Za nami aż 12 spotkań po kolejnej nocy razem z NBA. Nie zabrakło dziś świetnych indywidualnych występów w postaci m.in.: 48 punktów Joela Embiida, 45 oczek Cama Thomasa, czy 38 Anthony’ego Edwardsa. Na pewno warto podkreślić pierwszą porażkę w sezonie Boston Celtics, którzy po dogrywce nieznacznie ulegli Minnesocie Timberwolves. Duet Jeremy Sochan i Victor Wembanyama otrzymał kolejną ligową lekcję na parkiecie, tym razem od Indiany Pacers. Natomiast debiut w Clippers zaliczył James Harden.
DETROIT PISTONS – GOLDEN STATE WARRIORS 109:120
- Po ostatniej porażce z Cleveland Cavaliers, GSW za wszelką cenę chcieli odkuć się dla swoich widzów. Tym razem rywalem była dobrze spisująca się od początku sezonu ekipa Detroit Pistons, w dodatku na ich terenie, Little Caesars Arena. Od początku gra była dość wyrównana, choć po stronie gości królował Stephen Curry, który już w pierwszej kwarcie rzucił 16 punktów. Pierwsza połowa tego spotkania zakończyła się prowadzeniem podopiecznych Steve’a Kerra 48:56.
- Po zmianie stron zdecydowanie lepiej w mecz weszli Cade Cunningham i spółka, wygrywając trzecią kwartę różnicą 7 punktów. Tak naprawdę o losie wygranej decydowała ostatnia część, gdzie GSW pokazało doświadczenie i pewnie pokonało Pistons. Gospodarze walczyli do samego końca, Cade zdobył dziś 21 punktów, dokładając 5 asysty. Killian Hayes również zapisał na swoim koncie 21 oczek. Double-double zanotował Isaiah Stewart – 17 punktów oraz 11 zbiórek.
- Liderem Golden State Warriors od początku do końca był oczywiście Stephen Curry, 34 punkty, w tym aż 7 trójek oraz 4 asysty. Skutecznie cały czas pomagali mu Klay Thompson (17 punktów), czy Chris Paul (17 punktów, 6 asyst i 5 zbiórek). To już szóste zwycięstwo Golden State Warriors w tym sezonie.
INDNIANA PACERS – SAN ANTONIO SPURS 152:111
- Zawodnicy Pacers wyszli na to spotkanie niezwykle zmotywowani, co pokazywali od samego początku. Ich dzisiejsza wygrana, to również zwycięstwo numer 900 w karierze trenerskiej Ricka Carlisle’a. Chyba nie mógł wybrać lepszej okazji na takie osiągnięcie, niż mecz przeciwko Greggowi Popovichowi, który tych zwycięstw ma jeszcze więcej – Powiedziałem Popowi po meczu, że jestem mu bardzo wdzięczny. Był dla mnie mentorem, zanim dostałem pracę głównego trenera. Kiedy byłem tutaj jako asystent, nie dostałem pracy po odejściu Larry’ego. Pop zadzwonił do mnie i zaprosił mnie na obóz treningowy do San Antonio. To było dla mnie bardzo budujące. Był wspaniały dla tak wielu młodych trenerów – powiedział po meczu trener Pacers.
- Mecze dzień po dniu nigdy nie należą do najłatwiejszych. Zwłaszcza, kiedy gra się na wyjeździe i przekonało się o tym San Antonio Spurs. Już w pierwszej kwarcie mecz stał się dość jednostronny, kiedy to gospodarze zdołali trafić 44 punkty w 12 minut. Pierwsza połowa to z kolei rezultat aż 86:61. Następna część nic nie zmieniła w obrazie gry, a Spurs, którzy bardzo ospale weszli w to spotkanie, nie byli w stanie się przeciwstawić rywalowi. Doug McDermott próbował dotrzymywać kroku trójkami i zakończył mecz z 17 oczkami na koncie. Victor Wembanyama do 13 punktów dołożył również 10 zbiórek. Jeremy Sochan zakończył to spotkania z 6 punktami.
- Po stronie Pacers ciężko wyróżnić jednego lidera, ponieważ dziś wygrała zespołowość na parkiecie. 23 punkty oraz 8 asyst zanotował Tyerese Haliburton, natomiast z double-double mecz zakończył Myles Turner (15 punktów oraz 11 zbiórek). 19 oczek zdobył również Obi Toppin.
ORLANDO MAGIC – DALLAS MAVERICKS 102:117
- Dallas Mavericks nie zatrzymują się w poczynaniach tego sezonu, dziś pokonali Orlando Magic. To już szóste zwycięstwo Doncicia i spółki, przy tylko jednej porażce. Mecz zdecydowanie lepiej rozpoczął się dla gospodarzy, ponieważ po pierwszej połowie prowadzili 66:53, a 16 punktów rzucił wówczas Paolo Banchero. Decydująca okazała się być trzecia odsłona, którą Mavs wygrali różnicą aż 16 punktów. Również w tej odsłonie lekkiego stłuczenia w okolicy tyłu głowy doznał Luka, który przesiedział ostatnie minuty na ławce, lecz uraz nie okazał się groźny. Gdy już wrócił, to razem z Irvingiem zapewnili zwycięstwo w ostatniej kwarcie oraz w całym spotkaniu.
- Doncić, mimo iż opuścił kilka minut po zderzeniu głową z nogą rywala, to i tak zanotował 29 punktów, dokładając do tego 6 zbiórek. Kyrie Irving trafił 21 oczek, ale też świetnie rozgrywał (10 asyst). Skutecznie z obwodu tę dwójkę wspomagał Hardaway Jr. (21 punktów). W przypadku Magic za lidera uznamy Paolo Banchero, który po świetnej pierwszej połowie, zdobył ostatecznie 22 punkty. Po 19 oczek dołożyli Wagner oraz Anthony.
PHILADELPHIA 76ERS – WASHINGTON WIZARDS 146:128
- Zespół 76ers po porażce w pierwszej serii gier przeciwko Milwaukee Bucks zdecydowanie wyciągnęło wnioski. W dodatku po wymianie Jamesa Hardena gra wygląda bardzo okazale. Dziś Washington Wizards nie byli w stanie zatrzymać rozpędzonego Joela Embiida, który po raz czterdziesty zdobył 40 lub więcej punktów w regular-season – To było po prostu wykorzystanie tego, na co pozwolili nam rywale. Graliśmy zespołowo. Wygląda to na dużo punktów, ale wiele z nich przyszło, ponieważ ciągle napieraliśmy – powiedział lider 76ers po meczu.
- Philadelphia znakomicie weszła w mecz i potrafiła to skutecznie kontrolować przez trzy kwarty. Szczególnie w trzeciej z nich sam Embiid rzucił aż 29 oczek. Mimo starań Wizards zdołali wygrać tylko ostatnią kwartę, lecz nie wiele zmieniło to w kwestii całego spotkania. Kyle Kuzma zrobił dziś bardzo wiele, by odrabiać straty, ponieważ rzucił 28 punktów na 60% skuteczności. 23 punkty dołożył Jordan Poole, natomiast na koncie Deni Avidjy znalazło się 16 punktów, 6 asyst i 5 zbiórek.
- Liderem na parkiecie był oczywiście Joel Embiid, który ostatecznie zatrzymał się na 48 punktach. Dołożył do tego 11 zbiórek oraz 6 asyst. Z jego dobrej formy korzystali koledzy, 22 punkty zdobył Tyrese Maxey, który również pokazał, jak powinno się dzielić piłką (11 asyst). 18 punktów dołożył natomiast Tobias Harris.
BROOKLYN NETS – MILWAUKEE BUCKS 125:129
- Spore emocje wzbudziło bardzo wyrównane do samego końca spotkanie Brooklyn Nets, ponieważ do ostatnich minut nie było pewne, kto w tym meczu odniesie zwycięstwo. Już sama pierwsza połowa zapowiadała emocje, ponieważ gospodarze prowadzili 67:63. W trzeciej kwarcie próbowali też uciec z wynikiem, ale skuteczna seria punktowa po stronie Bucks 17:5 pozwoliła odzyskać prowadzenie. Następnie udało się również zbudować, wydawałoby się bezpieczną przewagę.
- Innego zdania byli gracze Nets, ponieważ już niedługo później odzyskali prowadzenie i na kilka minut przed końcem na tablicy wyników mieliśmy rezultat 115:112. Jednak końcówka należała już tylko i wyłącznie do Bucks oraz do Giannisa, który dwukrotnie popisał się bardzo ważnymi blokami. Bucks ostatecznie wygrali tylko czteroma punktami.
- Zdecydowanie najbardziej na parkiecie błyszczał dziś Cam Thomas, ponieważ trafił w tym spotkaniu aż 45 punktów. Skutecznie pomagał mu Mikal Bridges (31 oczek), lecz zbrakło wsparcia od reszty drużyny. W przypadku Bucks najlepiej poradził sobie Giannis Antetokounmpo, zdobywając 36 punktów oraz 12 zbiórek. 21 punktów dołożył Damian Lillard, któremu dziś nie szła gra zza łuku (2/8).
MIAMI HEAT – LOS ANGELES LAKERS 108:107
- Występująca dziś w mocno okrojonym składzie ekipa Lakers mierzyła się z Heat, którzy potrzebowali tego zwycięstwa jak wody. Jednak nie przyszło ono wcale z łatwością, a o zwycięstwie na korzyść przyjezdnych z Los Angeles mógł przesądzić ostatni rzut zza łuku. Pierwsza kwarta pokazała, jak wyrównane to będzie spotkanie, ponieważ zakończyła się wynikiem 33:33. Kolejne odsłony również były mocno wyrównane i dopiero w końcówce udało nieznacznie odskoczyć się gospodarzom. Jednak strzelecka niemoc Heat mogła doprowadzić do ich porażki, ponieważ przez ostatnie 3 minuty, nie byli w stanie zdobyć nawet punktu. W ostatniej akcji, na 8 sekund do końca, LeBron znalazł w narożniku Cama Reddisha, lecz ten spudłował, nie dając wygranej Lakers.
- Kolejny świetny występ zaliczył wyżej wspomniany James, który dziś musiał radzić sobie praktycznie w pojedynkę, ponieważ Davis miał problemy zdrowotne w tym spotkaniu. LeBron zanotował 30 punktów, na 56.5% skuteczności z gry. 23 oczka dołożył Austin Reaves. Liderem gospodarzy był dziś Bam Adebayo, który zanotował, pierwsze w historii Heat, tripple-double z 20 zbiórkami. Dokładnie rzucił 22 punkty, dołożył 20 zbiórek oraz 10 asyst. Jimmy Butler rzucił w tym starciu 28 oczek, do tego notując 6 asyst.
NEW YORK KNICKS – LOS ANGELES CLIPPERS 111:97
- James Harden nie zaliczy debiut do najbardziej udanego, mimo iż zaprezentował się całkiem przyzwoicie. Wszystko za sprawą duetu liderów Knicks, którymi w tym starciu byli bez wątpienia Julius Randle oraz RJ Barret. O samym debiucie po przejściu z 76ers wypowiedział się Harden tuż po spotkaniu – Czułem się trochę dziwnie na parkiecie, nie mając tak naprawdę meczu przedsezonowego, ani okazji do wzięcia udziału w pełnym obozie treningowym. Starałem się kierować moimi koszykarskimi instynktami i tym, co robiłem przez ostatnie kilka lat – powiedział po meczu.
- Po pierwszej połowie wydawało się, że to właśnie Clippers odniosą dziś zwycięstwo, ponieważ prowadzili 42:46. Jednak trzecia oraz czwarta kwarta podlegała pod dyktando Knicks. Zespół gospodarzy sprawnie odrobił straty, by później skrupulatnie zbudować sobie przewagę w ostatniej kwarcie. Julius Randle zdobył w tym spotkaniu 27 punktów, mimo skuteczności na poziomie 42%. 26 punktów rzucił natomiast RJ Barret, wracający po urazie kolana. Double-double zanotował Mitchell Robinson (13 punktów, 15 zbiórek).
- Po stronie Clippers, wspomniany wyżej Harden zakończył mecz z 17 punktami oraz 6 asystami na swoim koncie. Kawhi Leonard zdobył dziś 17, a drugi z duetu liderów George tylko 10. Russell Westbrook natomiast do 17 punktów dorzucił 4 asysty i 4 zbiórki.
CHICAGO BULLS – UTAH JAZZ 130:113
- Zespół Bulls po trzech porażkach z rzędu znalazł sposób na przełamanie złej passy w starciu z Utah Jazz. Już od samego początku widać było motywację i koncentracje zawodników gospodarzy, ponieważ pierwszą połowę wygrali 66:52. Widać było, że Utah nie dotrzymują im kroku, co potwierdziły kolejne dwie kwarty. Jazz byli co prawda w stanie wygrać ostatnią część, lecz na nic to się zdało, ponieważ Bulls byli już pewni swojej trzeciej wygranej w tym sezonie.
- W drużynie gości na wyróżnienie zasługuje zdecydowanie Lauri Markkanen, który zakończył to spotkanie z 29 punktami na koncie. Walker Kessler do 15 punktów, dołożył również 15 zbiórek. 14 punktów dołożyli jeszcze Sexton oraz Collins. Natomiast po stronie Bulls do zwycięstwa prowadził duet DeRozan&LaVine. Zdobywali kolejno 21 oraz 24 punkty. 18 oczek dorzucił w tym meczu Coby White. Warto również dodać, iż swoją 10 000 zbiórkę zanotował Drummond.
HOUSTON ROCKETS – SACRAMENTO KINGS 122:97
- Tak naprawdę spotkanie bez większej historii, ponieważ Houston Rockets od samego początku zbudowali sobie przewagę, którą potem skrupulatnie powiększali, by móc na ostatnią kwartę wchodzić ze spokojną głową. Po słaby starcie sezonu Rockets znacznie się odbudowali, ponieważ to była ich trzecia wygrana z rzędu. Z drugiej strony Kings złapali mały dołek w swojej dyspozycji, ponieważ przeciwnie do rywali to trzecia z rzędu porażka.
- Najlepiej w tym spotkaniu zaprezentował się zdecydowanie Alperen Sengun, który był bardzo blisko odnotowania triple-double. Zakończył bowiem mecz z dorobkiem 17 punktów, 12 zbiórek oraz 8 asyst. 23 punkty natomiast dołożył Jalen Green. Po stronie Kings ciężko kogokolwiek wyróżnić, lecz najwięcej punktów zdobył dziś Kevin Huerter – 13. Słaba skuteczność z gry (44%) nie pozwalała na zbyt wiele Kings w tym spotkaniu.
MINNESOTA TIMBERWOLVES – BOSTON CELTICS 114:109
- Pierwsza w sezonie porażka Celtics stała się faktem za sprawą Minnesoty Timberwolves. Jednak nie było to łatwe zadanie, a wszystko rozstrzygała dziś dogrywka, w której liderował Anthony Edwards. Celci imponowali formą od pierwszego spotkania, lecz dziś żaden z liderów nie był w stanie przechylić szali zwycięstwa na ich korzyść. W czwartej kwarcie to goście musieli gonić wynik, lecz to trójka Jadena McDanielsa przesądziła o dogrywce.
- Dogrywki samej w sobie mogłoby nie być, ponieważ ostatnie posiadanie w podstawowym czasie gry mieli Boston Celtics. Ciężar ostatniej akcji wziął na siebie Brown, lecz rzut z odejścia nie dał punktów, przez co potrzebna była dogrywka. W niej jednak mieliśmy jednego lidera, mianowicie Anthony’ego Edwardsa, który rzucił 8 punktów przez dodatkowe 5 minut. Skutecznie przyczynił się do czwartego zwycięstwa Timberwolves w tym sezonie.
- Najlepiej na parkiecie po stronie Celtics radził sobie Jayson Tatum, ponieważ trafił 32 oczka, lecz to nie wystarczyło. 26 punktów dołożył Jaylen Brown, a 20 Kristaps Porzingis. Anthony Edwards zakończył ostatecznie z 38 punktami na swoim koncie. Skutecznie pomagali mu Jaden McDaniels (20 punktów), czy Rudy Gobert, który zanotował podwójną zdobycz (14 punktów oraz 12 zbiórek).
OKLAHOMA CITY THUNDERY – ATLANTA HAWKS 126:117
- Zdecydowanie Oklahoma potrzebowała swojego lidera na parkiecie, mianowicie Shaia Gilgeousa-Alexandra, ponieważ opuścił on ostatni mecz przeciwko Golden State Warriors. Mimo, wydawałoby się, poważnego urazu, wrócił bardzo szybko do gry i stanowił dziś o sile swojego zespołu. Samo spotkanie zapowiadało się bardzo interesująco, lecz OKC skutecznie rozstrzygnęło starcie przed ostatnią syreną. Tym samym zanotowali 4 zwycięstwo w tym sezonie.
- Pierwsza kwarta to bój punkt za punkt, a bardzo dobrze pokazywał się od początku Dort, zdobywając w pierwszej części 8 oczek. Druga oraz trzecia odsłona to skrupulatne budowanie wyniku przez OKC. Ciężko było się przeciwstawić gospodarzom, a Hawks dopiero w ostatniej kwarcie jakkolwiek odrobili straty. Ostatecznie różnica wyniosła tylko 9 punktów.
- Wracający do gry Shai od razu przejął dowodzenie na parkiecie, ponieważ po spędzeniu ponad 37 minut zdołał trafić 30 punktów na swoje konto. Do tego zebrał 8 piłek oraz 6 razy asystował. 21 punktów dołożył Jalen Williams, 19 Dort, a Holmgren zakończył mecz z double-double (16 punktów, 12 zbiórek). Po stronie Hawks brakowało skuteczności (tylko 37% z gry). Dejounte Murray rzucił dziś 29 punktów, a Trae Yong 22. Bogdan Bogdanović dołożył 17 oczek.
DENVER NUGGETS – NEW ORELANS PELICANS 134:116
- Znakomity początek sezonu notują gracze Nuggets, którzy dziś walczyli o swoje siódme zwycięstwo. Jak się okazało po czterech kwartach, ta wygrana stała się faktem. Jednak w starciu z New Orleans Pelicans początek nie wskazywał wcale, że to Nuggets odniosą w tym starciu zwycięstwo. Jednak 108. tripple-double w Nikoli Jokicia sprawiły, że ostatnie dwie kwarty zaważyły o wyniku.
- Pierwsze dwie kwarty to świetna dyspozycja przyjezdnych na to spotkanie. Wskazywała na to również dzisiejsza forma Jordana Hawkinsa, który przed przerwą zgromadził na swoim koncie 16 oczek. Zbudowane 10 punktów przewagi nie przetrwało zbyt długo, ponieważ kilka minut po zmianie stron Nuggets doskoczyli z wynikiem, by chwile później wyjść na prowadzenie. Ten stan nie zmienił się do końca, zmieniał się jedynie rozmiar porażki Pelicans, którzy w żaden sposób nie potrafili odpowiedzieć na ofensywę gospodarzy.
- Nikola Jokić zakończył to spotkanie z 35 punktami. Dołożył do tego 14 zbiórek oraz 12 asyst. Było to 108. triple-double w jego karierze, dzięki czemu wyprzedził LeBrona Jamesa oraz Jasona Kidda w klasyfikacji wszech czasów pod tym względem. W zespole Nuggets dobrze zaprezentowali się również Michael Porter Jr (22 punkty) oraz Julian Strawther (21 punktów). W New Orleans Pelicans formę z pierwszej połowy podtrzymał Hawkins i zakończył mecz z 31 oczkami na koncie. 22 dołożył Ingram, a double-double zanotował Zion Williamson (20 punktów oraz 10 zbiórek).