Poniedziałkowa noc z NBA za nami. W hicie dnia Brooklyn Nets mimo 39 punktów Kevina Duranta zostali wysłani przez Celtics na przedwczesne wakacje. Ekipa z Bostonu zanotowała tym samym sweepa, który jeszcze kilka tygodni temu byłby rozpatrywany w kategoriach koszykarskiego cudu. W kolejnym spotkaniu osłabieni Toronto Raptors po raz drugi z rzędu niespodziewanie pokonali Philadelphia 76ers i doprowadzili do stanu 2-3. Utah Jazz zanotowali natomiast swój najgorszy mecz od lat, w 5. odsłonie rywalizacji z Dallas Mavericks w fatalnym stylu zdobywając jedynie 77 punktów.
BROOKLYN NETS – BOSTON CELTICS 112:116 (0-4)
- Ostatnia szansa dla Brooklyn Nets, którzy przed tym spotkaniem jako jedyny zespół w tegorocznych play-offach nie mieli na koncie zwycięstwa. Celtowie tej nocy natomiast nic nie musieli, a jedynie mogli. Wygrana w ostatnim starciu na terenie rywali zapewniła im wygodną zaliczkę, aby zakończyć serię w najgorszym wypadku w twierdzy TD Garden.
- Nie doczekaliśmy się hucznie zapowiadanego debiutu Bena Simmonsa, który dzień wcześniej z powodu nawracającego bólu pleców został oficjalnie wycofany z rywalizacji. Trudno nie być w tej sytuacji jednostronnym i krytycznym. Wstrzymując się od poważniejszych komentarzy, szkoda, że kolejnymi kaprysami rozgrywający osłabił drużynę Nets, która przy wykorzystaniu pełni kadrowego potencjału mogłaby zapewnić nam emocje, na które przed tą serią liczyliśmy.
- Wracając do spraw czysto sportowych, spotkanie lepiej rozpoczęli Celtics, którzy po 7 minutach gry wyszli na 10-punktowe prowadzenie. Nets straty szybko odrobili, starając się trzymać się kontakt z rywalami. Ekipa Steve’a Nasha jednak ani razu w tym spotkaniu nie prowadziła, a remis na tablicy wyników widniał zaledwie trzykrotnie.
- Skuteczny rzut trzypunktowy Kyriego Irvinga na 2:29 przed syreną dał Nets wynik 106-109, a nam, kibicom, dużą nadzieję na ciekawą rywalizację w końcowe. Gdy Kevin Durant zmniejszył stratę swojej drużyny do jednego punktu, trybuny ożyły, a coraz gorzej grający Celtics stanęli pod ścianą. Bez wyrzuconego z boiska za nadmiar fauli Jaysona Tatuma ciężar rozegrania akcji wziął na siebie Marcus Smart, który rzucając się na parkiet, walczył o każde posiadanie.
- Przy stanie 111:109 i 21,2 do końca meczu Durant po raz drugi stanął na linii rzutów wolnych i miał szansę na zredukowanie strat do jednego punktu. Chybił jednak swój rzut, a jego koledzy nie kwapili się ani do walki o zbiórkę, ani do powrotu do obrony, co zakończyło się skuteczną kontrą w wykonaniu Celtów i kluczowymi punktami na wagę sweepu.
- Można powiedzieć, że wspomniany już wcześniej KD, mimo bolesnego pudła błędu w końcówce, wreszcie zagrał na miarę swoich możliwości. Przypomnijmy, że do tej pory w trzech meczach rzucał średnio 22 punkty na 37% skuteczności. W historii występów w play-offach 33-latek w żadnej serii nie notował średniej niższej niż 24,5 punktów. Tej nocy na swoim koncie zapisał o niebo lepsze 39 punktów, jednak niewiele one dały. Gospodarze przegrali dziś głównie przez złą obronę pomalowanego, gdzie podobnie jak we wcześniejszych meczach fizycznie nie sprostali rywalom.
- –Nie mogę uwierzyć w to, co się stało, ale chyba właśnie cały sezon o to walczyliśmy – powiedział po meczu Jayson Tatum. Młody skrzydłowy zdobył w całym meczu 29 punktów i rozdał 5 asyst. Jego zadania w końcówce czwartej kwarty świetnie wypełnili Jaylen Brown i Marcus Smart, którzy zapisali na swoje konto odpowiednio 22 i 20 punktów. Grant Williams dodał z ławki 17 oczek, a Al Horford – 10.
- Celtics są pierwszym zespołem, który w tegorocznych play-offach awansował do drugiej rundy. Teraz ekipa z Bostonu czeka na lepszego z rywalizacji Bucks z Bulls.
PHILADELPHIA 76ERS – TORONTO RAPTORS 88:103 (3-2)
- Na terenie rywali, bez Freda VanVleeta Raptors byli skazani na pożarcie. Faworyzowani Sixers wyglądali tej nocy jednak, niczym zespół pełen własnych problemów, nieprzystosowany do oczekiwań, które w nim pokładano.
- Mecz rozpoczął się wyrównaną rywalizacją punkt za punkt, jednak w kolejnych minutach nastąpił przełom, który miał decydujący wpływ na dalszą część spotkania. W pierwszych 5 minutach drugiej kwarty Raptors zaliczyli run 12-0, dzięki czemu udało im się zbudować bezpieczną dwucyfrową przewagę. Od tego momentu goście nie oglądali się już za siebie i pewnie zgarnęli 2. zwycięstwo w serii.
- Dobra obrona Raptors przyniosła zamierzony efekt. Sixers w pierwszej połowie rzucali zaledwie na 35% z gry, zaliczając przy tym 10 strat. W całym meczu ich skuteczność wyniosła kiepskie 38%, co przy 51% po stronie rywali pozostawiało mało szans na pozytywny rezultat. Gospodarze gorzej dzielili się także piłką (24-21 w asystach) i zostali stłamszeni w pomalowanym (56-36), co sprawiło, że rywale nie pozostawili im żadnej możliwości odbicia się od dna.
- Zwłaszcza w defensywie, widoczna była dziś niedyspozycja zmagającego się z urazem kciuka Joela Embiida. Zawodnik nie grał na poziomie, do którego zdążył nas przyzwyczaić, odpuszczając część rywalizacji w pomalowanym. W całym meczu Kameruńczyk zanotował 20 punktów i 11 zbiórek, wraz z Jamesem Hardenem pozostawiając niesmak po rywalizacji przed własną publicznością. Obrońca wyglądał ospale i często bez pomysłu na grę, zapisując na swoim koncie 15 punktów i 7 asyst.
- Raptors ciągnął za to świetnie usposobiony Pascal Siakam – zdobywca 23 punktów, 10 zbiórek i 7 asyst. Doskonały mecz z ławki zaliczył po raz kolejny Precious Achiuwa, który rzucił 17 oczek. Po 16 dodali Gary Trent Jr i OG Anunoby, a 12 i 8 zbiórek Scottie Barnes. – Zawsze znajdziemy sposób, aby sobie poradzić – stwierdził po meczu Siakam.
- Dodajmy, że żaden zespół w historii nie przegrał serii, w której prowadził już 3-0. Doc Rivers ma jednak jako jedyny trener w historii w swoim CV trzy play-offowe rywalizacje przegrane od stanu 3-1.
- Teraz rywalizacja ponownie przenosi się do Toronto, gdzie w nocy z czwartku na piątek Sixers staną przed kolejną szansą zamknięcia serii.
DALLAS MAVERICKS – UTAH JAZZ 102:77 (3-2)
- Po spotkaniu numer 4 wydawało się, że dająca Jazzmanom zwycięstwo akcja Donovana Mitchella i Rudy’ego Goberta może zmienić oblicze całej serii. W rzeczywistości zmieniła, jednak w drugą stronę.
- Jazz zostali tej nocy wprost zmieceni z parkietu. Mavs nie dali swoim rywalom ani razu wyjść na prowadzenie, w drugiej połowie trzeciej kwarty osiągając nawet 33-punktową przewagę. Dosadnie należy jednak przyznać, że Mavericks nie zagrali meczu wybitnego, a jedynie przeciętny. Ekipa z Salt Lake City po prostu zaprezentowała się tragicznie.
- Nie od dziś wiadomo, że Jazz bazują na rzutach zza łuku, a te po prostu nie wpadały. Drużyna gości zaliczyła kolektywnie 3-30 za 3 punkty, co daje najniższą skuteczność w historii play-offów (przy minimum 25 próbach). Goście nie pomagali sobie również na tablicach i w pomalowanym, praktycznie w każdej rubryce statystycznej przegrywając rywalizację z grającymi przed własną publicznością Mavs. Dodajmy, że ekipa gości mogła pochwalić się najlepszą ofensywą sezonu zasadniczego.
- Z powodu urazu ścięgna udowego przedwcześnie do szatni udać musiał się Donovan Mitchell. Obrońca na pakiecie zdążył spędzić 32 minuty, w ciągu których zaliczył 9 punktów na skuteczności 4-15 z gry (w tym 0-7 zza łuku) oraz wskaźnik +/- na poziomie -37. Za sprawą dwóch przewinień technicznych Jazz stracili również Hassana Whiteside’a, który po ciężkim faulu na Luce Donciciu w czwartej kwarcie został wyrzucony z boiska.
- Jeżeli już o Donciciu mowa, młody Słoweniec rozegrał świetne zawody, notując 33 punkty, 13 zbiórek i 5 asyst. Trybuny porwała zwłaszcza trzecia kwarta, w której oprócz 19 punktów zawodnik trafił dwie kolejne trójki po step-backu, po czym wykonał popularne shimmy. 24 punkty dołożył Jalen Brunson, a 13 Dorian Finney-Smith.
- Po stronie Jazz jedynie dwóch zawodników zanotowało dwucyfrową zdobycz punktową. Pochwalić należy wchodzącego z ławki Jordana Clarksona (20 punktów), bez którego goście mogliby nie przekroczyć granicy 60 oczek. Kolejnym punktującym zespołu był Rudy Gobert – autor 17 punktów i 11 zbiórek. Tragiczne spotkanie rozegrali Bojan Bogdanović (0-9 z gry, 2 punkty) i Mike Conley (1-6 z gry, 4 punkty).
- Rywalizacja w serii przenosi się do ponownie do Salt Lake City, gdzie mecz nr 6 zostanie rozegrany już w nocy z czwartku na piątek.