San Antonio Spurs musieli w niedzielny wieczór radzić sobie bez Victora Wembanyamy, a w drugiej kwarcie urazu wykluczającego z reszty spotkania nabawił się Stephon Castle. Pomimo braków kadrowych reszta zespołu stanęła na wysokości zadania i Ostrogi pokonały Sacramento Kings. Emocji nie zabrakło w Bostonie, gdzie pomimo wysokiego prowadzenia Celtics do ostatnich sekund musieli walczyć o utrzymanie prowadzenia w starciu z goniącymi Clippers. Dwie dogrywki przesądziły dopiero o zwycięstwie Utah Jazz nad Chicago Bulls. Dodatkowych pięć minut potrzebowali też Houston Rockets, którzy ostatecznie pokonali Orlando Magic po świetnych występach Kevina Duranta i Alperena Senguna.



Boston Celtics – Los Angeles Clippers 121:118

Statystyki

  • Los Angeles Clippers rozpoczęli starcie od pudła za pudłem (0/5), co sprawiło, że Boston Celtics szybko rozpoczęli budowę swojej przewagi (11:2). Ofensywną niemoc przyjezdnych przerwał dopiero James Harden, ale po jego trójce gospodarze w dalszym ciągu powiększali różnicę (27:11), głównie za sprawą Derricka White’a oraz Paytona Pritcharda.
  • Przed zakończeniem pierwszej odsłony LAC udało się w znacznym stopniu zmniejszyć straty (37:30), co zawdzięczają skuteczności zmienników (5/6). Na początku drugiej kwarty, kiedy to po trafieniach Brooka Lopeza i Nicolasa Batuma goście zbliżyli się już na pięć punktów, wydawało się, że mecz za moment zacznie nam się od nowa (35:40).
  • Celtics raz jeszcze przejęli jednak inicjatywę. Przebudził się Jaylen Brown, zza łuku trafiali Baylor Scheierman czy White i do przerwy podopieczni Joe Mazzulli znów komfortowo prowadzili (63:49). Po powrocie na parkiet znów lepiej wyglądali jednak przyjezdni, którzy trzecią odsłonę wygrali 36:27.
  • Cały czas swojego rytmu strzeleckiego odnaleźć nie mógł Harden, co ostatecznie mogło mieć ogromny wpływ na końcowy rezultat. W czwartej kwarcie Clippers tracili do rywala zaledwie trzy oczka, ale zabrakło im jeszcze jednego, krótkiego zrywu, więc po chwili znów „oglądali plecy rywali” (108:96).
  • W kluczowym momencie w końcu przebudził się Harden, a seria punktowa jego i Bogdana Bogdanovicia znów dała przyjezdnym nadzieję (108:105). Ekipa z Miasta Aniołów już do samego końca znajdowała się w zasięgu kilku jednego bądź dwóch posiadań, a Harden cały czas był nie do zatrzymania. Zabrakło im jednak czasu i odrobiny szczęścia w postaci nieskuteczności rywala z linii rzutów wolnych, by wyszarpać ostatecznie zwycięstwo.
  • Celtów do wygranej poprowadził przede wszystkim duet Payton Pritchard (30 punktów; 8/13 za trzy) – Jaylen Brown (33 punkty, 12 zbiórek, 3 asysty; 14/33 z gry). Ważne trafienia dorzucili m.in. Derrcik White (22 oczka, 9 asyst, 7 zbiórek) czy Neemias Queta (14 punktów, 9 zbiórek).
  • Pomimo fatalnego początku pod względem skuteczności James Harden zdołał skompletować ostatecznie 37 punktów, osiem asyst i siedem zbiórek (5/11 za trzy). Josh Collins dorzucił 17 oczek, z kolei double-double skompletował Ivica Zubac (16 oczek, 12 zbiórek).

San Antonio Spurs – Sacramento Kings 123:110

Statystyki

  • San Antonio Spurs musieli radzić sobie tego wieczoru bez Victora Wembanyamy, który został odsunięty od gry z uwagi na drobny uraz łydki. Pod jego nieobecność od pierwszych minut ciężar odpowiedzialności za zespół brał na siebie De’Aaron Fox. Razem z Harrisonem Barnesem rozgrywający trafił w pierwszych minutach łącznie cztery trójki, dzięki czemu Ostrogi były w stanie objąć prowadzenie różnicą kilku posiadań (18:11).
  • Oba zespoły mogły pochwalić się wówczas kapitalna skutecznością. Dobrą zmianę zapewnił Jeremy Sochan, który od momentu pojawienia się na parkiecie walczył o każdą zbiórkę, a jedna z nich, w ofensywie, doprowadziła następnie do asysty przy trafieniu za trzy Kelly’ego Olynyka. Jego partnerzy napędzali grę, ale chwilę później również 22-letni skrzydłowy zdołał sam trafić zza łuku (26:18).
  • Na początku drugiej kwarty po kolejnej trójce Sochan znów znalazł się w dogodnej pozycji, tym razem sam na sam z rywalem w strefie podkoszowej. Reprezentant Polski był faulowany przez Keona Ellisa, ale i tak zdołał trafić, po czym wykorzystał jeszcze jeden rzut osobisty i powiększył prowadzenie Spurs do 15 oczek (41:26). 
  • Przez kilka kolejnych minut podopieczni Mitcha Johnsona utrzymywali przewagę oscylującą w granicach 12 punktów. Chwilę po kolejnym powrocie na parkiet Jeremy znów zdołał trafić zza łuku, jednak Sacramento Kings nieustannie naciskali, by zmniejszyć stratę do jednocyfrowego pułapu. Ostatecznie im się udało, bo niemal na równi z syreną kończącą drugą kwartę piłkę do obręczy skierował Domantas Sabonis (67:59).
  • Po powrocie na parkiet Spurs ponownie przejęli inicjatywę i znów byli stroną dominującą, choć musieli radzić sobie bez Stephona Castle’a, z który z uwagi na kontuzję nie zagrał w drugiej połowie. Trzy trafienia z rzędu zaliczył Luke Kornet, po czym do gry wrócił Sochan. Potrzebował on zaledwie krótkiej chwili, by wykorzystać podanie od Foxa i ponownie trafić spod kosza (84:67). 
  • Podczas jednego z ataków Zacha LaVine’a na kosz, Jeremy popełnił czwarte przewinienie tego wieczoru, więc chwilę później w jego miejsce na parkiecie zameldował się Julian Champagnie. Szybko wrócił on jednak do gry, ale Kings zdołali w międzyczasie zbliżyć się nieco z wynikiem (95:85). 
  • Sochan odgrywał również istotną rolę w defensywie w czwartej odsłonie, kiedy to zawodnicy Sacramento stwarzali coraz większe zagrożenie. Spurs przypieczętowali jednak swoje zwycięstwo już pod jego nieobecność, utrzymując bezpieczną przewagę aż do końcowej syreny. 
  • — Myślę, że nas zespół odpowiedział bardzo dobrze na nasze braki kadrowe. Wykorzystywaliśmy piątki, które jak dotąd nie miały zbyt wielu okazji, by ze sobą zagrać. Kilku graczy, którzy wcześniej nie otrzymywali zbyt wielu minut, zagrali teraz nieco więcej. Każdy stanął na wysokości zadania, choć wciąż możemy być czasami nieco bardziej regularni, ale to jest niekończąca się walka — mówił po meczu trener Mitch Johnson. 
  • Pod nieobecność Wembanyamy najlepszym punktującym Spurs był tej nocy De’Aaron Fox, który zapisał na swoim koncie 28 oczek i 11 asyst. Solidne 20 punktów i trzy asysty padły łupem Harrisona Barnesa. Devin Vassell dorzucił 16 punktów, a w chodzący z ławki rezerwowych Keldon Johnson 14.
  • — Wszyscy, którzy zyskali minuty, Jeremy [Sochan] i Kelly [Olynyk], wypadli świetnie. Obaj rywalizowali twardo w defensywie, utrzymali prostotę w ofensywie. To fantastyczne, że kiedy to robisz, to zostajesz… nagrodzony jest złym słowem, bo zapracowali na to, co otrzymali, ale pod względem okazji rzutowych wszystko szło po ich myśli, bo włożyli w to odpowiednią energię i świetnie się spisali — dodał szkoleniowiec Ostróg.
  • Jeremy Sochan spędził na parkiecie 22 minuty. W tym czasie zapisał na swoim koncie 11 punktów, pięć zbiórek i dwie asysty. Polak pokazał się z dobrej strony pod względem skuteczności, trafiając cztery z pięciu rzutów z gry, w tym dwa z trzech za trzy.
  • Po stronie Kings najlepiej wypadł DeMar DeRozan, autor 27 punktów. Dennis Schroder, który stracił niedawno miejsce w pierwszej piątce z korzyścią dla Russella Westbrooka (14 punktów, 9 zbiórek, 7 asyst, 2 przechwyty) odnotował 22 oczka, sześć zbiórek i pięć asyst.

Washington Wizards – Brooklyn Nets 106:129

Statystyki

Houston Rockets – Orlando Magic 117:113 (po dogrywce)

Statystyki

  • Ten mecz kosztował Houston Rockets naprawdę sporo. Podopieczni Ime Udoki zdołali ostatecznie przedłużyć swoją serię zwycięstw do czterech, wręczając tym samym Orlando Magic ich pierwszą porażkę po trzech kolejnych wygranych, ale potrzebowali do tego dogrywki.
  • Do przerwy to jednak przyjezdni prezentowali się wyraźnie lepiej od swojego rywala. Goście z Florydy mogli popisać się zdecydowanie korzystniejszą skutecznością (48,8%  z gry i 50,0% za trzy, przy 38,6% z gry i 37,5% za trzy Houston). Lepiej dzielili się też piłką (13 do 6 w asystach) i choć przegrywali wówczas walkę na tablicach (20-27) to na przerwę schodzili z wyraźną zaliczką (46:55).
  • Jeszcze na początku czwartej kwarty Magic prowadzili dwucyfrową różnicą punktową (79:90), ale Rockets stopniowo odrabiali straty i za sprawą przede wszystkim Kevina Duranta i Alperena Senguna doprowadzili do wyrównanej końcówki. To właśnie drugi z wymienionych trafił niemal na równi z końcową syreną, doprowadzając tym samym do remisu i dogrywki.
  •  Dodatkowy czas gry nie układał się już jednak najlepiej dla tureckiego środkowego, który spudłował 7 z 8 swoich rzutów z gry. Na wysokości zadania stanęli jednak Durant, Amen Thompson oraz Steven Adams, których punkty, a także skuteczność z linii rzutów wolnych w ostatnich fragmentach rywalizacji, zapewniły Houston zwycięstwo.
  • Kluczem do triumfu był bez wątpienia duet Kevin Durant (35 punktów, 6 asyst, 5 zbiórek; 13/24 z gry) – Alperen Sengun (30 punktów, 12 zbiórek, 8 asyst; 11/31 z gry). Reed Sheepard, który ma otrzymywać więcej minut z uwagi na plagę kontuzji panującej w zespole, odnotował 16 oczek i zebrał siedem piłek.
  • Po stronie Orlando Magic wyróżnili się przede wszystkim Franz Wagner (29 punktów, 5 zbiórek, 4 asysty; 8/21 z gry), Desmond Bane (26 oczek, 4 zbiórki, 4 asysty) oraz Anthony Black (18 punktów, 4 asysty). Warto zaznaczyć, że rezerwowi przyjezdnych zdobyli łącznie tylko 12 oczek. Nie zagrał m.in. kontuzjowany Paolo Banchero.

New Orleans Pelicans – Golden State Warriors 106:124

Statystyki

  • Seria dwóch zwycięstw przeciwko Spurs napędziła najprawdopodobniej Golden State Warriors, którzy nie mogli teraz pozwolić sobie na wpadkę z dużo niżej notowanym rywalem. Nic więc dziwnego, że podopieczni Steve’a Kerra rozpoczęli mecz z wysokiego „C” i już w pierwszej kwarcie zaaplikowali rywalowi 44 „oczka”.
  • Była to zasługa przede wszystkim Mosesa Moody’ego, który zaliczył prawdopodobnie najlepszą kwartę w swojej karierze (7/8 za trzy; 21 punktów). W drugiej kwarcie ofensywa GSW prezentowała się już zdecydowanie gorzej (17 oczek, 26,1% z gry i 16,7% za trzy), ale mimo to goście schodzili na przerwę z prowadzeniem (49:61), bo New Orleans Pelicans nie byli w stanie wykorzystać długiej chwili słabości rywala.
  • Podobnie było również po przerwie. Wojownicy nieustannie utrzymywali dwucyfrową przewagę i nie pozwolili rywalowi zbliżyć się z wynikiem i stworzyć większego zagrożenia.
  • Moses Moody ustanowił nowy rekord swojej kariery, zdobywając ostatecznie 32 punkty. Gorszą noc zaliczył Stephen Curry, autor dziewięciu oczek, pięciu zbiórek i trzech asysty (2/11 z gry). Rezerwowy Brandin Podziemski dorzucił 19 punktów.
  • W szeregach Pelicans wyróżnili się głównie Trey Murphy III (20 punktów, 8 asyst, 3 bloki), Jose Alvarado (18 punktów) oraz debiutant Jeremiah Fears (17 punktów, 5 zbiórek).

Dallas Mavericks – Portland Trail Blazers 138:133

Statystyki

  • Po serii trzech porażek z rzędu i zaledwie jednym zwycięstwie w ośmiu wcześniejszych spotkaniach, Dallas Mavericks wreszcie zdołali się przełamać pomimo dalszej nieobecności Anthony’ego Davisa (i oczywiście Kyrie’ego Irvinga).
  • Mało brakowało, a do dogrywki w ogóle by nie doszło. Przy 1:17 na zegarze Jerami Grant trafił trzy rzuty osobiste, czym wyprowadził Portland Trail Blazers na prowadzenie (115:117). Po przerwie na żądanie momentalnie odpowiedział jednak Cooper Flagg, ale już w kolejnym ataku gości faulowany był Shaedon Sharpe. Wykorzystał on jednak tylko jedną próbę z linii.
  • W podobnej sytuacji zaledwie kilka sekund później znalazł się Flagg. Również był on faulowany przy rzucie i również wykorzystał tylko jednego osobistego. Do ostatniej syreny pozostawało wówczas jeszcze ponad 50 sekund, ale ostatecznie żadna z ekip nie zdołała odnaleźć już drogi do kosza.
  • W kluczowym momencie dogrywki, przy trzech oczkach przewagi Mavs, swoją okazję wykorzystał Brandon Williams, który na zaledwie 29 sekund przed syreną podwyższył prowadzenie swojego zespołu (136:131). Portland mogli jeszcze odpowiedzieć i liczyć na walkę w ostatnich fragmentach gry, ale swoje próby zmarnowali Grant i Caleb Love.
  • Dla Blazers jest to już piąta porażka w siedmiu ostatnich meczach. Co ciekawe, jedno z tych dwóch zwycięstw odnieśli w starciu z Oklahoma City Thunder. Dla Grzmotów była to jak dotąd jedyna porażka w bieżących rozgrywkach.
  • Siedmiu zawodników Dallas zdobyło co najmniej 12 oczek. Najlepiej pod tym względem wypadli Cooper Flagg (21 punktów, 9 zbiórek, 5 asyst), P.J. Washington (21 punktów, 7 zbiórek) oraz Daniel Gafford (20 punktów, 6 zbiórek).
  • Po stronie Blazers dwoilł się i troił tercet Shaedon Sharpe (36 punktów, 6 asyty; 12/32 z gry) – Deni Avdija (29 punktów, 7 asyst, 6 zbiórek) – Jerami Grant (26 punktów, 5 zbiórek).

Phoenix Suns – Atlanta Hawks 122:124

Statystyki

  • Jedna z najbardziej emocjonujących końcówek tej nocy, choć jeszcze kilkanaście nic na to nie wskazywało. Phoenix Suns wygrali bowiem drugą, a także całkowicie zdominowali trzecią kwartę (37:20), kiedy to świetny fragment (16 punktów, 2 zbiórki, 2 przechwyty) zaliczył Dillon Brooks. Na samym początku ostatniej odsłony gospodarze prowadzili różnicą 20 oczek (97:77).
  • Atlanta Hawks zaliczyli jednak niesamowity comeback, który rozpoczęli od zmniejszania strat dzięki świetnej skuteczności z gry (64%) i zza łuku (50%). Cały proces trwał zaledwie kilka minut, bo po akcji 2+1 Nickeila Alexandra-Walkera przy 4:34 na zegarze przyjezdni tracili już tylko jedno oczko do rywala (107:106).
  • W kolejnych fragmentach gry gospodarze znów odskoczyli na różnicę kilku posiadań, ale na 1:16 przed końcową syreną Onyeka Okongwu wyprowadził Jastrzębie na prowadzenie (116:117). Na wysokości zadania stanęli też jego partnerzy, którzy odpowiadali na trafienia Phoenix i skutecznie egzekwowali rzuty osobiste, które przesądziły o ich zwycięstwie.
  • Dla Hawks jest to już piąte z rzędu zwycięstwo. Oprócz wspomnianych Okongwu (27 punktów, 5 asyst) i Alexandra-Walkera (26 punktów, 4 asysty) dobrze wypadli też Jalen Johnson (25 puntów, 10 zbiórek, 7 asyst) oraz Dyson Daniels (11 punktów, 12 asyst, 7 zbiórek, 3 przechwyty; 5/6 z gry).
  • Po stronie Suns prym wiedli przede wszystkim Dillon Brooks (34 punkty, 6 zbiórek, 3 przechwyty) oraz Devin Booker (27 punktów, 7 asyst). Nie brakowało im wsparcia z ławki rezerwowych w postaci trafień Collina Gillespie (15 punktów, 8 zbiórek, 7 asyst) czy Jordana Goodwina (14 punktów, 7 zbiórek).

Utah Jazz – Chicago Bulls 150:147 (po dwóch dogrywkach)

Statystyki

  • Kilka godzin przed rozpoczęciem rywalizacji potwierdzono informacje o powrocie Coby’ego White’a, który od początku sezonu leczył kontuzję łydki. Rozgrywający nie będzie grał póki co w spotkaniach rozgrywanych noc po noc, więc na pewno nie zobaczymy go na parkiecie w jutrzejszym starciu z Denver Nuggets.
  • White miał okazję od razu być częścią niesamowitego widowiska. Zacznijmy od końcówki czwartej kwarty. Na 37,3 sekundy przed ostatnią syreną Josh Giddey wykorzystał podanie właśnie Coby’ego i dał Chicago Bulls skromne prowadzenie różnicą jednego punktu. Chwilę później po drugiej stronie przy rzucie faulowany był Lauri Markkanen, ale wykorzystał on tylko jedną próbę z linii (127:127). Zarówno Giddey, jak i Keyonte George mieli jeszcze okazje, by dać swoim zespołom zwycięstwo, ale obaj spudłowali.
  • O wszystkim miała rozstrzygnąć więc dogrywka, w której przez dłuższy czas lepiej radzili sobie gospodarze. Na nieco ponad 27 sekund przed upłynięciem czasu straty Byków do dwóch oczek zmniejszył Matas Buzelis, a po skutecznej akcji w defensywie Coby White doprowadził do remisu po indywidualnym ataku na kosz (136:136), co oznaczało kolejne dodatkowe pięć minut.
  • Utah Jazz wykorzystali już kolejną okazję, choć do przechylenia szali zwycięstwo na swoją stronę potrzebowali game-winnera zza łuku autorstwa Keyonte George’a. Jest na co popatrzeć!
  • Keyonte George oprócz zwycięskiego rzutu zapisał na swoim koncie 33 oczka, sześć asyst i cztery przechwyty (10/27 z gry). To jednak Lauri Makkanen był tej nocy absolutnym liderem Jazz, notując aż 47 punktów, siedem zbiórek, dwa bloki i dwa przechwyty (15/33 z gry, 6/17 za trzy).
  • W swoim powrocie Coby White był najskuteczniejszym zawodnikiem ekipy z Wietrznego Miasta, zdobywając 27 punktów i osiem asyst (5/14 z gry, 14/14 z linii rzutów wolnych). Josh Giddey dorzucił triple-double w postaci 26 punktów, 13 asyst i 12 zbiórek.

Wspieraj PROBASKET

  • Sprawdź najlepsze promocje NIKE i AIR JORDAN w Lounge by Zalando
  • W oficjalnym sklepie NIKE znajdziesz najnowsze produkty NIKE i JORDAN oraz dobre promocje.
  • Oficjalny sklep marki adidas też ma dużo do zaoferowania.
  • Oglądasz NBA? Skorzystaj z aktualnej oferty - kup dostęp do NBA League Pass.
  • Lubisz buty marki New Balance? W ich oficjalnym sklepie znajdziesz coś dla siebie.


  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    4 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments