Dzisiejszej nocy rozegrano kolejne przedsezonowe spotkania i oczywiście nie zabrakło emocji. Szczególnie w starciu Oklahomy City Thunder z Houston Rockets, gdzie o dogrywce zadecydowało trafienie równo z syreną. Jeremy Sochan zdobył dziś 12 punktów w starciu z Magic. Warto podkreślić, że kibice w końcu zobaczyli duet Paul-Wembanyama. W Madison Square Garden Knicks pewnie pokonali Wizards, a w ostatnim spotkaniu Golden State Warriors zwyciężyli w Sacramento.
NEW YORK KNICKS – WASHINGTON WIZARDS 117:94
- Zespół z Nowego Jorku rozegrał dziś drugi przedsezonowy mecz, lecz pierwszy na własnej hali, oczywiście w Madison Square Garden. Początek nieznacznie należał do przyjezdnych z Waszyngtonu, lecz niesieni dopingiem spragnionych kibiców Knicks szybko wyszli na prowadzenie. Do szatni schodzili z wynikiem 54:39. Co ciekawe, pierwszy trafiony rzut w meczu, był zarazem pierwszymi zdobytymi punktami Mikala Bridgesa w MDS, oczywiście w nowych barwach.
- W trzeciej i czwartej kwarcie przebudził się również Karl-Anthony Towns, który pudłował od początku tego spotkania. Gospodarze bez większego problemu dokończyli to spotkanie na prowadzeniu, notując swoje drugie zwycięstwo w aktualnym preseason. KAT zakończył spotkanie z double-double, notując 25 punktów oraz 12 zbiórek. Jalen Brunson dołożył 23 oczka.
- Po stronie Wizards gra się po prostu nie kleiła, a duży wpływ na to miała forma rzutowa zawodników. Jordan Poole rzucił 10 oczek, ale na skuteczności 31% (4/13 z gry). Niewiele lepiej wyglądało to w wykonaniu dwójki tegorocznego draftu Alexandre Sarra – 12 punktów (5/14 z gry). W końcowym rozrachunku skuteczność całej drużyny była na poziomie 41,4% z gry w całym spotkaniu.
OKLAHOMA CITY THUNDER – HOUSTON ROCKETS 113:122
- Houston Rockets przegrali swoje pierwsze przed sezonowe spotkanie i teraz przyjeżdżając do Oklahomy, chcieli posmakować zwycięstwa. Od samego początku to jednak OKC wiodło prym na parkiecie, po dwóch kwartach prowadząc 60:47. Kluczowa w tym, że gospodarzenie nie wygrali tego meczu, okazała się trzecia kwarta, w której rezerwowi Thunder na potęgę pudłowali zza łuku. W ostatnich sekundach czwartej części OKC prowadziło 106:104, lecz Rockets mieli rzuty wolne. Inteligentne obicie obręczy pozwoliło, by Jack McVeigh równo z syreną doprowadził do dogrywki.
- W dodatkowym czasie będący na zdecydowanej fali Rockets wyszli na wyraźne prowadzenie. Ostatecznie wygrali różnicą dziewięciu oczek, lecz w przypadku tego spotkania, najważniejszym zagraniem popisał się wcześniej wspomniany McVeigh. Po zwycięskiej stronie najwięcej punktów zdobył dziś Aleperen Sengun (17), a 15 oczek dołożył Dillon Brooks.
- Świetnie punktujący w pierwszej połowie gracze OKC ostatecznie nie byli w stanie wygrać po raz drugi z rzędu. Najskuteczniejszym zawodnikiem w ich szeregach był Shai Gilgeous–Alexander (15 punktów). Tyle samo dołożył nieco Jalen Williams, a z 13 oczkami spotkanie zakończył Aaron Wiggins.
SAN ANTONIO SPURS – ORLANDO MAGIC 107:97
- Fani San Antonio Spurs nareszcie mogli obejrzeć w akcji duet Chrisa Paula oraz Victora Wembanyamy. Widać było, że proces zgrywania jeszcze potrwa, lecz gospodarzom udało się zaprezentować kilka składnych akcji z ich udziałem. Mimo niemrawych pierwszych dwóch kwart w wykonaniu Spurs (49:56), ostatecznie przechylili oni szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
- Patrząc stricte na statystyki, to nie można powiedzieć, iż był to mecz Wembanyamy, który trafił 4 z 15 oddanych rzutów. Widać jednak było, że próbował zgrywać się z Chrisem Paulem, co nie zawsze wychodziło. Jeremy Sochan zebrał pozytywne opinie po tym spotkaniu, wnosząc nie tylko skuteczność w ataku, ale także jakość w defensywie. Po raz pierwszy zaprezentował także powrót do standardowej techniki wykonywania rzutów wolnych. Rzucał dwa razy i dwukrotnie trafił.
- Spurs na początku wyglądali na bardzo zagubionych w tym aspekcie. Orlando natomiast mimo dobrego wejścia w mecz, nie potrafiło kontynuować dobrej passy. Po obu ekipach było wyraźnie widać, iż powoli wchodzą na wysokie obroty.
- Jett Howard był najlepiej punktującym w tym spotkaniu, zapewniając Orlando Magic 19 oczek. Drugim, a zarazem ostatnim zawodnikiem Magic z dwucyfrową zdobyczą był Anthony Black (11 punktów). W przypadku Spurs Stephon Castle rzucił 17 oczek na 45% skuteczności. Chris Paul w swoich 23 minutach debiutu zanotował 5 oczek oraz dołożył 3 asysty.
- Jeremy Sochan spędził tej nocy na parkiecie 20 minut, na przestrzeni których zanotował 12 punktów, trzy zbiórki, dwie asysty, jeden blok oraz jeden przechwyt. Pięć z sześciu oddanych przez skrzydłowego rzutów znalazło drogę do kosza.
- Reprezentant Polski, który był drugim najlepszym punktującym po stronie Spurs, solidnie wypełniał swoje zadanie w defensywie. Magic próbowali wykorzystywać fizyczność swoich podkoszowych, by zdominować Sochana pod koszem. Grający zwykle wewnętrznie 21-latek często wyciągał jednak broniących go zawodników z “pomalowanego”, robiąc w ten sposób więcej miejsca dla swoich kolegów z drużyny.
- – Nie dbam o dzisiejszą wygraną, czy przegraną sprzed dwóch dni. Cieszą się, że tylu zawodników otrzymało dziś dobre minuty. Zagraliśmy bardziej fizycznie, co podkreśla nasze atuty po bronionej stronie parkietu – przyznał na konferencji prasowej Gregg Popovich.
SACRAMENTO KINGS – GOLDEN STATE WARRIORS 112:122
- Zarówno GSW, jak i Sacramento Kings wyszli na to spotkanie w bardzo ofensywnym nastawieniu, ponieważ już po pierwszych dwóch kwartach było już 68:66 na korzyść gospodarzy. Dopiero w trzeciej kwarcie można było zaobserwować przełamanie impasu i to Golden State Warriors wyszło na znaczną przewagę. Mimo starań w ostatniej odsłonie Sacramento przegrało w swoim pierwszym przedsezonowym spotkaniu.
- Liderem gości był Buddy Hield, który ostatecznie w niecałe 20 minut na parkiecie uzbierał 22 punkty. 16 oczek dołożyli Jonathan Kuminga oraz De’Anthony Melton. Stephen Curry zagrał dziś nieco ponad kwadrans, rzucając w tym czasie 13 oczek. Mały problem ze skutecznością miał Brandin Podziemski, który trafił 3 z 8 rzutów z gry (8 punktów).
- Po stronie Sacramento Kings z bardzo dobrej strony pokazał się DeMar DeRozan, ponieważ rzucił 15 punktów (6/6 z gry), spędzając na parkiecie praktycznie tyle samo, co Curry. W przypadku gospodarzy tego meczu warto podkreślić, że siedmiu zawodników kończyło z dwucyfrowym dorobkiem na koncie.