minnesota Timberwolves najbardziej wyróżniał się Anthony Edwards (19 punktów). Double-double uzyskał Karl-Anthony Towns (15 punktów i 11 zbiórek). Tyle samo punktów zdobyli Malik Beasley i Jaylen Nowell. Podwójną zdobycz zanotował też Jarred Vanderbilt. 9 punktów, 5 zbiórek i 6 asyst dołożył Patrick Beverley.
Autor: Mateusz Malinowski
Oklahoma City Thunder – Orlando Magic 118:102
- Obie ekipy straciły już nawet matematyczne szanse na awans do turnieju play-in, więc całą swoją uwagę mogą poświęcić rozwojowi i walce o wysoki wybór w drafcie. Po stronie Oklahoma City Thunder szaleje ostatnio Shai Gilgeous-Alexander, który minionej nocy nie pojawił się jednak na parkiecie.
- Orlando Magic nie wykorzystali wyraźnego osłabienia Grzmotów, choć w pierwszych minutach gry to oni byli stroną przeważającą. Dobrze w pierwszej kwarcie radził sobie Franz Wagner. Cenne punkty dołożyli Chuma Okeke i Mo Bamba (26:34). Gospodarze odpowiedzieli jednak świetną drugą kwartą, którą wygrali 34:19, głównie za sprawą trafień 21-letniego Czecha Vita Krejčí. Magikom nie pomógł fakt, że trafili wówczas tylko 1 z 10 prób za trzy (60:53).
- W trzeciej kwarcie Thunder podbudowali swoją przewagę, z kolei w czwartej dokończyli dzieło zniszczenia. Po przerwie zawodnicy Magic – Franz Wagner (1/3), Ignas Brazdeikis (1/6), Admiral Schofield (2/6), Chuma Okeke (3/8) – mieli wyraźne problemy ze skutecznością. Świetnie z gry dysponowani byli natomiast OKC (20/39, 51,3%), co przełożyło się bezpośrednio na wynik.
- – Zwycięstwo to zwycięstwo. Bez względu na wszystko, za każdym razem, gdy wychodzimy na parkiet, bez wątpienia walczymy o wygraną. To był dobry występ, byliśmy w stanie kontrolować mecz, objąć prowadzenie w drugiej kwarcie i utrzymać je do końca spotkania – mówił po meczu Maledon.
- Świetny występ zaliczyli rezerwowi Thunder, których wskaźnik +/- wynosił odpowiednio +25, +24, +33 oraz +22. Theo Maledon zdobył 25 punktów i 6 asyst. Vit Krejčí odnotował double-double w postaci 12 oczek i 11 zbiórek. Po 21 punktów dołożyli Tre Mann i Isaiah Roby. Aleksiej Pokusevski dołożył 6 oczek, 8 zbiórek, 4 asysty, 2 bloki i 2 przechwyty, ale zabrakło mu skuteczności (3/10 z gry).
- Po stronie Magic aż sześciu zawodników zakończyło mecz z dwucyfrowym dorobkiem punktowym. Najwięcej zdobył Chuma Okeke, autor 19 oczek i 5 zbiórek. Double-double dołożyli Cole Anthony (17 punktów, 11 asyst) i Mo Bamba (11 punktów, 10 zbiórek). Wspierali ich Franz Wagner (15 pkt), R.J. Hampton (14 pkt) oraz Moritz Wagner (13 punktów, 8 zbiórek).
Dallas Mavericks – Houston Rockets 110:91
- Kluczowa dla losów tego spotkania była druga połowa, bowiem do przerwy Dallas Mavericks bez Luki Doncicia nie radzili sobie tak, jak oczekiwaliby tego ich sympatycy. Po nie najgorszej pierwszej odsłonie sprawy w swoje ręce wzięli Alperen Sengun i Dennis Schroder, z kolei Mavs pudłowali rzut za rzutem za trzy (1/6). To pozwoliło Houston Rockets na zniwelowanie strat i objęcie nawet 5-punktowego prowadzenia, choć na przerwę schodzili z dużo skromniejszą przewagą (52:53).
- Trzecia „ćwiartka” należała już do gospodarzy. Fantastyczny fragment gry zaliczył Jalen Brunson, który napędzał ataki swojego zespołu i w 12 minut zdobył 16 punktów. Cenne trafienia pomimo problemów ze skutecznością zza łuku dołożył Dorian Finney-Smith, co przy kiepskiej skuteczności Rakiet (1/9 za trzy) przełożyło się na wyraźną przewagę Mavericks (80:68). Przyjezdni próbowali nawiązać jeszcze walkę, ale w czwartej kwarcie trafili tylko 4 z 20 rzutów, co przesądziło o losach spotkania.
- Mavericks do zwycięstwa poprowadzili przede wszystkim Jalen Brunson (28 punktów, 4 zbiórki) i Spencer Dinwiddie (26 punktów, 6 asyst). Dorian Finney-Smith dołożył 14 oczek i zebrał 5 piłek, z kolei Dwight Powell i Frank Ntilikina dorzucili po 13 punktów.
- – Myślę, że ja i Spencer czujemy się komfortowo, odkąd tu trafił. Wszystko zwolniło, kiedy został wprowadzony do składu. To dla niego wyróżnienie, jest świetnym partnerem z zespołu, przychodzi tu i chce wygrywać – mówił po meczu Jalen Brunson.
- Żaden z zawodników Rockets nie osiągnął granicy 15 oczek. Najwięcej zdobył rezerwowy Alperen Sengun, autor double-double w postaci 14 punktów i 11 zbiórek. Jae’Sean Tate dołożył 13 oczek, a podwójną zdobyczą popisał się również Christian Wood (12 punktów, 10 zbiórek). Po 11 punktów zapisali na swoim koncie Kevin Porter Jr., Dennis Schroder i Josh Christopher.
Los Angeles Lakers – Philadelphia 76ers 121:126
- Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania wiadome było, że Los Angeles Lakers będą musieli radzić sobie bez LeBrona Jamesa, który razem z Anthonym Davisem oglądał spotkanie z wysokości ławki rezerwowych. Philadelphia 76ers mogli liczyć natomiast na wsparcie Joela Embiida i Jamesa Hardena, bez których Szóstki pokonały niedawno Miami Heat.
- Pomimo poważnego osłabienia Jeziorowcy dobrze weszli w mecz. Świetnie dysponowany w pierwszych minutach meczu był Stanley Johnson. Aktywny był również D.J. Augustin, a cenne trafienia pod koszem zaliczał Dwight Howard. Sixers w grze utrzymywał jednak tercet Harden-Embiid-Maxey, wspierany przez Georgesa Nianga, którego trafienie zmniejszyło przewagę Lakers do trzech oczek (30:27).
- W drugiej kwarcie Sixers wyraźnie się odbudowali. Wyższy bieg wrzucił Tobias Harris (9 pkt), a skutecznością błyszczeli Embiid (3/4), Maxey (3/5), DeAndre Jordan (2/2) i Furkan Korkmaz (2/2). Jeziorowcy mieli natomiast wyraźne problemy ze skutecznością za trzy (1/9), przez co stracili kontrakt z rywalem (52:61). Po powrocie na parkiet po przerwie Lakers zaskoczyli jednak rywala i zdobyli aż 39 punktów, głównie autorstwa Dwighta Howarda (10), Malika Monka (10) i Russella Westbrooka (8). Gospodarze zamknęli trzecią odsłonę serią 20:8, która ponownie dała im szanse na zwycięstwo (91:93).
- Choć Sixers utrzymywali się na prowadzeniu, to Jeziorowcy stale utrzymywali się w zasięgu kilku punktów. Rzuty osobiste Embiida pozwoliły na ponowne powiększenie prowadzenia do 8 oczek na 1:16 przed końcową syreną. Trafieniem odpowiedział Westbrook (115:121), ale to goście kontrolowali grę i upływ czasu. Chwilę później Russell dołożył jeszcze kolejne punkty, ale Sixers dowieźli prowadzenie do ostatniej syreny, choć momentami robiło się gorąco.
- Dobry mecz rozegrał Joel Embiid, autor 30 punktów, 10 zbiórek i 3 bloków. James Harden pomimo problemów ze skutecznością (7/18 z gry, 1/6 za trzy) dołożył 24 punkty, 7 zbiórek i 7 asyst. Tyrese Maxey odnotował 21 punktów, 5 zbiórek i 7 asyst, z kolei Tobias Harris dorzucił 20 oczek, 7 zbiórek i 5 asyst.
- Po stronie Lakers wyróżnili się przede wszystkim Russell Westbrook (24 punkty, 9 zbiórek, 8 asyst; 10/20 z gry), Dwight Howard (24 punkty, 8 zbiórek), a także wchodzący z ławki Malik Monk (23 pkt) i Carmelo Anthony (20 punktów, 7 zbiórek).
Portland Trail Blazers – San Antonio Spurs 96:133
- Jednostronny pojedynek, który w dużej mierze rozstrzygnął się już w pierwszej połowie. San Antonio Spurs wygrali pierwszą kwartę 45:27, powiększając po chwili przewagę o kolejne dziesięć oczek (36:26 w drugiej). Świetnie dysponowani byli Dejounte Murray, Devin Vassell (4/4 za trzy), Keldon Johnson i Josh Richardson. Goście trafiali 59,2% rzutów z gry i 59,1% prób zza łuku, na co Portland Trail Blazers nie byli w stanie znaleźć odpowiedzi.
- Po przerwie przewaga Spurs stale rosła. Podopieczni Gregga Popovicha wygrali zarówno trzecią, jak i czwartą kwartę i bez żadnych problemów odnieśli druge zwycięstwo z rzędu, powiększając skromną jak dotąd przewagę w tabeli nad Blazers.
- Kiedy Spurs osiągnęli bezpieczną przewagę, szansę na grę otrzymali zawodnicy drugoplanowi. Mimo to Dejounte Murray zdołał skompletować 28 punktów, 6 zbiórek i 7 asyst, z kolei Keldon Johnson dołożył 26 oczek i 4 zbiórki. Po 16 punktów dołożyli Devin Vassell i Jakob Poeltl, który otarł się o double-double (16 punktów, 9 zbiórek, 6 bloków). Na wyróżnienie zapracował również rezerwowy Josh Richardson, autor 15 punktów.
- Po stronie Blazers wyróżnili się przede wszystkim Drew Eubanks (20 punktów, 9 zbiórek) i Ben McLemore (23 pkt). Trendon Watford i Elijah Hughes dołożyli po 10 oczek.