Minionej nocy rozegrano jedynie cztery spotkania, ale nie oznacza to, że zabrakło emocji. Niechlubny początek sezonu zaliczają Milwaukee Bucks, którzy minionej nocy przegrali już swój czwarty mecz z rzędu. Wielkim występem popisał się Victor Wembanyama, który razem z Chrisem Paulem poprowadził Spurs do zwycięstwa nad Utah Jazz. Gorąco było też w Dallas, gdzie Mavericks pomimo obecności swojej wielkiej trójki musieli uznać wyższość Houston Rockets. Na zakończenie nocy Phoenix Suns po raz drugi w tym sezonie ograli Los Angeles Clippers, choć w pierwszej połowie przegrywali różnicą 21 punktów.
Memphis Grizzlies – Milwaukee Bucks 122:99
- Nie jest to wymarzony początek sezonu dla sympatyków Milwaukee Bucks. Przed dzisiejszym spotkaniem „Kozły” legitymowały się kiepskim bilansem 1-3 po dwóch porażkach ze zdecydowanie niżej notowanymi rywalami. Już po pierwszej kwarcie starcia z Memphis Grizzlies jasne było, że wyszarpanie drugiego zwycięstwa będzie dla podopiecznych Doca Riversa sztuką niezwykle trudną.
- Dobrze od pierwszych minut radził sobie Ja Morant, który po niespełna dziewięciu minutach na parkiecie miał na swoim koncie 10 punktów, cztery asysty i cztery zbiórki. Świetną zmianę dał dobrze dysponowany w ostatnim czasie Scotty Pippen Jr., który potrzebował zaledwie ośmiu minut na skompletowanie 13 „oczek”. Jednocześnie Bucks mieli problemy ze skuteczności (przede wszystkim za trzy — 1/8), przez co szybko musieli gonić wynik (39:21).
- W drugiej odsłonie przyjezdni zaliczyli lepszy fragment, kiedy to po trafieniach m.in. Pata Connaughtona, Delona Wrighta i Bobby’ego Portisa zbliżyli się z wynikiem na zaledwie siedem punktów (49:42). W odpowiedzi szybko przypomniał o sobie jednak Ja Morant, a dzięki wsparciu jego partnerów Niedźwiadki schodziły na przerwę z 22-punktową zaliczką.
- Po przerwie obraz gry się nie zmienił. Giannis Antetokounmpo nie mógł liczyć na wsparcie partnerów. Kiepsko — przede wszystkim z dystansu — prezentowali się Damian Lillard, Gary Trent Jr. czy Taurean Price, dzięki czemu Grizzlies mogli stopniowo powiększać swoje prowadzenie i już po trzeciej kwarcie rozstrzygnąć losy spotkania (99:70).
- Grizzlies do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim Ja Morant, autor potrójnej zdobyczy w postaci 26 punktów, 14 asyst i 10 zbiórek (9/16 z gry). Double-double odnotował wchodzący z ławki Jake LaRavia (11 punktów, 10 zbiórek). Santi Aldama zaaplikował rywalom 19 „oczek”, z kolei Scotty Pippen Jr. 16.
- Po stronie Bucks prym wiódł Giannis Antetokounmpo, autor 37 punktów i 11 zbiórek (17/22 z gry). Poza jego grą trudno doszukiwać się w Milwaukee większych pozytywów. Brook Lopez dorzucił 12 punktów, z kolei Bobby Portis dołożył 11 „oczek” i siedem zbiórek. Bucks fatalnie radzili sobie w rzutach trzypunktowych. Damian Lillard był pod tym względem 0/6, Gary Trent Jr. 0/7, a Taurean Price 1/6 — łącznie było to 9/42 (21,4%).
Dallas Mavericks – Houston Rockets 102:108
- Pomimo obecności swojej wielkiej trójki Dallas Mavericks kiepsko weszli w mecz, a ich ofensywa przez długi czas miała problemy z odnalezieniem płynności i optymalnego rytmu. W pierwszej kwarcie skuteczności nie brakowało Kyrie’emu Irvingowi (3/4), ale reszta zespołu nie była w stanie się wstrzelić (38,1% i 14,3% zza łuku). Sytuację te wykorzystali Houston Rockets, którzy m.in. za sprawą dobrze dysponowanych Dillona Brooksa i Tariego Easona rozpoczęli budowę swojej przewagi (21:34).
- W drugiej odsłonie skuteczność ofensywy Rakiet nie była już tak imponująca, choć w pewnym momencie po trafieniu Alperena Senguna ich prowadzenie wzrosło do 19 punktów (26:45). Dopiero na koniec tej kwarty po krótkiej serii trafień Luki Doncicia i Dwighta Powella Mavs byli w stanie zmniejszyć startę do — ponownie — 13 „oczek” (44:57).
- Po przerwie Houston kontynuowali grę na identycznym poziomie, a ich przewaga przez długi czas oscylowała w granicach 20 punktów (59:82). Wydawało się, że losy spotkania są już rozstrzygnięte, ale w czwartej „ćwiartce” wyższy bieg wrzucił Luka Doncić. Słoweniec zdobył wówczas 15 punktów i to po jego trójce na 1:08 przed końcową syreną strata Dallas była już niemal w pełni zniwelowana (100:103).
- Chwilę oddechu Rakietom zapewnił Amen Thompson, a chwilę później kluczową trójkę spudłował Klay Thompson, z kolei zebranej piłki nie był w stanie opanować Kyrie Irving. Skutecznie wykończenie autorstwa Dillona Brooksa w kolejnej akcji przesądziło o końcowym rezultacie.
- O sile Rockets stanowiło tej nocy co najmniej kilku zawodników. Jalen Green odnotował double-double w postaci 23 punktów i 12 zbiórek. Alperen Sengun także popisał się podwójną zdobyczą (17 punktów, 12 zbiórek). Również 17 „oczek” zapisał na swoim koncie Dillon Brooks, z kolei 15 dorzucił wchodzący z ławki Tari Eason. Pomimo zwycięstwa Houston wyraźnie brakowało tej nocy „trójki” (8/34).
- W szeregach Mavs wyróżnili się przede wszystkim Luka Doncić (29 punktów, 5 zbiórek; 12/25 z gry) oraz Kyrie Irving (28 punktów, 8 zbiórek, 7 asyst; 5/6 za trzy). Nieco mniej aktywny (i skuteczny) był Klay Thompson, który dorzucił 12 „oczek” (2/9 zza łuku).
Utah Jazz – San Antonio Spurs 88:106
- Nieco lepiej mecz rozpoczęli Utah Jazz, którzy szybko wypracowali sobie wyraźną przewagę (9:0). Dwoma trafieniami zza łuku odpowiedział jednak Victor Wembanyama, a po punktach Juliana Champagnie trójkę dorzucił również Jeremy Sochan i tym samym San Antonio Spurs objęli swoje pierwsze prowadzenie tej nocy.
- Gospodarze doprowadzili do remisu, jednak przy 3:44 na zegarze ponownie atak „Ostróg” wykończył Sochan. Punkty reprezentanta Polski były jednak ostatnim trafieniem Spurs w pierwszej odsłonie, co wykorzystał przede wszystkim Patty Mills. Były rozgrywający San Antonio trafił dwa razy za trzy, a po skutecznych rzutach wolnych Johna Collinsa gospodarze prowadzili różnicą 11 „oczek” (30:19).
- W drugiej kwarcie Spurs momentalnie wzięli się za odrabianie strat. Świetnie prezentował się wówczas duet Victor Wembanyama — Chris Paul, dzięki któremu na tablicy ponownie widniał remis (32:32). Jazz raz jeszcze zdołali jednak odskoczyć, choć ich zapały ostudził Sochan, który najpierw zakończył indywidualny atak skutecznym rzutem lobem z pomalowanego, a następnie sam przechwycił piłkę i wykończył kontratak „Ostróg” (43:38).
- Utah utrzymali swoje prowadzenie do przerwy, trafienia Wembanyamy, Paula oraz Keldona Johnsona pozwoliły San Antonio utrzymać się w zasięgu kilku posiadań (53:47). Po powrocie na parkiet ofensywa Jazz miała jednak ogromne problemy z odnalezieniem swojego rytmu strzeleckiego. W trzeciej odsłonie gospodarze trafili jedynie sześć z 21 rzutów z gry (28,6%) i choć „Ostrogi” również nie mogły wstrzelić się zza łuku (0/5), to wykorzystały niemoc rywala i odskoczyły z wynikiem (67:77).
W ostatniej części spotkania podopieczni Gregga Popovicha stopniowo powiększali swoje prowadzenie. Spora w tym zasługa Chrisa Paula, który potrzebował nieco ponad czterech minut na zdobycie 10 punktów (73:92). Bezbłędny (3/3) był również Sandro Mamukelashvili i „Ostrogi” nie miały żadnych problemów z utrzymaniem komfortowej przewagi do końcowej syreny. - – Nie jesteśmy jeszcze gotowi, by być jednym z pięciu najlepiej broniących zespołów w całej lidze. Na tym się jednak skupiamy. Na początku tego sezonu dobrze wyglądamy w defensywie. Jestem pod wrażeniem tego, że rozumieją i cieszą się tym, co świetna obrona może im zapewnić – mówił na pomeczowej konferencji trener Gregg Popovich.
- To była noc Victora Wembanyamy. Środkowy popisał się linijką „5×5”, kończąc zawody z dorobkiem 25 punktów, dziewięciu zbiórek, siedmiu asyst, pięciu przechwytów i pięciu bloków (wskaźnik +/- na poziomie +43). Fantastycznie wypadł też Chris Paul, który otarł się o triple-double (19 punktów, 10 asyst, 7 zbiórek; 8/13 z gry, +37).
- Dla Wemby’ego jest to drugie w karierze „5×5”. Według obliczeń Zacha Harpera w historii NBA było ich 23. Aż sześć należy do Hakeema Olajuwona, z kolei trzy na swoim koncie ma Andrei Kirilenko. To jedyni zawodnicy — teraz razem z Victorem — którzy takim występem popisali się więcej niż raz.
- Dla Jeremy’ego Sochana 11 punktów jest najmniejszą zdobyczą punktową w tym sezonie. Polak dołożył do tego również pięć zbiórek, trzy asysty, dwa przechwyty i jeden blok (5/13 z gry, 1/4 za trzy, 0/2 z linii). Mimo to średnie Polaka w bieżącym sezonie wciąż imponują: 17 punktów, 8,2 zbiórki oraz 3,2 asysty na mecz.
- Po stronie Jazz żaden z zawodników nie był w stanie przekroczyć bariery 20 „oczek”. Najlepiej pod tym względem wypadł wchodzący z ławki rezerwowych Collin Sexton, autor 16 punktów i trzech asyst. Keyonte George dorzucił 15 punktów, z kolei double-double popisał się John Collins (14 punktów, 11 zbiórek).
Los Angeles Clippers – Phoenix Suns 119:125
- Początek spotkania w wykonaniu Phoenix Suns nie należał do udanych. Choć grę swojego zespołu próbowali napędzać Kevin Durant i Devin Booker, to jednocześnie świetnie dysponowani byli James Harden (12 pkt w 1Q) oraz Kevin Porter Jr. (4/4 w 1Q). Los Angeles Clippers trafiali średnio 61,5% swoich rzutów (przy 36,4% przyjezdnych) i to oni cieszyli się komfortowym prowadzeniem po pierwszej kwarcie (37:20).
- W drugiej odsłonie gra podopiecznych Mike’a Budenholzera wyglądała już zdecydowanie lepiej. Aż dziewięć razy na linii rzutów wolnych stawał Devin Booker, który wykorzystał osiem z tych prób i napędzał ofensywę Słońc. Cały czas aktywny był jednak Harden, któremu zabrakło dwóch zbiórek, by jeszcze przed przerwą skompletować triple-double (70:52).
- Po powrocie na parkiet gra Suns wyglądała zdecydowanie lepiej. W trzeciej kwarcie przyjezdni trafili 16 z 20 rzutów z gry (80%), w tym aż 7 z 11 zza łuku (63,6%). Oprócz Bookera i Duranta dobrze spisywali się Jusuf Nurkić czy Royce O’Neale i to właśnie po dwóch kolejnych trójkach tego drugiego na tablicy widniał remis 89:89.
- O wszystkim miała przesądzić zatem czwarta odsłona. Przez długi czas wynik oscylował w granicach remisu, ale Phoenix bezlitośnie wykorzystali błędy rywala, kiedy to swojej okazji nie wykorzystał Norman Powell, a następnie piłkę stracił James Harden (107:115). Sprawy w swoje ręce wziął jednak Harden i na 1:09 przed końcem LAC znów tracili zaledwie trzy „oczka” (112:115). Wówczas raz jeszcze zza łuku trafił O’Neale, który następnie wykorzystał dwa osobiste i przesądził tym samym o losach pojedynku (112:120), który w ostatnich sekundach był już głównie festiwalem rzutów wolnych.
- Fantastyczny mecz rozegrał Devin Booker, autor 40 punktów, ośmiu asyst, pięciu zbiórek i trzech przechwytów (5/9 za trzy). Wspierali go przede wszystkim Kevin Durant (18 punktów, 5 zbiórek, 4 asysty; 7/13 z gry), Ryan Dunn (16 punktów) oraz wchodzący z ławki rezerwowych Royce O’Neale, który tej nocy spudłował tylko raz (21 punktów; 5/6 za trzy).
- Po stronie Clippers dwoił się i troił James Harden, który odnotował triple-double w postaci 25 punktów, 13 asyst i 10 zbiórek (8/19 z gry). Norman Powell dorzucił 23 „oczka”, z kolei podwójną zdobycz zapisał na swoim koncie świetnie dysponowany na początku tego sezonu Ivica Zubac (22 punkty, 12 zbiórek).