Najwięcej emocji poprzedniej nocy dostarczyło nam starcie pomiędzy zespołami z Los Angeles i Nowego Jorku. Lakers wygrali po dogrywce, a LeBron James w pierwszym meczu po powrocie zanotował triple-double. Pewnie zwyciężyli Grizzlies, Heat, Suns oraz Bucks. Noc zamknęła wygrana Kings z Thunder na własnym parkiecie.
ORLANDO MAGIC – MEMPHIS GRIZZLIES 115:135
- Orlando Magic, czyli drużyna z samego dna Konferencji Wschodniej podejmowała Memphis Grizzlies. Drużyna z Orlando ostatnio radzi sobie nieco lepiej i wygrała cztery z ostatnich sześciu meczów, ale ich rywale zaliczają się do ligowej czołówki. Faworyt tego spotkania był zatem oczywisty.
- Pierwsza połowa meczu została całkowicie zdominowana przez Grizzlies. Zespół prowadzony przez Taylora Jenkinsa dość szybko objął wysokie prowadzenie, imponując wysoką skutecznością i dużą liczbą punktów z „pomalowanego”. Koszykarze Magic byli zupełnie bezradni w defensywie i na przerwę schodzili przegrywając aż dwudziestoma punktami(56- 76).
- W drugiej połowie zobaczyliśmy więcej tego samego. Niedźwiedzie grały skutecznie w ataku, a Ja Morant prezentował efektowne akcje. Gospodarze natomiast oddawali bardzo wiele rzutów za trzy często z nieprzygotowanych pozycji. Mecz w zasadzie rozstrzygnął się już w trzeciej kwarcie po której Memphis prowadziło 108-81. Ostatnia odsłona spotkania to był już „garbage time”. W obu ekipach więcej czasu dostali gracze drugoplanowi, a Grizzlies spokojnie dowieźli prowadzenie.
- Najlepszym punktującym Orlando Magic był Cole Anthony, który zanotował 22 punkty, 6 zbiórek i 5 asyst. Po stronie Grizzlies na wyróżnienie zasługują Ja Morant, który zakończył spotkanie z dorobkiem 33 punktów i 7 asyst oraz zdobywca 21 punktów i 6 zbiórek Jaren Jackson Jr.
Janusz Nowakowski
CHARLOTTE HORNETS – MIAMI HEAT 86:104
- Kluczowe znaczenie dla tego meczu miała trzecia kwarta. Po pierwszej połowie wiele wskazywało na to, że zespoły stoczą zacięty pojedynek do samego końca, ale gdy podopieczni Erika Spoelstry wrócili z szatni, mieli gotowy plan. To dobrze świadczy przede wszystkim o trenerze Spo, który wyciągnął odpowiednie wnioski i wdrożył w życie odpowiednie rozwiązania.
- Charlotte Hornets prowadzili po pierwszej połowie 51:46. Trzecią kwartę przegrali z kretesem 8:35. Bardzo dobrze spisywała się defensywa Miami Heat. Goście zatrzymali rywala na 38% skuteczności z gry w całym spotkaniu. Mnożyły się straty gospodarzy, z czego Heat skrzętnie korzystali. Bam Adebayo z łatwością przestawiał rywali pod koszem. Na początku czwartej kwarty pierwszoroczniak James Bouknight odpyskował trenerowi Jamesowi Borrego, co pokazało, że frustracja w obozie Szerszeni rośnie.
- Młody gracz chciał się trenerowi postawić, ale szybko został przetransportowany do szatni i bez wątpienia poniesie konsekwencje takiego zachowania. Dla Hornets punkty zdobywali Terry Rozier – 16 oczek, 6 zbiórek, Miles Bridges – 15 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst oraz LaMelo Ball – 12 oczek, 6 zbiórek, 3 asysty. Z kolei dla Heat 27 punktów, 6 zbiórek i 4 asysty Jimmy’ego Butlera oraz 20 oczek, 12 zbiórek, 3 asysty, 3 przechwyty i 2 bloki Adebayo. Z ławki 19 punktów (5/8 3PT) Tylera Herro.
WASHINGTON WIZARDS – PHOENIX SUNS 80:95
- W poprzednim meczu Phoenix Suns przegrali z Atlantą Hawks, która zakończyła serię jedenastu zwycięstw z rzędu podopiecznych Monty’ego Williamsa. Dlatego zależało im na tym, by w DC rozpocząć nowy marsz. Washington Wizards sprawiali wrażenie, jakby niczego nie chcieli im utrudniać i od samego początku otworzyli drogę do łatwego zwycięstwa.
- W drugiej kwarcie prowadzenie Phoenix Suns urosło do 25 punktów, w przerwie wynosiło 27, a w trzeciej kwarcie różnica między zespołami dobiła do 36 oczek. Dopiero w ostatniej kwarcie, gdy Suns mieli prawo poczuć rozluźnienie z uwagi na wysoką przewagę, Wizards odrobili 19 punktów wygrywając tę część 29:10. To jednak w niczym im nie pomogło.
- Z dobrej strony pokazał się DeAndre Ayton notując 20 punktów, 16 zbiórek, 2 asysty i 2 przechwyty. Kolejnych 14 punktów, 4 zbiórki i 9 asyst Chrisa Paula oraz po 12 oczek od Mikala Bridgesa oraz Camerona Johnsona. Najlepiej punktującym graczem Wiz był Montrezl Harrell, który z ławki zapewnił z 15 punktów i 7 zbiórek. Wizards grają bez kontuzjowanego Bradleya Beala (lewy nadgarstek).
LOS ANGELES LAKERS – NEW YORK KNICKS 122:115 OT
- Zdecydowanie najciekawszy mecz spośród wszystkich rozgrywanych poprzedniej nocy. New York Knicks mierzyli się w Los Angeles z miejscowymi Lakers, wiec Crypto.com Arena wypełniona była po brzegi. Najważniejszą informacją przed rozpoczęciem spotkania był powrót LeBrona Jamesa. Lider LAL czuje się na tyle pewnie z kontuzjowanym lewym kolanem, że postanowił dłużej nie czekać.
- Powrót po 5-meczowej absencji nie oznaczał jednak, że będzie to dla Los Angeles Lakers spacerek. W drugiej kwarcie New York Knicks wyszli na 21-punktowe prowadzenie. Trener Frank Vogel odpowiednio zmotywował swoich podopiecznych w szatni, bo ci wygrali trzecią kwartę 31:13 odrabiając całość strat. Run 21:6 pozwolił gospodarzom objąć prowadzenie. Na 2:22 przed końcem czwartej kwarty Lakers udało się nawet zbudować 9-punktową przewagę (108:99).
- Sytuacja była więc bardzo komfortowa. R.J. Barrett nie chciał się tak łatwo poddać i to głównie za jego sprawą Knicks runem 13:3 doprowadzili do dogrywki. Na 9 sekund przed końcem młody gracz NYK trafił za trzy na remis (111:111). Chwilę później LBJ spudłował trójkę na zwycięstwo. W dogrywce widowisko było już jednostronne. James wsadził piłkę po stracie Barretta i dał swojej ekipie prowadzenie, które ta budowała do samego końca.
- To czwarte triple-double LBJ-a w tym sezonie. Skończył mecz z dorobkiem 29 punktów (13/24 FG, 2/7 3PT), 13 zbiórek i 10 asyst. Dobrze wyglądał także Malik Monk notując 29 oczek na skuteczności 11/20 FG i 4/8 3PT. Swoje dołożył także Anthony Davis z 28 punktami, 17 zbiórkami, 3 asystami, 3 przechwytami i 4 blokami. Po stronie Knicks 36 punktów, 8 zbiórek i 5 asyst Barretta i 32 oczka, 16 zbiórek i 7 asyst Juliusa Randle’a.