Minionej nocy na ligowe parkiety wybiegło jedynie dziesięć zespołów, ale szybki rzut oka na listę spotkań od razu powie nam, że była ona wypełniona emocjami aż po brzegi. Po niezwykle wyrównanym starciu Celtics zaprezentowali popis trójek w czwartej kwarcie i pokonali ostatecznie Heat. Knicks zostali zatrzymani w Madison Square Garden dopiero drugi raz w tym sezonie, za co na wyróżnienie zasługują Sixers. Działo się też w Atlancie, gdzie Hawks zostali całkowicie zdominowani przez Spurs. Bulls ograli osłabionych Cavaliers, z kolei Timberwolves wręczyli OKC Thunder dopiero trzecią porażkę w bieżących rozgrywkach.
Boston Celtics – Miami Heat 129:116
- Po dwóch kolejnych porażkach Boston Celtics wracają na zwycięskie tory. Do przerwy to jednak Miami Heat nieznacznie przeważali i choć wykorzystywali zaledwie 33,3% wszystkich swoich rzutów, to 40 punktów tercetu Kel’el Ware – Bam Adebayo – Simone Fontecchio przez dłuższy czas utrzymywało ich na prowadzeniu. Dobrą końcówkę drugiej kwarty zaliczył jednak Derrick White, który przy wsparciu m.in. Hugo Gonzaleza zdołał doprowadzić do remisu 58:58.
- Trzecia odsłona również należała do stosunkowo wyrównanych, więc o końcowym rezultacie przesądziła ostatnia część. Celtics byli wówczas nie do zatrzymania zza łuku, trafiając szalone 10 trójek przy 66,7% skuteczności. Błyszczał przede wszystkim Sam Hauser, autor czterech z nich. Gospodarze wypracowali sobie 16-punktowe prowadzenie, którego nie oddali następnie aż do końcowej syreny.
- Kapitalne zawody rozegrał duet Derrick White (33 punkty, 6 asyst, 5 zbiórek, 4 bloki) – Jaylen Brown (30 punktów, 9 zbiórek, 7 asyst). Sam Hauser skompletował ostatecznie 15 oczek (5/6 zza łuku), z kolei Hugo Gonzalez był bliski double-double (10 punktów, 8 zebranych piłek).
- Po stronie Miami Heat wyróżnił się przede wszystkim Kel’el Ware, autor podwójnej zdobyczy w postaci 24 oczek i 14 zbiórek. Bam Adebayo również odnotował double-double, choć nieco skromniejsze (16 punktów, 10 zbiórek).
- Dla Heat jest to już szósta porażka w siedmiu ostatnich występach. Ich obecny bilans 15-13 plasuje ich na 7. miejscu w tabeli Konferencji Wschodniej.
New York Knicks – Philadelphia 76ers 107:116
- New York Knicks są w tym sezonie piekielnie silnym zespołem w Madison Square Garden, gdzie przed tym spotkaniem wygrali aż 13 z 14 spotkań. Pierwsza połowa starcia z niżej notowanymi Philadelphia 76ers była wyrównana, choć nic nie wskazywało jeszcze, że zakończy się w taki, a nie inny sposób.
- Nowojorczycy byli do przerwy zespołem skuteczniejszym (48,9% do 42,9% z gry), całkowicie dominując do tego walkę na tablicach (33-16), za co wyróżnić należy przede wszystkim Karla-Anthony’ego Townsa, Mitchella Robinsona, a także – o dziwo – Jalena Brunsona. To właśnie ta trójka najlepiej też punktowała, ale z uwagi na 17 oczek Tyrese’a Maxeya Knicks schodzili na przerwę tylko z dwupunktową zaliczką (59:57).
- W trzeciej odsłonie Sixers byli jeszcze groźniejsi. Kapitalnie spisywał się VJ Edgecombe (5/6 z gry), a dwie trójki dorzucił Andre Drummond. Gospodarze mieli problemy z dochodzeniem do pozycji strzeleckich i przez całą kwartę trafili jedynie osiem rzutów (87:88).
- Ostatecznie kluczowa okazała się czwarta „ćwiartka”, w której znów do głosu doszedł Maxey. Niezwykłe cenne wsparcie zapewnili mu Jared McCain oraz wspomniany już Edgecobe. Trójka ta zdobyła razem 25 oczek (5/6 za trzy). Jednocześnie po drugiej stronie parkietu Knicks mieli problemy z finalizacją swoich ataków.
- Na 1:38 przed końcową syreną Edgecombe dobił niecelny rzut Maxeya i powiększył tym samym przewagę Sixers do ośmiu oczek (105:113). Trafieniem odpowiedział KAT, ale po odpowiednim zmarnowaniu pozostałego czasu zza łuku sypnął Maxey (107:116). Wówczas losy pojedynku były już przesądzone.
- Tyrese Maxey był fenomenalny (30 punktów, 9 asyst; 6/12 za trzy). Świetnie wypadł też debiutant VJ Edgecombe (23 oczka, 4 asysty). Paul George odsunął się w cień, ale i tak nie miał swojego dnia (7 punktów, 6 zbiórek,4 asysty; 2/10 z gry).
- To dopiero druga porażka Knicks w Madison Square Garden, ale jakże ważna dla Sixers. Ich bilans 15-11 pozwolił im skoczyć na 5. miejsce w tabeli Wschodu ze stratą zaledwie dwóch wygranych do zajmujących 3. pozycję Toronto Raptors (17-11).
Atlanta Hawks – San Antonio Spurs 98:126
- Jeremy Sochan zagrał, ale nie był to niestety udany występ. Tym razem reprezentant Polski pojawił się na parkiecie na 10 minut, ale drugi mecz z rzędu nie zdobył ani jednego punktu. Na swoim koncie zapisał tylko jedną zbiórką (0/1 z gry).
- Ponownie z ławki rezerwowych spotkanie rozpoczął Victor Wembanyama, ale to właśnie on był jednym z motorów napędowych San Antonio Spurs. Francuski środkowy skompletował double-double w postaci 26 punktów i 12 zbiórek, dokładając do tego trzy asysty, dwa bloki i jeden przechwyt. Na to wszystko potrzebował zaledwie 21 minut gry.
- Ostrogi dominowały od początku i niemal do ostatniej syreny. Atlanta Hawks byli jedynie w stanie zmniejszyć nieznacznie rozmiary porażki, a raczej zatrzymać Spurs przed dalszym powiększaniem prowadzenia. Już do przerwy Jastrzębie traciły do rywala 24 oczka (44:68).
- Devin Vassell dorzucił 18 punktów i siedem zbiórek, z kolei Stephon Castle zapisał na swoim koncie 17 oczek i siedem asyst. Po stronie gospodarzy najlepiej pod tym względem wypadł Nickeil Alexander-Walker (23 punkty, 4 asysty). Wschodząca gwiazda Jalen Johnson dorzucił double-double w postaci 17 punktów i 11 zbiórek (do tego 6 asyst, ale też 7 strat).
Cleveland Cavaliers – Chicago Bulls 125:136
- Cleveland Cavaliers w dalszym ciągu muszą radzić sobie w mocno okrojonym zestawieniu. Cały czas poza składem znajdują się Evan Mobley, Larry Nance Jr., Max Strus oraz Sam Merrill, do których tej nocy dołączył Donovan Mitchell. W pierwszej kwarcie gospodarze jeszcze sobie radzili, ale w drugiej odsłonie wyższy bieg wrzucili Josh Giddey czy Nikola Vucević, a przewaga Chicago Bulls zaczęła wzrastać (55:66).
- Cavs odpowiedzieli z przytupem po przerwie, zdobywając 44 oczka w trzeciej „ćwiartce”. Niemal bezbłędni byli wówczas Jarrett Allen (5/6) oraz Darius Garland (3/4), a po trójce Nae’Qwana Tomlina gospodarze znaleźli się w zasięgu jednego posiadania (99:101).
- To, co podopieczni Kenny’ego Atkinsona nadrobili w trzeciej części, całkowicie stracili w czwartej. To znów Byki były zdecydowanie skuteczniejszą stroną i w kluczowym momencie meczu (50 sekund przed syreną), po trafieniach Coby’ego White’a oraz Vucevicia, odskoczyli na 11 oczek, uniemożliwiając tym samym Cavs powrót do walki o zwycięstwo.
- Dobre zawody rozegrali Matas Buzelis (24 punkty, 5 zbiórek) oraz Nikola Vucević (24 punkty, 15 zbiórek). Solidnie zaprezentował się też Josh Giddey (17 punktów, 7 asyst, 6 zbiórek). Na wyróżnienie zapracował też rezerwowy Tre Jones (16 pnktów, 6 asyst).
- Obitych Cavs próbował napędzać Darius Garland, autor 35 oczek i ośmiu asyst (13/27 z gry, 6/12 za trzy). Tyrese Proctor dorzucił 16 oczek, z kolei Jarrett Allen odnotował double-double (14 punktów, 12 zbiórek, 5 asyst). Cleveland przegrali pięć z siedmiu ostatnich spotkań.
Minnesota Timberwolves – Oklahoma City Thunder 112:107
- Mecz rozpoczął się zgodnie z planem faworyzowanych Oklahoma City Thunder, którzy już w pierwszej kwarcie za sprawą dobrze dysponowanego SGA, a także celnych trójek Luguentza Dorta czy Isaiaha Joe objęli 10-punktowe prowadzenie (23:33).
- Ich sytuacja pogorszyła się jednak znacznie w drugiej części, w której trafiali zaledwie 25% swoich wszystkich rzutów. Minnesota Timberowolves również nie grzeszyli skutecznością (40% z gry, 30% za trzy), ale to wystarczyło, by w znacznym stopniu zmniejszyć stratę do przerwy (48:51).
- Po powrocie na parkiet celowniki obu ekip funkcjonowały już zdecydowanie lepiej, co przełożyło się na ofensywne popisy. Raz za razem trafiali Anthony Edwards czy Donte DiVincenzo, dzięki którym gospodarze przez długi czas utrzymywali się na prowadzeniu, ale ostatecznie Jalen Williams, Shai Gilgeous-Alexander i Ajay Mitchell znów wyszarpali prowadzenie dla OKC (83:85).
- Po wyrównanej czwartej kwarcie wszystko miało rozstrzygnąć się w końcówce. W świetle reflektorów ponownie znalazł się wówczas Edwards, który na 38,5 sekundy przed ostatnią syreną przy stracie dwóch oczek do Thunder trafił zza łuku i wyprowadził tym samym Minnesotę na prowadzenie (108:107).
- Po przerwie na żądanie do rzutu doszedł Jalen Williams, ale nie trafił zza łuku, więc przyjezdni musieli celowo faulować. Najpierw dwukrotnie z linii trafił Julius Randle, a następnie Jaden McDaniels, co przesądziło o losach rywalizacji.
- Anthony Edwards skompletował ostatecznie 26 punktów i 12 zbiórek. Bliski double-double był Rudy Gobert (9 punktów, 14 zbiórek). Julius Randle odnotował 19 punktów, osiem zbiórek i pięć asyst, z kolei Naz Reid dorzucił z ławki 15 oczek, sześć zbiórek, trzy przechwyty i dwa bloki.
- Dwoił się i troił Shai Gilgeous-Alexander, zdobywca 35 punktów, siedmiu asyst i pięciu zbiórek. Wspierali go przede wszystkim Jalen Williams (17 oczek, 7 zbiórek), Chet Holmgren (14 punktów, 5 zbiórek) oraz rezerwowy Ajay Mitchell (14 punktów). Dla OKC jest to dopiero trzecia porażka w tym sezonie.










