Bardzo dobrze playoffs rozpoczęły ekipy Golden State Warriors i Filadelfii 76ers. Pierwsi rozbili we własnej hali San Antonio Spurs, drudzy – Miami Heat. Toronto Raptors w końcu wygrali mecz otwierający serię – po zaciętej końcówce pokonali Washington Wizards. Portland Trail Blazers już w pierwszym meczu stracili przewagę własnego parkietu, oddając ją w ręce Pelicans.
GOLDEN STATE WARRIORS – SAN ANTONIO SPURS 113:92
TORONTO RAPTORS – WASHINGTON WIZARDS 114:106
– Raptors wygrali mecz otwierający serię po raz pierwszy od 17 lat. – Mamy to z głowy, teraz skupiamy się na meczu nr dwa – skomentował DeMar DeRozan, autor 17 punktów i sześciu asyst. Ostatnia taka wygrana Dinozaurów miała miejsce w roku 2001 i starciu przeciwko 76ers.
– Serge Ibaka rzucił 23 punkty i miał 12 zbiórek, Delon Wright 11 ze swoich 18 oczek trafił w ostatniej kwarcie. – Nie jesteśmy jeszcze nasyceni, chcemy tutaj grać jak najdłużej – powiedział trener Raptors, Dwane Casey. Raptors trafili aż 16 z 30 prób zza łuku. – Pozwoliliśmy im oddawać sporo rzutów z czystych pozycji – zauważył coach Wizards, Scott Brooks.
– Po drugiej stronie parkietu na wyróżnienie zasługują John Wall, autor 23 punktów i 15 asyst, Markieff Morris, który dołożył 22 oczka i 11 zbiórek oraz Bradley Beal, kończący spotkanie z 19 punktami. Marcin Gortat spędził na parkiecie 29 minut, przekładajac to na 12 oczek i 6 zbiórek.
PHILADELPHIA 76ERS – MIAMI HEAT 130:103
– Był to najważniejszy mecz 76ers od kilku dobrych lat. Nie mógł w tym uczestniczyć Joel Embiid, ale młodzi zawodnicy Szóstek pokazali, że potrafią sobie całkiem nieźle poradzić bez swojego najlepszego gracza. Ben Simmons rzucił 17 punktów, miał 14 asyst i dziewięć zbiórek. – Jest coś w tych chłopakach niezwykłego – komplementował swój zespół Brett Brown.
– Szóstki trafiły dzisiaj 18 z 28 prób zza łuku – klubowy rekord w playoffs. Prym w tym wiedli Marco Belinelli i J.J. Redick, trafiając po cztery trójki. – W końcu ja, zawodnicy oraz kibice mamy zespół, z którego możemy być dumni – dodał Brown.
– Trudno w to uwierzyć mając przed oczami wynik końcowy, ale to Heat rozpoczynali drugą połowę jako strona wygrywająca. – Czuliśmy się dobrze wchodząc w trzecią kwartę. Oni zagrali wręcz idealnie – skomentował Kelly Olynyk, autor 26 punktów. Jednak na nic zdała się ich 4-punktowa przewaga – trzecią kwartę przegrali różnicą 16 oczek, a w czwartej jeszcze bardziej się upokorzyli.
PORTLAND TRAIL BLAZERS – NEW ORLEANS PELICANS 95:97
– Pelicans prowadzili w pewnym momencie trzeciej kwarty już 19 punktami. Blazers jednak się nie załamali i udało im się sukcesywnie skracać dystans. Doszło nawet do tego, że na niecałą minutę przed końcem, to Blazers mieli akcje, które mogły wyprowadzić ich na prowadzenie. Jednak złe wyboru trenera oraz zawodników sprawiły, że Blazers nie udało się już wyprzedzić Pelikanów.
– Anthony Davis rzucił 35 punktów i miał 14 zbiórek. W sukurs przyszli mu Rajon Rondo, dokładając sześć oczek, 17 asyst i osiem zbiórek oraz Jrue Holiady, autor 21 punktów i siedmiu zbiórek. Wszechstronny występ zanotował Nikola Mirotić, który w każdej linijsce statystycznej, notując 16 punktów, 11 zbiórek, trzy asysty, dwa przechwyty oraz cztery bloki.
– Damian Lillard rzucił 18 punktów, miał po siedem zbiórek i asyst. C.J. McCollum skończył zawody z 19 oczkami. Sprawdziły się przewidywania wielu ekspertów – backcourt Pelicans to idealny matchup dla dwójki z Oregonu. Blazers to jedyna rozstawiona ekipa, która wczoraj przegrała.