W konferencji wschodniej doszło do niezwykle ciekawej sytuacji. Minionej nocy Philadelphia 76ers przegrali z Phoenix Suns, natomiast Brooklyn Nets – z debiutującym w Barclays Center Kyrie’m Irvingiem – musieli uznać wyższość Charlotte Hornets. Rywala pewnie ograli natomiast Boston Celtics, którzy objęli tym samym prowadzenie w tabeli konferencji wschodniej. Kolejną porażkę zaliczyli Los Angeles Lakers, którzy roztrwonili 23-punktowe prowadzenie z drugiej kwarty i przegrali z New Orleas Pelicans. Przegrali także Golden State Warriors i Utah Jazz, dla których ostatnie tygodnie są wyjątkowo trudne.
Detroit Pistons – New York Knicks 102:104
- New York Knicks rozpoczęli to spotkanie od kilku niecelnych rzutów i skuteczności 7/17 z gry, ale mimo to stale utrzymywali i powiększali swoje prowadzenie (14:24). Kluczowe okazały się punkty wchodzącego z ławki Immanuela Quickleya (9). Detroit Pistons napędzał z kolei Marving Bagley III, który w pierwszej kwarcie był w ataku niemal bezbłędny (6/6 z gry).
- Pozostali zawodnicy „Tłoków” nie byli jednak tak dobrze dysponowani i mecz rozpoczęli od 3 trafionych rzutów w 19 próbach. W porę przebudził się Cade Cunningham, który zdobył nieco punktów, co w połączeniu z gorszym fragmentem nowojorczyków pozwoliło Pistons na utrzymanie 12-punktowego deficytu z pierwszej kwarty do przerwy (47:59).
- Po powrocie do gry Knicks ponownie brakowało skuteczności (6/21 z gry), co trafiający 60% swoich rzutów Pistons konsekwentnie wykorzystali. Po dwóch niezwykle cennych trafieniach Braxtona Keya oraz punktach Killiana Hayesa na zamknięcie trzeciej odsłony gospodarze tracili do Knicks już tylko punkt.
- Kluczowa okazała się zatem nie tylko czwarta „ćwiartka”, ale i ścisła końcówka meczu. Po akcji 2+1 Bagleya III Tłoki przegrywały już tylko 96:99 na 2:09 przed ostatnią syreną. Layupem odpowiedział RJ Barrett, ale kolejne trafienie dołożył Cade Cunningham, a po chwili po dwóch celnych osobistych Saddiqa Beya było już 100:101. Na wysokości zadania stanął jednak Alec Burks, który po przerwie na żądanie trafił za trzy. Pistons ponownie zdołali jednak zmniejszyć stratę i po pudle Barretta mieli ostatnią szansę na zwycięski rzut. Piłkę z rąk Cunninghama tuż przed rzutem wytrącił jednak Alec Burks, pozbawiając tym samym Detroit szans na zwycięstwo.
- – W tej lidze musisz być przygotowany na wygrywanie meczów na różne, trudne sposoby. Wywalczyliśmy na początku wysokie prowadzenie, ale je roztrwoniliśmy, więc musieliśmy ponownie walczyć o nie w kolejnych fragmentach – mówił po meczu Tom Thibodeau.
- Po stronie Knicks brakowało tej nocy jednego, zdecydowanego lidera. RJ Barrett zdobył 21 punktów i 9 zbiórek. Julius Randle dołożył 20 punktów, 7 zbiórek i 5 asyst. Obaj trafili dokładnie 7 z 18 rzutów z gry. Alec Burks i wchodzący z ławki Immanuel Quickley dorzucili po 18 oczek.
- W Pistons prym wiódł Marvin Bagley III, autor 27 punktów i 7 zbiórek. Cade Cunningham zanotował 18 punktów i 7 asyst, z kolei double-double w postaci 10 punktów i 10 zbiórek zapisał na swoje konto Isaiah Stewart.
Boston Celtics – Minnesota Timberwolves 134:112
- Celtowie bez żadnych problemów ograli Minnesota Timberwolves różnicą 22 punktów. Kluczowa dla losów spotkania okazała się druga kwarta, w której gospodarze wręcz rozbili ekipę z Minneapolis różnicą 19 oczek (38:19). Do przerwy prowadzenie Celtics wzrosło do 23 punktów (72:49). Od tego czasu zespół z Beantown zupełnie kontrolował wydarzenia na parkiecie. Dzięki wygranej (szóstej z rzędu) z Wilkami Celtowie zajęli pierwsze miejsce w konferencji wschodniej. Podopieczni Ime Udoki mają taki sam bilans jak Miami Heat (47-28), którzy od czterech spotkań nie mogą znaleźć drogi do zwycięstwa. – Drużyny manipulują tym, gdzie chcą grać – powiedział Ime Udoka. – Nie martwimy się tym – dodał.
- Kolejny raz zachwycił superduet Brown-Tatum, który zdobył łącznie 64 punkty. Najwięcej oczek zdobył Jayson Tatum (34), który trafił 12 z 21 rzutów z gry (57%), w tym 5 trójek (najwięcej w zespole). Lider Boston Celtics miał też 5 zbiórek i 6 asyst. – To była podróż – powiedział Tatum. – Mieliśmy trudne czasy, ale zaczęliśmy korzystać z naszych wielkich możliwości. To uczyniło nas lepszymi – dodał. Double-double (31 punktów i 10 zbiórek) zanotował drugi najlepszy gracz Bostonu, Jaylen Brown. 25-latek rzucał na jeszcze lepszej skuteczności od Tatuma (12 na 20, 60%). 15 punktów i 6 asyst dołożył Derrick White.
- 15 punktów i 6 asyst dołożył Derrick White. Double-double (13 punktów i 10 zbiórek) uzyskał Robert Williams III. 11 oczek i 5 asyst zapisał na swoje konto Payton Pritchard. 7 punktów i 7 asyst dodał Marcus Smart.
- Po stronie Wilków brylował Anthony Edwards, autor 24 punktów, 5 zbiórek i 6 asyst. Skrzydłowy Minnesoty trafił 9 z 16 rzutów (56%), w tym 5 trójek (5/9, 56%). 19 oczek i 5 asyst dołożył Karl-Anthony Towns. 13 punktów dodał Jaylen Nowell, zaś 11 Jarred Vanderbilt.
Autor: Mateusz Malinowski
Phoenix Suns – Philadelphia 76ers 114:104
- Dzięki znakomitej drugiej połowie (54:40) Phoenix Suns odnieśli swoje 61. zwycięstwo w sezonie. Do wygranej na Sixers poprowadził Devin Booker, autor 35 punktów. Najlepszy strzelec Słońc trafił 13 z 22 rzutów (59%). Double-double (19 punktów i 14 asyst) uzyskał Chris Paul. CP3 trafił 9 z 15 rzutów (60%). Podwójną zdobycz zanotował również Deandre Ayton (14 punktów i 12 zbiórek). 12 oczek dodał Landry Shamet, a 11 punktów i 5 zbiórek dołożył Mikal Bridges.
- 9 punktów i 8 zbiórek odnotował Jae Crowder – Moja motywacja nie zmieniła się od zeszłego roku – powiedział skrzydłowy, który z Suns był finalistą NBA w zeszłym sezonie. – Dotarcie do finałów bez osiągnięcia głównego celu – to ostateczna motywacja. To wszystko, czego potrzebujesz. Chcesz tam wrócić, chcesz innej historii – dodał.
- Po stronie 76ers potężne double-double (37 punktów i 18 zbiórek) zanotował Joel Embiid. 18 punktów dołożył Tyrese Maxey. 17 oczek i 8 zbiórek uzyskał Tobias Harris. 14 punktów, 7 zbiórek i 9 asyst dołożył James Harden, dla którego nie był to najlepszy dzień, jeśli chodzi o skuteczność rzutów z gry (2/11, 18%).
Autor: Mateusz Malinowski
Washington Wizards – Golden State Warriors 123:115
- Sympatycy Golden State Warriors mają powody do zmartwień. Minionej nocy Wojownicy musieli uznać wyższość Washington Wizards, notując tym samym piątą porażkę w sześciu ostatnich spotkaniach. Już w pierwszej połowie jasne było, że dla GSW nie będzie to łatwa noc. Zza łuku nie mogli wstrzelić się Klay Thompson (2/7) czy Jordan Poole (1/5), podczas gdy fantastycznie pod tym względem radzili sobie Corey Kispert (4/6, 16 punktów) czy Rui Hachimura (2/2). Gospodarze prowadzili w drugiej kwarcie różnicą nawet 18 oczek (57:39), ale na przerwę schodzili jedynie z 8-punktową zaliczką (59:51).
- W trzeciej odsłonie Wizards znów odskoczyli (76:61), ale raz jeszcze sytuacje ratował Klay Thompson czy Otto Porter Jr. Sytuacja powtórzyła się również w ostatniej części gry. Gospodarze znów wywalczyli sobie komfortowe, 16-punktowe prowadzenie, które w pewnym momencie było jednak zagrożone (120:115). Celne rzuty osobiste w ostatniej minucie Deniego Avdiji, KCP, Tomasa Satoransky’ego i Kristapsa Porzingisa zamknęły jednak spotkanie.
- – Wyglądało to tak, jakby rzucali za trzy z czystych pozycji przez cały mecz. Nie podobał mi się nasz pressing i język ciała w pierwszej połowie. Po prostu nie rywalizowaliśmy – mówił po meczu Steve Kerr, trener GSW. – Gram fatalnie. Nigdy nie byłem w zespole, który ze mną na parkiecie wygląda gorzej, a w takim miejscu właśnie jestem. Niektóre rzeczy mogę poprawić, niektóre nadejdą z czasem – dodał Draymond Green (7 punktów, 6 asyst, 5 zbiórek, 3 przechwyty), którego wskaźnik +/- wyniósł -20.
- Po stronie Warriors najwięcej punktów zdobyli Jordan Poole (26 punktów, 6 zbiórek, 3 przechwyty; 1/10 za trzy), Klay Thompson (25 punktów, 5 zbiórek, 5/13 zza łuku) i Andrew Wiggins (23 pkt). Wchodzący z ławki Otto Porter Jr. dołożył double-double w postaci 14 oczek i 11 zebranych piłek.
- Ofensywę Wizards napędzali przede wszystkim Kristaps Porzingis (23 punkty, 9 zbiórek, 6 asyst), Kentavious Caldwell-Pope (22 pkt) i Corey Kispert (25 punkty), który ustanowił swój nowy rekord kariery. Cenne punkty z ławki dołożyli Deni Avdija (14 oczek, 7 zbiórek) oraz Daniel Gafford (11 pkt).
New Orleans Pelicans – Los Angeles Lakers 116:108
- Los Angeles Lakers mają przed sobą niezwykle wymagający terminarz, a mimo to nie wykorzystali okazji na zwycięstwo z niżej notowanymi New Orleans Pelicans. Jeziorowcy świetnie weszli w mecz i nic nie wskazywało na to, by mieli dopisać na swoje konto kolejną porażkę. W pierwszej połowie fantastycznie wyglądał LeBron James, który do przerwy miał na koncie 25 punktów i 5 zbiórek. Dobrze wyglądał też Russell Westbrook, który trafił 5/7 z rzutów (12 pkt).
- Cenne trafienia dokładali też Malik Monk, Talen Horton-Tucker czy D.J. Augustin, a w pewnym momencie drugiej kwarty Lakers prowadzili już różnicą 23 oczek (65:42). Po powrocie na parkiet na trzecią odsłonę Pelicans całkowicie zdominowali grę i za sprawą fantastyczne postawy Trey’a Murphy’ego III, który zdobył wówczas 16 punktów, oraz Brandona Ingrama (9 pkt) goście zdołali zniwelować straty (92:90).
- W ostatniej „ćwiartce” po stronie Lakers widoczne były wszystkie słabości, które Jeziorowcy prezentują przez cały sezon. Ofensywa LAL nie funkcjonowała tak, jak można by sobie wyobrażać. Fatalnie rzucali LeBron (2/8 z gry), Westbrook (0/2) czy Carmelo Anthony (0/2). Honor gospodarzy próbował ratować Monk, ale jego trafienia pozwoliły na zdobycie zaledwie 14 punktów. Pelicans odpowiedzieli natomiast 26 oczkami i wyrwali zwycięstwo z rąk Lakers.
- – Nie było mnie przez trzy tygonie. Wrócić i wygrać w takim stylu, to wyjątkowe – mówił po meczu Brandon Ingram. – Nie mam pojęcia, jak dokończyłem ten mecz. Jestem cały obolały. Nie chciałem schodzić. Zdaję sobie sprawę, jak ważny był to dla nas mecz. Straciłem po prostu całą dynamikę. Nie mogłem atakować kosza w sposób, jaki bym chciał – mówił po meczu LeBron James, który w pierwszej kwarcie doznał urazu kostki.
- Brandon Ingram zdobył 26 punktów, 7 zbiórek i 5 asyst w swoim pierwszym występie od 6 marca. Świetne zawody rozegrał zmiennik Trey Murphy III, autor 21 oczek. Jonas Valanciunas dołożył double-double w postaci 19 punktów i 12 zbiórek, a CJ McCollum dorzucił 18 punktów i 6 asyst.
- LeBron James dwoił się i troił, ale jego 39 punktów, 9 zbiórek i 5 asyst nie wystarczyło, by pokonać dzisiaj Pelicans. Russell Westbrook dołożył 18 punktów, w wchodzący z ławki Malik Monk 23. Bliski podwójnej zdobyczy był Dwight Howard (8 punktów, 10 zbiórek). Zawiódł Carmelo Anthony (3 punkty, 1/4 za trzy).
Brooklyn Nets – Charlotte Hornets 110:119
- Dla zgromadzonych w Barclays Center kibiców była to wyjątkowa noc. Po raz pierwszy w tym sezonie w domowym spotkaniu Brooklyn Nets mógł wystąpić Kyrie Irving. Rozgrywający nie najlepiej rozpoczął jednak ten mecz. W pierwszej kwarcie był 0/4 z gry i to jego koledzy z Kevinem Durantem (8 pkt) i Bruce’em Brownem (6 pkt) na czele musieli ratować sytuację. Charlotte Hornets nie radzili sobie jednak najlepiej, dzięki czemu gospodarze utrzymywali skromne prowadzenie (32:26).
- W drugiej odsłonie wydawało się, że Nets mogą odskoczyć z wynikiem na dobre. Seria trafień Irvinga, Andre Drummonda i Setha Curry’ego pozwoliła im na objęcie 14-punktowego prowadzenia (50:36). Nadzieje nowojorczyków szybko ostudzili jednak Miles Bridges i P.J. Washington (56:51), przez co na przerwę zawodnicy Brooklynu schodzili z jedynie 4-punktową przewagą (60:56).
- Trzecia kwarta należała już do gości z Karoliny Północnej. Wyższy bieg wrzucił LaMelo Ball, który w 12 minut zdobył 18 punktów i 3 asysty (5/6 za trzy). Wspierał go P.J. Washington i choć Bridges trafił wówczas tylko 1 z 9 rzutów z gry, to przyjezdnym udało się odskoczyć z wynikiem (79:90). Momentalnie odpowiedzieli jednak Nic Claxton, Durant i Goran Dragic (89:93).
- W ostatniej „ćwiartce” raz jeszcze lepiej prezentowali się Hornets. Nets brakowało skuteczności (8/23), przede wszystkim zza łuku (1/6), ale na 3:36 przed ostatnią syreną osobiste Irvinga wyprowadziły ich na prowadzenie (106:105). Charlotte zamknęli jednak mecz serią 14:4, trafiając w tym czasie cztery trójki, które przesądziły o losach spotkania.
- – Nie na taki rezultat liczyłem, nie rzucałem też tak, jak chciałem. W gruncie rzeczy nic, na co dzisiaj liczyłem, nie udało się zrealizować – komentował po meczu Irving. – Dobrze było go tam zobaczyć, kibice byli podekscytowani. Niestety, zaliczyliśmy „L”, ale idziemy dalej ze świadomością, że mamy go w swoim składzie i możemy w oparciu o to budować i powalczyć w kolejnym meczu o zwycięstwo – mówił Kevin Durant.
- Świetne zawody rozegrał LaMelo Ball, autor 33 punktów, 9 asyst, 7 zbiórek i 3 przechwytów (7/12 za trzy). Miles Bridges pomimo problemów w trzeciej kwarcie zanotował 24 oczka i 8 zbiórek. P.J. Washington dołożył double-double w postaci 18 punktów i 11 zbiórek (do tego 5 asyst).
- Po stronie Nets wyróżniał się przede wszystkim Kevin Durant, który zakończył zawody z dorobkiem 27 punktów, 8 zbiórek i 7 asyst (3/11 za trzy). Andre Drummond popisał się efektownym double-double w postaci 20 punktów i 17 zbiórek. Podwójną zdobycz odnotował również Kyrie Irving, ale z pewnością nie takiego powrotu do Barclays Center oczekiwał rozgrywający (16 punktów, 11 asyst; 6/22 z gry, 1/9 za trzy).
Dallas Mavericks – Utah Jazz 114:100
- Pomimo problemów kadrowych Utah Jazz dobrze weszli w mecz i po pierwszej kwarcie prowadzili różnicą ośmiu punktów (21:29). Donovan Mitchell miał drobne problemy ze skutecznością, ale przy wsparciu partnerów przyjezdni radzili sobie dobrze. Na kłopoty Jazzmani natrafili już w drugiej kwarcie, kiedy to na wyższy poziom wskoczyli Reggie Bullock, Luka Doncić i Spencer Dinwiddie. Tercet ten zdobył 28 punktów i choć Dallas Mavericks nie odzyskali prowadzenia, to na przerwę schodzili zaledwie z 1-punktowym deficytem (58:59).
- Po powrocie na parkiet Mavs nie pozostawili wątpliwości co do tego, kto był dziś lepiej dysponowany. Jazz sami utrudnili sobie co prawda zadanie, trafiając 1 z 7 rzutów za trzy, ale cały czas solidnie prezentowali się Doncić czy Dorian Finney-Smith. Gospodarze objęli bezpieczne prowadzenie (90:79), odskoczyli z wynikiem (102:85) i dowieźli komfortowe prowadzenie do ostatniej syreny.
- – Tego chcieliśmy, ale przed nami jeszcze długa droga. Musimy zachować nasz spokój, skupić się na kolejnym przeciwniku i spróbować wygrać każdy mecz – mówił na pomeczowej konferencji prasowej Luka Doncić. – Większość ich zespołu nie grała, więc nie można tego ocenić. Będziesz oceniony dopiero, kiedy zaczną się play-offy. To nie był mecz play-offów. Nikt nie prowadzi 1-0 – mówił Jason Kidd, trener Mavs.
- Trzech zawodników Mavericks napędzało tej nocy ataki gospodarzy. Luka Doncić zdobył 32 punkty, 10 zbiórek i 5 asyst (4/7 za trzy). Jalen Brunson zdobył nieco mniej oczek (22), ale również miał 10 zbiórek i 5 asyst. Reggie Bullock zanotował z kolei 23 punkty i zebrał 4 piłki. Wchodzący z ławki rezerwowych Spencer Dinwiddie dołożył natomiast 12 punktów.
- Po stronie Jazz, którzy musieli radzić sobie m.in. bez Rudy’ego Goberta, zawiódł lider. Donovan Mitchell trafił bowiem tylko 4 z 13 rzutów (12 punktów, 5 zbiórek, 4 asysty). Skuteczniejszy był Mike Conley (6/9 z gry, 14 punktów, 7 asyst), ale jego wskaźnik +/- wyniósł -20. Najlepiej punktującym zawodnikiem Utah był rezerwowy Rudy Gay (18 punktów, 8 zbiórek).