Nowy sezon naszej ukochanej ligi nie zwalnia tempa od samego początku! mistrzowie grający po dwie dogrywki, kosmiczny Wembanyama z niewidzianymi nigdy zagraniami, zatrzymania przez FBI… No i miniona noc wcale nie odstawała pod względem emocji. Dostaliśmy przede wszystkim kapitalny pojedynek Luki Doncicia z Anthonym Edwardsem (choć nieco jednostronny), game-winner Domantasa Sabonisa, prawie udany wielki comeback Nets, czy niespodziewanego bohatera w osobie Kyshawna George’a. Trochę tego było, więc przejdźmy do rzeczy.
Toronto Raptors – Milwaukee Bucks 116:122
- Milwaukee Bucks rozpoczęli nowe rozgrywki od dwóch spotkań z niżej notowanym rywalem i jak dotąd zdołali uniknąć wpadki. Minionej nocy ich przewaga widoczna była już od pierwszej kwarty, kiedy to już nie do zatrzymania był Giannis Antetokounmpo. Jednocześnie Toronto Raptors mieli problemy z odnalezieniem strzeleckiego rytmu (33,3% z gry, 16,7% za trzy), co ułatwiło przyjezdnym budowę przewagi (19:27).
- W drugiej odsłonie podopieczni Darko Rajakovicia zaskoczyli jednak swojego rywala i za sprawą przede wszystkim Brandona Ingrama i RJ Barretta to oni schodzili na przerwę na prowadzeniu (54:52). Po powrocie na parkiet cenne trafienia zaliczyli m.in. Cole Anthony, Ryan Rollins czy Gary Trent Jr., ale nie zmieniło to dla Kozłów zbyt wiele, bo wynik ciągle oscylował w granicach remisu (86:86).
- Kluczem do zwycięstwa przyjezdnych była nieskuteczność Raptors w kluczowym momencie. Pod koniec czwartej kwarty gospodarze przez prawie cztery minuty nie mogli trafić z gry, co Bucks wykorzystali odskakując z wynikiem (118:111). Gracze Toronto przebudzili się dopiero w ostatnich fragmentach rywalizacji, ale było już za późno na odwrócenie jej losów.
- Efektownym double-double w postaci 31 punktów i 20 zbiórek popisał się Giannis Antetokounmpo (do tego 7 asyst). Wspierali go przede wszystkim Cole Anthony (23 punkty, 7 asyst) oraz Gary Trent Jr. (20 punktów). Po drugiej stronie błyszczeli przede wszystkim Brandon Ingram (29 punktów, 6 zbiórek) i Immanuel Quickley (19 punktów, 8 asyst, 7 zbiórek).
autor: Krzysztof Dziadek
Orlando Magic – Atlanta Hawks 107:111
- Atlanta Hawks odbudowują się po porażce w pierwszym meczu sezonu przeciwko Raptors, tym razem pokonując Orlando Magic. Kluczową rolę odegrał Trae Young, który zdobył sześć z swoich 25 punktów w ostatnich 46 sekundach, zapewniając zwycięstwo swojej drużynie:
- Orlando prowadziło nawet 12 punktami na początku czwartej kwarty (93:81), ale Hawks odpowiedzieli serią 15-0, w której Young zdobył pięć ostatnich punktów. Magic w decydującej części gry całkowicie zawiedli pod kątem skuteczności – 0/7 za trzy w czwartej kwarcie i tylko 9/32 we wszystkich rzutach z gry (28,1%).
- W barwach Hawks poza Youngiem wyróżnili się Nikeil Alexander-Walker (19 pkt), Onyeka Okongwu (17 pkt) oraz Jalen Johnson (12 punktów, osiem zbiórek). Drużyna grała bez Zaccharie Risachera (kontuzja kostki) i Kristapsa Porzingisa (choroba).
- W Orlando najlepszy był Franz Wagner z 27 punktami. Desmond Bane i Tristan da Silva dodali po 15, a Paolo Banchero zanotował 11 punktów i sześć zbiórek, ale trafił tylko 4/15 z gry i 0/5 za trzy.
- Magic fatalnie skończyli, a Hawks fatalnie zaczęli rzutowo – 2/20 za trzy na starcie meczu nie zwiastowało sukcesu. Zakończyli na kiepskiej sumarycznie skuteczności 8/29 (27,6%).
New York Knicks – Boston Celtics 105:95
- New York Knicks pokonali Boston Celtics 105:95 w Madison Square Garden, odnosząc drugie zwycięstwo z rzędu na starcie sezonu NBA. Bohaterami wieczoru byli Jalen Brunson (31 punktów) i Karl-Anthony Towns (26 punktów, 13 zbiórek).
- Decydująca okazała się druga kwarta, wygrana przez Knicks aż 42:14. Agresywna obrona, kontrataki i dobra skuteczność rzutowa pozwoliły całkowicie zdominować rywali. Knicks w drugiej odsłonie trafili 50% swoich prób, w tym 6/13 za trzy – 10 punktów zdobył w tym fragmencie gry OG Anunoby. Z kolei Celtics w drugiej kwarcie trafili zaledwie 22% swoich rzutów.
- Kluczowa była przewaga na deskach nowojorskiego zespołu. Knicks wygrali walkę o zbiórki 53:37, wyrywając aż 21 piłek z atakowanej tablicy. Swój debiut w tym sezonie zaliczył Josh Hart, wracający po kontuzji pleców. Zagrał tylko 19 minut, ale zdobył w tym czasie imponujące 14 zbiórek.
- Dla Celtics, którzy rozpoczęli sezon od bilansu 0-2, najlepszy był Jaylen Brown – 23 punkty w dniu swoich 29. urodzin. Sam Hauser dołożył 18 punktów, trafiając sześć trójek. Drużyna z Bostonu po raz drugi w tygodniu pozwoliła rywalom na 42 punkty w jednej kwarcie – wcześniej w przegranym 117:116 meczu z 76ers.
- Kibiców Knicks wystraszył OG Anunoby, który w czwartej kwarcie źle wylądował po próbie bloku i z grymasem bólu opuścił parkiet. Na szczęście po meczu okazało się, że był to tylko… skurcz.
Brooklyn Nets – Cleveland Cavaliers 124:131
- Cleveland Cavaliers odnieśli pierwsze zwycięstwo w sezonie, pokonując Brooklyn Nets 131:124. Po porażce z New York Knicks w środę, podopieczni Kenny’ego Atkinsona pokazali charakter, zwłaszcza w końcówce, gdy Nets niespodziewanie zbliżyli się na jeden punkt.
- Donovan Mitchell był nie do zatrzymania – 35 punktów przy 10/15 z gry. Jarrett Allen dołożył 22 oczka, Sam Merrill 22 (w tym kluczowe trójki), a Evan Mobley 13. Cavs trafili 44/82 z gry (53,7%) i 18/42 za trzy (42,9%), w tym 9/11 w trzeciej kwarcie, która przyniosła im prowadzenie różnicą aż 25 punktów.
- Tak duża przewaga przed ostatnią kwartą o dziwo nie zamknęła jednak meczu. Nets na starcie czwartej kwarty zaliczyli niesamowity run, redukując straty z 25 do zaledwie jednego punktu. Jednym z architektów tego powrotu był debiutant Egor Demin, który zdobył w czwartej kwarcie wszystkie ze swoich dziewięciu punktów.
- Kulminacyjny moment nadszedł na kilka minut przed końcem i zbiegł się w czasie z… Wbiegnięciem kibica na parkiet:
- Cavs wrócili jednak na samą końcówkę, wykorzystali niecelne rzuty Nets i zdobyli sześć punktów z rzędu – w tym kluczowe akcje Allena i Merrilla – prowadząc już bezpiecznie 127:120 na 38 sekund przed syreną.
New Orleans Pelicans – San Antonio Spurs 116:120 (OT)
- Wciąż bez De’Aarona Foxa, wciąż bez Jeremy’ego Sochana, ale z kompletem zwycięstw. San Antonio Spurs potrzebowali aż dogrywki, żeby rozprawić się z New Orleans Pelicans. „Ostrogi” miały tej nocy kilka lepszych momentów i tak chociażby w trzeciej kwarcie odskoczyły na dziewięć oczek.
- W samej końcówce to jednak goście z Teksasu musieli gonić wynik. Na 32,2 sekundy przed ostatnią syreną Zion Williamson wyprowadził Pels na skromne prowadzenie (106:104). Momentalnie zza łuku odpowiedział Stephon Castle, ale po chwili Zion stanął na linii rzutów wolnych. Lider Nowego Orleanu wykorzystał jednak tylko jedną próbę, przez co czwarta kwarta zakończyła się remisem.
- O rezultacie przesądziła więc dogrywka, w której Spurs nie spudłowali o dziwo ani jednego rzutu (3/3), choć znaczną część punktów (5) zdobyli też z osobistych. Gospodarze walczyli do ostatniej syreny, szczególnie gdy Castle spudłował w końcówce dwukrotnie z linii, ale w kluczowym momencie zimną krew zachował Harrison Barnes, który wyegzekwował swoje dwie próby i przypieczętował zwycięstwo San Antonio.
- Kluczem do zwycięstwa znów okazał się Victor Wembanyama, który na swoim koncie zapisał 29 punktów, 11 zbiórek i szalone 9 bloków. Devin Vassell dorzucił 23 oczka, z kolei podwójną zdobycz z ławki odnotował Luke Kornet (14 punktów, 12 zbiórek).
- W szeregach Pelicans grę napędzał przede wszystkim tercet Zion Williamson (27 punktów, 10 zbiórek, 7 asyst), Trey Murphy III (24 punkty, 10 zbiórek, 5 asyst, 3 przechwyty), Jordan Poole (21 punktów, 5 asyst). Dla New Orleans jest to już druga porażka w tym sezonie, a w kolejnym meczu zmierzą się z Boston Celtics.
autor: Krzysztof Dziadek
Houston Rockets – Detroit Pistons 111:115
- Detroit Pistons pokonali Houston Rockets 115:111 dzięki opanowaniu swojego lidera na linii rzutów wolnych. Decydujące osobiste na 5,5 sekundy przed końcem wykonał Cade Cunningham, autor 21 punktów, siedmiu zbiórek i sześciu asyst (ale też ośmiu strat).
- Mecz był wyrównany do samego końca. Paul Reed layupem wyprowadził Pistons na 113:110, a Alperen Sengun trafił tylko 1/2 wolnych, zmniejszając stratę do dwóch punktów. Obie drużyny rozegrały nerwową końcówkę – Cunningham nie trafił za trzy, tym samym odpowiedział Jabari Smith Jr., a chwilę później Ausar Thompson. Na 16 sekund przed końcem Sengun dał się zablokować Paulowi Reedowi i Rockets musieli ratować się faulami. Cade nie pomylił się już na linii.
- Historyczny wieczór dla trenera J.B. Bickerstaffa – było to jego 300. zwycięstwo w karierze. Tym samym on i jego ojciec Bernie (419 wygranych) stali się pierwszą parą ojciec-syn w historii NBA, która osiągnęła ten kamień milowy.
- Pojedynek bliźniaków Thompson wygrał Ausar – zdobył 19 punktów i cztery asysty, przy tylko 10 punktach i 2/8 z gry Amena. Kevin Durant dominował ofensywnie, zdobywając 37 punktów, w tym 16/18 z linii i 3/3 za trzy (po 0/4 we wtorkowym debiucie w barwach Rockets). To jednak nie wystarczyło, żeby zatrzymać rozpędzonych Pistons.
- Oprócz Cade’a i Thompsona, dla Pistons punktowali także Duncan Robinson (17) i Paul Reed, który w 19 minut z ławki zdobył 13 punktów, dziewięć zbiórek (aż pięć w ataku) i dwa bloki – w tym kluczowy na Sengunie.
Memphis Grizzlies – Miami Heat 114:146
- Miami Heat odnieśli pierwsze zwycięstwo w sezonie, rozbijając Memphis Grizzlies 146:114. Był to ich pierwszy mecz od czwartku, gdy liga zawiesiła Terry’ego Roziera po aresztowaniu w związku z oskarżeniami o udział w nielegalnych zakładach bukmacherskich.
- Brak Roziera jednak nie przeszkodził Heat, którzy to zdominowali spotkanie niemal od początku. Kluczowy był występ Bama Adebayo. Zdobył on 24 punkty, w tym 18 w pierwszej kwarcie, w której Miami zaliczyło serię 17:0.
- Nikola Jović dołożył 20 punktów, Kel’el Ware 19, a Jaime Jaquez Jr. zanotował 17 punktów, 10 zbiórek i 6 asyst. Drużyna Erika Spoelstry prowadziła już 56-30 w drugiej kwarcie, trafiając 65% rzutów z gry i 8/11 za trzy. Do przerwy było 86:47, więc mecz nie przyniósł żadnych emocji, a w drugiej połowie w barwach Grizzlies biegali już w dużej mierze rezerwowi.
- Ja Morant, który w pierwszym meczu zdobył 35 punktów przeciwko Pelicans, tym razem trafił tylko 4/16 z gry i zakończył z 12 punktami. Najlepszy w zespole Taylora Jenkinsa był Jaren Jackson Jr. (19 pkt), rookie Cedric Coward dodał 16, a Santi Aldama 13.
Dallas Mavericks – Washington Wizards 107:117
- Washington Wizards niespodziewanie pokonali Dallas Mavericks 117:107, a bohaterem wieczoru był Kyshawn George – 34 punkty, rekord kariery, który zatrzymał comeback rywali w czwartej kwarcie. Cooper Flagg i jego Mavs rozpoczynają sezon bilansem 0-2.
- Mavericks nieźle weszli w mecz, uzyskując 14-punktową przewagę już w pierwszej kwarcie. Do przerwy Wizards zdołali odrobić jednak straty, a po zmianie stron sami wyszli na prowadzenie różnica kilkunastu punktów. To o tyle ciekawe, że to właśnie w drugiej połowie obudził się wybrany z numerem pierwszym draftu Cooper Flagg. Debiutant Mavericks przed przerwą trafił tylko 2/6, a po przerwie już 4/8 rzutów z gry. Zakończył z linijką 18 punktów, pięciu zbiórek i sześciu asyst – znacznie lepszą niż w pierwszym meczu. Wciąż jednak bez zwycięstwa.
- Anthony Davis lekko rozczarował. Zdobył co prawda 27 punktów (9/19 z gry) i 13 zbiórek, ale w końcówce pudłował z linii rzutów wolnych (mógł zmniejszyć stratę do dwóch oczek) i nie trafił ważnej trójki. Mavs skończyli z 21 stratami – po pięć zanotowali Flagg i Davis, a aż osiem dołożył PJ Washington. Mocno widać brak nominalnego rozgrywającego. W przegranym meczu ze Spurs ekipa z Teksasu też popełniła aż 16 strat.
- Wizards wygrali, choć nie wszyscy ich gracze zagrali indywidualnie udane zawody. Khris Middleton trafił tylko 4/13 z gry na dziewięć punktów, CJ McCollum dorzucił 2/8 (sześć punktów), a Bub Carrington 1/7 (siedem punktów). Kyshawna George’a – który trafił aż 7/8 za trzy – wspierał z ławki Tre Johnson (17 punktów). Niezły mecz rozegrał też Alex Sarr (14 punktów, dziewięć zbiórek, pięć asyst i trzy bloki).
Los Angeles Lakers – Minnesota Timberwolves 128:110
- Minnestota Timberwolves rozpoczęli tę rywalizację z wysokiego „C”, aplikując swoim przeciwnikom aż 40 punktów w pierwszej kwarcie. Los Angeles Lakers również bawili się w ofensywie, kreując aż 36 oczek, ale z uwagi na zdecydowanie gorszą postawę gości w drugiej kwarcie, a także popisy Luki Doncicia, to oni schodzili ostatecznie na przerwę z nieznaczną zaliczką (68:63).
- Po wznowieniu gry Leśne Wilki utrzymywały się jeszcze przez jakiś czas w zasięgu kilku posiadań. od koniec trzeciej odsłony, kiedy Doncić raz jeszcze opuścił parkiet, Jeziorowcom udało się jednak podwyższyć prowadzenie, głównie za sprawą świetnego fragmentu Ruiego Hachimury (106:92). Kiedy jednak w czwartej „ćwiartce” Słoweniec wrócił już do gry, to właśnie jego seria trafień — zakończona trójką — pozwoliła Lakers na 19-punktową przewagę (117:98).
- Timberwolves poprosili jeszcze o przerwę na żądanie, ale oprócz sporadycznie zdobywanych przez Edwardsa punktów, to gospodarze trafiali raz za razem. Losy rywalizacji były zatem rozstrzygnięte na kilka minut przed końcową syreną. Po dzisiejszym starciu obie drużyny legitymują się bilansem 1-1.
- Po raz kolejny niesamowite zawody rozegrał Luka Doncić, autor zawrotnych 49 punktów, 11 zbiórek i ośmiu asyst. Tej nocy mógł liczyć na wsparcie Austina Reavesa, który również popisał się double-double (25 punktów, 11 asyst, 7 zbiórek) oraz Ruiego Hachimury (23 punkty, 10/13 z gry). Co ciekawe, rezerwowi Lakers zdobyli zaledwie 11 punktów. Po drugiej stronie dwoili się i troili Anthony Edwards (31 punktów, 5 asyst) i Julius Randle (26 punktów, 9 zbiórek, 5 asyst).
autor: Krzysztof Dziadek
Portland Trail Blazers – Golden State Warriors 139:119
- Można było mieć obawy, że Portland Trail Blazers nie zniosą najlepiej ostatniej afery hazardowej. Triumf ogłosić mogą dziś jednak liczni krytycy trenerskiego fachu Chauncey’a Billupsa. Drużyna z Oregonu świetnie poradziła sobie dzień po zatrzymaniu ich szkoleniowca przez FBI, rozbijając Golden State Warriors aż 139:119. Zwycięski debiut jako główny trener notuje zatem Tiago Splitter.
- Po względnie wyrównanym starcie, Blazers zamknęli drugą kwartę krótkim runem, który dał im przed przerwą przewagę 10 punktów. Druga kwarta była już kontrolowanym blow-outem. Liderem Blazers był Deni Avdija z dorobkiem 26 punktów, pięciu zbiórek i sześciu asyst. Kolejne 22 punkty z ławki dorzucił Jerami Grant, a Jrue Holiday dołożył 12 punktów i 11 asyst. Był to więc bez wątpienia mecz weteranów… Choć kluczowy był też występ młodego obrońcy Toumani Camary (19 punktów, siedem zbiórek, trzy przechwyty).
- Na nic zdał się świetny występ Stepha Curry’ego. Lider Warriors zdobył 35 punktów trafiając 7/14 za trzy, a cały jego zespół trafił bardzo dobre sumarycznie 42% rzutów z dystansu. Blazers jednak trafiali jeszcze lepiej – udało im się uzyskać skuteczność na poziomie 47% za trzy, zatrzymać Jimmiego Butlera na 14 punktach (3/7 z gry).
Sacramento Kings – Utah Jazz 105:104
- Po niezwykle zaciętym meczu Sacramento Kings pokonali Utah Jazz 105:104. Nie obyło się bez nerwów w końcówce, którą uratował Domantas Sabonis. Litewski lider Kings naprawił błąd swojego kolegi Malika Monka na sześć sekund przed końcem i dobitką dał ekipie z Sacramento wygraną:
- Domantas Sabonis zdobył łącznie 12 punktów i 12 zbiórek, na przestrzeni całego meczu nie wyglądając przekonująco na tle wysokiego składu Jazz. Kings wyraźnie przegrali zbiórki 38:60 i musieli nadrabiać skutecznością z dystansu (43,8%). Strzelecko popisał się przede wszystkim Malik Monk, który dał 20 punktów z ławki trafiając 6/9 z dystansu (choć w kluczowej sytuacji musiał ratować go Sabonis). Liderem punktowym był z kolei Zach LaVine z dorobkiem 31 punktów.
- Jazz byli bliscy odniesienia kolejnego zwycięstwa – żadna z ekip nie wyszła w meczu na prowadzenie wyższe nić osiem punktów. Drużyna z Salt Lake City znów imponowała wzrostem – Lauri Markkanen ustawiony jako niski skrzydłowy (obok Kyle’a Filipowskiego i Walkera Kesslera) zdobył aż 33 punkty.
Los Angeles Clippers – Phoenix Suns 123:97
- Los Angeles Clippers rozbili Phoenix Suns 129:102 w swoim pierwszym w tym sezonie meczu domowym. Po blamażu w Utah (porażka 21 punktami, momentami -37), podopieczni Tyronna Lue pokazali charakter – zwłaszcza w drugiej i trzeciej kwarcie, w których najmocniej odskoczyli rywalom.
- James Harden zdobył 30 punktów (w tym 5/9 za trzy, 9/9 z linii), dołożył siedem zbiórek i siedem asyst. Kawhi Leonard dodał 27 punktów, a Derrick Jones Jr. dołożył 17 punktów na 100% skuteczności 6/6 z gry, w tym 5/5 za trzy. Clippers trafili imponujące 55% trójek (15/27) i 54% z gry, kontrolując tempo spotkania.
- Suns zaczęli dobrze – run 12:0 w pierwszej kwarcie dał im prowadzenie dziewięcioma punktami. Clippers jednak szybko zdominowali spotkanie. Do przerwy 72:56, a w trzeciej kwarcie kolejny run 12:0 (osiem punktów Leonarda, trójka Jonesa) wywindowali przewagę do 32 punktów.
- Suns, którzy w poprzednim meczu odrobili 20 punktów przeciwko Kings, tym razem nie byli w stanie odwrócić losów meczu. Dillon Brooks zdobył 21 punktów, (5 trójek), Devin Booker dodał 18 i 7 asyst, ale reszta drużyny była bezradna. 16 punktów Brooka i Bookera w trzeciej kwarcie to 76% dorobku Suns w tej części (21 punktów ogółem).










