Kyrie Irving i Luka Doncić zdobyli wspólnie 71 punktów, a Dallas Mavericks wygrali na Brooklynie w powrocie Irvinga do Nowego Jorku. Wielkie emocje zapewniło starcie między Bulls a Wolves, które zakończyło się wygraną Byków dopiero po dogrywce. Kolejne spotkanie pod wodzą Doca Riversa przegrali koszykarze Bucks, nie dając sobie rady w Phoenix, gdzie kibice byli świadkami świetnego pojedynku Giannisa Antetokonumpo z Kevinem Durantem. Zwycięstwa dopisali sobie we wtorek także zawodnicy Pacers, Heat, Knicks oraz Jazz.
Bardzo dobry występ Pascala Siakama, w tym świetna trzecia kwarta, w której zdobył 17 ze swoich 29 punktów, pozwoliły drużynie Indiana Pacers wygrać u siebie 132:129 z Houston Rockets. Goście prowadzili siedmioma punktami do przerwy, mając na koncie 75 punktów po 24 minutach. Pacers weszli jednak na wyższy poziom w defensywie, a znakomita współpraca TJ McConnella z Siakamem pozwoliła im odrobić straty i wyjść na prowadzenie, którego nie oddali już do końca meczu. W pewnym momencie czwartej kwarty gospodarze mieli już nawet 14 punktów przewagi.
30 punktów dla przegranych zdobył Jalen Green. Rockets ponieśli drugą kolejną porażkę. We wtorek musieli sobie radzić bez kontuzjowanego Freda VanVleeta, który wróci najprawdopodobniej zaraz przed przerwą na Weekend Gwiazd lub też dopiero po całym tym wydarzeniu.
W rodzinne strony wrócił we wtorek Kyrie Irving, który zagrał pierwszy mecz na Brooklynie od czasu transferu do Dallas Mavericks. Kibice początkowo nie przyjęli go zbyt ciepło, ale z upływem czasu reagowali coraz bardziej pozytywnie na jego wyczyny. A mieli co podziwiać. Irving zdobył 36 punktów, a Luka Doncić dodał 35 punktów i teksańska drużyna bez większych problemów wygrała 119:107 z Brooklyn Nets.
Dla Irvinga był to powrót do gry po sześciu meczach absencji spowodowanej urazem kciuka. Nets nie przygotowali tym razem żadnego specjalnego wideo z podziękowaniami, tak jak w ubiegłym tygodniu przy okazji powrotu Kevina Duranta. Mavs wygrali drugie spotkanie z rzędu i cały czas trzymają bliski dystans do czołowej szóstki Zachodu.
Nets przegrali z kolei drugi kolejny mecz. W swoich ostatnich 20 starciach mają tylko pięć zwycięstw. We wtorek na marne poszedł kolejny solidny występ Mikala Bridgesa, który zdobył 28 punktów. Poza nim nie ma za bardzo kogo wyróżnić w składzie nowojorskiej drużyny.
Derby Florydy dla Miami Heat. Podopieczni trenera Erika Spoelstry zdominowali Orlando Magic i wygrali 121:95. Od początku mieli ten mecz pod kontrolą, natomiast w czwartej kwarcie uciekli rywalom na dobre, gdy Jimmy Butler w nieco ponad minutę sam zdobył osiem punktów w trzech kolejnych akcjach. Skrzydłowy z dorobkiem 23 punktów był najlepszym strzelcem swojej drużyny.
Heat wygrali już trzeci z czterech meczów przeciwko Magic w trwających rozgrywkach. Oznacza to, że w razie, gdyby zakończyli sezon z takim samym bilansem jak ich sąsiad z Florydy, to będą klasyfikowani wyżej. — Uwielbiam fakt, że nasze starcia stają się rywalizacją, którą możemy na nowo ożywić — stwierdził po spotkaniu Jamahl Mosley, a więc szkoleniowiec zespołu z Orlando.
23 punkty dla Magic zdobył Paolo Banchero, dla którego był to już 18. kolejny mecz wyjazdowy, w którym notował na swoje konto minimum 20 punktów. To wyrównanie drugiej najdłuższej takiej serii w historii klubu. Rekordzistą jest Tracy McGrady, który w sezonie 2003-04 zaliczył serię 21 takich spotkań.
Dobra i zła wiadomość dla fanów New York Knicks. Ich ulubieńcy wygrali kolejne spotkanie, tym razem pokonując 123:113 mocno osłabioną drużynę Memphis Grizzlies. Meczu nie dokończył jednak Jalen Brunson, który z dorobkiem 27 punktów oraz ośmiu asyst przedwcześnie opuścił parkiet z powodu kontuzji kostki. Do urazu doszło w połowie czwartej kwarty i na razie nie wiadomo, jak poważne jest to skręcenie, choć Donte DiVincenzo — najlepszy strzelec meczu z 32 punktami na koncie — w rozmowie z dziennikarzami przekazał, że nie martwi się zbytnio o kolegę.
Łącznie siedmiu zawodników Grizzlies zdobyło w tym spotkaniu 10 lub więcej punktów. Najwięcej zebrał Vince Williams Jr., który był autorem 19 punktów. Ekipa z Memphis przegrała szósta kolejne starcie, ale nie można jej odmówić walki. W czwartej kwarcie goście starali się jeszcze odrobić straty. Ostatnie 12 minut meczu wygrali 39:26, ale było to za mało, aby dogonić nowojorską drużynę. Warto dodać, że Knicks znów grali bez kontuzjowanych Juliusa Randle’a oraz OG Anunoby’ego.
Wielkie emocje w Chicago, gdzie dopiero po dogrywce poznaliśmy zwycięzcę starcia między Chicago Bulls a Minnesota Timberwolves. Dodatkowe pięć minut lepiej wykorzystali gospodarze i to Byki wygrały 129:123. Do wygranej gospodarzy poprowadził duet DeRozan-White. Obaj ci zawodnicy zdobyli po 33 punkty. 23 punkty dodał Nikola Vucević, a double-double w postaci 16 punktów oraz 16 zbiórek zaliczył Andre Drummond. Po stronie przegranych najlepszym strzelcem z dorobkiem 38 punktów oraz 12 zbiórek był Anthony Edwards.
Bulls odrobili w tym meczu 23 punkty straty i kolejny raz pokazali, że mimo przeciętnych w tym sezonie wyników na pewno nie można odmówić im serca. Dość powiedzieć, że w poprzednim meczu prawie odrobili 30 punktów straty do Kings. Wtedy się nie udało, ale we wtorek przeprowadzili skuteczny comeback. — Zaczęliśmy trafiać rzuty i kibice zaczęli się angażować, co pozwoliło nam odmienić losy meczu. Nie jest jednak fajne, gdy zakopujesz się w dziurze. Musimy znaleźć sposób na to, aby grać bardziej równą koszykówkę — przyznał po spotkaniu Coby White.
Timberwolves do przerwy prowadzili 22 punktami, ale po zmianie stron Byki pod wodzą White’a — właśnie w drugiej połowie i dogrywce zdobył on łącznie 30 ze swoich 33 punktów — rzuciły się do ataku i odrabiania strat. Gospodarze mieli nawet szansę na zwycięstwo w regulaminowym czasie gry, ale próba DeMara DeRozana okazała się niecelna. Weteran był jednak pierwszoplanową postacią w dogrywce. W kluczowych momentach zawiódł nieco Edwards. Porażka Wolves oznacza, że ekipa z Minneapolis ma w tej chwili taki sam bilans jak Nuggets oraz Thunder (35-16). Na pierwsze miejsce w tabeli Konferencji Zachodniej wskoczyli dzięki temu koszykarze Clippers (34-15).
Świetne zwycięstwo Utah Jazz. We wtorek na własnym parkiecie udało im się pierwszy raz w tym sezonie ograć zespół Oklahoma City Thunder, wygrywając 124:117 po zaciętym niemal do ostatnich minut meczu. 33 punkty i 11 zbiórek zdobył Lauri Markkanen, ale bohaterem Jazz był również Keyonte George, który w kluczowych momentach czwartej kwarty trafił dwie trójki i zaliczył asystę do Markkanena w akcji, która w zasadzie okazała się gwoździem do trumny dla OKC.
Thunder prowadzili do przerwy, a w trzeciej kwarcie zbudowali sobie nawet 12 punktów przewagi po świetnym okresie gry ChetaHolmgrena. Podkoszowy w trzeciej odsłonie zdobył 13 ze swoich 22 punktów. Z odsieczą przybył jednak Markkanen, który odpowiedział 17 punktami w trzeciej odsłonie. Zryw 16-0 na przełomie trzeciej i czwartej kwarty pozwolił Jazz wrócić do rywalizacji. To drugi z rzędu mecz, gdy ekipa z Utah odrobiła takie straty w drugiej połowie.
Najlepszym strzelcem Thunder z dorobkiem 28 punktów był Shai Gilgegous-Alexander. 26 punktów dołożył Jalen Williams, który tylko w czwartej kwarcie trafił trzy rzuty z dystansu. Goście w całym meczu 19-krotnie trafiali za trzy, ale mieli za to ogromne problemy w pomalowanym. Dość powiedzieć, że po zmianie stron zdobyli tylko osiem punktów spod kosza rywala, a w całym meczu przegrali w tym aspekcie 36:60, dając się też zdominować w walce na tablicach.
Czwarta porażka w piątym meczu pod wodzą Doca Riversa. Początki bywają trudne, o czym przekonują się kibice Milwaukee Bucks. We wtorek ich drużyna przegrała 106:114 w Arizonie z Phoenix Suns. Gospodarze wykorzystali absencję dwóch podstawowych zawodników rywala. W spotkaniu nie zagrali bowiem Damian Lillard (uraz kostki) oraz Brook Lopez (powody osobiste). Co gorsza, już w pierwszej kwarcie parkiet opuścił Khris Middleton, który podkręcił kostkę i do gry już nie wrócił.
W takiej sytuacji niemal wszystko spadło na Giannisa Antetokonumpo, który dwoił się i troił, pojedynkując się z Kevinem Durantem. Indywidualnie nieco lepszy był Grek, który zapisał na konto 34 punkty w porównaniu do 28 punktów Duranta, natomiast to KD cieszył się ze zwycięstwa. 32 punkty dla Suns zdobył Devin Booker, a 25 punktów dodał Bradley Beal. Gospodarzom nie przeszkodził fakt, że trafili w tym meczu tylko osiem z 28 prób za trzy punkty.