Pomimo emocjonującej końcówki, Cleveland Cavaliers wygrali z Indianą Pacers 109:108 (LeBron James 32 punkty, 12 asyst, 6 zbiórek) i objęli prowadzenie w serii. Niemałą niespodziankę zrobili swoim fanom koszykarze Milwaukee Bucks, którzy ograli w Kanadzie Toronto Raptors : (Giannis Antetokounmpo 28 punktów, 8 zbiórek, 3 asysty). Podobnej sytuacji nie było w San Antonio, gdzie Spurs pewnie pokonali Memphis Grizzlies 111:82 (Kawhi Leonard 32 punkty, 3 zbiórki, 5 sayst). W ostatnim spotkaniu minionej nocy Los Angeles Clippers przegrali z Utah Jazz po game-winnerze Joe Johnsona! Mecz z powodu urazu szybciej opuścić musiał Rudy Gobert.
TORONTO RAPTORS – MILWAUKEE BUCKS 97:83
Jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji seria pomiędzy Raptors i Bucks jawiła się większości obserwatorów jako jedna z najciekawszych. Wszystkich zastanawiało czy pewien młody Grek będzie w stanie przełożyć swoje znakomite występy z sezonu regularnego na playoffy. Jak wiadomo, to tutaj zaczyna się prawdziwe granie. Co prawda, miał on ułatwione zadanie, bo Raptors nie przywykli do wygrywania pierwszych meczów serii, ale trzeba go pochwalić – wywiązał się z tego obowiązku znakomicie.
Giannis Antetokounmpo, bo o nim mowa rzucił 28 punktów, do których dołożył 8 zbiórek i 3 asysty. Jak sam podkreślił, czuł się niesamowicie wyluzowany, nie odczuwał żadnej presji, mógł grać bardzo swobodnie, co przełożył się na bardzo dobry występ całej drużyny. Szczególnie widoczna była pomoc od Grega Monroe’a autora 14 punktów (5/11FG) i 15 zbiórek oraz od Malcolma Brogdona (16 punktów, 6 zbiórek), którzy raz po raz wyręczali Giannisa czy to na bronionej czy atakowanej stronie parkietu.
Od początku spotkania widać było, że Bucks nie przyjechali tutaj, aby potulnie oddać bardziej doświadczonym rywalom prowadzenie w rywalizacji. Byli agresywni i skoncentrowani. Nie przeszkadzała im głośna, wypełniona po brzegi Air Canada Center. Można odnieść wrażenie, że gospodarze czuli się bardzo nieswojo. Jakby presja, z którą muszą się mierzyć była zbyt wysoka. Nie powinno być to nic odkrywczego, trener gospodarzy Dwane Casey przegrał osiem ostatnich spotkań otwierających dane serie.
Mecz w wykonaniu obydwu drużyn porównałbym do czytania przewidywalnego kryminału, gdzie po 3/4 książki wiesz jak cała fabuła się zakończy. I o ile jeszcze w pierwszej połowie Raptors mieli argumenty, aby ten mecz wygrać, tak po przerwie kompletnie je stracili. Po raz kolejny bezbarwne spotkanie w playoffach rozegrał, rzucający zaledwie 4 punkty (2/FB, 0/6 PT) Kyle Lowry, a solidne występy DeMare’a DeRozana (27 punktów, 8 zbiórek) i Serga Ibaki (19 punktów, 14 zbiórek) to zwyczajnie za mało. Zdecydowanie zabrakło czegoś ekstra od rezerwowych. Raptors w drugiej połowie dopisali do swojego dorobku zaledwie 32 punkty. Zwykło się mówić, że to obrona wygrywa Mistrzostwa, a atak wyprzedaje hale, ale bez trafiania do obręczy zwyczajnie meczu nie wygrasz. Raptors muszą szybko się pozbierać. Chyba, że marzą im się wcześniejsze wakacje.
[ot-video][/ot-video]
SAN ANTONIO SPURS – MEMPHIS GRIZZLIES 111:82
Spurs w minionym sezonie regularnym odeszli nieco od swojej zespołowej koszykówki. Teraz na zdecydowaną gwiazdę zespołu wyrósł Kawhi Leonard. Spowodowane jest to kilkoma czynnikami takimi jak odejście Tima Duncana, starzenie się Tony’eg Parkera i Manu Ginobili’ego oraz słabsza forma LaMarcusa Aldridga. Wszystko sprowadza się do tego, że w drużynie z Teksasu bardzo dużo zależy od postawy jednego zawodnika i seria z Gizzlies ma być dla niego swego rodzaju testem.
Rywalizacja w playoff między tymi ekipami staje się już mocno klasyczna. Będzie to ich czwarty pojedynek w ostatnich siedmiu sezonach. Pierwsza połowa była niezwykle wyrównana i po dobrym starcie gości, gospodarze szybko zdołali odrobić starty. Pierwsze 24 minuty upłynęły nam pod znakiem pojedynku wspomnianego już Leonarda z Markiem Gasolem (32 punkty, 5 zbiórek, 2 asysty), który w samej pierwszej połowie rzucił 25 punktów. Warto zauważyć, że Grizz w całej pierwszej odsłonie rzucili 49 oczek. Obie drużyny grały dość szybko, inaczej niż nas do tego przyzwyczaiły. Szczególnie goście, którzy znani są z mozolnego konstruowania akcji.
Po zmianie stron lepiej prezentowali się gospodarze. Lepiej to mało powiedziane, Grizzlies zagrali fatalną drugą połowę i nie dali sobie chociaż cienia nadziei na nawiązanie równorzędnej walki ze Spurs. Stało się z nimi dokładnie to samo co z Toronto Raptors kilka godzin wcześniej. Gospodarze odpierali każdy ich atak, a następnie skutecznie punktowali po przeciwnej stronie parkietu. Szczególna nagana należy się ławce rezerwowych gości, która zagrała bez wigoru, na słabym procencie i w odniesieniu do ławki Spurs wypadła raczej blado. Grizzlies rzucili w drugiej połowie zaledwie 33 punkty. Jest to zdecydowanie za mało, nieważne pod jakim kątem na to spojrzeć.
Kolejny mecz już w nocy z poniedziałku na wtorek. Spurs wygrali i choć jeden mecz nie może o niczym przesądzać, to niestety pokazał on, że możemy mieć do czynienia z dość jednostronną rywalizacją. Oby tak nie było, Grizzlies to ekipa doświadczona, która powinna wyciągnąć błędy ze swoich niepowodzeń.
[ot-video][/ot-video]
LOS ANGELES CLIPPERS – UTAH JAZZ
W Mieście Aniołów byli bardzo zadowoleni z przewagi parkietu. Zaciekle o nią walczyli przez całą końcówkę sezonu regularnego. Jednak w pierwszym meczu play-offów, zespół Doca Riversa nie był w stanie jej wykorzystać i ostatecznie przegrał zacięte spotkanie z Utah Jazz. Mecz przypominał intensywnością pierwsze stracie tej nocy pomiędzy ekipami z Cleveland i Indiany. Żadna z drużyn w trakcie 48 minut nie wyszła na dwucyfrowe prowadzenie. Wszystko rozstrzygnęła końcówka.
Jazzmani rozpoczynali czwartą kwartę z prowadzeniem 74:70. Bardzo dobrze go pilnowali, ale na 3 minuty przed końcem, rzut Chrisa Paula zredukował stratę Los Angeles Clippers do jednego punktu (89:90). Dla trenera Quina Snydera kluczowe było, by jego zawodnicy punktowali w dwóch kolejnych posiadaniach. Dzięki temu mogli odzyskać trochę dystansu. Najpierw trafił Gordon Hayward, a następnie po pudłach z dystansu CP3 i Luca Mbah a Moute, podanie od Derricka Favorsa wykorzystał Joe Johnson.
Trener Rivers poprosił o przerwę, ale gdy Clippers wrócili na parkiet, wyegzekwowali zagrywkę, która zakończyła się niecelną próbą za trzy Blake’a Griffina. Jednak po ofensywnej zbiórce, lay-upa zdołał ukończył J.J. Redick. Gospodarze nadal mieli wystarczająco dużo czasu. Po 50% wizycie Favorsa na linii rzutów wolnych, w samej końcówce Clippers dostali szansę na doprowadzenie do remisu, co udało się dokonać Chrisowi Paulowi floaterem od tablicy! Jazz nie wzięli przerwy, mieli 13 sekund na akcję dającą im zwycięstwo. Joe Johnson wjechał pod kosz mając na sobie Jamala Crawforda, oddał trudną próbę, piłka poodbijała się od obręczy i wpadła do kosza!
Dla Clippers porażka bardzo trudna do przełknięcia. Ich najlepszym zawodnikiem był Chris Paul notując na swoje konto 25 punktów (10/19 FG, 1/4 3PT, 4/4 FT), 7 zbiórek, 11 asyst i 3 przechwyty. Kolejnych 26 oczek (9/21 FG, 2/3 3PT, 6/6 FT), 7 zbiórek, 3 asysty, przechwyt Griffina. Iso-Joe zanotował 21 oczek (9/14 FG, 3/4 3PT), 3 zbiórki, 3 asysty i 3 przechwyty w wychodząc z ławki. 19 oczek (7/18 FG, 5/5 FT), 10 zbiórek, 3 asysty i przechwyt Haywarda. Problem dla Jazz polega na tym, że kontuzji kolana doznał Rudy Gobert.
[ot-video][/ot-video]
CLEVELAND CAVALIERS – INDIANA PACERS 109:108
Spotkanie obu drużyn toczyło się cios za cios. Cleveland Cavaliers cały czas kontrolowali przewagę nad Indianą Pacers i wszystko wskazywało na to, że w końcu zaczną im uciekać w czwartej kwarcie. Paul George razem z kolegami trafili jednak kilka niezwykle ważnych rzutów i na parę minut przed końcem prowadzili 105:103, gdy Jeff Teague przymierzył z dystansu. Nagle do Pacers znaleźli się na prowadzeniu, stawiając gospodarzy w bardzo trudnej sytuacji. Cavs zachowali mimo wszystko zimną krew.
Po trafieniu z półdystansu Kyriego Irvinga odzyskali 4-punktowe prowadzenie. PG13 w kolejnym posiadaniu odpowiedział znakomitym rzutem z dystansu niwelując stratę gospodarzy do jednego oczka. Na niespełna 40 sekund przed końcem Cavaliers rozpoczęli posiadanie, którym mieli zwiększyć przewagę. LeBron James spróbował z dystansu, ale jego rzut okazał się niecelny. Goście z Indianapolis mieli 20 sekund na przygotowanie zagrywki, która zapewni im sensacyjne zwycięstwo.
Po faulu Richarda Jeffersona na zegarze pozostało 10 sekund. Cavs nie byli zagrożeni wizytą rywala na linii rzutów wolnych, więc piłka ponownie znalazła się w rękach Paula George’a, który przygotowywał się do wejścia w kozioł. LBJ zobaczył jego zawahanie i natychmiast go podwoił. George oddał piłkę C.J.-owi Milesowi, który wykreował dobrą pozycję do rzutu. Oddał próbę bez nacisku defensora, ale piłka odbiła się tylko od obręczy. Po wszystkim PG13 był wyraźnie wkurzony, że pomarańczowa nie wróciła do jego rąk.
Lider Pacers zanotował 29 punktów (9/19 FG, 6/8 3PT, 5/7 FT), 5 zbiórek, 7 asyst i przechwyt. James odpowiedział 32 oczkami (12/20 FG, 2/3 3PT, 6/9 FT), 6 zbiórkami, 13 asystami i 3 przechwytami. Otwarcie serii zwiastuje w niej sporo emocji!
[ot-video][/ot-video]
[social title=”Obserwuj autora” subtitle=”” link=”https://twitter.com/DominikKoldziej” icon=”fa-twitter”]
[social title=”Obserwuj PROBASKET” subtitle=”” link=”https://twitter.com/probasketpl” icon=”fa-twitter”]