Philadelphia 76ers podwyższyła prowadzenie w serii z Washington Wizards na 2:0, a w drugim meczu nawet przez chwilę nie musieli martwić się o wynik. New York Knicks przegrywali już 15 punktami, ale ostatecznie udało im się wyrównać stan rywalizacji z Atlanta Hawks. Ja Morant dwoił się i troił, ale ostatecznie jego 47 punktów i wystarczyło do kolejnej wygranej nad Utah Jazz.
Philadelphia 76ers – Washington Wizards 120:95 (2:0)
- Nawet przez moment Wizards nie mogli liczyć na to, że realnie powalczą z 76ers o wyrwanie z ich rąk przewagi własnego parkietu. Gospodarze szybko wskoczyli na najwyższe obroty i po pierwszej kwarcie prowadzili już różnicą 11 punktów, a z każdą upływającą minutą przewaga rosła. Żaden ze starterów Philly nie zagrał więcej niż 29 minut.
- Ben Simmons i Joel Embiid rzucili po 22 punkty. Australijczyk miał ponad to dziewięć zbiórek i osiem asyst. Tobias Harris dołożył 19 „oczek” i dziewięć zbiórek. Simmons w samej pierwszej kwarcie zanotował 12 punktów. Embiid z kolei 11 „oczek” zdobył w samych drugich 12 minutach.
- Dla Wizards 33 punkty zdobył Bradley Beal, ale nie dostał od swoich kolegów z zespołu praktycznie żadnego wsparcia. W samej drugiej kwarcie lider zespołu ze stolicy rzucił 16 „oczek”, czym uniemożliwił 76ers zbudowanie jeszcze większej przewagi. Wizards trafili tylko 28% rzutów z gry w drugiej połowie. Żaden z pozostałych graczy Wizards nie rzucił więcej niż 11 punktów.
- Większym problemem dla Wizards wydaje się fakt, że mecz z kontuzją kostki musiał opuścić Russell Westbrook, miało to miejsce w czwartej kwarcie. Mogło to być również zachowanie zapobiegawcze ze strony Wizards. Kiedy już udawał się do szatni, jakiś kibic 76ers zaczął rzucać w jego kierunku popcorn. Brodie nie ukrywał złości i był gotowy na konfrontację.
New York Knicks – Atlanta Hawks 101:92 (1:1)
- Knicks przegrywali do przerwy 13 punktami i potrzebowali impulsu, który pozwoliłby im na powrót z tak dużego deficytu. Wtedy, w przerwie, Julius Randle przypomniał sobie, że w sezonie regularnym, to na jego barkach zespół z Nowego Jorka był ciągnięty do zwycięstw. To gracz, który poczynił największy postęp w tych rozgrywkach, był iskrą, która zapoczątkowała powrót Knicks. Randle spudłował do przerwy wszystkie sześć prób z gry, ale z Derrickiem Rose’em, który rozpoczął trzecią kwartę w wyjściowej piątce, Randle zdobył w tym czasie aż 11 punktów.
- – Oczywiście, że byliśmy niezadowoleni z przebiegu pierwszej połowy, ale wiedziałem, że w drugiej będziemy walczyć, nie poddamy się. Nie pomyliłem się. Wszystko zaczęło się od trafienia Juliusa, on nigdy nie odpuszcza. To wojownik, zawsze będzie próbował, taki po prostu jest – przyznał trener Knicks, Tom Thibodeau. Ostatecznie Randle zakończył zawody z 15 „oczkami” i 12 zbiórkami, ale nie był w stanie odnaleźć swojego rytmu trafień – tylko pięć z 16 prób znalazło drogę do kosza.
- Reggie Bullock dołożył 15 punktów, a w drugiej połowie czterokrotnie trafił zza łuku. Knicks zapewnili przynajmniej jeszcze jeden mecz w Madison Square Garden. – Oczywiście, że przez cały mecz nie może być tak, że nie pojawi się frustracja, ale wiemy kim jesteśmy jako zespół. Nigdy nie będziemy wątpić w to, czy możemy wygrać dane spotkanie – dodał Randle.
- Trae Young w poprzednim meczu trafił na zwycięstwo na 0.9 sekundy przed końcem, ale dzisiaj nie miał takiej możliwości. Ostatecznie rozgrywający zanotował na swoim koncie 30 punktów, a Bogdan Bogdanović i De’Andre Hunter dodali po 18 „oczek”. – Mam nadzieję, że Atlanta jest gotowa na powrót play-offów. Liczę na to, że będzie świetna atmosfera, że kibice będą głośni. Jestem gotów, aby ponownie grać przed tymi fanami, to będzie świetna zabawa – przyznał Young.
- Rose trafił na 4:45 przed końcem, dając Knicks prowadzenie 93:91, a ekipa z Dużego Jabłka już tego prowadzenie nie oddała. Trafienie Rose’a rozpoczęło serię punktową 9:0. Ostatecznie Rose spędził na parkiecie 39 minut, a Thibs znów zawierzył los w ręce swojego najbardziej zaufanego żołnierza. Young wyrósł na wroga publicznego nr 1 w Nowym Jorku po tym, jak uciszył MSG. Teraz przyśpiewki na jego temat zaczęły się w hali jeszcze zanim Hawks pojawili się na parkiecie, a „buczenie” miało miejsce za każdy razem, gdy dotknął piłkę.
- Hawks prowadzili w połowie trzeciej kwarty różnicą 12 punktów, ale wtedy Knicks, prowadzeni przez Randle’a, zaliczyli serię 16:2. Gospodarze prowadzili 88:78 na 8:34 przed końcem, ale Young i run Hawks 13:3 wyrównał stan meczu. W pierwszej piątce Knicks wciąż wyszedł Elfrid Payton, ale już spędził na boisku zaledwie pięć minut – Thibs zdjął go po pierwszej przerwie na żądanie i już nigdy nie wpuścił.
Utah Jazz – Memphis Grizzlies 141:129 (1:1)
- Kto jeszcze miał jakiekolwiek wątpliwości, że Ja Morant jest wielkim graczem, a będzie tylko lepszy, dzisiaj nie będzie miał już żadnych. Młody lider Grizzlies nie rzucił dzisiaj 47 punktów, rozdał siedem asyst i miał cztery zbiórki. W swoich dwóch pierwszych występach w play-offach zanotował aż 73 punkty – lepszym wynikiem (75) mógł pochwalić się jedynie George Mikan. Przy okazji jest to rekord klubu w play-offach. Poezja w ruchach Ja jest niesamowita, ten chłopak frunie kilka centymetrów nad parkietem.
73 punkty w pierwszych dwóch meczach #NBAplayoffs. Więcej miał tylko George Mikan – 75 #NBApl pic.twitter.com/wYMK9LdxKQ
— Dominik Kołodziej (@dkolodziej96) May 27, 2021
- Donovan Mitchell rzucił 25 punktów w swoim powrocie do składu Jazz, ale mógł spędzić na parkiecie tylko 26 minut, trafił w tym czasie pięć razy zza łuku. Rudy Gobert miał 21 punktów, 13 zbiórek i cztery bloki. Mike Conley dołożył 20 punktów i 15 asyst (rekord kariery), Bojan Bogdanović zdobył 18 „oczek”. Dwa wsady Goberta zawarły się w serii punktowej 10:0, dzięki której Jazz wypracowali 13-punktowe prowadzenie na początku czwartej kwarty. – Bardzo chciał wrócić, nie mógł się doczekać. Jego energia była świetna, jego pozytywne nastawienie i agresja w grze – przyznał Gobert.
- Mitchell był gotów do gry już w niedzielę, ale sztab medyczny stwierdził, że lepiej będzie jak jeszcze poczeka. Gwiazda Jazz nie ukrywała frustracji, w końcu przez zwichniętą kostkę opuścił 17 spotkań. Mitchell widział, jak jego koledzy nie dają rady w pierwszym meczu serii ze zmotywowanymi Grizzlies. Powiedział im nawet później, że decyzja o odpuszczeniu tego spotkania nie należała do niego. Złość zawodnika było widać już od początku – 12 punktów w pierwszych ośmiu minutach spotkania. – Mike i Rudy zagrali bardzo dobre spotkania, więc powrót był dużo łatwiejszy. Nie musiałem wychodzić na parkiet i martwić się o każdy aspekt gry. Mogłem robić to, w czym jestem najlepszy – dodał Mitchell.
- Grizzlies przegrywali do przerwy różnicą 20 punktów, ale trafili w trzeciej ćwiartce 17 z 20 pierwszych rzutów z gry, a Morant i Dillon Brooks sukcesywnie dostawali się na linię rzutów osobistych. Trójka De’Anthony’ego Meltona z rogu zmniejszyła straty do dwóch „oczek”(93:91). Grizzlies zdobyli w trzeciej kwarcie 43 punkty, trafiając 67% rzutów z gry. Morant miał w tej części gry 13 „oczek”. – Muszę być agresywny przez cały mecz. Powiedziałem sobie, że muszą zrobić wszystko, aby nasza ekipa wróciła do gry. Dostawałem się w miejsca, które chciałem i udawało mi się zdobywać punkty – skomentował Morant.