Kolejna noc play-offowych emocji za nami. Dziś byliśmy świadkami dwóch pojedynków, których faworyci zamknęli serie na własnych parkietach i awansowali do półfinałów Konferencji. Milwaukee Bucks dość łatwo poradzili sobie z osłabionymi brakiem Zacha LaVine’a i Alexa Caruso Chicago Bulls. Bohaterem spotkania był Giannis Antetokounmpo, który przedłużył swoją bezbłędną passę w meczach o najwyższą stawkę. Golden State Warriors pokonali natomiast po raz czwarty broniących się przed porażką rękoma i nogami Denver Nuggets. Wraz z powrotem do pierwszego zestawienia Stephena Curry’ego Wojownicy wyszli na to spotkanie swoją nową zabójczą niską piątką.
MILWAUKEE BUCKS – CHICAGO BULLS 116:100 (4-1)
- Po dwóch gładko wygranych meczach na parkiecie Byków Bucks wracali do Fiserv Forum, aby dokończyć dzieła i wysłać gości na przysłowiowe ryby. Bulls, którzy dwa ostatnie spotkania przegrali średnio 27 puntami, chcieli natomiast zmyć pozostawione złe wrażenie i po raz drugi w tej serii sprawić niespodziankę na boisku rywali.
- Ten mecz był właściwie podsumowaniem całej rywalizacji. Rywalizacji zaskakująco jednostronnej, z aktualnymi mistrzami NBA, którzy bezlitośnie wypunktowali problemy przeciwników i pewnie awansowali do kolejnej rundy. Tej nocy Byki prowadzenie objęli jedynie raz – w trzeciej minucie pierwszej kwarty, a przewaga Bucks dochodziła miejscami nawet do 29 punktów.
- Nadzieje kibiców z Windy City zostały brutalnie rozwiane już po pierwszej kwarcie, którą Bulls przegrali 18-34. Swoich kolegów próbował bronić po meczu DeMar DeRozan, który zaznaczył, że to dopiero początek odbudowy wielkich Byków. – Dla wielu z nas było to pierwsza seria w play-offach. Trudno jest się przystosować do tego poziomu, gdy nigdy wcześniej na nim nie grałeś. Ze zdobytego doświadczenia możemy się wiele nauczyć. Starcie z obrońcami tytułu było dla nas ważną lekcją, którą wykorzystamy w przyszłości – przyznał skrzydłowy.
- Gościom zabrakło kadrowego potencjału, aby powalczyć w tym spotkaniu. Z powodu objęcia protokołem covidowym nie wystąpił Zach LaVine, a uraz z gry wykluczył Alexa Caruso. Mając problemy z przebiciem się przez dobrze zorganizowaną obronę Bucks, Byki oparły swoją dzisiejszą taktykę na rzutach trzypunktowych. Ekipa z Chicago oddała 52 próby za 3 punkty, przy jedynie 40 z wewnątrz łuku. Plany pokrzyżował jednak skuteczność z dystansu, która wyniosła nieco ponad 28%, co wpłynęło na taki, a nie inny końcowy rezultat.
- Po 41 punktach w drugim meczu serii jasnym stało się, że ekipa Bulls wygrywać może jedynie na plecach DeMara DeRozana. Dziś skrzydłowy zagrał kiepskie spotkanie, w 43 minuty zdobywając 11 punktów i 7 asyst. W pierwszej połowie, która zdecydowała niejako o wyglądzie całego meczu, zawodnik zdobył jedynie 4 punkty. Liderem Byków był tej nocy Patrick Williams, który zapisał na swoje konto 23 punkty. 19 oczek i 16 zbiórek padło łupem Nikoli Vucevicia, a 17 punktów zapisano wchodzącemu z ławki Coby’emu White’owi.
- Popularne kozły do zwycięstwa poprowadził nie kto inny jak autor 33 punktów i 9 zbiórek – Giannis Antetokounmpo. Grek poprawił tym samym swoją indywidualną statystykę, w meczach mogących rozstrzygnąć serię w play-offach. Jest w nich obecnie 7-0 z 33 punktową średnią i wskaźniku +/- na poziomie +131. Po raz kolejny w tej rywalizacji nie zawiedli rezerwowi, spośród których największy wpływ na grę zespołu wywarli Pat Connaughton (20 punktów) i Grayson Allen (13 punktów). 14 oczek dodał ulubieniec miejscowej publiczności Bobby Portis, a 12 Brook Lopez.
- –Po meczu nr 2 rozmawialiśmy o tym, co musimy zrobić, aby wygrywać – przyznał na konferencji Giannis. -Drużyna wiedziała, o co chodzi. Musieliśmy być zaangażowani. Musieliśmy wyjść na boisko i rywalizować na wysokim poziomie, zwracać uwagę na szczegóły, pomagać sobie nawzajem w defensywie. Musimy to robić także w kolejnych rundach – dodał Grek.
- Poznaliśmy zatem komplet uczestników pierwszego półfinału na wschodzie. Bucks zmierzą się w nim z Boston Celtics, którzy po sweepie na Brooklyn Nets mieli o kilka dni więcej na odpoczynek. Zapowiada się kolejna bajeczna z punktu widzenia kibica seria.
współautor: Janusz Nowakowski
GOLDEN STATE WARRIORS – DENVER NUGGETS 102:98 (4-1)
- Kolejna odsłona pięknej rywalizacji Warriors z Nuggets zapowiadała się niemniej pasjonująco co poprzednie. Zwycięstwo dałoby Wojownikom tzw. gentleman sweep (4-1) i dłuższy odpoczynek przed starciem w drugiej rundzie. Goście natomiast w ostatnim starciu udowodnili, że nie stoją na straconej pozycji i te play-offy jeszcze się dla nich nie zakończyły.
- Ekipa z San Francisco rozpoczęła to spotkanie niską piątką. W miejsce Kevona Looney’a Steve Kerr desygnował do gry od pierwszej minuty Stephena Curry’ego. Ucierpiała na tym oczywiście obrona własnej tablicy, jednak mobilność i wybitny spacing, z którego jeszcze od mistrzowskich lat znani są Wojownicy, rekompensowały poniesione ryzyko. Mecz prowadzony był w dość szybkim tempie, jednak z mało porywającą skutecznością po obu stronach, co przełożyło się na 200 łącznie zdobytych punktów.
- Decydująca dla losów spotkania okazała się piękna z punktu widzenia kibica druga połowa, w której Warriors zdołali odrobić 10-punktową stratę do rywali. Ekipa gospodarzy pokazała prawdziwy charakter w czwartej kwarcie, kiedy przełamała utrzymujących się od dłuższego czasu na prowadzeniu Nuggets i w ostatnich dwóch minutach, mimo świetnej dyspozycji Nikoli Jokicia, pewnie wykonała swoje zadanie i zakończyła sezon gości.
- Jeżeli już o Jokiciu mowa, Serb zdobył tej nocy 30 punktów, 19 zbiórek i 8 asyst, podsumowując w ten sposób bardzo udaną serię w swoim wydaniu. W pięciu meczach zawodnik notował średnio 31.0 PPG 13.2 RPG 5.8 APG 1.6 SPG 57.5 FG%, co dodatkowo może potęgować niedosyt Nuggets w obliczu kontuzji Michaela Portera Jr i Jamala Murray’a. Po splocie koszykarskiego pecha ekipa z Denver była zmuszona wyrzucić tej nocy kolejny sezon prime’u Jokicia do kosza.
- Przeciwko swojej dawnej drużynie szalał DeMarcus Cousins. Wychodząc niskim składem ekipa Warriors zrobiła niejako ukłon w stronę swojego byłego zawodnika, który miał dzięki temu dużo możliwości na pokazanie swojej siły fizycznej. W 15 minut podkoszowy zdobył 19 punktów i zebrał 4 piłki. 15 oczek do dorobku drużyny dodał Aaron Gordon, a po 14 Will Barton i Monte Morris.
- Wojowników do zwycięstwa poprowadził Stephen Curry, który zdobył 30 punktów 5 zbiórek i 5 asyst. Dzięki 5 rzuconym trójkom rozgrywający zanotował swój 49. mecz w play-offach z przynajmniej 5 trafionymi rzutami tego typu. Warto dodać, że znajdujący się w tej klasyfikacji na 2. i 3. miejscu Klay Thompson i Ray Allen mają także 49 takich występów, ale łącznie. Po 15 oczek do dorobku zespołu dodali dziś Gary Payton II i wspomniany już Thompson, a 12 Andrew Wiggins. Szalejący dotychczas w tegorocznych play-offach Jordan Poole zdobył 8 punktów.
- –Pochodziliśmy do tego spotkania, jako do meczu, który trzeba wygrać – przyznał Klay. – Chcieliśmy odpocząć przed następną serią. Przyjechaliśmy z nastawieniem, że mamy coś do udowodnienia, że to jest mecz typu must-win – dodał.
- Teraz Warriors czekają na rywala w półfinale Konferencji Zachodniej, który wyłoniony zostanie w rywalizacji Memphis Grizzlies z Minnesota Timberwolves. 6. mecz serii odbędzie się już piątkowego wieczoru.