Za nami druga noc z NBA po przerwie na Weekend Gwiazd. Phoenix Suns nie zdołali wygrać drugiego spotkania bez kontuzjowanego Chrisa Paula i musieli uznać wyższość New Orleans Pelicans. W Nowym Jorku Knicks nie byli w stanie odpowiedzieć na solidną grę Miami Heat. Debiut w barwach Philadelphia 76ers zaliczył James Harden i z pewnością może zaliczyć go do udanych. Obrońca popisał się świetną zdobyczą, a jego zespół bez większych problemów ograł Minnesota Timberwolves. W Waszyngtonie do rozstrzygnięcia wyniku spotkania potrzebne były aż dwie dogrywki, ale ostatecznie to San Antonio Spurs wygrali aż 157:153. Na koniec zmagań Clippers pokonali Lakers w pojedynku ekip z Los Angeles.
Charlotte Hornets – Toronto Raptors 125:93
- Koszykarze z Karoliny Północnej z wielkim przytupem powrócili po tygodniowej przerwie na Weekend Gwiazd, wygrywając w iście spektakularny sposób z Toronto Raptors. Szerszenie nie dały żadnych szans kanadyjskiej ekipie, rozbijając drużynę Nicka Nurse’a aż 32-punktami. Spotkanie rozstrzygnęło się już w pierwszej połowie, którą gospodarze zwyciężyli 23 oczkami (70:47). W kolejnych kwartach podopieczni Jamesa Borrego kontrolowali wydarzenia na parkiecie i jeszcze bardziej powiększali przewagę nad rywalem.
- Najwięcej punktów dla Charlotte Hornets uzyskali Terry Rozier i Kelly Oubre (po 23). Double-double (20 punktów i 10 zbiórek) zanotował Montrezl Harrell, który trafił 9 z 12 rzutów z gry (75%). Podwójną zdobycz osiągnął również Miles Bridges, autor 11 punktów, 10 zbiórek i 7 asyst. Skrzydłowemu Hornets zabrakło tylko trzech asyst do triple-double. 13 oczek i 5 zbiórek dołożył PJ Washington. Słabsze spotkanie rozegrał LaMelo Ball, który mimo 13 punktów, 5 zbiórek i 6 asyst trafił zaledwie 5 z 16 rzutów (31%) i miał 6 strat.
- W meczu z Hornets po stronie Raptors absolutnym liderem był Scottie Barnes. 20-letni skrzydłowy trafił 13 z 18 rzutów z gry (72%) i miał 5 zbiórek. Młody gracz Raptors spędził na parkiecie blisko 32 minuty i oddał tylko jeden niecelny rzut zza linii 7,24. Poza Barnesem jedynym graczem klubu z Toronto, który przekroczył granicę 10 punktów, był Gary Trent Jr. (12 oczek).
- Ekipie z Charlotte udało się przerwać serię trzech porażek z rzędu i z bilansem 30-31 zajmują 9. miejsce w konferencji wschodniej. Kolejnym przeciwnikiem Szerszeni będą Detroit Pistons. Z kolei Raptors (32-26) już jutro zmierzą się na wyjeździe z Atlanta Hawks.
Autor: Mateusz Malinowski
Indiana Pacers – Oklahoma City Thunder 125:129 (po dogrywce)
- Do rozstrzygnięcia spotkania potrzebna była dogrywka (123:123), do której na 1,6 sekundy przed końcem celnym rzutem z rogu boiska doprowadził Lance Stephenson. W doliczonym czasie gry lepsi okazali się Oklahoma City Thunder (2:6), którzy przerwali serię dwóch porażek z rzędu.
- Fantastyczne zawody rozegrał Shai Gilgeous-Alexander, autor 36 punktów (13/24 z gry, 54%), 8 zbiórek i 5 asyst. Mierzący 198 cm obrońca Thunder zanotował 3 przechwyty, 2 bloki, ale też 7 strat. Na wyróżnienie zasługuje też Tre Mann, zdobywca 22 punktów, 4 zbiórek i 5 asyst. Double-double odnotowali Darius Bazley (14 punktów i 10 zbiórek) i Isaiah Roby (10 punktów i 11 zbiórek). 14 punktów dołożył Theo Maledon, a 13 oczek zapisał na swoje konto Aleksej Pokusevski.
- Po stronie Indiana Pacers aż siedmiu graczy osiągnęło dwucyfrowy wynik punktowy. Najbardziej wyróżniał się Buddy Hield, autor 29 punktów, 7 zbiórek i 5 asyst. 17 punktów, 6 zbiórek i 5 bloków dołożył Isaiah Jackson, zaś 16 punktów i 6 zbiórek miał Jalen Smith. 15 oczek dodał Malcolm Brogdon, a po 14 Tyrese Haliburton i Lance Stephenson.
Autor: Mateusz Malinowski
Orlando Magic – Houston Rockets 119:111
Washington Wizards – San Antonio Spurs 153:157 (po dwóch dogrywkach)
- Do rozstrzygnięcia spotkania w Waszyngtonie potrzebne były aż dwie dogrywki. Wcześniej do remisu na 19,4 sekundy przed końcową syreną doprowadził Kentavious Caldwell-Pope. Obrońca Washington Wizards minął Jakoba Poeltla i wykończył akcję spod kosza, doprowadzając do remisu 130:130. Szansę na zwycięski rzut dla San Antonio Spurs miał jeszcze Dejounte Murray, ale spudłował.
- W dogrwyce wyróżniał się m.in. Lonnie Walker IV, ale to trójka Murraya wyprowadziła gości na 2-punktowe prowadzenie na nieco ponad 24 sekundy przed końcem regulaminowego czasu. Raul Neto potrzebował jednak tylko chwili, by odpowiedzieć trafieniem spod kosza i ponownie doprowadzić do remisu (145:145). Raz jeszcze przed szansą na zapewnienie przyjezdnym zwycięstwa stanął Murray, ale ponownie pomylił się zza łuku. Swojej szansy z ponad 9 metrów nie wykorzystali też Wizards.
- W kolejnej części gospodarzom zabrakło skuteczności. Rzut za rzutem pudłował Kyle Kuzma (0/4), po jednej niecelnej próbie dołożyli Deni Avdija oraz KCP i tylko Daniel Gafford, a także wspomniany Raul Neto wpisali się w drugiej dogrywcę na listę punktujących. Po drugiej stronie parkietu miał Keldon Johnson (0/3), ale to rzut Poeltla z okolic pomalowanego na 28,2 sekundy przed syreną wyprowadził Spurs na 5-punktowe prowadzenie (150:155). Honoru Czarodziei ponownie próbował ratować Neto, zdołał on odpowiedzieć zza łuku, ale po celnych osobistych Murraya jego kolejna próba była już niecelna.
- Kluczem do zwycięstwa Spurs była dziś postawa trzech zawodników. Fantastycznym triple-double w postaci 31 punktów, 13 zbiórek i 14 asyst popisał się Dejounte Murray. Bliski potrójnej zdobyczy był też Jakob Poeltl, autor 28 punktów, 11 zbiórek i 8 asyst, natomiast Keldon Johnson dołżył aż 32 oczka i 7 zebranych piłek. Cenne wsparcie z ławki rezerwowych zapewnił Lonnie Walker IV (23 pkt).
- Po stronie Wizards prym wiódł przede wszystkim Kyle Kuzma (36 punktów, 8 zbiórek, 7 asyst). Kentavious Caldwell-Pope dorzucił 24 punkty, a Raul Neto otarł się o double-double (22 punkty, 9 asyst). Daniel Gafford dołożył 17 oczek, a wchodzący z ławki Deni Avdija 14. Na swój debiut w barwach Czarodziei czeka wciąż Kristaps Porzingis.
New York Knicks – Miami Heat 100:115
- Problemów New York Knicks ciąg dalszy. Przerwa na Weekend Gwiazd nie odmieniła losów ekipy z Wielkiego Jabłka, która minionej nocy przegrała już swój czwarty mecz z rzędu. Zaczęło się jednak nie najgorzej. Od początku spotkania świetnie prezentował się RJ Barrett, ale notorycznie pudłowali jego partnerzy (Julius Randle: 0/6, Evan Fournier: 2/6). To jednak NYK zakończyli pierwszą kwartę ze skromnym prowadzeniem (32:30).
- W drugiej kwarcie ofensywa gospodarzy nieco się zaplątała, brakowało przede wszystkim skuteczności z gry i częstszego dzielenia się piłką. Choć po stronie Miami Heat Jimmy Butler nie zdobył wówczas ani jednego punktu, to na wysokości zadania stanęli m.in. Bam Adebayo, Tyler Herro czy Gabe Vincent. Podopieczni Erika Spoelstry odskoczyli nawet na 16 punktów (46:62), ale na przerwę schodzili tylko z zaliczką 10 oczek.
- W trzeciej kwarcie znów zrobiło się gorąco, gra się wyrównała, a wynik oscylował nawet w granicach remisu (85:86). W ostatniej części Heat ponownie wykorzystali jednak niemoc strzelecką Knicks (3/12 z gry), odskoczyli z wynikiem (96:108) i bez większych problemów dowieźli prowadzenie do końca.
- Świetny mecz po stronie Heat rozegrał wchodzący z ławki Tyler Herro, zdobywca 25 punktów i 7 zbiókek (4/9 za trzy). Jimmy Butler dołożył 23 oczka, a double-double w postaci 16 punktów i 16 zbiórek skompletował Bam Adebayo. Kyle Lowry otarł się o podwójną zdobycz, dokładając 19 punktów i 9 zbiórek.
- – Sprawia nam radość, gdy wszyscy są zaangażowani. Nie polegamy na jednej osobie, która ma dostarczać nam 30 punktów co noc. To piękna gra we właściwy sposób, dzielimy się piłką i każdy dostaje swoją część – mówił po meczu Adebayo. – Świetnie było znów zobaczyć ten zespół razem – dodał trener Spoelstra.
- Po stronie Knicks kapitalne zawody rozegrał RJ Barrett, autor 46 punktów i 9 zbiórek. Dla skrzydłowego NYK jest to najlepsza zdobycz punktowa w karierze. Jego partnerzy nie stanęli jednak na wysokości zadania. Evan Fournier dołożył 13 punktów, Alec Burks 12, a fatalny tej nocy Julius Randle (2/15 z gry) tylko 11, choć dołożył do tego 8 asyst i 8 zbiórek. Ekipa z Wielkiego Jabłka traci powoli dystans do miejsca gwarantującego udział w turnieju play-in.
Minnesota Timberwolves – Philadelphia 76ers 102:133
- Mecz, na który wszyscy sympatycy Philadelphia 76ers czekali od ponad dwóch tygodni. James Harden finalnie zadebiutował w nowych barwach i od razu dołożył kilka cegiełek do zwycięstwa swojego zespołu. Sixers wygrali każdą z kwart, w tym ostatnią różnicą 13 oczek (28:41) i odnieśli tym samym komfortowe zwycięstwo, a nowy nabytek skompletował 27 punktów, 12 asyst i 8 zbiórek, trafiając 7 z 12 rzutów z gry, w tym aż 5/7 za trzy.
- Nie zawiódł również lider Philly. Joel Embiid nie zwalnia tempa i tym razem dołożył 34 punkty i 10 zbiórek. Świetnie wypadł też Tyrese Maxey, autor 28 oczek i 4 przechwytów. – Powinniście zobaczyć moją twarz, szczególnie w czwartej kwarcie. Przez trzy pierwsze kwarty [Harden] tworzył akcje pod każdego z nas. Prawdopodobnie nigdy nie byłem tak często na czystych pozycjach w mojej karierze. Zdobyłem wiele łatwych punktów, wcześniej musiałem o wszystko walczyć – mówił w pomeczowym wywiadzie Embiid.
- Po drugiej stronie parkietu wyróżniali się przede wszystkim Karl-Anthony Towns (25 punktów, 7 zbiórek), D’Angelo Russell (21 punktów) i Anthony Edwards (15 punktó, 5 asyst). Minnesota Timberwolves nie mieli dziś jednak odpowiedzi na popisy duetu Embiid-Harden, który odnosi swoje pierwsze wspólne zwycięstwo. Szóstki wskakują na 3. miejsce w tabeli konferencji wschodniej z bilansem 36-23.
Phoenix Suns – New Orleans Pelicans 102:117
- W drugim meczu w tym sezonie bez kontuzjowanego Chrisa Paula Phoenix Suns wypadli blado. W pierwszej kwarcie świetnie dysponowani byli Brandon Ingram i CJ McCollum, co pozwoliło New Orleans Pelicans odskoczyć z wynikiem (22:31). Odpowiedzieć próbował Devin Booker i sztuka ta przez dłuższy czas mu się udawała, ale w pewnym momencie zaczęło brakować mu skuteczności.
- W drugiej odsłonie gospodarze odpowiedzieli jednak w najlepszy możliwy sposób. Ciężar gry wzięli na swoje barki zadaniowcy, zza łuku trafiali Landry Shamet, Cameron Johnson czy Jae Crowder, dzięki czemu Słońca były nawet w stanie odzyskać prowadzenie (47:43). W trzeciej „ćwiartce” Pels wyprowadzili jednak cios, po którym Phoenix nie byli już w stanie się pozbierać. Ingram zdobył wówczas 13 punktów, Jason Hayes dołożył 9, a Jonas Valanciunas 8, przez co przewaga NOP wzrosła niemal momentalnie do 17 oczek (78:95) i w takiej granicy oscylowała już do końcowej syreny.
- Pelicans do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim tercet CJ McCollum (32 punkty, 6 zbiórek, 4 asysty) – Brandon Ingram (28 punktów, 5 zbiórek, 7 asyst) – Jonas Valanciunas (18 punktów, 17 zbiórek). Wpływ na mecz mieli również Jaxson Hayes (9 punktów, 9 zbiórek) i wchodzący z ławki DeVonte’ Graham (11 pkt), który miał jednak problemy ze skutecznością (2/6 z gry).
- Po stronie Suns wyróżniali się głównie Devin Booker (30 punktów, 5 asyst; 10/24 z gry) i Deandre Ayton (20 punktów, 5 zbiórek, 3 bloki). Cam Johnson dołożył 15 punktów, a Jae Crowder 12. Rezerwowy Torrey Craig zdołał zebrać 11 piłek, dołożył do tego 2 przechwyty i 2 bloki, ale spudłował wszystkie 6 rzutów z gry i zakończył mecz z dorobkiem zaledwie 2 oczek.
- Suns kończą tym samym swoją serię zwycięstw na ośmiu. Podopieczni Monty’ego Williamsa wciąż mogą pochwalić się jednak wygraną w 19 z ostatnich 21 występów i najlepszym bilansem (49-11) w całej NBA.
Utah Jazz – Dallas Mavericks 114:109
- W pierwszej połowie Dallas Mavericks byli nieco lepszym zespołem i zdołali udokumentować swoją przewagę w postaci skromnej, 7-punktowej przewagi do przerwy. Świetnie prezentowali się Dwight Powell i Davis Bertans, którzy wspierali mającego problemy ze skutecznością Lukę Doncicia (11 punktów, 7 asyst; 3/10 z gry). Po drugiej stronie aktywni byli jednak Donotan Mitchell i Rudy Gobert, dzięki czemu Utah Jazz cały czas pozostawali w grze (60:67).
- Po przerwie przyjezdni mieli problemy z odnalezieniem swojego rytmu strzeleckiego zza łuku, podczas gdy Jazzmani byli piekielnie skuteczni z niemal każdego miejsca na parkiecie. Nie mylił się Mike Conley (3/3), tylko jedno pudło przytrafiło się Mitchellowi (4/5) i Royce O’Neale’owi (2/3). Gospodarze odzyskali prowadzenie (89:86), a o końcowym rezultacie miał zadecydować przebieg ostatniej kwarty.
- Strony przez długi czas prowadziły wymianę ciosów, kilkukrotnie zamieniając się przy tym prowadzeniem. Kluczowa okazała się zatem ścisła końcówka. Na 1:29 przed syreną Bojan Bogdanović wyprowadził Jazz na 3-punktowe prowadzenie trafieniem zza łuku (110:107). Po przerwie na żądanie Jasona Kidda Doncic spudłował dwie kolejne próby za trzy. To pozwoliło Utah na podwyższenie prowadzenia za sprawą Rudy’ego Goberta. Na 5,9 sekundy Dorian Finney-Smith dołożył dwa oczka do zdobyczy Mavs, ale chwilę później z linii nie pomylił się Mike Conley, ustalając tym samym wynik spotkania.
- Najlepiej punktującym zawodnikiem Jazz był tej nocy Donovan Mitchell, autor 33 oczek i 5 asyst. Rudy Gobert dołożył double-double w postaci 14 punktów i 17 zbiórek. Bojan Bogdanović dorzucił 18 punktów, Mike Conley 15, a wchodzący z ławki Jordan Clarkson 13.
- Luka Doncić zdobył 23 punkty, 7 zbiórek i 11 asyst, ale brakowało mu skuteczności (8/24 z gry). Miał też drugi najgorszy wskaźnik +/- w swoim zespole (-16). Dwight Powell dołożył 22 punkty, a rezerwowy Spencer Dinwiddie 20. Dobry występ zaliczył też Davis Bertans, który dorzucił 17 oczek, trafiając przy tym 5 z 8 rzutów za trzy.
- Jazz wracają na zwycięskie tory po wpadce z Los Angeles Lakers przed przerwą na Weekend Gwiazd. W niedzielny wieczór czasu polskiego czeka ich potyczka z Phoenix Suns. Mavericks zmierzą się z kolei z Golden State Warriors.
Los Angeles Lakers – Los Angeles Clippers 102:105
- Po wyrównanym początku meczu (22:24) druga kwarta należała do Los Angeles Clippers. Dobrze do przerwy prezentował się wchodzący z ławki Luke Kennard (14 pkt), który był wówczas najlepiej punktującym zawodnikiem swojego zespołu. Tyle samo oczek zdołał skompletować zarówno LeBron James, jak i Dwight Howard, który po pierwszej połowie miał na koncie double-double (11 zbiórek). LAC schodzili do szatni z 10-punktową zaliczką (47:57).
- Los Angeles Lakers świetnie rozpoczęli drugą połowę i całkowicie zdominowali swojego przeciwnika, wygrywając tę odsłonę 31:15. Dobry fragment zaliczył Russell Westbrook, grę stale napędzał również LeBron James, który miał jednak problemy ze skutecznością (78:72).
- W czwartej odsłonie Clippers odpowiedzieli serią 12:7, przez co Frank Vogel zmuszony był poprosić o przerwę na żądanie. LAC odzyskali bowiem prowadzenie, ale po rozmowie ze sztabem szkoleniowym Jeziorowcy odzyskali swój rytm, trafiając rzut za rzutem. Kluczowe były dwie trójki Carmelo Anthony’ego, ale formalni przyjezdni nie tracili dystansu do Lakers (98:95). Na nieco ponad minutę przed końcową syreną Clippers wykorzystali ofensywną niemoc rywala i po trafieniach z linii Amira Coffeya (100:101).
- Po wymianie ciosów fantastycznym rzutem z półdystansu popisał się Marcus Morris, który ponownie wyprowadził LAC na prowadzenie (102:103). W kolejnej akcji LeBron James był bliski przekroczenia linii końcowej podczas kontaktu z piłką. Sędziowie potrzebowali prawie ośmiu minut, by podjąć decyzję w tej sprawie. Ostatecznie Clippers odzyskali posiadanie na 25,6 sekundy przed końcem. W kolejnej akcji o challenge poprosił również trener Vogel i on również okazał się skuteczny. Lakers przejęli piłkę na 17,8 sekundy przed syreną.
- Piłka trafiła do Jamesa, ale ten został podwojony. Zauważył jednak Carmelo Anthony’ego, który zdecydował się na rzut za trzy, choć znajdował się 2-3 kroki od linii 7,24m, a na zegarze wciąż pozostało kilka sekund. Anthony spudłował, co w dużej mierze przesądziło o losach spotkania. Reggie Jackson trafił oba rzuty osobiste, ale Jeziorowcy nie mieli już przerwy na żądanie. Podanie rozpaczy w okolice kosza Clippers pozwolił jeszcze na wznowienie z boku, ale trójki LeBrona nie zapewniła Lakers remisu.
- Aż siedmiu zawodników Clippers zakończył ten mecz z dwucyfrową zdobyczą punktową. Terance Mann skompletował double-double w postaci 19 punktów i 10 zbiórek. Luke Kennard dołożył 18 oczek, Reggie Jackson 17, a Amir Coffey 14. Isaiah Hartenstein do 11 oczek dorzucił też 6 asyst i 7 zbiórek. Po 10 punktów zaaplikowali rywalowi Marcus Morris i Robert Covington.
- LeBron James trafił tylko 6 z 18 rzutów z gry i zakończył spotkanie z dorobkiem 21 punktów, 11 zbiórek, 3 asyst i aż 6 strat. Russell Westbrook dołożył 18 punktów, 5 zbiórek i 2 przechwyty (9/21 z gry). Dwight Howard zaliczył double-double w postaci 14 oczek i 16 zbiórek, a cenne oczka z ławki dołożyli Carmelo Anthony (18) i Talen Horton-Tucker (16).