W dzień Martina Luthera Kinga, NBA zaplanowała 11 spotkań, a część z nich rozpoczęła się o dogodne dla europejskiej widza porze. Noc otworzyła ekipa Philadelphii 76ers, która ograła Houston Rockets. Bohaterem spotkanie był Joel Embiid. 42 punkty Kyriego Irvinga i 41 oczek Tima Hardawaya w zwycięstwie Mavericks. Z dobrej strony zaprezentował się Jeremy Sochan, który zanotował 23 punkty w starciu swojej ekipy z Hawks. Dość niespodziewanie Warriors przegrali z mocno osłabionymi Grizzlies. Dogrywki potrzebowały ekipy Nets i Heat. Jazz kontynuują dobrą passę i poprzedniej nocy rozbili Pacers, z kolei Lakers zanotowali ważne zwycięstwo przeciwko Thunder.
PHILADELPHIA 76ERS – HOUSTON ROCKETS 124:115
- Joel Embiid wrócił po absencji spowodowanej kontuzją kolana i poprowadził Philadelphię 76ers do zwycięstwa. 29-latek opuścił trzy poprzednie spotkania z powodu opuchlizny, z jaką nie potrafił sobie poradzić. W dziesięciu meczach bez Embiida w rotacji, Sixers mają bilans 3-7. Zdrowie wysokiego jest bez wątpienia kluczowe dla walki 76ers o mistrzostwo NBA. Warto pamiętać, że jeśli przed końcem sezonu opuści jeszcze osiem meczów, nie będzie liczył się w nagrodach indywidualnych. To efekt nowych przepisów wprowadzonych przed rozpoczęciem sezonu.
- Gdy jest zdrowy, sprawia, że gra dla Sixers wygląda bardzo prosto. Dotąd notował liczby, które ustawiły go na pierwszym miejscu w wyścigu po kolejną nagrodę dla MVP sezonu regularnego. Przeciwko Houston Rockets rzucił 13 punktów w pierwszej kwarcie i kolejne 13 oczek w drugiej. Dwie trójki Tyrese’a Maxeya i Tobiasa Harrisa pozwoliły Sixers objąć prowadzenie 42:23. Tego już gospodarze spotkania nie oddali.
- Embiid zanotował na swoje konto 41 punktów (12/21 z gry, 16/17 za jeden), 10 zbiórek oraz trzy asysty. Kolejne 27 oczek (8/18 z gry, 6/10 za trzy) i siedem asyst Maxeya. Sixers trafili 15/31 za trzy w przekroju 48 minut. Dla Rockets 19 punktów (7/15 z gry), dziewięć zbiórek, sześć asyst i dwa bloki Alperena Senguna i 20 oczek (7/16 z gry), pięć zbiórek i trzy asysty Jalena Greena.
DALLAS MAVERICKS – NEW ORLEANS PELICANS 125:120
- Pod nieobecność Luki Doncicia, lejce przejął Kyrie Irving i bardzo dobrze się z tym czuje. W starciu z New Orleans Pelicans pomógł mu Tim Hardaway i panowie odrobili stratę zapisując na konto swojego zespołu kolejne zwycięstwo. Z powodu kontuzji kostki trzeci mecz z rzędu stracił Luka Doncić. W czwartej kwarcie to Hardaway trafił trójkę, która dała jego drużynie prowadzenie, jakiego gospodarze już nie oddali.
- – Dostałem okazję. Cały czas powtarzamy, że jak kogoś brakuje to uzupełniamy skład i walczymy dalej – mówił po meczu Hardaway. Zion Williamson miał szansę doprowadzić do remisu na 17 sekund przed końcem, gdy Mavs celowo go sfaulowali. Nie trafił jednak próby z linii rzutów wolnych. Pels w czwartej kwarcie prowadzili różnicą 8 punktów, ale pozwolili sobie wyrwać prowadzenie.
- Kyrie Irving zanotował na swoje konto 42 punkty (13/28 z gry, 3/9 za trzy, 13/15 za jeden), siedem zbiórek i siedem asyst. Hardaway zapewnił 41 oczek (11/23 z gry, 9/15 za trzy, 10/10 za jeden) i dwie asysty. Dla Pels natomiast 30 punktów (12/17 z gry) i trzy asysty Williamsona oraz 23 oczka (9/17 z gry, 3/7 za trzy), sześć zbiórek i cztery asysty C.J.-a McColluma.
NEW YORK KNICKS – ORLANDO MAGIC 94:98
- Zwycięstwem Orlando Magic przerwali serię trzech kolejnych porażek. Jeszcze w trzeciej kwarcie przegrywali różnicą 11 punktów i nic nie wskazywało na to, by mieli w tym starciu jakiekolwiek argumenty. Na 3:45 przed końcem Cole Anthony dobił piłkę i dał swojej drużynie prowadzenie 90:89, jakiego podopieczni Jamahla Mosleya już nie oddali. Za chwilę Paolo Banchero podwyższył przewagę do pięciu oczek i na tym rywalizacja się zakończyła.
- Magic odzyskali w tym meczu kilku graczy, którzy w ostatnim czasie mierzyli się z kontuzjami. Do dyspozycji trenera byli Wendell Carter Jr, Markele Fultz, Joe Ingles oraz Jonathan Isaac. To może zwiastować nieco lepsze czasy dla zespołu z Orlando. Natomiast New York Knicks wyglądali w tym spotkaniu bardzo apatycznie. Sprawiali wrażenie zdekoncentrowanych.
- Najlepiej punktującym zawodnikiem ekipy z Big Apple był Miles McBride z dorobkiem 20 punktów (8/17 z gry, 4/10 za trzy) i dwóch przechwytów. Kolejne 17 oczek (5/11 z gry, 3/4 za trzy) i cztery asysty O.G.-ego Anunoby’ego. Dla Magic z kolei 20 punktów (9/19 z gry), sześć zbiórek i trzy asysty Paolo Banchero. Z ławki 17 oczek (7/11 z gry), trzy zbiórki Cartera Jr’a.
WASHINGTON WIZARDS – DETROIT PISTONS 117:129
- Spotkały się dwie drużyny, które w tym sezonie swoją grą nie potrafią zachwycić. Spodziewaliśmy się zatem siermiężnego starcia, w jakim o wygranej będzie decydowało to, kto popełni mniej błędów. Ostatecznie Detroit Pistons przerwali serię siedmiu porażek z rzędu i zanotowali czwartą wygraną w sezonie regularnym. W całym meczu goście z Mo-Town trafiali na 56% skuteczności z gry. Washington WIzards nie zawiesili poprzeczki szczególnie wysoko.
- W czwartej kwarcie Pistons udało się otworzyć 15-punktowe prowadzenie. Wcześniej spotkanie toczyło się cios za cios. Tuż przed końcem Kyle Kuzma został wyrzucony z parkietu za “niestosowne” reakcje w kierunku sędziów. Zanotował 21 punktów (7/21 z gry), osiem zbiórek, cztery asysty, trzy przechwyty i dwa bloki. 22 oczka (9/19 z gry, 4/10 za trzy), sześć zbiórek i siedem asyst Tyusa Jonesa. Dla Pistons 34 punkty (11/17 z gry, 8/12 za trzy) Aleca Burksa oraz 24 oczka (9/18 z gry), siedem zbiórek i sześć asyst Jadena Iveya.
ATLANTA HAWKS – SAN ANTONIO SPURS 109:99
- Pierwsza połowa Trae Younga okazała się lepsza od drugiej połowy Victora Wembanyamy i Atlanta Hawks zatrzymała na własnym parkiecie ekipę z Teksasu. Trzeba mimo wszystko wyróżnić postawę Jeremy’ego Sochana, który był bardzo aktywny po obu stronach parkietu. Reprezentant Polski spędził na parkiecie 38 minut i w tym czasie zanotował 23 punkty (8/16 z gry, 2/4 za trzy i 5/5 za jeden), osiem zbiórek, cztery asysty, dwa przechwyty oraz dwa bloki.
- Na pewnym etapie prowadzenie Hawks wynosiło już 35 punktów. Jednak w końcówce podopieczni Quina Snydera drżeli, bowiem San Antonio Spurs udało się niebezpiecznie zbliżyć (93:99). Wemby w pierwszej połowie był całkowicie niewidoczny. Starał się nadrobić zaległości w drugiej, lecz strata ostatecznie okazała się dla SAS zbyt duża. Była to wyjątkowa noc dla Trae Younga, który dobił do 10 tysięcy punktów zdobytych na parkietach NBA.
- – Zawodnicy pierwszej piątki potrzebowali jakiegoś przesłania – mówił po meczu Gregg Popovich w nawiązaniu do nietypowego składu, który rozpoczął drugą połowę spotkania. – Zespół, który rozpoczął trzecią kwartę pokazał swoje, po czym pierwsza piątka zaczęła walczyć w sposób, za jaki im płacą – dodał Pop.
- Ostatecznie Hawks przypilnowali prowadzenia. Young skończył zawody z dorobkiem 36 punktów (11/24 z gry, 6/11 za trzy), 13 asyst i sześciu zbiórek. Kolejnych 16 oczek (7/13 z gry), 10 zbiórek, siedem asyst i sześć przechwytów jednego z objawień rozgrywek 2023/24 Jalena Johnsona. Wembanyama zanotował 26 punktów (12/18 z gry), 13 zbiórek, dwie asysty, dwa przechwyty oraz pięć bloków.
MEMPHIS GRIZZLIES – GOLDEN STATE WARRIORS 116:107
- Zdziesiątkowani Memphis Grizzlies byli w stanie pokonać Golden State Warriors. To pokazuje, jak kapryśną jest w tym sezonie drużyna prowadzona przez trenera Steve’a Kerra. Do gry w NBA wrócił Draymond Green, który opuścił kilkanaście meczów z uwagi na zawieszenie. Nie był jednak w stanie swojej drużynie pomóc. Dla Grizz zwycięstwo jest bez wątpienia sporą niespodzianką. Tym bardziej, że GSW grali w optymalnym składzie.
- Trenerowi Taylorowi Jenkinsowi brakowało siedmiu graczy rotacji, w tym kilku podstawowych. Szkoleniowiec w gruncie rzeczy musiał zaczynać wszystko od nowa, gdyż na parkiecie pojawiły się nieznane dotąd kombinacje koszykarzy. Grizzlies w całym meczu oddali 40 rzutów z linii wolnych do zaledwie 10 GSW – to największa dysproporcja w tym sezonie. Dopiero seria 10:1 w czwartej kwarcie pozwoliła Grizz zbudować dwucyfrowe prowadzenie, które zamienili na zwycięstwo.
- 26 punktów (11/20 z gry, 3/9 za trzy), cztery zbiórki, osiem asyst i dwa przechwyty Stephena Curry’ego. Kolejnych 20 oczek (9/18 z gry), 11 zbiórek zapewnił z ławki Jonathan Kuminga. Dla gospodarzy natomiast 24 punkty (6/11 z gry, 9/10 za jeden), siedem zbiórek, cztery asysty i dwa przechwyty Vince’a Williamsa Jr’a oraz 23 oczka (5/8 za trzy), sześć zbiórek, dwa przechwyty i dwa bloki GG Jacksona.
CLEVELAND CAVALIERS – CHICAGO BULLS 109:91
- Zespół z Ohio kontynuuje znakomitą passę, zwyciężając po raz piąty z rzędu. Podopieczni JB Bickerstaffa nie pozostawili złudzeń Chicago Bulls, odnosząc 18 punktową wygraną. Bohaterem spotkania został Donovan Mitchell, który uzyskał 34 punkty, trafiając 11 z 21 rzutów (52%), w tym 4 z 10 trójek. Lider Cavs miał też 7 asyst.
- Mitchella bardzo dobrze wspomagał Caris LeVert, autor 16 punktów, 7 zbiórek i 7 asyst. Double-double dołożył Jarrett Allen (10 punktów i 14 zbiórek). –Jest gotowy robić małe rzeczy – chwalił kolegę Mitchell. –Wszyscy to doceniamy. Gra z głową i powinien znaleźć się w meczu gwiazd – dodał. 15 punktów zapisał na swoje konto Sam Merrill, zaś 12 oczek i 7 zbiórek padło łupem Deana Wade’a.
- W szeregach Bulls najwięcej punktów zapisał Coby White (18). Double-double zanotował Nikola Vucević (17 punktów i 10 zbiórek). Tyle samo punktów zdobył Zach LaVine. Niewidoczny był największy gwiazdor Bulls DeMar DeRozan, który uzyskał zaledwie 6 punktów (3/8 z gry, 38%) i 6 zbiórek w 38 minut gry.
- Cavs umacniają się coraz bardziej w czołówce tabeli konferencji wschodniej. Z bilansem 23-15 zajmują czwartą lokatę. Nieco gorzej wyglądają Chicago Bulls (19-23), którzy obecnie muszą zadowolić się dziewiątym miejscem w tabeli Wschodu.
Mateusz Malinowski
BROOKLYN NETS – MIAMI HEAT 95:96
- Aż trudno uwierzyć, że w tym meczu była dogrywka, a wynik ciągle tak niski, jak na standardy NBA. Do gry wrócił Jimmy Butler i pomógł swojej drużynie pokonać Brooklyn Nets. Lider składu Miami Heat opuścił siedem meczów z uwagi na kontuzję palca w stopie. W samej końcówce Jimmy trafił dwa kluczowe rzuty wolne. – Byłem na tyle dobrze przygotowany, że mogłem dzisiaj zagrać 40 minut – stwierdził.
- To dla Heat trzecie zwycięstwo z rzędu. Z kolei Nets przegrali ósmy z ostatnich dziewięciu meczów. W pierwszej połowie Heat zanotowali tylko 31 punktów, co było ich najgorszym wynikiem w sezonie. Po powrocie z szatni, goście ograli Nets 57:43 za sprawą dobrej postawy Butlera oraz Tylera Herro. Mikal Bridges doprowadził do dogrywki dwoma rzutami wolnymi na 4,4 sekundy przed końcem. Nets zanotowali pierwszych pięć punktów dodatkowego czasu, ale Heat odpowiedzieli serią 8:2.
- Na 11 sekund przed końcem Butler trafił wolne, które dały Heat prowadzenie, jakiego nie oddali. Bridges spudłował rzut na zwycięstwo. Butler zanotował 31 punktów (8/12 z gry, 15/16 za jeden), pięć zbiórek i cztery asysty. 29 oczek (11/21 z gry, 4/11 za trzy), 11 zbiórek i dwie asysty Herro. Po stronie Nets 26 punktów (10/23 z gry, 2/10 za trzy), dziewięć zbiórek, sześć asyst, dwa przechwyty i dwa bloki Bridgesa oraz 23 oczka (7/20 z gry) i trzy asysty Cama Thomasa.
TORONTO RAPTORS – BOSTON CELTICS 96:105
- 31. zwycięstwo odnieśli koszykarze Boston Celtics. Tym razem powstrzymali Toronto Raptors w Scotiabank Arena. Pięciu koszykarzy z Beantown odnotowało dwucyfrowy wynik punktowy. Najwięcej punktów (po 22) zdobyli Jrue Holiday (6 zbiórek i 7 asyst) i Derrick White (5 trójek).
- Double-double zaliczył lider Celtics, Jayson Tatum. 25-letni gwiazdor uzyskał 19 punktów, 14 zbiórek i 6 asyst. 15 punktów i 6 zbiórek dodał Kristaps Porzingis, ale po blisko 32 minutach gry, musiał zejść z boiska za przekroczony limit fauli. Podwójną zdobycz dołożył również Al Horford.
- W Raptors wyróżniał się RJ Barrett, autor 24 punktów i 9 zbiórek. Skrzydłowy klubu z Kanady trafił 11 z 19 rzutów z gry (58%). 21 punktów i 6 zbiórek zapisał na swoje konto Immanuel Quickley. 17 oczek, 5 zbiórek i 4 asysty dodał Pascal Siakam. Double-double zanotował Scottie Barnes (10 punktów i 13 zbiórek).
Mateusz Malinowski
UTAH JAZZ – INDIANA PACERS 132:105
- Od pierwszych minut dwoił się i troił Buddy Hield, który początkowo prezentował perfekcyjną skuteczność, jednak brakowało mu wsparcia partnerów. Po drugiej stronie parkietu świetnie dysponowani byli jednak Lauri Markkanen i Collin Sexton, dzięki czemu to Utah Jazz utrzymywali się na prowadzeniu (33:26).
- W porę przebudził się Myles Turner, ale ostatecznie jego punkty nie wystarczyły, by dotrzymać kroku rozpędzonym Jazzmanom (64:50). Początek trzeciej odsłony również przebiegał pod dyktando Utah. Kilka szybkich trafień autorstwa m.in. Krisa Dunna czy Simone Fontecchio sprawiły, że przewaga podopiecznych Willa Hardy’ego wzrosła nawet do 24 „oczek” i losy spotkania były już wówczas rozstrzygnięte (79:55).
- Jazz do zwycięstwa poprowadził przede wszystkim duet Lauri Markkanen (32 punkty, 10 zbiórek; 10/15 z gry) – Collin Sexton (30 punktów, 6 asyst; 4/5 za trzy). Dobrze wypadli również rezerwowi Keyonte George (19 punktów, 5 asyst) oraz Jordan Clarkson (17 pkt).
- Po stronie Indiany Pacers żaden z zawodników nie przekroczył bariery 20 „oczek”. Najlepiej pod tym względem wypadli Buddy Hield oraz Andrew Nembhard (po 14 punktów). Zawodnicy Indiany trafiali tej nocy ze skutecznością 40% z gry (przy 55,6% Jazz), w tym zaledwie 29% za trzy (9/31).
Krzysztof Dziadek
LOS ANGELES LAKERS – OKLAHOMA CITY THUNDER 112:105
- Od pierwszych minut Oklahoma City Thunder mieli sporo problemów z odnalezieniem optymalnego rytmu strzeleckiego. Dobrze dysponowany był Shai Gilgeous-Alexander, ale gra jego partnerów pozostawiała wiele do życzenia. Wykorzystać to próbował m.in. Anthony Davis, który pomimo kilku niecelnych prób z gry był motorem napędowym ofensywy Los Angeles Lakers, ale wynik stale oscylował w granicach remisu (27:26).
- Strony kontynuowały regularną wymianę ciosów aż do przerwy (50:50), a po powrocie na parkiet wciąż żadna z ekip nie była w stanie przejąć inicjatywy i wypracować sobie wyraźnej przewagi. Jeziorowcy wykorzystali jednak moment ofensywnej niemocy Grzmotów i za sprawą serii trafień Davisa i Ruiego Hachimury zdołali nieco odskoczyć (84:76).
- Lakers znaleźli się w uprzywilejowanej pozycji przed kluczowym momentem spotkania. Po dwóch skutecznych rzutach osobistych D’Angelo Russella gospodarze wyrównali swoje najwyższe prowadzenie tej nocy (106:93). Thunder nie składali broni i po serii trafień tracili już tylko sześć „oczek” do LAL. Jeziorowcy zachowali jednak czujność i nie dali wyszarpać sobie zwycięstwa z rąk, skutecznie egzekwując wszystkie cztery rzuty osobiste w ostatnich sekundach.
- Kluczem do zwycięstwa Lakers była postawa Anthony’ego Davisa, który popisał się double-double w postaci 27 punktów i 15 zbiórek (do tego pięć asyst i dwa przechwyty). LeBron James dołożył 25 „oczek”, siedem zbiórek i sześć asyst, z kolei Austin Reaves skompletował 15 punktów i siedem asyst.
- Thunder napędzali przede wszystkim Shai Gilgeous-Alexander (24 punkty, 6 asyst) oraz Jalen Williams (25 punktów, 6 asyst). Mniej widoczny po atakowanej stronie parkietu był Chet Holmgren, autor 9 „oczek” (do tego 8 zbiórek, 4 asysty, 3 bloki).
Krzysztof Dziadek
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET