Z siedmiu meczów poprzedniej nocy, najwięcej emocji dostarczył ten pomiędzy Warriors i Kings. Ekipa z San Francisco zmarnowała w końcówce dwie szansy. Tymczasem Pacers ograli Sixers Joeal Embiida, a Karl-Anthony Towns i Anthony Edwards poprowadzili Wolves do wygranej z Nets. Piątą porażkę z rzędu zanotowali gracze Erika Spoelstry. O tej nocy będą zapewne chcieli jak najszybciej zapomnieć koszykarze mistrza NBA. Na koniec dnia LeBron James pomógł Lakers pokonać Bulls.
INDIANA PACERS – PHILADELPHIA 76ERS 134:122
- Po wręcz fenomenalnym występie Joela Embiida przeciwko San Antonio Spurs, kiedy to rzucił aż 70 punktów, powstawało pytanie, czy będzie w stanie powtórzyć, choć w małym stopniu taki wynik. Natomiast gospodarze tego meczu ciągle szukają wspólnej drogi z Pascalem Siakamem, jednak dalej bez Tyrese Haliburtona, który mecz oglądał tylko z ławki. Zapowiadało się bardzo ofensywne spotkanie i takie właśnie kibice obu drużyn otrzymali.
- Szczególnie ofensywna pierwsza połowa była w wykonaniu Indiany Pacers, ponieważ w ciągu 24 minut zdołali rzucić 73 punkty, oczywiście będąc na prowadzeniu. Duży udział w takim obrocie spraw miał początek tego spotkania, kiedy to momentalnie zrobiło się 15:6, za sprawą Siakama, czy też Hielda. Do przerwy też warto podkreślić, gospodarze rzucali na świetnej skuteczności zza łuku. Trzecia kwarta rozpoczęła się równie dobrze, ponieważ przewaga urosła już niemalże do 30 punktów. Mimo walki i chęci ze strony 76ers, nie było widać szans na odwrócenie losów przy tak grającej Indianie.
- Na parkiecie brylował wspomniany wcześniej Pascal Siakam, zaliczając efektowne triple-double. 26 punktów, 13 zbiórek oraz 10 asyst w jego wykonaniu. W tej ważnej wygranej pomagał mu również m.in.: Myles Turner (20 punktów), czy Nembhard (19 oczek).
- Po stronie przyjezdnych najlepszym graczem był oczywiście Joel Embiid. Dziś rzucił 31 punktów, co nie brzmi aż tak imponująco, jak jego występ przeciwko Spurs. Natomiast jego starania nie wpłynęły na wynik tego spotkania.
Patryk Popiołek
WASHINGTON WIZARDS – UTAH JAZZ 108:123
- Po pięciu kolejnych porażkach z rzędu Washington Wizards chcieli odkuć się na własnej hali, co prawda był to ich czwarty mecz z rzędu na Capital One Arena. Utah Jazz natomiast zdecydowanie pragnęli odbudować swoją dobrą dyspozycję, szczególnie po trzech porażkach z rzędu. Dziś była do tego najlepsza okazja, bowiem mierzyli się z przedostatnią drużyną konferencji wschodniej.
- Spotkanie samo w sobie zacięte było przede wszystkim w pierwszej połowie, ponieważ gospodarze byli w stanie trzymać wynik w granicy 8 punktów różnicy do przerwy. Jednak trzecia kwarta okazała się być w tym przypadku kluczowa, a 20 punktów przewagi pozwoliło na swobodną kontrolę do samego końca. Utah Jazz w dobrym stylu wróciło na zwycięską ścieżkę.
- Ich liderem zdecydowanie był Lauri Markkanen, który rzucił w tym meczu 29 punktów na 55% skuteczności. Świetny mecz zanotował natomiast podkoszowy John Collins, ponieważ zaliczył double-double (22 punkty i 16 zbiórek). W dodatku trafił aż 73% oddanych rzutów. W szeregach rywali, a więc w drużynie Wizards możemy wyróżnić na pewno Kyle Kuzmę (26 punktów). Tym samym Utah Jazz odniosło swoje 23 zwycięstwo w tym sezonie.
Patryk Popiołek
BROOKLYN NETS – MINNESOTA TIMBERWOLVES 94:96
- Nets po dwóch porażkach z rzędu chcieli za wszelką cenę wykorzystać przewagę własnego parkietu, co też udało im się w pierwszej kwarcie, którą wygrali zdecydowanie 31:24. Bridges, Thomas oraz Johnson wiedzieli, jak zdobywać punkty przeciwko Timberwolves. Jednak to, co wydarzyło się w pierwszych 12 minutach, nie znalazło zbyt wielkiego odzwierciedlenia później, co skrzętnie wykorzystała drużyna ze ścisłej czołówki konferencji zachodniej.
- Druga kwarta to już popis Karla-Anthony’ego Townsa oraz Anthony’ego Edwardsa, którzy odpłacili się swoim rywalom. Wygrywając tę odsłonę aż 36:17, zdołali zbudować sobie przewagę aż 12 punktów. Trzecia kwarta nie wskazywała od razu na to, iż Nets wrócą z wynikiem, ale zryw w końcówce tej odsłony nadzieje. W kluczowym momentach ciężar gry na swoje barki brał Bridges, który też w ostatnich sekundach zaprzepaścił pracę całej drużyny. Gdy tablica wyników wskazywała 94:96, po wywalczeniu rzutów wolnych mogących dać remis i dogrywkę, zmarnował obie próby. To dało zwycięstwo Timberwolves.
- 27 punktów oraz 10 zbiórek zanotował dziś Towns, lider przyjezdnych. Znacznie mniej skuteczny był Anthony Edwards, ponieważ trafił jedynie 35% swoich rzutów z gry (24 punkty). Po stronie Nets bardzo ważną postacią był bez wątpienia Cam Thomas (25 oczek), ale również wspomniany wyżej Mikal Bridges.
Patryk Popiołek
MIAMI HEAT – BOSTON CELTICS 110:143
- Boston Celtics rzucili w tym meczu 22 trójki i poważnie złoili Miami Heat tyłki. Dla zespołu z Florydy to już piąta porażka z rzędu, więc można mówić o kryzysie. Kibice nie mieli się czym ekscytować. Jedna drużyna grała w koszykówkę, a druga tylko biegała po parkiecie. W całym meczu goście z Bostonu rzucali na 64% skuteczności z gry. Pamiętajmy o tym, że ekipy mają ciekawą historię z ostatnich play-offów, co dla C’s może być dodatkową motywacją.
- Dla Heat to najdłuższa seria porażek od marca 2021 roku, gdy mieli serię sześciu kolejnych. Run 18:7 w pierwszej kwarcie spotkania dał Celtics prowadzenie 40:25. Z tego miejsca sprawy dla Heat robiły się tylko i wyłącznie gorsze. I to tuż po podpisaniu przez trenera Erika Spoelstrę 8-letniego przedłużenia jego umowy. Heat wypadli już z TOP 6 wschodniej konferencji.
- Dla zespołu z Bean-Town 26 punktów (7/15 z gry, 9/10 za jeden), osiem zbiórek i cztery asysty Jaysona Tatuma. Kolejnych 18 oczek (7/1 z gry, 4/8 za trzy), cztery zbiórki, pięć asyst, trzy przechwyty Jaylena Browa. Dla Heat z kolei 19 punktów (5/10 za trzy), trzy zbiórki i sześć asysty Tylera Herro i 19 oczek (8/14 z gry), pięć zbiórek, dwie asysty Bama Adebayo.
NEW YORK KNICKS – DENVER NUGGETS 122:84
- Kolejny mecz, za którym nie poszła tej nocy żadna poważna historia. Mistrzowie NBA zostali całkowicie zbici w Madison Square Garden przez miejscowych New York Knicks. To najwyższa porażka Denver Nuggets w tym sezonie. Tymczasem Knicks wygrali 11 z 13 meczów, w jakich zagrał dla nich OG Anunoby pozyskany kilka tygodni temu z Toronto Raptors.
- Gospodarze przerwali trzymeczową serię zwycięstw Nuggets. – Grali bardziej agresywnie, a my dzisiaj nie istnieliśmy – stwierdził Nikola Jokić. Knicks na żadnym etapie nie musieli gonić wyniku i rzucali na 53% skuteczności z gry. Po pierwszej kwarcie podopieczni Toma Thibodeau prowadzili 33:21 i utrzymywali dwucyfrowe prowadzenie do końca spotkania.
- Nikola Jokić zanotował na swoje konto 31 punktów (13/18 z gry), 11 zbiórek oraz trzy asysty. Drugim najlepiej punktującym graczem był Aaron Gordon z 12 oczkami, pięcioma ziórkami i dwoma asystami. Dla Knicks natomiast 26 punktów (10/18 z gry, 3/9 za trzy), sześć przechwytów i dwie zbiórki Anunoby’ego oraz 21 oczek (7/10 z gry, 6/6 za jeden), cztery asysty Jalena Brunsona.
LOS ANGELES LAKERS – CHICAGO BULLS 141:132
- Całą drugą połowę ustawiła słaba końcówka drugiej kwarty, w której Chicago Bulls zanotowali przestój i skrzętnie wykorzystali to podopieczni trenera Darvina Hama. Run 12:0 pozwolił Los Angeles Lakers wrócić na drugą połowę z prowadzeniem 73:57 i z tego się już Bulls nie podnieśli, do końca meczu obserwując ogon rywala. W całym spotkaniu ekipa z Miasta Aniołów trafiała na 61% skuteczności z gry.
- Na pewnym etapie gospodarze wyszli na 24 punktowe prowadzenie, a w czwartej kwarcie rzucili obronie Bulls 39 punktów nie spuszczając nogi z gazu do samego końca. To czwarte zwycięstwo w ostatnich sześciu meczach ekipy z Miasta Aniołów. Kolejne dwa tygodnie spędzą jednak na walizkach, ponieważ arenę w Los Angeles przejmuje organizator nagród Grammy.
- Dla Bulls poza grą cały czas jest Zach LaVine, który skręcił kostkę. 32 punkty (10/14 z gry, 11/12 za jeden), 10 asyst DeMara DeRozana. Kolejnych 25 oczek (8/18 z gry, 3/10 za trzy), siedem zbiórek i trzy asysty Coby’ego White’a. Dla Lakers 29 punktów (8/13 za trzy), cztery asysty D’Angelo Russella i 25 oczek (10/19 z gry, 3/4 za trzy), 12 asyst i cztery zbiórki LeBrona Jamesa. 22 punkty, 11 zbiórek, sześć asyst Anthony’ego Davisa.
GOLDEN STATE WARRIORS – SACRAMENTO KINGS 133:134
- Zdecydowanie jeden z najciekawszych meczów spośród wszystkich rozgrywanych poprzedniej nocy. Zespoły co chwilę wymieniały się ciosami, co poskutkowało koniecznością wywalczenia zwycięstwa w ostatnich sekundach spotkania. Na 22 sekundy przed końcem, Sacramento Kings przegrywali jednym punktem. Wtedy Domantas Sabonis wykorzystał podanie Kevina Huertera i dał swojej ekipie prowadzenie.
- W odpowiedzi próbował Jonathan Kuminga, ale jego rzut został zablokowany przez aktywnego w obronie Harrisona Barnes’a. Golden State Warriors wysłali na linię rzutów wolnych Huertera i ten spudłował obie próby. Zatem Warriors za darmo dostali szansę na zwycięstwo po lay-upie. Ostatecznie De’Aaron Fox wyłuskał w końcówce piłkę od Stephena Curry’ego i Warriors nie oddali nawet rzutu.
- Barnes był najlepszym zawodnikiem na parkiecie notując 39 punktów (14/24 z gry, 7/12 za trzy), cztery zbiórki i dwa przechwyty. Kolejnych 29 oczek (9/16 z gry, 8/8 za jeden), pięć asyst Foxa i 18 oczek (8/11 z gry), 13 asyst, osiem zbiórek Sabonisa. Dla GSW 33 punkty (13/26 z gry, 6/14 za trzy), sześć zbiórek i dwie asysty Stephena Curry’ego i 31 oczek (12/19 z gry), trzy zbiórki, trzy asysty i dwa przechwyty Kumingi.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET