Po szaleństwie z udziałem aż 18 zespołów, które miało miejsce w nocy ze środy na czwartek, tym razem w akcji oglądaliśmy jedynie osiem ekip. Mimo to emocji nie zabrakło, o co zadbali przede wszystkim zawodnicy Milwaukee Bucks i Philadelphia 76ers. Do rozstrzygnięcia tego starcia potrzebna była dogrywka, która pozwoliła Tyrese’owi Maxeyowi na skompletowanie aż 54 punktów. Kolejną wpadkę zaliczyli Los Angeles Clippers, którzy na Florydzie zostali zdemolowani przez Orlando Magic. Upokorzenie miało miejsce również w Tennessee, gdzie Memphis Grizzlies rozbili Sacramento Kings różnicą aż 41 punktów. Dla nas ważne było też to, co działo się w Teksasie, gdzie Spurs ograli Atlanta Hawks, a kolejny solidny mecz, zwieńczony linijką 8-5-5, rozegrał Jeremy Sochan.
Orlando Magic – Los Angeles Clippers 129:101
- Orlando Magic nie zwalniają tempa. Minionej nocy podopieczni Jamahla Mosleya odnieśli swoje piąte zwycięstwo w sześciu ostatnich występach. Taki wynik pomógł pozbierać się po początkowych problemach i choć ekipa z Florydy z bilansem 9-7 plasuje się obecnie na dopiero 9. miejscu w tabeli Konferencji Wschodniej, to strata do zajmujących drugą lokatę Toronto Raptors (10-5) jest nieznaczna.
- Mecz zaczął się w nieco bardziej wyrównany sposób niż wskazuje na to wynik, ale już wtedy Los Angeles Clippers trafiali na niższej skuteczności, gorzej dzielili się piłką i wyraźnie przegrywali walkę na tablicach (30:24). Choć w drugiej kwarcie James Harden w pojedynkę zdobył 13 punktów, to strata jego zespołu tylko się powiększyła (61:49).
- Po powrocie na parkiet liderowi przyjezdnych wciąż brakowało wsparcia. Dwa razy zza łuku trafił Bogdan Bogdanović, trzy cenne trafienia dorzucił Ivica Zubac, ale po drugiej stronie błyszczał przede wszystkim Franz Wagner, a przewaga Magic — jak można się domyślać — ponownie wzrosła (93:76).
- Ostatnia „ćwiartka” była trafnym odzwierciedleniem całej rywalizacji. Clippers nie wpuścili już na parkiet Hardena, bo losy spotkania były już przesądzone. Pełne 12 minut rozegrali za to Chris Paul, Kobe Brown i Cam Christie, ale nie byli oni w stanie odwrócić losów tego spotkania.
- Co ciekawe, Magic zdobyli tej nocy 41 punktów po kontratakach, co jest 2. najlepszym wynikiem w tej kategorii w historii organizacji. — Powstrzymywanie akcji przeciwnika i szybkie rozpoczynanie naszych – to jest właśnie główny punkt naszej defensywy. Taka gra następuje, kiedy powstrzymujesz rywala, ale nie w chaotyczny, a odpowiedni sposób — mówił po meczu trener Mosley.
- Orlando do zwycięstwa poprowadzili przede wszystkim Jalen Suggs (23 punkty, 7 asyst, 2 przechwyty, 2 bloki), Franz Wagner (20 punktów, 6 zbiórek) oraz Tristan da Silva (17 punktów, 8 zbiórek). Po stronie Clippers dominował James Harden, zdobywca 31 oczek, ośmiu asyst i pięciu zbiórek. Double-double w postaci 14 punktów i 19 zebranych piłek dołożył Ivica Zubac.
Memphis Grizzlies – Sacramento Kings 137:96
- Był to mecz, który rzucił nieco nowego światła na układ sił w tabeli Konferencji Zachodniej. Sacramento Kings podeszli do tego spotkania bez Domantasa Sabonisa, który według najnowszych informacji wypadł z gry na okres 3-4 tygodni. Jego nieobecność odczuwalna była już od pierwszych minut.
- Memphis Grizzlies nie mieli większych problemów, by szybko odskoczyć z wynikiem. Już po pierwszej kwarcie podopieczni Tuomasa Iisalo wypracowali sobie dwucyfrową przewagę, choć przecież w ich składzie zabrakło tej nocy zarówno Ja Moranta, jak i Jarena Jacksona Jr’a (35:22).
- Druga odsłona to również dominacja gospodarzy. Bezbłędny do przerwy był Zach Edey (7/7 z gry) i to m.in. dzięki niemu Grizzlies schodzili do szatni z przewagą aż 28 punktów (75:47). Kiedy trzecia kwarta zakończyła się zwycięstwem Memphis 38:29, to wówczas nie było już czego zbierać po przyjezdnych.
- Świetny występ zaliczył Santi Aldama, który skompletował 29 punktów i pięć zbiórek (5/11 za trzy). Wspierali go przede wszystkim debiutant Cedric Coward (19 punktów, 4 zbiórki, 4 asysty) oraz wchodzący z ławki Jock Landale (21 punktów, 6 zbiórek; 8/9 z gry). Warto zaznaczyć też, że pomimo zaledwie czterech oczek Vince Williams Jr. rozdał aż 15 asyst.
- Po stronie Kings tylko czterech zawodników zakończyło mecz z dwucyfrowym dorobkiem punktowym, ale tylko Zach LaVine zdobył więcej niż 12 oczek (26 punktów; 10/17 z gry). Russell Westbrook dorzucił 11 punktów, siedem zbiórek i cztery asysty.
- Kings przegrali już osiem meczów z rzędu i nic nie wskazuje na to, by w jakimkolwiek momencie tego sezonu mieli włączyć się do walki nawet o miejsce w turnieju play-in. Wręcz przeciwnie, bo Sacramento ma przecież swój własny pick na przyszłoroczny draft, więc możemy spodziewać się raczej takiej tendencji.
Milwaukee Bucks – Philadelphia 76ers 114:123 (po dogrywce)
- Miniona noc rozpoczęła się zdecydowanie lepiej dla zawodników Philadelphia 76ers, którzy od pierwszych minut przejęli inicjatywę i rozpoczęli budowę swojej przewagi. Już wtedy brylował Tyrese Maxey, ale dobry początek zaliczył też Paul George, który w pierwszej kwarcie trzy razy trafił zza łuku i skompletował 11 punktów (20:33).
- Milwaukee Bucks (bez nieobecnego Giannisa Antetokounmpo) szybko przebudzili się jednak ze swojego przedzimowego snu. Drugiej odsłonie podopieczni Doca Riversa trafiali zawrotne 66,7% swoich wszystkich rzutów z gry, w tym aż 63,6% zza łuku. To — w połączeniu z nieco gorszą dyspozycją Sixers — sprawiło, że to właśnie Kozły schodziły na przerwę na prowadzeniu (57:55).
- Trzecia odsłona stała pod znakiem wyrównanej wymiany ciosów z nieznacznym wskazaniem na Bucks (81:77). W czwartej kwarcie goście z Filadelfii zniwelowali jednak wszelkie straty i wszystko miało rozstrzygnąć się w końcówce.
- Po serii spudłowanych rzutów piłka trafiła w ręce graczy Sixers. Ci wykorzystali swój pełny czas na rozegranie ataku, ale ich akcja zakończyła się stratą i przechwytem Ryana Rollinsa, a następnie doprowadziła do trójki Mylesa Turnera, która wyprowadziła gospodarzy na prowadzenie na zaledwie 15 sekund przed końcem (106:104).
- Po przerwie na żądanie Kyle Kuzma faulował jednak Tyrese’a Maxeya, a ten nie pomylił się z linii rzutów wolnych ani razu, doprowadzając tym samym do remisu. Bucks mieli jeszcze okazję na zwycięski rzut, ale nie wykorzystał go Rollins.
- W dogrywce 76ers znów byli jednak wyraźnie lepszym zespołem. Kozły pudłowały rzut za rzutem, przede wszystkim zza łuku (0/5), co pozwoliło Sixers na zbudowanie przewagi. Kluczowe okazały się trafienia Justina Edwardsa (2/2), choć Maxey i Quentin Grimes dorzucili łącznie aż siedem oczek z linii rzutów wolnych i przypieczętowali zwycięstwo Philly.
- Tyrese Maxey był tej nocy absolutnie nie do zatrzymania. Rozgrywający odnotował nowy rekord kariery w postaci 54 punktów (18/30 z gry, 6/15 za trzy), do czego dorzucił jeszcze dziewięć asyst, pięć zbiórek, trzy przechwyty i trzy bloki. Paul George dorzucił 21 oczek, pięć zbiórek, trzy asysty i dwa przechwyty. Skromnym double-double popisał się VJ Edgecombe (12 punktów, 10 zbiórek).
- Po stronie Bucks dwoił się i troił głównie Ryan Rollins, autor 32 punktów, 14 asyst i sześciu zbiórek. Bobby Portis dorzucił 19 oczek i osiem zebranych piłek.
San Antonio Spurs – Atlanta Hawks 135:126
- Od pierwszych minut rywalizacji Atlanta Hawks prezentowali się nieco lepiej, a to głównie za sprawą wyjątkowej skuteczności. Jastrzębie trafiały aż 60,9% swoich wszystkich rzutów z gry w pierwszej kwarcie, co pozwoliło im utrzymywać się na skromnym prowadzeniu (13:15).
- Jeremy Sochan swój występ rozpoczął od asysty przy trafieniu Juliana Champagnie, a chwilę później sam popisał się trafieniem z nieco ponad dwóch metrów po podaniu Keldona Johnsona (26:28). Ostrogi nieustannie musiały jednak gonić wynik, ale cały czas utrzymywały się w zasięgu maksymalnie dwóch posiadań (28:34).
- Druga odsłona to już pokaz ofensywnej siły podopiecznych Mitcha Johnsona. Fantastycznie zaprezentowali się wówczas przede wszystkim wspomniany Keldon Johnson (5/6 z gry w drugiej kwarcie), David Jones Garcia (3/4) i De’Aaron Fox (2/3), San Antonio Spurs wygrali tę część aż 46:26 i na przerwę schodzili z 14-punktową zaliczką (74:60).
- Po powrocie na parkiet Hawks wzięli się jednak za odrabianie strat. Ofensywę gości napędzali przede wszystkim Nickeil Alexander-Walker oraz Jalen Johnson. Spurs odpowiedzieli głównie trafieniami Foxa i Harrisona Barnesa, ale ich przewaga z minuty na minutę mimo wszystko topniała.
- Pod koniec trzeciej odsłony w defensywie przypomniał o sobie Jeremy Sochan, który najpierw zaliczył przechwyt z rąk Dysona Danielsa, a chwilę później zablokował rzut Mouhameda Gueye’a, który mógł zbliżyć Jastrzębie na zaledwie jeden punkt (95:92).
- W ostatniej części gry reprezentant Polski pojawił się na parkiecie przy skromnym prowadzeniu swojego zespołu, ale natychmiast zrobił różnicę w grze. Sochan zaliczał asysty przy dwóch kolejnych trójkach Devina Vassella i Juliana Champagnie, po czym sam skutecznie wykończył jeden z ataków, dzięki czemu przewaga San Antonio wzrosła do dziewięciu oczek (110:101).
- Po przerwie na żądanie, raz jeszcze po asyście Jeremiego, odpowiedział Champagnie, który w kolejnym ataku Ostróg odwdzięczył się tym samym przy kolejnym trafieniu Sochana. Przed opuszczeniem parkietu Polak skutecznie wyegzekwował jeszcze dwa rzuty osobiste. Prowadzenie Spurs wzrosło wówczas do 13 punktów (118:105) i była to przewaga, której Hawks nie byli w stanie już zniwelować.
- Najlepszym punktującym Spurs był tej nocy De’Aaron Fox, który zapisał na swoim koncie 26 oczek i dziewięć asyst. Świetnie za ławki rezerwowych wypadł z kolei Keldon Johnson (25 punktów, 7 zbiórek). Na wyróżnienie zapracował też Harrison Barnes, który minionej nocy przekroczył barierę 14 tysięcy punktów zdobytych w swojej karierze. Jeremy Sochan spędził na parkiecie 22 minuty i w tym czasie skompletował osiem punktów, pięć zbiórek oraz pięć asyst (3/10 z gry, 0/5 za trzy). Do swojego dorobku dołożył jeszcze po jednym bloku i przechwycie.
- — Nie chciałbym wyróżniać nikogo szczególnie, ale było dziś kilka momentów, w których David [Jones Garcia], Devin [Vassell] czy Jeremy [Sochan] znaleźli się w odpowiednim położeniu w defensywie bez piłki, po czym ta ich znalazła. To daje naprawdę ogromną satysfakcję, gdy spotyka to ludzi, którzy podchodzą do swojej pracy we właściwy sposób — mówił po meczu trener Mitch Johnson.
- Po stronie Hawks świetnie wypadł Nickeil Alexander-Walker, autor 38 punktów (13/17 z gry, 8/10 za trzy). Double-double w postaci 26 oczek i 12 zebranych piłek dorzucił Jalen Johnson.










