Ta noc przyniosła sporo niespodzianek, a największą zdecydowanie jest porażka aktualnych Mistrzów NBA z Portland Trail Blazers różnicą 32 punktów. Gorycz porażki musieli również zasmakować koszykarze Toronto Raptors, przegrywając z Chicago Bulls.
Golden State Warriors 105:137 Portland Trail Blazers
Sięgając pamięcią do legendarnego sezonu Chicago Bulls, zakończonego bilansem 72-10, nie przypominam sobie, żeby Jordan i spółka ponieśli tak wysoką porażkę. Kto wie, może taki prysznic na głowę pomoże Wojownikom, którzy mogą przegrać do końca tego sezonu jeszcze tylko 4 mecze, jeśli chcą pobić legendarny rekord.
Już pierwsza kwarta była sporą niespodzianką, kiedy to Warriors zagrali praktycznie bez obrony, co sprytnie wykorzystywał lider Blazers – Damian Lillard. Ekipę Steve’a Kerra przy życiu trzymał nie kto inny jak Steph Curry, który w pierwszych 12 minut rzucił 16 punktów. W drugiej ćwiartce Mistrzowie NBA dalej grali to co wcześniej, jednak tym razem Blazers mieli problem z egzekucją rzutów i ostatecznie prowadzili po pierwszej połowie tylko 68:62.
O trzeciej kwarcie meczu z szokującymi w tym sezonie Blazers koszykarze z Oakland będą chcieli bardzo szybko zapomnieć, albowiem dostali w niej porządne lanie! Dać sobie rzucić 36 punktów i potrafić na to odpowiedzieć zaledwie 17… Tego w tym sezonie jeszcze nie było! Gdy po trzech ćwiartkach na tablicy wyników widniał wynik 104:79, porażka Warriors była już pewna.
Na ostatnią część meczu trenerzy obu drużyn wypuścili rezerwowe składu i mimo to Blazers znów okazali się lepsi. Mecz skończył się wynikiem 138:105, na szczęście dla Warriors, nie we własnej hali. Kibice z Portland po takim meczu jak ten bardzo chętnie wrócą na swoją halę na następne spotkanie.
Jeśli Warriors nawet i pobiją rekord chicagowskich byków, to na tym rekordzie będzie widoczna spora plama, jaką był właśnie spory prysznic na głowę w meczu z Blazers. Ponownie najlepszym graczem Mistrzów NBA był Steph Curry, który trafiając 7/13 za trzy skończył mecz z 31 punktami, 4 zbiórkami i 3 asystami. 23 punkty i 3 zbiórki zanotował Klay Thompson, a o reszcie zespołu wręcz nie warto wspominać. Draymond Green otarł się o quadruple-double notując 14 punktów, 12 zbiórek, 8 asyst i… 9 strat.
Damian Lillard okazał się w tym spotkaniu najlepszym zawodnikiem, notując w nieco ponad 31 minut aż 51 punktów (9/12 za trzy!), 7 asyst i aż 6 przejęć. Warto wspomnieć również, że nie popełnił ani jednej straty! 21 punktów zdobył CJ McCollum, 12 „oczek” zanotowali Plumlee i wchodzący z ławki Henderson.
Takim meczem jak ten, Damian Lillard udowodnił wszystkim, że zasługiwał na grę w Meczu Gwiazd!
[ot-video][/ot-video]
Chicago Bulls 116:106 Toronto Raptors
Chicago Bulls są w sporym kryzysie, od momentu kiedy kontuzji doznali Joakim Noah i Jimmy Butler. Cały ciężar gry wziął na siebie od tego momentu Derrick Rose, który dzięki wsparciu kolegów, a szczególnie McDermotta pokonał mocnych w tym sezonie Toronto Raptors.
Początek meczu wcale nie wskazywał na to, że Bulls wygrają to spotkanie, ba – było można wysnuć tezę, że Bulls dostaną kolejne lanie sporą różnicą punktów. W pierwszej kwarcie kawał roboty robił DeMar DeRoznan, co przerodziło się na prowadzenie Raptors 35:24.Druga ćwiartka to z kolei prawdziwe show młodych – McDermott, Portis, a co najciekawsze Cristiano Felicio zdobyli łącznie 18 z 28 punktów Byków! Po pierwszej połowie Dinozaury prowadziły ledwie 6 punktami.
Trzecia część meczu to prawdziwy pokaz siły zespołu Freda Hoiberga, który w końcu zatrybił jak trzeba. Gra In – out wyglądała wręcz wyśmienicie. Gasol odgrywał do koszykarzy stojących na obwodzie, bądź też świetnie znajdował Taja Gibsona. McDermott miał tej nocy swój mecz, gdy dostawał piłkę – trafiał wszystko, nawet przez ręce. Pokazał jak wielki potencjał w nim drzemie, a Bulls prowadzili już 89:81.
Na ostatnią część meczu podopieczni Hoiberga wybiegli w młodym składzie, który okazał się tej nocy zwycięskim. McDermott dalej trafiał dosłownie wszystko, lecz Raptors nie odpuszczali. Byki w pewnym momencie się zacięły, a Dinozaury dzięki świetnej grze Lowry’ego i Pattersona przybliżyły się do gospodarzy na dwa punkty. To było jednak na tyle, bo piłkę w swoje ręce dostał McDermott i Rose, co skończyło się zwycięstwem 116:106.
W barwach Bulls najlepszym strzelcem okazał się zmiennik, czyli Doug McDermott, który ustanowił swój rekord kariery na 30 punktach (13/17 z gry, 4/5 za trzy). Kolejny świetny mecz rozegrał Derrick Rose, zapisując na swoim koncie 26 oczek (wysoka skuteczność, 12/20) i 6 asyst. O triple-double otarł się Pau Gasol, który do 18 punktów i 11 zbiórek dopisał także 9 asyst. 8 punktów z ławki dorzucili także Felicio i Portis (także 8 zbiórek).
Bulls zagrali dziś bardzo zespołowa koszykówkę, Raptors niekoniecznie. Trzech graczy zdobyło więcej niż 20 punktów (Lowry 27, Valanciunas 25, DeRoznan 22), a później… długo, długo nic. 12 punktów i 7 zbiórek zdobył Patterson, a 11 punktów wchodząc z ławki zaliczył Joseph.
– Wiedziałem, że ten moment w końcu nadejdzie. Było sporo wzlotów i upadków, ale w końcu udało mi się udowodnić, że jestem dobrym graczem. Cieszę się, że nie zawiodłem trenera i trafiłem tyle rzutów – mówił po meczu McDermott.
[ot-video][/ot-video]
Dallas Mavericks 104:110 Orlando Magic
[ot-video][/ot-video]
Detroit Pistons 86:98 Washington Wizards
[ot-video][/ot-video]
New York Knicks 98:109 Brooklyn Nets
[ot-video][/ot-video]
Miami Heat 115:111 Atlanta Hawks
[ot-video][/ot-video]
Minnesota Timberwolves 104:109 Memphis Grizzlies
[ot-video][/ot-video]
Philadelphia 76ers 114:121 New Orleans Pelicans
[ot-video][/ot-video]
Indiana Pacers 101:98 Oklahoma City Thunder
[ot-video][/ot-video]
Charlotte Hornets 98:95 Milwaukee Bucks
[ot-video][/ot-video]
Houston Rockets 116:100 Phoenix Suns
[ot-video][/ot-video]
Denver Nuggets 110:116 Sacramento Kings
[ot-video][/ot-video]
Boston Celtics 93:111 Utah Jazz
[ot-video][/ot-video]
San Antonio Spurs 113:111 Los Angeles Lakers
[ot-video][/ot-video]
Obserwuj @PJ_Jankowski
Obserwuj @PROBASKET