Boston Celtics przyjechali do Madison Square Garden z nożem na gardle – ewentualna trzecia porażka niemal do zera zmniejszyłaby ich szanse na awans. Tym razem jednak podopieczni Joego Mazzulli nie mieli problemów z trafianiem rzutów zza łuku i niemal od samego początku zdominowali New York Knicks. Kontuzję Stephena Curry’ego wykorzystali Minnesota Timberwolves, którzy dzięki 36 punktom Anthony’ego Edwardsa ograli Golden State Warriors i wyszli na prowadzenie w serii.
New York Knicks – Boston Celtics 93:115 (2-1)
- W pierwszym dwóch spotkaniach Celtics dwukrotnie wychodzili na 20-punktowe prowadzenie, które po przerwie tracili, wypuszczając zwycięstwo z rąk w ostatnich sekundach. Historią obu spotkań była fatalna skuteczność Celtics zza łuku. Przenosząc się do Madison Square Garden, Celtics zdawali sobie sprawę, że poprawa skuteczności rzutów za trzy może znacznie poprawić ich sytuację, która po dwóch przegranych we własnej hali nie wyglądała dobrze.
- Celtics od samego początku zaczęli agresywnie, trafiając swoje rzuty i jednocześnie zatrzymując gospodarzy w obronie. Jednocześnie goście zaczęli zdecydowanie lepiej trafiać zza łuku. Efektem tego było 25-punktowe prowadzenie osiągnięte już do przerwy. Inaczej niż w poprzednich spotkaniach, teraz Celtics byli w stanie kontrolować przebieg spotkania do samego końca.
- Jayson Tatum miał 22 punkty, dziewięć zbiórek i siedem asyst, Paytn Pritchard dołożył 23 punkty, a Celtics trafili 20 z 40 prób zza łuku. W pierwszych dwóch spotkaniach rzucali z zaledwie 25-procentową skutecznością. – Musisz pokonać nas cztery razy. Do tego to się sprowadza. Nie dwa, nie raz, nie trzy. Musisz wygrać cztery razy, więc przed nami jeszcze sporo grania – stwierdził Jaylen Brown, cytowany przez Associated Press, który rzucił 19 punktów.
- Dla Knicks 27 punktów rzucił Jalen Brunson, a Karl-Anthony Towns dołożył 21 punktów i 15 zbiórek. – Nie sądzę, że podeszliśmy do tego spotkania usatysfakcjonowani, ale podejrzewam, że była to podświadoma satysfakcja z prowadzenia 2-0. Nie możemy tak podchodzić do meczów – stwierdził Brunson, cytowany przez AP.
- Mecz nr 4 odbędzie się w Nowym Jorku w nocy z poniedziałku na wtorek o godz. 1.30.
Golden State Warriors – Minnesota Timberwolves 97:102 (1-2)
- Jeszcze przed meczem było wiadomo, że w ekipie gospodarzy nie wystąpi Stephen Curry, który w pierwszym meczu serii doznał kontuzji ścięgna udowego. I choć Warriors jeszcze w pierwszym meczu byli w stanie bez swojego lidera wygrać, to w drugim byli już bez szans. Przenosząc się do własnej hali, ekipa z San Francisco wiedziała, że czeka ją trudne zadanie, a zdrowi gracze będą musieli wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności.
- Mimo absencji lidera i problemów z faulami Draymonda Greena Warriors jeszcze w czwartej kwarcie prowadzili pięcioma punktami. Nie byli jednak w stanie dowieźć przewagi do końca. Anthony Edwards i Julius Radle wykonali ważne zagrania, które pozwoliły Timberwolves na zwycięstwo i osiągnięcie przewagi w serii. Edwards miał 36 punktów, cztery zbiórki i cztery asysty, a Randle zanotował triple doble w postaci 24 punktów, 10 zbiórek i 12 asyst.
- Po meczu trener gości Chris Finch chwalił Randle’a nie tylko za cyferki, ale przede wszystkim za walkę. – Potrzebowaliśmy tego wszystkiego. Potrzebowaliśmy wszystkiego od Juliusa, jego walki. Czasem wykonuje dla nas znakomitą pracę tylko poprzez walkę o zbiórki i tego typu rzeczy. Potrzebujemy tego – przyznał, cytowany przez AP.
- Dla Warriors 33 punkty, siedem zbiórek i siedem asyst zanotował Jimmy Butler. Dobre minuty z ławki dał Jonathan Kuminga, autor 30 punktów, sześciu zbiórek i trzech asyst. – Kiedy nie ma Stephena, nie ma miejsca na błędy. Nie możesz ich popełniać. Nie możesz popełniać strat. Nie możesz robić tych rzeczy, a do tego musisz oddawać dobre rzuty – stwierdził Butler, cytowany przez AP.
- Mecz nr 4, w którym ponownie ma nie zagrać Curry, w nocy z poniedziałku na wtorek o godz. 4.00.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!