Ja Morant odleciał! Rozgrywający Memphis Grizzlies drugi mecz z rzędu pobił swój rekord kariery i poprowadził Niedźwiedzie do zwycięstwa nad San Antonio Spurs. W Nowym Jorku świetnie wypadł Scottie Barnes, a jego Toronto Raptors ograli poważnie osłabionych Brooklyn Nets. Swoje zrobił też Giannis Antetokounmpo, dzięki czemu Milwaukee Bucks bez większych problemów pokonali Charlotte Hornets. Swój mecz przegrali natomiast Oklahoma City Thunder, ale świetnym występem popisał się Shai Gigelous-Alexander.
Cleveland Cavaliers – Minnesota Timberwolves 122:127
- Oprócz kontuzjowanego na dłuższy okres Collina Sextona w składzie Cleveland Cavaliers zabrakło tej nocy Rajona Rondo, Carisa LeVerta i Dariusa Garlanda. Pomimo ich nieobecności to zespół z Ohio lepiej wszedł w mecz i po świetnym początku Jarretta Allena (10 pkt) i Brandona Goodwina (8 pkt; 5 ast) odskoczył nawet na 14 punktów (28:14).
- W drugiej odsłonie Cavs wciąż byli piekielnie skuteczni (61,5% z gry; 80% za trzy), ale nie dochodzili wystarczająco często do pozycji rzutowych. Minnesota Timberwolves wykorzystali ten fakt i jeszcze przed przerwą odzyskali prowadzenie (61:64). Kluczowa okazała się trzecia „ćwiartka”, w której za sprawą świetnej gry m.in. D’Angelo Russella czy Patricka Beverleya Wilki odskoczyły nawet na 23 punkty (70:93). Podopieczni J.B. Bickerstaffa odpowiedzieli jednak serią 13:3, która pozwoliła im jeszcze nawiązać kontakt.
- Ostatnia część gry była już niezwykle emocjonująca, ale na szczególną uwagę zasługuje ostatnia minuta. Na 57,7 sekundy przed końcową syreną dwa rzuty osobiste Russella wyprowadziły Timberwolves na skromne prowadzenie różnicą 3 oczek (119:122). Do remisu rzutem zza łuku doprowadził Cedi Osman, jednak chwilę później ciężar gry na swoje barki wziął Karl-Anthony Towns, który także odpowiedział trójką (122:125). Osman próbował ratować remis, ale 5 sekund przed końcem spudłował.
- Po stronie przyjezdnych wyróżnił się przede wszystkim D’Angelo Russell, autor 25 punktów. Po dokładnie 17 oczek dołożyli Karl-Anthony Towns, Anthony Edwards i Jaden McDaniels. Kluczową rolę po obu stronach parkietu odegrał też Patrick Beverley (11 punktów, 6 asyst, 3 bloki). Wchodzący z ławki Taurean Prince dorzucił 15 oczek.
- Po stronie Cavaliers aż trzech zawodników przekroczyło barierę 20 oczek. Najwięcej skompletował wchodzący z ławki Kevin Love, zdobywca 26 punktów i 5 zbiórek (5/10 za trzy). Po 21 punktów na swoim konice zapisali Cedi Osman i Jarrett Allen (do tego 8 zbiórek). Double-double popisali się z kolei Evan Mobley (15 punktów, 10 zbiórek) i Brandon Goodwin (17 punktów, 12 asyst).
Orlando Magic – Indiana Pacers 119:103
- Pojedynek dwóch zespołów z dna tabeli konferencji wschodniej, które walczą przede wszystkim o korzystne rozstawienie w loterii draftu. Indiana Pacers musieli radzić sobie w mocno okrojonym zestawieniu bez m.in. Malcolma Brogdona, Mylesa Turnera, TJ Warrena czy TJ McConnella. W składzie Orlando Magic zabrakło Jonathana Isaaca czy Moritza Wagnera. Wrócił jednak Markelle Fultz, dla którego był to pierwszy mecz po ponad rocznej przerwie.
- – Nie było tak, jakbym myślał za dużo na parkiecie. Moim celem było wyjście i gra tak twardo, jak tylko potrafię oraz czerpanie radości z meczu. To wspaniałe rozegrać swój pierwszy mecz z energią takiej publiczności i adrenaliną – mówił po mecuz Fultz, który zakończył mecz z dorobkiem 10 punktów, 6 asyst i 2 zbiórek (5/7 z gry).
- Po wyrównanej pierwszej połowie (31:32 oraz 24:24) Magicy z Florydy całkowicie zdominowali trzecią odsłonę, co przesądziło o losach spotkania. Kluczowe okazały się wówczas trafienia Mo Bamby (9 pkt), Wendella Cartera Jr’a (8 pkt) i Jalena Suggsa (7 pkt). Pacers oddali jedynie 12 rzutów, trafiając 5 z nich, dzięki czemu Orlando wygrali tę część 35:19 i odskoczyli z wynikiem na 15 punktów (90:75). Czwartwa kwarta była jedynie dopełnieniem formalności.
- Oprócz Fultza aż siedmiu zawodników Magic zdołało również odnotować dwucyfrową zdobycz w ofensywie. Trzech z nich skompletowało double-double: Wendell Carter Jr. (21 punktów, 12 zbiórek), Mo Bamba (15 punktów, 10 zbiórek) i Jalen Suggs (14 puntktów, 10 zbiórek). Kolejni zawodnicy na tej liście to Franz Wanger (15 pkt), R.J. Hampton (12 pkt), Cole Anthony oraz Gary Harris (po 11 pkt).
- Po stronie Pacers grę napędzali Tyrese Haliburton (23 punkty, 7 asyst, 5 zbiórek, 2 przechwyty; 7/13 z gry) i Buddy Hield (18 punktów, 6 asyst; 7/13 z gry). Jalen Smith dołożył 14 oczek i 8 zbiórek, a po 11 punktów na swoim koncie zapisali Goga Bitadze i Duane Washington Jr.
Brooklyn Nets – Toronto Raptors 97:133
- Brooklyn Nets wciąż nie dysponują swoim najsilniejszym składem, co wyraźnie przekłada się na ich wyniki. Minionej nocy Jacque Vaughn (który zastępował objętego protokołem zdrowia i bezpieczeństwa Steve’a Nasha) nie mógł skorzystać z usług Kyrie’ego Irvinga, Kevina Duranta, Bena Simmonsa i Joe Harrisa. Toronto Raptors od samego początku przejęli inicjatywę i choć problemy ze skutecznością mieli Pascal Siakam (1/5) i Gary Trent Jr. (1/3), to ich partnerzy stanęli an wysokości zadania. Scottie Barnes zdobył 13 punktów, Chris Boucher dołożył 8, a przyjezdni objęli komfortowe prowadzenie (27:42).
- W drugiej odsłonie przewaga się pogłębiła. W ofensywie Nets najbardziej aktywni i skuteczni byli LaMarcus Aldridge oraz Bruce Brown, ale to nie wystarczało, by nawiązać jakikolwiek kontakt. W pierwszej połowie zbyt często pudłowali Seth Curry (2/6), Patty Mills (1/6) czy James Johnson (1/5), przez co Raptors schodzili na przerwę z przewagą 23 oczek (48:71).
- W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił. Wciąż dominowali goście, a Nets mieli wyraźne problemy ze skutecznością. Przewaga rosła z minuty na minutę i na kilka chwil przed końcową syreną osiągnęła pułap nawet 39 punktów, choć ostatecznie różnica wyniosła „jedynie” 36.
- Scottie Barnes rozegrał fenomenalne zawody. Swój występ zakończył z dorobkiem 28 punktów, 16 zbiórek, 4 asyst i 5 przechwytów, trafiając przy tym aż 12 z 14 rzutów z gry. Wspierali go przede wszystkim Precious Achiuwa (20 punktów, 8 zbiórek, 4 asysty), Malachi Flynn (18 pkt) i Gary Trenr Jr. (12 punktów, 5 asyst, 5 przechwytów). Fatalną skuteczność odnotował Pascal Siakam (2/14 z gry), a mecz zakończył z 8 punktami, 6 asystami, 3 przechwytami i 2 blokami.
- – Byliśmy po prostu bardzo skoncentrowani i skupieni. Chcieliśmy się odbić po tych dwóch pierwszych spotkaniach [po przerwie na Weekend Gwiazd]. Musieliśmy to dzisiaj dowieźć – mówił po meczu Barnes.
- Po stronie Nets tylko czterech zawodników przekroczyło barierę 10 punktów. Byli to LaMarcus Aldridge (15 pkt), Cam Thomas, Bruce Brown (po 14 pkt) oraz Seth Curry (11 pkt). Gospodarze zagrali słabo i odnotowali trzecią porażkę na przełomie czterech ostatnich spotkań. Na ten moment ekipa z Wielkiego Jabłka plasuje się na 8. miejscu w tabeli konferencji wschodniej z bilansem 32-30.
Miami Heat – Chicago Bulls 112:99
- Miami Heat już w drugiej kwarcie zdołało zbudować sobie 19-punktowe prowadzenie (47:28), które Byki zdołały nieco zmniejszyć. Świetnie w pierwszej połowie radził sobie Gabe Vincent, który zdobył 14 punktów, trafiając aż 5 z 7 swoich rzutów. W międzyczasie Chicago Bulls mieli ogromne problemu ze skutecznością za trzy (1/13) i nie byli w stanie nawiązać rywalizacji.
- Trzecia odsłona w dużej mierze przesądziła o losach rywalizacji. Gospodarze wygrali tę część 36:21 dzięki solidnej postawie Jimmy’ego Butlera, Bama Adebayo i Duncana Robinsona, choć spora w tym również zasługa kiepskiej skuteczności Bulls. Heat odskoczyli na 24 oczka (91:67) i nie oddali prowadzenia już do końcowej syreny.
- W Heat zabrakło jednego lidera. Gabe Vincent i Tyler Herro zdobyli po 20 punktów. Jimmy Butler, który miał problemy ze skutecznością (4/13) dołożył 15 punktów, 7 zbiórek, 4 asysty i 4 przechwyty. Również 15 punktów i 7 zbiórek, ale do tego 5 asyst, 2 przechwyty i 2 bloki dołożył Bam Adebayo. Wchodzący z ławki Max Strus dorzucił 13 punktów.
- DeMar DeRozan nie zdołał przedłużyć swojej serii spotkań z dorobkiem co najmniej 30 punktów. Tej nocy zakończył mecz z dorobkiem 18 oczek i 7 zbiórek. – Po prostu grałem. Wychodziłem grać, rywalizować, robić cokolwiek, co tylko mogłem. Cieszę się, że to już koniec i nie będę już o tym słyszał – mówił po meczu o swojej serii DeRozan.
- Oprócz niego po stronie Byków wyróżnili się również Zach LaVine (22 punkty, 4 zbiórki, 4 asysty), Ayo Dosunmu (18 pkt) i Nikola Vucević (14 punktów, 7 zbiórek). Wchodzący z ławki Coby White dołożył 9 oczek.
- – Dla mnie najważniejszą rzeczą jest, byśmy w niektórych z tych spotkań byli przetestowani w boju. Nie mamy wielu zawodników, który doświadczyli czegoś tego typu. Do dla nas bardzo dobre – mówił szkoleniowiec Bulls Billy Donovan.
Memphis Grizzlies – San Antonio Spurs 118:105
- To było wielkie show Ja Moranta. W minioną sobotę rozgrywający Memphis Grizzlies pobił swój dotychczasowy rekord kariery, zdobywając 46 punktów przeciwko Chicago Bulls. W kolejnym spotkaniu 22-latek ponownie wzbił się na wyżyny swoich możliwości i zaaplikował San Antonio Spurs aż 52 oczka.
- Morant rozpoczął swoje popisy już w pierwszej kwarcie. Szybkie 14 punktów i pomoc ze strony De’Anthony’ego Meltona (10 pkt) pozwoliły podopiecznym Taylora Jenkinsa na zdobycie aż 42 punktów, ale przyjezdni odpowiedzieli 34. Druga odsłona była już zdecydowanie bardziej wyrównana. Po serii punktowej autorstwa Keldona Johnsona, Jakoba Poeltla i Devina Vassella Spurs zmniejszyli stratę do zaledwie jednego oczka (51:50), ale Memphis na przerwę schodzili z 10-punktową zaliczką (68:58).
- W trzeciej odsłonie przez długi czas wynik oscylował w granicach remisu. Swoje w dalszym ciągu robił Morant, który po tej części miał już na koncie 39 punktów. Choć w ostatniej kwarcie Grizzlies byli 0/6 za trzy, to zdołali nieco odskoczyć i dowieźli skromną przewagę do końcowej syreny.
- Do swojego dorobku 52 punktów Ja Morant dołożył jeszcze 7 zbiórek i 2 asysty. W całym meczu rozgrywający Grizzlies trafił 22 z 30 rzutów z gry (4/4 za trzy). – Walczymy każdej nocy. Każdy się wspiera, cieszymy się ze swoich sukcesów. Zbliżyłem się, a oni powiedzieli mi „zdobądź 50” i można było zobaczyć, że pod koniec [meczu] mnie szukali – mówił po spotkaniu Morant. Na parkiecie wspierali go przede wszystkim De’Anthony Melton (15 pkt) i Tyus Jones (13 pkt). Co ciekawe, oprócz Moranta pozostali zawodnicy wyjściowej piątki zdobyli tylko 18 oczek.
- Po stronie Spurs najlepszym punktującym był wchodzący z ławki rezerwowych Lonnie Walker IV (22 pkt). Dejounte Murray dołożył 21 oczek, 8 asyst i 3 przechwyty. Double-double w postaci 16 punktów i 10 zbiórek popisał się Jakob Poeltl. Doug McDermott dołożył 14 punktów, a Keldon Johnson i Devin Vassell po 10.
Milwaukee Bucks – Charlotte Hornets 130:106
- Po wyrównanej pierwszej odsłonie (32:32) o rezultacie spotkania przesądziła druga odsłona. Milwaukee Bucks całkowicie zdominowali grę, a na wysokości zadania stanęli zawodnicy wyjściowej piątki, którzy jako jedyni wówczas punktowali. Liderzy Charlotte Hornets mieli problemy z odnalezieniem skuteczności (LaMelo Ball – 1/5; Miles Bridges – 0/5) co sprawiło, że Kozły wygrały tę część 44:21.
- Po przerwie przewaga podopiecznych Mike’a Budenholzera tylko się pogłębiła. Szerszeniom wciąż czegoś brakowało, dzięki czemu Bucks stale powiększali swoje prowadzenie. W szczytowym momencie gospodarze prowadzili różnicą nawet 35 punktów i bez problemów dowieźli zwycięstwo do ostatniej syreny.
- Solidne zawody rozegrał Giannis Antetokounmpo, który zdobył 26 punktów (14/14 z linii rzutów osobistych), 16 zbiórek, 6 asyst, 2 przechwyty i 4 bloki. Bobby Portis dołożył double-double w postaci 20 oczek i 10 zbiórek. Jrue Holiday dorzucił 21 oczek, 8 asyst i 6 zbiórek, a Khris Middleton miał 19 punktów.
- Po stronie Hornets prym wiódł LaMelo Ball, autor 24 punktów. Po 17 dołożyli Terry Rozier i wchodzący z ławki rezerwowych Kelly Oubre Jr. Miles Bridges miał drobne problemy ze skutecznością z gry (5/14) i skompletował 14 oczek. Jedno mniej dorzucił P.J. Washington.
Oklahoma City Thunder – Sacramento Kings 110:131
- Na szczególną uwagę w tym meczu zasługuje pojedynek rozgrywających. Shai Gilgeous-Alexander zdobył 37 punktów, 10 asyst, 7 zbiórek i 3 przechwyty, trafiając 12 z 16 rzutów z gry (w tym 3/3 za trzy). De’Aaron Fox odpowiedział 29 punktami, 10 asystami, 4 zbiórkami i 2 przechwytami, choć był wyraźnie mniej skuteczny (10/20 z gry).
- Do przerwy mieliśmy remis 59:59. Druga połowa należała już jednak do Sacramento Kings. Choć w trzeciej kwarcie Shai kontynuował swoje popisy, to zaliczył też 3 straty, a jego partnerzy nie stanęli na wysokości zadania. Po drugiej stronie oprócz Foxa odpowiadali natomiast Harrison Barnes, Domantas Sabonis czy Trey Lyles. Oklahoma City Thunder nie byli w stanie znaleźć odpowiedzi na rozpędzonych gości, którzy całą drugą połowę wygrali 72:51 i odnieśli tym samym swoje pierwsze zwycięstwo po serii czterech porażek z rzędu.
- Oprócz Foxa po stronie Kings brylowali Trey Lyles (24 punkty, 6 zbiórek), Harrison Barnes (23 punkty, 5 zbiórek), Domantas Sabonis (14 punktów, 16 zbiórek, 7 asyst, 8 strat) Donte DiVincenzo (14 pkt) i Davion Mitchell (13 pkt).
- – Wykonaliśmy dziś dobrą pracę, jeśli chodzi o tempo. Odpuszczaliśmy dobre rzuty, by podać i stworzyć świetny rzut – mówił po meczu Alvin Gentry, szkoleniowiec Sacramento. – Jest mobilny, może rzucać i rozegrać. Może robić wszystko, czego od niego potrzebujemy. Wykonał dziś świetną pracę – mówił Fox o występie Lylesa.
- Po stronie Thunder oprócz Gilgeous-Alexandra nikt szczególnie się nie wyróżnił. Olivier Sarr zdobył 12 punktów, Tre Mann dołożył 11, a Vit Krejci 10. Po 9 oczek dorzucili Theo Maldeon i Aleksiej Pokusevski.
Czy oglądałeś najnowszy podcast PROBASKET? Aby sprawdzić o czym rozmawialiśmy dokładnie zobacz opis filmu: