Wiele fantastycznych rzeczy wydarzyło się tej nocy na parkietach NBA. Luka Doncić popisał się efektownym triple-double z 45 punktami i poprowadził Dallas Mavericks do zwycięstwa nad Golden State Warriors. Wielki mecz przeciwko swojej byłej drużynie rozegrał Klay Thompson, który zakończył mecz z dorobkiem 29 oczek. Świetny mecz rozegrał też Karl-Anthony Towns, którego 22 punkty i 22 zbiórki umożliwiły New York Knicks zwycięstwo nad Orlando Magic. Solidne zawody rozegrał również Jeremy Sochan, który po raz piąty w tym sezonie zaliczył double-double, ale jego Spurs przegrali z Timberwolves. Do gry po krótkiej przerwie wrócił LeBron James, a Lakers bez większych problemów rozprawili się z Grizzlies.
Indiana Pacers – New Orleans Pelicans 119:104
- Noc rozpoczęliśmy od popisów Indiana Pacers, którzy zaliczyli swoje trzecie zwycięstwo w czterech ostatnich spotkaniach. Ogromny wpływ na końcowy rezultat miała druga kwarta pojedynku, którą podopieczni Ricka Carlisle’a wygrali 28:14. Gracze New Orleans Pelicans trafiali wówczas zaledwie 20% rzutów z gry i tylko 12,5% zza łuku, przez co na przerwę schodzili ze stratą 17 “oczek”.
- Ofensywa przyjezdnych wrzuciła wyższe tempo w trzeciej “ćwiartce”, kiedy to za sprawą m.in. Herberta Jonesa i Dejounte Murray’a zdołali zaaplikować rywalom aż 38 punktów. Pacers odpowiedzieli jednak “czterdziestką” i przez cały czas — aż do ostatniej syreny — utrzymywali bezpieczny dystans nad rywalem.
- Gospodarzy do zwycięstwa poprowadzili Pascal Siakam (22 punkty, 5 zbiórek) oraz autor double-double Tyrese Haliburton (21 punktów, 10 asyst, 3 przechwyty; 6/14 z gry). Andrew Nembhard dorzucił 17 “oczek”, a wchodzący z ławki Obi Toppin 16.
- Po stronie gości dobrze wyglądali wspominani wyżej Dejounte Murray (19 punktów, 7 zbiórek, 7 asyst) oraz Herbert Jones (19 punktów, 4 przechwyty), ale najlepiej punktował rezerwowy Brandon Boston Jr. (20 oczek). Nie zagrali m.in. Zion Williamson czy Brandon Ingram.
Orlando Magic – New York Knicks 91:100
- Pierwszy raz od 30 marca 2024 roku Orlando Magic przegrali mecz na własnym parkiecie. Potrzebowali do tego braku swoich gwiazd – Franza Wagnera i Paolo Banchero oraz najlepszego meczu defensywnego w sezonie w wykonaniu New York Knicks.
- Poza tą jedną różnicą wynikającą z lepszej defensywy gości mecz przebiegał zgodnie z przewidywaniami. Knicks zbudowali przewagę w drugiej kwarcie, której bronili. Magic próbowali odrabiac straty rzutami za 3 punkty, ale one im nie wpadały. W całym sezonie trafiają tylko 31% trójek, a w tym meczu to potwierdzili. Do kosza drogę znalazło tylko 9 z 30 prób rzutów z dystansu.
- W obliczu nieobecności swojego brata najlepszym strzelcem gospodarzy był Moritz Wagner. Niemiecki środkowy wchodząc z ławki rezerwowych zdobył 32 punkty, co jest jego rekordem kariery. Dodał do tego 6 zbiórek. Również najlepszy wynik w swojej krótkiej karierze zanotował Tristan da Silva. Debiutant zdobył 20 punktów.
- Gości do wygranej poprowadził jak zwykle duet Karl-Anthony Towns i Jalen Brunson. Pierwszy dominował pod tablicami zaliczając świetne double-double złożone z 22 punktów i aż 22 zbiórek, jak na lidera tej kategorii statystycznej w lidze przystało. Jalen Brunson dodał od siebie 31 punktów i 8 asyst i aż 14 wizyt na linii rzutów wolnych.
Autor: Piotr Zarychta
Washington Wizards – Boston Celtics 98:112
- Sześć meczów trwało szczęście fanów Boston Celtics. W siódmym spotkaniu po powrocie do zdrowia Kristaps Porzingis doznał urazu, przez który musiał opuścić resztę spotkania. W rywalizacji ze swoją byłą drużyną – Washington Wizards – Łotysz zaczął świetnie zdobywając 11 punktów w 11 minut gry. Ale ze względu na uraz pięty nie dokończył tego meczu.
- Jego sytuacja nie przeszkodziła jednak Celtics w odniesieniu pewnego zwycięstwa nad Wizards. Swoją obroną nie pozwolili drużynie ze stolicy USA na zdobycie nawet 100 punktów. A sami jak zwykle trafiali regularnie za trzy punkty – łącznie 18 trójek w całym spotkaniu.
- Jayson Tatum był najlepszym strzelcem z 28 punktami, dodał też do tego 12 zbiórek. Po 15 oczek dołożyli Derrick White i Payton Pritchard. Dwucyfrową liczbę punktów mieli też w tym spotkaniu Porzingis, Jrue Holiday, Jaylen Brown i Sam Hauser.
- Wśrod pokonanych 21 punktów zdobył Jordan Poole, który rozdał też 7 asyst. Kolejny solidny mecz w ataku zanotował też drugoroczniak Bilal Coulibaly, który skończył mecz z 19 punktami i 6 asystami. Swoje problemy miał drugi numer ostatniego draftu Alex Sarr. Francuski środkowy co prawda zdobył 14 punktów, ale trafił tylko 6 z 18 rzutów z gry i nie dokończył meczu z powodu 6 przewinień.
Autor: Piotr Zarychta
San Antonio Spurs – Minnesota Timberwolves 92:106
- Od pierwszych minut Jeremy Sochan odpowiadał w defensywie za powstrzymywanie Juliusa Randle’a. Polak brał również odpowiedzialność za zespół po drugiej stronie parkietu i to on zapoczątkował tej nocy zdobywanie punktów przez San Antonio Spurs. Skrzydłowy był aktywnym elementem ataków gospodarzy i oprócz wykorzystania dwóch rzutów wolnych dorzucił jeszcze kolejne trafienie, które pomogło Spurs w procesie odrabiania strat (14:14).
- Kiedy Jeremy opuścił parkiet, Minnesota Timberwolves zaliczyły imponującą serię autorstwa Anthony’ego Edwardsa oraz Nickeila Alexander-Walkera, dzięki której momentalnie wypracowały sobie dwucyfrową przewagę (16:28). Po powrocie na drugą odsłonę ciężar gry brał na siebie Victor Wembanyama, ale goście cały czas utrzymywali się na komfortowym prowadzeniu.
- Kiedy Jeremy powrócił do gry, to szybko popisał się dwoma trafieniami i ofensywnymi zbiórkami. Nie dało to jednak impulsu zespołowi. Spurs byli w dużej mierze bezradni i mogli jedynie utrzymać się na dystans kilku posiadań, by ponownie spróbować swoich sił po przerwie (37:52).
- Na początku trzeciej części świetnie dysponowany był Harrison Barnes, który trafił zza łuku dwa razy z rzędu. Swoje punkty dorzucił również Jeremy, który w ten sposób przyczynił się do zredukowania straty. Spurs wykorzystywali wówczas ofensywną niemoc przyjezdnych. Kiedy po kolejnym trafieniu Polaka drogę do kosza odnalazł również Wembanyama, przewaga ekipy z Minneapolis wynosiła już tylko trzy punkty (59:62).
- Sytuację Timberwolves ratowali wówczas zawodnicy drugoplanowi na czele z Jadenem McDanielsem i Nazem Reidem (70:76). Gracze San Antonio nie odpuszczali i wydawało się, że w ostatniej kwarcie mogą przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Spurs zaczęli pudłować jednak rzut za rzutem, co wykorzystali m.in. Rudy Gobert czy Donte DiVincenzo.
- Przewaga Leśnych Wilków wzrosła do 15 oczek i Ostrogi znów musieli rozpocząć pogoń za wynikiem. Gospodarze zaliczyli jednak czterominutowy fragment gry, w trakcie którego nie zdołali zaliczyć ani jednego trafienia z gry. Timberwolves bezlitośnie wykorzystali moment słabości rywala i przesądzili tym samym o losach pojedynku (77:98).
- – Spudłowaliśmy wiele rzutów. Popełniliśmy 19 strat, po których zdobyli 30 punktów. Należy im się duże uznanie, są świetni w defensywie. My po prostu sami sobie nie pomogliśmy – mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener Mitch Johnson.
- Jeremy Sochan popisał się 5. w tym sezonie, a zarazem 15. w karierze double-double (17 punktów, 15 zbiórek, 4 asysty, 2 przechwyty, 1 blok; 7/10 z gry). Victor Wembanyama dorzucił podwójną zdobycz w postaci 20 oczek i 12 zbiórek. Również 17 punktów padło łupem Harrisona Barnesa.
- – Jeremy grał dzisiaj z ogromną energią. Kiedy jest zdrowy, to robi to regularnie. Czy wrócił na dobre do wyjściowej piątki? To dobre pytanie. Mamy wielu zawodników wypadających i wracających do gry. Zobaczymy, kto będzie dostępny – podsumował występ swojego podopiecznego szkoleniowiec Ostróg.
- Po stronie Timberwolves najlepiej dysponowany był Anthony Edwards, autor 26 punktów i pięciu zbiórek. Wchodzący z ławki rezerwowych Nickeil Alexander-Walker dorzucił 17 oczek. Double-double (12 punktów, 11 zbiórek) odnotował z kolei Jeden McDaniels.
Phoenix Suns – Portland Trail Blazers 116:109
- Choć Kevin Durant powrócił do gry już kilka dni temu, to Phoenix Suns mieli sporo problemów w starciu z niżej notowanymi Portland Trial Blazers. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem i już w pierwszej kwarcie gospodarze wypracowali sobie dwucyfrową przewagę (33:21).
- W drugiej odsłonie skutecznością błysnęli jednak m.in. Robert Williams III czy debiutant Donovan Clingan, dzięki czemu na przerwę przyjezdni schodzili ze stratą jedynie sześciu oczek (57:51). Po powrocie na parkiet wynik nieustannie oscylował w granicach remisu. Ciężar gry próbował brać na siebie Devin Booker, ale na jego drodze stała m.in. nieskuteczność jego partnerów (Durant 0/3, Jusuf Nurkić 0/2).
- Phoenix w porę zdołali wypracować sobie kilkupunktową przewagę, by uniknąć tym samym wielkiej nerwówki w końcowych fragmentach gry. Kiedy na 1:21 przed syreną zza łuku trafiał Grayson Allen, prowadzenie Słońc wzrosło do 13 oczek (114:101). Blazers zdołali zbliżyć się jeszcze na pięć punktów, ale zabrakło im już czasu, by wyszarpać zwycięstwo z rąk rywala.
- W szeregach gospodarzy prym wiódł Devin Booker, zdobywca 28 punktów i pięciu asyst. Kevin Durant oprócz 20 oczek dołożył jeszcze siedem asyst i siedem zbiórek (9/23 z gry). Błysnęli także Tyus Jones (19 punktów, 4 asysty, 4 zbiórki; 8/9 z gry) oraz Jusuf Nurkić (10 punktów, 14 zbiórek).
- Po stronie Portland wyróżnił się przede wszystkim Anfernee Simons (20 punktów, 5 asyst). Wspierał go m.in. wchodzący z ławki rezerwowych Deni Avdija (17 punktów, 7 zbiórek, 3/5 zza łuku), ale także Jerami Grant (17 oczek, 6 zbiórek) czy Toumani Camara (14 punktów, 7 zbiórek).
Golden State Warriors – Dallas Mavericks 133:143
- Jedno z najciekawiej zapowiadających się tej nocy spotkań z pewnością nie rozczarowało. Już w pierwszej kwarcie mogliśmy oglądać wyjątkowy popis Luki Doncicia, który potrzebował niespełna siedmiu minut, by zdobyć 15 punktów i trzy asysty. Choć po stronie Golden State Warriors odpowiadać próbowali Andrew Wiggins i Draymond Green, to Dallas Mavericks mimo to szybko wypracowali sobie dwucyfrową przewagę (33:46).
- Doncić nie zwalniał tempa również w drugiej odsłonie, choć tym razem częściej stawiał na wsparcie partnerów. Wojownicy nie przyglądali się jednak bezczynnie popisom rywala i odpowiedzieli aż 11 trafieniami za trzy (57,9%) autorstwa Buddy’ego Hielda, Stephena Curry’ego, Lindy’ego Watersa III i wspomnianego Wigginsa. W całej pierwszej połowie GSW trafili zza łuku aż 18 razy i wyrównali tym samym rekord NBA (74:81).
- Trzecia odsłona stała pod znakiem wymiany ciosów, jednak z lekkim wskazaniem na Mavs, którzy nieustannie utrzymywali się na skromnym prowadzeniu. Kolejne trójki dorzucił Klay Thompson, swoje zrobił też Quentin Grimes, ale koniec końców był to teatr jednego aktora ze Słowenii (107:114).
- Kiedy przyszła pora na finałowe rozstrzygnięcia, to Lukę zaczęła zawodzić skuteczność (2/6 w 4Q). Na wysokości zadania stanęli Klay czy Daniel Gafford. Największą przeszkodą Warriors w końcówce byli jednak oni sami. Punkty Wigginsa na 2:49 przed ostatnią syreną (133:138) były ostatnim tej nocy trafieniem gospodarzy, przez co nie byli oni w stanie wykorzystać ofensywnych problemów Dallas.
- Na ogromne uznanie zapracował Luka Doncić, który odnotował triple-double w postaci 45 punktów, 13 asyst i 11 zbiórek (16/23 z gry). Błysnął również Klay Thompson, autor 29 oczek, pięciu zbiórek i czterech asyst. Solidny występ zaliczył też Kyrie Irving (21 punktów, 8 asyst).
- Po stronie Warriors ze świetnej strony pokazał się Andrew Wiggins, zdobywca 29 punktów (5/9 za trzy). Stephen Curry dołożył podwójną zdobycz, dokładając 10 asyst do 26 oczek (7/13 zza łuku). Draymond Green dorzucił 21 punktów, a Jonathan Kuminga 20. Kiepsko zaprezentował się z kolei Brandon Podziemski (16 minut, 3 punkty, 1/5 z gry).
Los Angeles Lakers – Memphis Grizzlies 116:110
- Memphis Grizzlies w pierwszych minutach zupełnie nie radzili sobie ze skutecznością i choć szybko zdołali odrobić początkową stratę, to Los Angeles Lakers —głównie za sprawą Anthony’ego Davisa — wypracowali ostatecznie dwucyfrową przewagę (30:20).
- W drugiej odsłonie rozpędu nabierali również m.in. Dalton Knecht czy Austin Reaves. Przyjezdni wciąż nie byli z kolei w stanie odnaleźć swojego optymalnego rytmu, z czego Jeziorowcy bezlitośnie skorzystali (62:40).
- Nie był to jednak koniec emocji. Po powrocie na parkiet na drugą połowę przez kilka pierwszych minut Lakers utrzymywali przewagę w granicach 20 oczek. Gracze Memphis zamknęli jednak trzecią kwartę serią trafień Brandona Clarke’a oraz Luke’a Kennarda i tym samym w mgnieniu oka zbliżyli się do LAL na zaledwie dziewięć punktów (86:77).
- To było jednak wszystko, na co podopieczni JJ Redicka pozwolili tej nocy swoim przeciwnikom. Świetną grę kontynuował Davis, trafienia dokładali Reaves czy LeBron James i pomimo wyraźnie odczuwalnej presji Jeziorowcy dowieźli prowadzenie do końcowej syreny.
- To była noc Anthony’ego Davisa, który w końcowym rozrachunku skompletował 40 punktów i 16 zbiórek (15/22 z gry). Austin Reaves dorzucił 19 oczek i rozdał osiem asyst. W swoim pierwszym meczu od 6 grudnia LeBron James odnotował z kolei 18 punktów, osiem asyst i osiem zbiórek (7/17 z gry).
- Po drugiej stronie błysnął Jaren Jackson Jr., zdobywca 25 punktów i pięciu zbiórek. Problemy ze skutecznością miał tej nocy Ja Morant, który był 6/21 z gry (20 punktów, 7 zbiórek, sześć asyst). Skromne double-double w postaci 13 oczek i 10 zbiórek zapisał na swoim koncie Zach Edey.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!