Dwa niezwykle interesujące mecze, które rozstrzygnęły się dopiero w końcówkach meczów. Dla Chicago Bulls postacią kluczową był Zach LaVine. Wziął na swoje barki dużą część odpowiedzialności i trafił przeciwko obronie Toronto Raptors wiele ważnych rzutów na drodze do zwycięstwa. Z kolei w drugim meczu znakomicie spisała się dwójka młodych liderów Oklahomy City Thunder – Josh Giddey oraz Shai Gilgeous-Alexander. Thunder w pewnym momencie stracili przewagę, ale zdołali Pels odpowiedzieć i zakończyć ich sezon.
TORONTO RAPTORS – CHICAGO BULLS 105:109
- Teraz albo nigdy. Dla Toronto Raptors lub Chicago Bulls sezon tej nocy miał dobiec końca. Ekipa z Kanady grała przed własną publicznością i chciała wykorzystać fakt, że do gry byli gotowi jej liderzy. Występ Freda VanVleeta stał pod znakiem zapytania z uwagi na jego kontuzje kciuka, ale rozgrywający ostatecznie wyszedł na parkiet i w kwarcie otwierającej mecz zdobył 8 punktów. Raptors szybko wyszli na prowadzenie 15:8. Dobrze otwierali pozycje za trzy punkty rozrzucając piłkę na dystans.
- Można było odnieść wrażenie, że Raptors w znacznie łatwiejszy sposób okazje do zdobywania punktów. Bardzo często oglądaliśmy m.in. mis-match Pascala Siakama na Patricku Beverleyu. Siakam przed przerwą miał na swoim koncie 19 oczek. Na przerwę zespoły schodziły z wynikiem 58:47 dla Raptors po tym, jak VanVleet skończył drugą kwartę buzzer-beaterem z połowy parkietu. Przewaga gospodarzy urosła do 19 punktów po niespełna trzech minutach trzeciej kwarty spotkania. Bulls w swoich działaniach nie byli tak konkretni.
- W pewnym momencie sprawy w swoje ręce chciał wziąć Zach LaVine’a, po którego indywidualnej serii Chicago Bulls udało się zredukować stratę do 8 punktów (69:77). W czwartej kwarcie obrona Raptors miała poważne problemy z zatrzymaniem rozpędzonego i zdeterminowanego LaVine’a. Gdy Alex Caruso doprowadził do remisu (91:91) trafiając za trzy, wszystko wskazywało na to, że przed nami emocje do samego końca. Zaraz potem DeMar DeRozan wjechał pod kosz i dał swojej drużynie prowadzenie 100:97, trener Nurse musiał poprosić o przerwę na żądanie.
- Sezon zaczynał się wymykać Raptors z rąk. Na 12 sekund przed końcem, przy prowadzeniu 107:104 dla Bulls, Caruso faulował rzucającego za trzy Siakama, ale ten wykorzystał tylko jedną próbę. Z tego Raptors się już nie podnieśli. Bulls o play-offy zagrają z Miami Heat. LaVine zanotował 39 punktów (12/22 z gry, 13/15 z rzutów wolnych), siedem zbiórek i trzy asysty. Kolejne 23 oczka (10/19 z gry), siedem zbiórek i trzy asysty DeRozana. Dla Raptors 32 punkty (13/22 z gry), dziewięć zbiórek i sześć asyst Siakama i 26 oczek (8/22 z gry, 7/13 za trzy), 12 zbiórek oraz 8 asyst VanVleeta.
NEW ORLEANS PELICANS – OKLAHOMA CITY THUNDER 118:123
- Gospodarze ostatecznie nie mogli skorzystać z pomocy Ziona Williamsona, ale liczyli na to, że fantastyczna w ostatnim czasie forma Brandona Ingrama będzie stanowiła rekompensatę za brak w składzie jednego z All-Starów. Trójka Herba Jonesa po świetnym podaniu przez cały parkiet Ingrama dała New Orleans Pelicans wczesne prowadzenie 19:10. To jednak wyraźnie Pels uśpiło, bo Oklahoma City Thunder odpowiedziała runem 16:3 i dość niespodziewanie wróciła do gry przed końcem pierwszych dwunastu minut.
- Od tego momentu nastąpiła wymiana ciosów i żadna z drużyn nie potrafiła narzucić swoich warunków. Trójka Treya Murphy’ego III ustaliła wynik 63:57 dla gospodarzy w połowie spotkania. Podopieczni Marka Daigneaulta nie mieli zamiaru się przed rywalem położyć i w trzeciej kwarcie podjęli walkę, agresywnie atakując obronę rywala. Wygrali tę część 39:24 i do finałowej odsłony meczu przystępowali z wynikiem 96:87, więc teraz to podopieczni Williego Greena mieli nóż na gardle, bo mogli odpaść przed własną publicznością.
- Seria 7:0 zakończona punktami Jonasa Valanciunasa zredukowała stratę Pels do dwóch punktów. Po tójce Josha Richardsona gospodarze wrócili na prowadzenie 101:100. W ostatnich minutach obowiązki związane ze zdobywaniem punktów wziął na siebie Ingram, który trafił kilka rzutów z rzędu dając swojej drużynie prowadzenie 114:112 na minutę przed końcem. Shai Gilgeous-Alexander w jednym z kolejnych posiadań dostrzegł dla siebie szanse i wjechał agresywnie pod kosz atakując Herba Jonesa. Rzucił nad jego rękami i przywrócił OKC na prowadzenie (115:114).
- Trener Green natychmiast poprosił o przerwę na żądanie. Tym razem Ingram nie trafił z półdystansu i OKC zebrali piłkę. Giddey stanął na linii wolnych i powiększył przewagę OKC do 3 oczek. Ingram trafił jeszcze trójkę, która dała Pels nadzieję, ale SGA odpowiedział dwoma skutecznymi rzutami wolnymi, a Herb Jones źle podał do C.J.-a McColluma i mecz dobiegł końca na linii rzutów wolnych.
- SGA zanotował 32 punkty (11/22 z gry, 8/8 z rzutów wolnych). Kolejnych 31 oczek (11/22 z gry, 3/7 za trzy), 10 asyst i dziewięć zbiórek Giddeya. Lu Dort zapewnił 27 punktów (8/14 z gry, 4/8 za trzy). Dla Pelicans 30 punktów (10/19 z gry, 9/11 z rzutów wolnych), sześć zbiórek, siedem asyst Ingrama i 20 oczek (7/16 z gry), pięć zbiórek, pięć asyst Jonesa. OKC o awans do play-offów zagrają z Minnesotą Timberwolves.