Stephen Curry zdobył 37 punktów i poprowadził Golden State Warriors do efektownego zwycięstwa nad Philadelphia 76ers. Jeden z najlepszych meczów w karierze zaliczył we wtorek Donte DiVincenzo, trafiając aż dziewięć trójek w drodze po 33 punkty dla New York Knicks, którzy wygrali ósme kolejne spotkanie. Lakers nie mieli szans w Atlancie, a Pacers prawie zaliczyli wielki comeback w Bostonie, zanim Celtics nie pokazali swojej siły w defensywie w kluczowych minutach spotkania. Toronto Raptors przerwali natomiast serię pięciu porażek z rzędu, ogrywając na wyjeździe Bulls.
26 punktów zdobył Trae Young, a Atlanta Hawks łatwo ograli Los Angeles Lakers, którzy nie wytrzymali tempa narzuconego przez gospodarzy wtorkowego spotkania. Jastrzębie wygrały 138:122 i zafundowały kalifornijskiej ekipy kolejną wysoką porażkę. Lakers w poniedziałek grali w Houston i było po nich widać, że nie są w stanie nawiązać walki z Hawks, tym bardziej bez Anthony’ego Davisa, który w Atlancie nie zagrał z powodu kłopotów z biodrem i Achillesem. To jego trzeci w tym sezonie opuszczony mecz.
— Wiedzieliśmy, że grali poprzedniej nocy, dlatego zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy zagrać szybko, podkręcić tempo i wykorzystać kontratak. Wiedzieliśmy, że w miarę upływu spotkania będą coraz bardziej zmęczeni. I tak właśnie było — powiedział po spotkaniu Young. Kluczowy okazał się początek drugiej połowy, kiedy Hawks przejęli kontrolę nad meczem i zbudowali sobie na tyle wysokie prowadzenie, że potem kontrolowali już przebieg spotkania.
W czwartej kwarcie jakiekolwiek nadzieje na comeback Lakers rozwiał Dejounte Murray, gdy w trzech kolejnych akcjach trafiał rzuty z półdystansu. Fani LAL zobaczyli w akcji zawodnika, który od tygodni łączony jest z ich klubem, choć według ostatnich doniesień przejście Murraya do Miasta Aniołów jest już „nierealistyczne”. Najlepszym strzelcem Lakers z dorobkiem 28 punktów był Austin Reaves. 20 punktów miał z kolei LeBron James, który nie popisał się na linii rzutów wolnych, pudłując pięć z dziewięciu rzutów. Po spotkaniu wydawał się zrezygnowany.
Lakers kolejne spotkanie zagrają w czwartek w Bostonie. Będzie to ligowy klasyk przeciwko Celtics, przy czym to gospodarze tego meczu bedą wyraźnymi faworytami jako drużyna z najlepszym bilansem w NBA. Podopieczni Darvina Hama znów są tymczasem „na minusie”, bo po porażce z Hawks mają na koncie 24 zwycięstwa oraz 25 przegranych w trwających rozgrywkach. Hawks osiągają jeszcze gorsze wyniki (20-27), ale mają nadzieję, że pomoże im powrót De’Andre Huntera, który zagrał po raz pierwszy od 20 grudnia.
Nawet 20 punktami prowadzili w pierwszej połowie Boston Celtics, ale mimo tego Indiana Pacers zdołali po zmianie stron odrobić straty i kibice w TD Garden byli świadkami emocjonującej końcówki. W niej lepsi okazali się jednak gospodarze. Celtics wygrali 129:124 po kilku znakomitych akcjach w obronie w kluczowych momentach. Bostończycy mają teraz bilans 22-2 przed własną publicznością.
30 punktów zdobył Jayson Tatum, który w ostatniej minucie spotkania popisał się również dwoma blokami, co pozwoliło Celtics odeprzeć ostatni atak rywala. 25 punktów dołożył Jaylen Brown, a jeden punkt mniej miał Derrick White. Wśród przegranych najlepszym strzelcem z dorobkiem 26 punktów był Aaron Nesmith, czyli były zawodnik Celtics. Do gry po pięciu spotkaniach przerwy powrócił Tyrese Haliburton.
Był to piąty w tym sezonie mecz między Celtics a Pacers. W bardzo wyrównanej serii spotkań odrobinę lepsi są bostońscy zawodnicy, którzy we wtorek wygrali trzecie w trwających rozgrywkach starcie z ekipą z Indianapolis. Tym samym Celtowie umocnili się na pierwszym miejscu w tabeli konferencji wschodniej. Mają zresztą najlepszy bilans w całej lidze: 27 zwycięstw oraz 11 porażek. W czwartek zagrają u siebie z Lakers.
Ósme z rzędu spotkanie wygrali New York Knicks, którzy zaliczyli tym samym swoje 14. zwycięstwo w tym miesiącu i styczniowe granie zakończyli ze znakomitym bilansem 14-2 w 16 spotkaniach. To jeden z najlepszych miesiąców w historii klubu! Tym razem nowojorska drużyna nie dała szans Utah Jazz, wygrywając 118:103, a bohaterem okazał się Donte DiVincenzo, który trafił aż dziewięć trójek i zapisał na konto 33 punkty.
Knicks nie przeszkodziła absencja dwóch kluczowych zawodników, tj. Juliusa Randle’a oraz OG Anunoby’ego, którzy z powodu problemów zdrowotnych opuścili drugie kolejne spotkanie. Świetnego wsparcie udzielił tym razem m.in. Precious Achiuwa, który wskoczył do pierwszej piątki i zdobył najlepsze dla siebie w tym sezonie 18 punktów. Pierwsze w karierze triple-double zaliczył z kolei Josh Hart.
Jazz przegrali kolejny mecz w Nowym Jorku po tym, jak w poniedziałek zaliczyli bardzo bezbarwny mecz przeciwko Brooklyn Nets. Dzień później byli już trochę bardziej w grze, ale tylko do trzeciej kwarty, którą Knicks wygrali 36:24, a 13 ze swoich 29 punktów zdobył w tej odsłonie Jalen Brunson. — Gramy dobrze, wykorzystujemy nasze mocne strony i po prostu mamy dobre nastroje — stwierdził Hart.
Po stronie Jazz najlepszym strzelcem z dorobkiem 22 punktów był Collin Sexton. W spotkaniu w samej końcówce wystąpił Taj Gibson, który we wtorek wrócił do Nowego Jorku, podpisując z Knicks kontrakt na 10 dni. Knicks dzięki fantastycznej ostatnio grze katapultowali się do czołówki tabeli konferencji wschodniej. Wiadomo jednak, że absencja Randle’a spowodowana urazem barku potrwa co najmniej kilka tygodni.
Po pięciu porażkach z rzędu Toronto Raptors wrócili na zwycięskie ścieżki, wygrywając 118:107 w starciu z Chicago Bulls. Najlepszym strzelcem zwycięzców był Gary Trent Jr. Zapisał on na konto 24 punkty. Raptors w drugiej kwarcie przegrywali nawet 16 punktami, lecz mimo to zdołali odwrócić losy spotkania. Na prowadzenie wyszli pod koniec trzeciej odsłony, a ostatnie 12 minut wygrali 28:18.
Bulls popełnili łącznie aż 17 strat, często nie radząc sobie z pułapkami zastawianymi przez zawodników Raptors. Kanadyjskiej drużynie w drodze do zwycięstwa nie przeszkodziły absencje kilku kluczowych zawodników. Jakob Poeltl opuścił już 11. kolejne spotkanie, a z powodu drobnych urazów nie zagrali również RJ Barrett oraz Immanuel Quickley, czyli dwóch graczy sprowadzonych kilka tygodni temu z Knicks.
Golden State Warriors – Philadelphia 76ers 119:107
Jest jeszcze światełko w tunelu dla Golden State Warriors. 37 punktów zdobył Stephen Curry, trafiając osiem trójek, a 26 punktów dodał Jonathan Kuminga i Wojownicy we wtorek wygrali 119:107 na własnym parkiecie z drużyną Philadelphia 76ers. Nawet Andrew Wiggins zaliczył bardzo udane dla siebie spotkanie, zapisując na konto 23 punkty (8-10 z gry), pięć zbiórek, cztery asysty i trzy przechwyty. A wszystko to pod nieobecność przeziębionego Klaya Thompsona.
Warriors odskoczyli, jak to w swoim starym dobrym stylu, w trzeciej kwarcie, w której Curry zdobył 15 ze swoich 37 punktów. Kalifornijska drużyna wygląda więc coraz lepiej i nie jest przypadkiem to, że zbiegło się to w czasie z powrotem do gry Draymonda Greena. — On naprawdę zmienił obraz naszej gry, ponieważ jest takim łącznikiem dla zawodników po obu stronach parkietu. Chodzi o jego komunikację w defensywie oraz to, w jaki sposób pomaga się nam zorganizować w ataku — stwierdził Steve Kerr.
Wojownicy przerwali tym samym serię dwóch porażek zaledwie jednym punktem, gdy w czwartek i w sobotę przegrali w Chase Center kolejno z Kings (133:134) oraz Lakers (144:145). Kalifornijska ekipa z bilansem 20-24 nadal ma jednak spore góry do pokonania, jeśli chce zagrać w tegorocznej fazie play-off. Na ten moment Warriors zajmują dopiero 12. miejsce w tabeli konferencji zachodniej.
Tymczasem 76ers nie dość, że przegrali, to jeszcze muszą martwić się o Joela Embiida. Jego występ w tym meczu stał pod znakiem zapytania z powodu problemów z kolanem. Kameruńczyk ostatecznie był gotowy do gry, lecz swój udział w tym spotkaniu zakończył przedwcześnie, gdy w czwartej kwarcie Kuminga w walce o piłkę upadł na jego kolano. Środkowy, który zdobył tylko 14 punktów (5-18 z gry), ma w środę przejść badanie rezonansem magnetycznym.
