Za nami ostatnie spotkania sezonu NBA w 2021 roku. Chicago Bulls pokonali Indiana Pacers po fantastycznym rzucie za trzy DeMara DeRozana niemal na równi z syreną. Wcześniej osłabieni abencją Jaysona Tatuma Boston Celtics pokonali Phoenix Suns, którzy musieli z kolei radzić sobie bez Deandre Aytona. Już po północy czasu polskiego Atlanta Hawks wyszarpali zwycięstwo z rąk Cleveland Cavaliers, z kolei Toronto Raptors ograli Los Angeles Clippers. Wpadkę zaliczyli New York Knicks, którzy musieli uznać wyższość Oklahoma City Thunder. Na koniec zmagan Los Angeles Lakers zdemolowali Portland Trail Blazers, a fantastyczne zawody rozegrał LeBron James. Porażka sprawiła, że ekipa z Oregonu spadła na 14. miejsce w tabeli konferencji zachodniej.
Boston Celtics – Phoenix Suns 123:108
- Obie ekipy nie mogły tego wieczoru skorzystać z kluczowych zawodników swoich rotacji. W składzie Boston Celtics zabrakło Jaysona Tatuma, z kolei Phoenix Suns musieli radzić sobie bez Deandre Aytona.
- Początek spotkania to wymiana ciosów, żadna ze stron nie potrafiła odskoczyć z wynikiem mimo dogodnych do tego okazji. Marcus Smart i Robert Williams III napędzali grę, podczas gdy Jaylen Brown miał problemy ze skutecznością (1/4). To jednak jego trafiania, w tym trójka kilka kroków zza linii rzutów za trzy punkty, a także zdobycz Romeo Langforda powiększyły przewagę Celtów do 12 oczek (30:18).
- Rozmowa zawodników Słońc z Montym Williamsem pomiędzy kwartami nie wpłynęła zbytnio na obraz gry. Świetnie pod koszem radził sobie Al Horford, a gospodarze odskoczyli nawet na 18 punktów (40:22). Suns wciąż nie potrafili wstrzelić się zza łuku, trafiając jedynie 3 z 15 prób przed przerwą. Boston w dalszym ciągu był z kolei piekielnie skuteczny (59,2% z gry) i całkowicie kontrolował przebieg gry (67:41).
- Goście lepiej rozpoczęli drugą połowę, głównie za sprawą dobrej dyspozycji Devina Bookera i Jalena Smitha. Po początku w postaci 13:6 zdołali odrobić nieco strat, ale wciąż tracili do rywala 19 punktów (73:54). W kolejnych fragmentach udało im się zbliżyć nawet na 13 oczek, ale po drugiej stronie parkietu momentalnie odpowiedzieli Smart, Williams III, i Grant Williams. Po serii C’s 23:8 na zakończenie trzeciej „ćwiartki” wydawało się, że losy spotkania są już przesądzone (100:77).
- Przyjezdni nie mieli jednak zamiaru składać broni przed ostatnią syreną. Suns z minuty na minutę zmniejszali przewagę rywali. Po rzucie z półdystansu Chrisa Paula i dwóch celnych osobistych Bookera Phoenix nawiązali kontakt z Celtics (107:95), ale goście trzymali rękę na pulsie i nie dali już wyrwać sobie zwycięstwa w ostatnich minutach.
- Mimo drobnych problemów ze skutecznością Celtics do zwycięstwa poprowadził duet Jaylen Brown (24 punkty, 11 zbiórek, 6 strat; 8/20 z gry) oraz Marcus Smart (24 punkty, 9 zbiórek). Niezwykle istotne trafienia z ławki dołożyli Josh Richardson (19 pkt) i Romeo Langford (16 pkt). Dobrze spisał się też Grant Williams (15 pkt).
- Mimo porażki na wyróżnienie zasłużył m.in. Cameron Johnson. Skrzydłowy zdobył 20 punktów i 5 zbiórek. Solidną linijkę zanotował też Devin Booker, ale miał ewidentnie problemy ze skutecznością (22 punkty; 7/26 z gry). Co ciekawe, z wyjściowej piątki tylko Chris Paul 14 punktów, 8 asyst, 5 zbiórek) i Mikal Bridges (10 pkt) zakończyli mecz z dodatnimi wskaźnikami +/-.
Indiana Pacers – Chicago Bulls 106:108
- Oba zespoły podeszły do tego spotkania w nieco okrojonych zestawieniach. Po stronie Chicago Bulls zabrakło przede wszystkim Lonzo Balla czy Alexa Caruso. Indiana Pacers nie mogli liczyć z kolei na wsparcie Malcolma Brogdona i Chrisa Duarte.
- Po wyrównanym początku, wynikającym z kiepskiej skuteczności obu ekip, Byki zdołały w drugiej kwarcie odskoczyć nieco z wynikiem. Kluczowe okazały się trafienia zawodników drugoplanowych: Matta Thomasa, Tylera Cooka i Coby’ego White’a. Pacers w grze utrzymywał jednak Caris LeVert, który po chwili na spółkę z Domantasem Sabonisem wyprowadził Indianę na prowadzenie (36:35). Trafienia dołożył też Myles Turner, ale punktowali również DeMar DeRozan oraz Nikola Vucević, który jeszcze przed przerwą skompletował double-double (11 punktów, 11 zbiórek). Spotkanie było wyrównane, a Byki zeszły do szatni z 4-punktową przewagą (50:54).
- Po przerwie obie ekipy kontynuowały walkę punkt za punkt niemal bezprzerwy. Ścisła końcówka również stała pod znakiem regularnej wymiany ciosów. Kiedy Pacers udało się odskoczyć na 6 punktów, natychmiast zza łuku odpowiedział White, a po chwili efektowny wsad dołożył Lavine (104:103). Po kolejnej wymianie i kontrowersji związanej z decyzją sędziego, gospodarze nie wykorzystali swojej akcji i na 10 sekund przed końcem piłka znalazła się w rękach DeRozana. DeMar zdecydował się na próbę zza łuku niemal na równi z syreną. Forma jego rzutu pozostawiała nieco do życzenia, ale odnalazła drogę do kosza, zapewniając tym samym zwycięstwo Chicago.
- DeMar DeRozan poprowadził Chicago Bulls do zwycięstwa, choć przez większość czasu miał problemy ze skutecznością (28 punktów, 6 asyst; 8/24 z gry). Świetnie spisali się również Coby White (24 pkt) oraz Nikola Vucević (14 punktów, 16 zbiórek). Nieco mniej widoczny był Zach Lavine, autor 17 oczek.
- Grę Pacers przez większość czasu napędzali Caris LeVert (27 punktów, 6 zbiórek, 6 asyst) oraz Domantas Sabonis (24 punkty, 14 zbiórek, 6 asyst). Solidną zdobycz dołożył również Justin Holiday (16 pkt). Problemy z odnalezieniem drogi do kosza mieli natomiast Duane Washington Jr. (8 pkt; 3/14 z gry) i Oshae Brissett (9 pkt; 4/12 z gry).
Sacramento Kings – Dallas Mavericks 96:112
- Nieobecność Luki Doncicia to niejedyne osłabienie Dallas Mavericks. Ekipę z Teksasu zdziesiątkował koronawirus, przez co w składzie na mecz z Sacramento Kings zabrakło jeszcze m.in. Bobana Marjanovicia, Treya Burke’a, Brandona Knighta czy Isaiaha Thomasa.
- Mimo problemów kadrowych Mavs nie pozwolili gospodarzom przejąć inicjatywy nad spotkaniem. Kiedy podopieczni Alvina Gentry’ego zdołali wypracować sobie 10-punktową przewagę, natychmiast sprawy w swoje ręce brali Sterling Brown, Marquese Chriss czy Kristaps Porzingis (39:34).
- Zachowanie kontaktu w pierwszej kwarcie pozwoliło przyjezdnym na atak w drugiej. Wyższy bieg wrzucił Reggie Bullock, ale najistotniejsze okazały się problemy strzeleckie Kings (36,8% z gry w 2Q). Mavs wyszarpali prowadzenie z rąk gospodarzy i na przerwę schodzili ze skromną przewagą w postaci 6 oczek (56:62).
- Trzecia kwarta w zasadzie przesądziła o końcowym rezultacie. Zawodnicy Sacramento wciąż nie mogli odnaleźć drogi do kosza (De’Aaron Fox 0/4, Harrison Barnes 1/3, Chimezie Metu 1/4), z kolei Porzingis, Dwight Powell i Jalen Brunson kontynuowali świetną grę, co przełożyło się na fantastyczną serię punktową 24:2. Mavericks mogli zakończyć mecz z przewagą w okolicach 30 oczek (85:112), ale drugi garnitur Sacramento zamknął spotkanie wynikiem 11:0, czym pozostawił po sobie dobre wrażenie.
- Pod nieobecność Luki Doncicia w rolę liderów Mavericks wcielili się Kristaps Porzingis (24 punkty, 9 zbiórek, 6 asyst; 8/12 z gry) i Jalen Brunson (23 punkty, 8 asyst, 5 zbiórek). Nie zawiedli również pozostali zawodnicy wyjściowej piątki. Reggie Bullock dołożył 16 oczek, Dwight Powell 13 i 7 zbiórek, a Dorian Finney-Smith 12 punktów i 6 asyst.
- Po stronie Kings aż siedmiu zawodników zdołało zanotować dwucyfrową zdobycz punktową, ale żaden z nich nie przekroczył magicznej bariery „20”. Najwięcej zaaplikował rywalom Tyrese Haliburton, autor double-double w postaci 17 oczek i 10 zbiórek. Marvin Bagley III dołożył 15 punktów, ale spudłował wszystkie pięć prób zza łuku. Zawiódł też De’Aaron Fox (10 punktów, 7 asyst; 3/14 z gry).
Houston Rockets – Miami Heat 110:120
- Faworyzowani Miami Heat od początku spotkania byli stroną przeważającą. Już w pierwszej kwarcie szalał Jimmy Butler, wspierali go natomiast Kyle Guy (3/4 za trzy w 1Q) i Omer Yurtseven (3/5 z gry). Houston Rockets przez długi czas nie dawali za wygraną, a wynik utrzymywał się w granicach remisu, ale ostatecznie podopiecznym Erika Spoelstry udało się odskoczyć (30:41).
- Goście kontynuowali świetną grę w drugiej odsłonie i po kilku minutach wydawało się, że losy spotkania są już rozstrzygnięte. Seria punktowa 15:0, do której rękę przyłożyli przede wszystkim Caleb Martin, Kyle Lowry i Guy, dała Heat na 25-punktowe prowadzenie (40:65). Po drugiej stronie parkietu solidnie prezentowali się jednak Jalen Green, Jae’Sean Tate czy Alperen Sengun. Rakiety momentalnie zniwelowały straty do zaledwie 11 oczek (60:71).
- Trzecia odsłona stała pod znakiem regularnej wymiany ciosów, a obie strony zaciekle walczyły o utrzymanie dogodnego rezultatu przez ostatnią „ćwiartką”. Kiedy Miami ponownie odskoczyło na 18 punktów, po drugiej stronie parkietu natychmiast odpowiedzieli Tate i Christian Wood (79:90). Naprawdę gorąco zrobiło się dopiero w ostatniej części gry.
- Jae’Sean Tate wykorzystał podanie Kevina Portera Jr’a i zniwelował stratę gospodarzy do zaledwie 5 punktów (102:107). Po chwili Eric Gordon mógł sprawić, że Rakiety doskoczą do Heat na różnicę zaledwie jednego posiadania, ale jego próba okazała się niecelna. Jimmy Butler, Tyler Herro i Kyle Lowry odpowiedzieli serią 7:0, a na 1:55 przed końcową syreną trójkę dorzucił Caleb Martin (106:116). Houston zabrakło już czasu, żeby nawiązać walkę z rozpędzonymi Heat.
- W czwartej kwarcie Rockets zaprezentowali kawał świetnej defensywy, która nie wystarczyła jednak do końcowego zwycięstwa. – Musimy być po prostu bardziej agresywni. To musi być z nami od samego początku spotkania. Jeśli będziesz robić to co noc, zaczniesz wygrywać mecze – powiedział na konferencji Jae’Sean Tate.
- To właśnie Tate był dziś najlepiej punktującym zawodnikiem Rockets (22). Christian Wood był bliski podwójnej zdobyczy i dołożył 18 oczek i 8 zbiórek. Dobrze zaprezentował się też 2. wybór zeszłorocznego draftu – Jalen Green – który zakończył mecz z dorobkiem 16 punktów. Eric Gordon dorzucił 15.
- To jednak Jimmy Butler znalazł się dziś w świetle reflektorów. Obrońca Heat zdobył aż 37 punktów, trafiając 12 z 21 rzutów z gry. Fantastyczny mecz rozegrał też 24-letni Kyle Guy, który wchodząc z ławki zdobył 17 punktów (4/6 za trzy). Tyler Herro dołożył 16 oczek, 9 asyst i 6 zbiórek, z kolei Omer Yurtseven skompletował double-double w postaci 10 punktów i 13 zbiórek.
Cleveland Cavaliers – Atlanta Hawks 118:121
- Zawodnicy Cleveland Cavaliers wypuścili zwycięstwo z rąk na własne życzenie. Po dwóch kwartach podopieczni J. B. Bickerstaffa prowadzili różnicą 15 punktów (66:51). Świetnie dysponowany zza łuku był Kevin Love (4/6), piekielnie skuteczni z gry byli z kolei Jarrett Allen (5/5) i Evan Mobley (5/7).
- Gra Cavs posypała się jednak po przerwie. Atlanta Hawks narzucili swoje tempo i momentalnie przejęli inicjatywę. Ich grę napędzał przede wszystkim Trae Young, którego wspierali m.in. Clint Capela i Cameron Oliver. Gospodarze nie tylko roztrwonili komfortowe prowadzenie (84:85), ale po chwili musieli nawet gonić wynik. W czwartej odsłonie Jastrzębie odskoczyły bowiem na 8 punktów (97:105). Choć Love i Allen próbowali wziąć ciężar gry na swoje barki, to po drugiej stronie wciąż dwoił się i troił Trae Young. Kluczowe okazały się jednak ostatnie minuty.
- Na 12,2 sekundy przed końcową syreną Cavaliers wznawiali grę z boku przy stanie 116:119. Mobley odnalazł wbiegającego pod kosz Brandona Goodwina, który zmniejszył stratę do zaledwie jednego oczka. Po przerwie na żądanie gospodarze zdecydowali się na taktyczne przewinienie, ale rzuty osobiste pewnie wyegzekwował Young. Na próbę zza łuku, która w ostatniej akcji mogła zapewnić Cavs remis, zdecydował się Kevin Pangos, ale spudłował.
- Trae Young spędził dziś na parkiecie 42 minuty i skompletował 35 punktów i 11 asyst (11/28 z gry). Równie efektowną linijką popisał się Clint Capela, który do 18 punktów dołożył 23 zbiórki, w tym 11 ofensywnych. Skylar Mays dorzucił 19 oczek, a wchodzący z ławki Lou Williams 14 (3/12 z gry).
- Po stronie Cavaliers prym wiódł przede wszystkim Kevin Love, który zdobył z ławki aż 35 punktów i 11 zbiórek. O double-double otarli się jedynie Jarrett Allen (21 punktów, 8 zbiórek) i Evan Mobley (16 punktów, 8 zbiórek). Dobrze wypadł też 26-letni Brandon Goodwin, który dołożył 13 oczek, 6 asyst i 4 zbiórki.
Toronto Raptors – Los Angeles Clippers 116:108
- Mecz w Scotiabank Arena został rozegrany bez udziału publiczności. To efekt nowych obostrzeń nałożonych przez rząd Ontario, który nakazał ograniczenie liczby osób na widowni do tysiąca bądź 50% dostępnych miejsc.
- Spotkanie zdecydowanie lepiej rozpoczęli gospodarze, którzy już po pięciu minutach prowadzili 21:6. Aktywni byli wówczas Gary Trent Jr. czy Pascal Siakam. Do głosu prędko doszli jednak przyjezdni i po trafieniach Amira Coffeya wynik znów oscylował w granicy remisu (31:29).
- Druga odsłona przez długi czas stała pod znakiem walki punkt za punkt, ale w końcówce inicjatywę przejęli Los Angeles Clippers. Seria 13:2 autorstwa Reggie’ego Jacksona, Terance Manna i Marcusa Morrisa dawał im skromne prowadzenie do przerwy (56:62). W trzeciej „ćwiartce” ponownie żadna ze stron nie potrafiła zdominować gry. Kiedy Toronto Raptors doprowadzili do remisu po serii 6:0, LAC momentalnie odpowiedzieli trafieniami Keona Johnsona, Manna i Coffeya (78:85). Kluczowa okazała się jednak ostatnia część spotkania, a w szczególności ostatnie minuty.
- Na 1:22 przed ostatnią syreną Terance Mann zniwelował przewagę Raptors do zaledwie jednego oczka (109:108). Zimną krew zachował jednak Fred VanVleet, który odpowiedział indywidualnym, a zarazem skutecznym atakiem na kosz. Szansę Clippers na doprowadzenie do remisu zmarnował Amir Coffey, po czym trójka VanVleeta w dużej mierze przesądziła o losach pojedynku.
- Trzech zawodników stanowiło dziś o sile ekipy z Toronto. Mimo problemów ze skutecznością Fred VanVleet zdobył 31 punktów i 9 asyst (10/27 z gry). Pascal Siakam zanotował efektowne double-double w postaci 25 oczek i 19 zbiórek (do tego 7 asyst). OG Anunoby dołożył 26 punktów. Ogromne problemy z odnalezieniem drogi do kosza mieli natomiast Gary Trent Jr. (10 pkt; 4/12) i Yuta Watanabe (0 pkt; 0/4).
- Clippers musieli radzić sobie bez Tyronna Lue, który został objęty protokołem zdrowia i bezpieczeństwa. Jego miejsce zajął Brian Shaw. – Myślę, że wykonał świetną robotę. Dobrze nas też przygotował. […] Sami postrzeliliśmy się w stopę, pozwoliliśmy im na oddanie 18 rzutów więcej – mówił po meczu Reggie Jackson.
- Marcus Morris był najlepszym strzelcem Clippers i zakończył mecz z dorobkiem 20 oczek. Terance Mann dołożył podwójną zdobycz w postaci 18 punktów i 11 zbiórek. Zza łuku błyszczał Reggie Jackson (5/8), dzięki czemu dołożył 17 punktów.
Memphis Grizzlies – San Antonio Spurs 118:105
Oklahoma City Thunder – New York Knicks 95:80
- Sam wynik spotkania mówi już wiele o postawie New York Knicks. Ekipa z Wielkiego Jabłka rozpoczęła mecz od prowadzenia 3:12, ale powody do radości skończyły się równie szybko. Rzut za rzutem pudłowali Miles McBride (0/4), RJ Barrett (2/7) i Evan Fournier (1/6). Oklahoma City Thunder przejęli inicjatywę, ale NYK nie pozwolili im odskoczyć i stale trzymali się w zasięgu kilku posiadań (42:37).
- Zespół liczący na walkę w play-offs nie może pozwolić sobie na taką postawę przeciwko dużo niżej notowanemu rywalowi. W trzeciej kwarcie podopieczni Toma Thibodeau trafiali jedynie 31,6% rzutów z gry, podczas gdy Grzmoty wykorzystywały 45% swoich prób (w tym 50% za trzy). Spore problemy miał co prawda Shai Gilgeous-Alexander (2/9), ale na wysokości zadania stanęli Isaiah Roby i Kenrich Williams. Przewaga OKC wzrosła do nawet 14 punktów (70:56). Knicks nie zdołali w porę się przebudzić. W ostatniej odsłonie gry Thunder mieli ewidentne problemy, ale goście nie skorzystali z tej okazji i odnieśli pierwszą porażkę po serii trzech kolenych zwycięstw.
- Po stronie Knicks na szczególne wyróżnienie zasłużyli jedynie RJ Barrett, autor 26 punktów i 7 zbiórek, a także Mitchell Robinson, który otarł się o double-double (9 punktów, 12 zbiórek). Immanuel Quickley dołożył 11 oczek (4/12), a Alec Burks 9 (3/8). Fatalną noc ma za sobą Evan Fournier (3 pkt; 1/8 z gry). NYK trafili jedynie 8 z 41 prób za trzy (19,5%).
- Choć Thunder odnieśli zwycięstwo, to w ich szeregach również trudno doszukać się mnogiej liczby pozytywów. Shai Gilgeous-Alexander zakończył mecz z dorobkiem 23 punktów, ale miał problemy ze skutecznością (9/24 z gry). Drugim najlepiej punktującym zawodnikiem Grzmotów był Aaron Wiggins, autor 13 oczek. Ty Jerome dołożył 11 punktów, 5 asyst i 5 zbiórek. Luguentz Dort zdobył z kolei tylko 6 punktów (2/12 z gry).
Utah Jazz – Minnesota Timberwolves 120:108
Los Angeles Lakers – Portland Trail Blazers 139:106
- Los Angeles Lakers kapitalnie rozpoczęli to spotkanie i już po kilku minutach gry prowadzili różnicą 16 punktów (22:6). Po nieco lepszym, aczkolwiek krótkim fragmencie Portland Trail Blazers przewagę Jeziorowców ponownie powiększył LeBron James. Trzy ważne trafienia zza łuku dołożył Carmelo Anthony, dzięki czemu gospodarze raz jeszcze odskoczyli z wynikiem (43:26).
- W drugiej odsłonie Lakers zwolnili nieco tempo, ale przyjezdni z Oregonu wciąż radzili sobie co najwyżej przeciętnie. Problemy ze skutecznością mieli wówczas Ben McLemore (1/5), Nassir Little (0/4) i CJ Elleby (0/3), Damian Lillard oddał natomiast tylko 2 rzuty z gry (do tego 4 osobiste), przez co Blazers nie byli w stanie rozpocząć procesu odrabiania strat (69:54).
- Trzecia kwarta całkowicie przesądziła o losach spotkania. Wyższy bieg znów wrzucił LeBron, tym razem wspierany przez Russella Westbrooka, który dołożył w tej części 8 punktów. Na wyróżnienie zasłużył też Stanley Johnson, który świetnie odnalazł się w roli startera. Po drugiej stronie parkietu wciąż szwankowała skuteczność Blazers. Przyjezdni trafili tylko 1 z 9 rzutów zza łuku (w tym 0/4 Lillarda), przez co przewaga LAL wzrosła do nawet 26 oczek (101:75). Pod koniec spotkania na wysokości zadania stanęli również zmiennicy Jeziorowców z Austinem Reavesem na czele, którzy postawili kropkę nad „i”.
- To była wielka noc LeBrona Jamesa. Lider Jeziorowców zdobył 43 punkty, 14 zbiórek, 4 asysty, 2 przechwyty i 2 bloki, trafiając przy tym 16 z 26 rzutów z gry (5/10 za trzy). Russell Westbrook dołożył kolejne triple-double, tym razem w postaci 15 punktów, 12 asyst i 13 zbiórek (5/10 z gry). Malik Monk dołożył 18 oczek, a wchodzący z ławki Carmelo Anthony 16.
- – Kiedy tracisz 25 punktów na mecz [w osobie Anthony’ego Davisa], wszyscy muszą poprawić swoją grę w ofensywie, włącznie ze mną. Jeśli tego potrzebuje nasz zespół, nie mam z tym problemu. Jednocześnie jednak jestem dumny ze swojej skuteczności. Nie jestem gościem, który wychodzi na parkiet i patrzy, czy jest w stanie trafić trochę rzutów. Każdej nocy chce być wydajny – mówił po meczu LeBron James.
- Po stronie Blazers najlepszym punktującym był rezerwowy Ben McLemore, autor 28 punktów (6/14 za trzy). Damian Lillard dołożył 18 oczek i 7 asyst, ale nie mógł w pełni odnaleźć swojego rytmu strzeleckiego (5/15 z gry; 1/8 za trzy). Larry Nance Jr. otarł się o double-double (13 punktów, 9 zbiórek).
- Co ciekawe, po dzisiejszej porażce Blazers zrównali się bilansem (13-21) z Oklahoma City Thunder, którzy są obecnie na etapie gruntownej przebudowy i nie walczą o miejsce w czołowej ósemce. Podobnym wynikiem szczycą się New Orleans Pelicans, ale to Blazers zajmują obecnie 14. miejsce w tabeli konferencji zachodniej.