Mówi się, że kobiety to słabsza płeć i dlatego na przykład w sporcie nie są w stanie rywalizować na równi z mężczyznami, przez co również zazwyczaj są zdecydowanie słabiej opłacane. Wydaje się jednak, że niektóre zawodniczki mogłyby bez większych problemów sobie poradzić w trudniejszych warunkach. Przykładem może być tu fenomenalna Caitlin Clark, o której pół żartem pół serio mówi się, że w NBA nie spisywałaby się gorzej niż – by nie szukać daleko – Bronny James.



Wbrew pozorom szanse na to, by przedstawicielki płci pięknej pojawiły się na parkietach najlepszej ligi świata były już wiele lat temu. W 1969 roku San Francisco Warriors w trzynastej rundzie draftu wybrali Denise Long Rife, jednak Walter Kennedy, ówczesny komisarz ligi, zdecydował się unieważnić ten wybór, argumentując, że w tamtym czasie liga nie przyjmowała zawodników prosto ze szkoły średniej, a tym bardziej kobiet. Mocno szowinistyczny punkt widzenia, ale to były inne czasy. Zresztą nawet sama zainteresowana początkowo sądziła, że… została powołana do wojska, by walczyć w Wietnamie.

Ostatecznie skończyło się na grze w rozgrywkach żeńskich, chociaż 19-letnia wówczas skrzydłowa była wyjątkowo pewna siebie, ale zdaniem niektórych w tamtych czasach miała zadatki na bycie gwiazdą także ligi męskiej. Gdy dotarła do San Francisco, poznała tam samego Wilta Chamberlaina, który nie omieszkał podroczyć się z nią, mówiąc, że pobiła jego rekord punktowy. Rzeczywiście, w rozgrywkach szkoły średniej zdarzyło jej się trzykrotnie przekroczyć 100 „oczek”, a w swoim ostatnim roku rzucała średnio ponad… 69 punktów na mecz. Mimo wszystko robi wrażenie.

W 1977 w ślady swojej poprzedniczki mogła pójść Lusia Harris, która została wybrana ze 137. pickiem przez New Orleans Jazz. W przeciwieństwie jednak do Rife, środkowa rodem z Mississipi oficjalnie nawet nie chciała grać z mężczyznami i odmówiła udziału w oficjalnych testach do drużyny. Później ujawniono, że na jej decyzję wpłynęła ciąża, w której wówczas była. Ostatecznie nigdy nie zagrała ani w NBA, ani w innej lidze męskiej, a jej zawodowa kariera skończyła się na występach w WBL (Women’s Professional Basketball League) w barwach Houston Angels.

Później takie przypadki już się nie zdarzały, chociaż mozna śmiało obstawiać, że jeśli któraś z obecnych pań mogłaby sobie poradzić w rozgrywkach najlepszej ligi świata, to z pewnością byłaby to Caitlin Clark. 23-letnia dziś rozgrywająca Indiana Fever stała się fenomenem na długo przed dołączeniem do WNBA, pokazując wszem i wobec, że w NCAA ciężko dla niej o prawdziwe wyzwania.

Pochodząca, podobnie jak wspomniana wcześniej Denise Long ze stanu Iowa, pobiła wiele rekordów żeńskich rozgrywek akademickich i w końcu nie było innego wyjścia – w ubiegłym roku została wybrana z jedynką draftu. Już w swoim pierwszym sezonie została debiutantką roku, zagrała w Meczu Gwiazd i znalazła swoje miejsce w pierwszej piątce najlepszych zawodniczek ligi.

Mało? Clark ustanowiła nowe rekordy pod względem liczby asyst – zarówno w jednym meczu jak i w całym sezonie. Osiągnęła również nowy rekord punktowy dla pierwszego roku kariery i jako jedyna debiutantka w dziejach zdobyła triple-double (19 punktów, 12 zbiórek i 13 asyst w wygranym 83:78 meczu z New York Liberty). W ogóle jej obecność sprawiła, że koszykówka kobiet w Stanach Zjednoczonych cieszy się większym zainteresowaniem niż kiedykolwiek wcześniej, a większość meczów WNBA z jej udziałem jest transmitowana na cały kraj. Niektórzy mówią już nawet o „efekcie Caitlin Clark”.

Szczególną furorę w ostatnim czasie zrobiło nagranie wideo z legendarnego występu 23-latki podczas meczu towarzyskiego przeciwko męskiej drużynie treningowej. Sama koszykarska wypowiedziała się na ten temat w opublikowanym na Netflixie programie „My Next Guest Needs No Introduction” Davida Lettermana. Okazało się, że jej zespół Iowa Hawkeyes regularnie grywał sparingi z tą ekipą, ale tamto konkretne spotkanie w jej wykonaniu było naprawdę wyjątkowe.

Mamy drużynę treningową składającą się wyłącznie z chłopaków. Muszą być studentami uczelni. W zasadzie to dla nich coś w rodzaju wolontariatu. Myślę, że w tamtym momencie przegrywałyśmy piętnastoma punktami. Trafiłyśmy kilka trójek i zmniejszyłyśmy stratę do, powiedzmy, dziesięciu… No i z tego co pamiętam zdobyłam 22 punkty w dwie minuty – taki był morał tej historii – wspominała Clark, przyznając również, że motywacją dla niej była obecność na tym meczu kibiców.

– Tego dnia była z nami drużyna koszykówki dziewcząt ze szkoły średniej. Mieliśmy więc niewielką publiczność, a one dosłownie wyskakiwały z krzeseł, szalejąc z radości. Zazwyczaj, nawet gdy trafię ważny rzut, nie reaguję jakoś szczególnie. To znaczy zdarza mi się, ale nigdy w stylu „jestem w szoku”. A po piątej trójce z rzędu w ciągu minuty pomyślałam sobie: „O rany…”. Nie mogłam w to uwierzyć. Ostatecznie wygrałyśmy ten mecz, a nasi chłopcy z drużyny treningowej długo nie mogli tego zapomnieć. Właściwie do dziś im się to wypomina – dodała.

Wprawdzie tamten pamiętny mecz teraz stał się viralem, ale to nie pierwszy raz, gdy przyciągnął uwagę mediów. Wright Thompson wspomniał o nim w swoim artykule poświęconym Clark, opublikowanym w marcu ubiegłego roku. Napisał wówczas, że sparing odbył się dokładnie 20 października 2021 roku, na niewiele ponad dwa tygodnie przed tym, jak zawodniczka rozpoczęła swój drugi sezon na uczelni. Najwyraźniej ten występ dodał jej mnóstwo pewności siebie, bo właśnie od tamtego momentu zaczęła oddawać rzuty z bardzo dalekiego dystansu, co dziś jest jedną z głównych broni w jej arsenale.

Jak wspominaliśmy już w lutym, były szanse na to, by Caitlin mogła spróbować sił przeciwko zawodnikom znanym z NBA. Były plany, by znany już z ubiegłego roku pojedynek rzutów zza łuku pomiędzy Stephem Currym a Sabriną Ionescu rozbudować, dodając im jeszcze do par Klaya Thompsona i właśnie Clark. Problem w tym, że rozgrywająca Fever odmówiła.

– Caitlin nie pojawi się podczas Weekendu Gwiazd NBA. Chce, aby jej pierwszy konkurs rzutów za trzy punkty odbył się tego lata, podczas WNBA All-Star Weekend w Indianapolis, gdzie występuje na co dzień – przekazała w styczniu bieżącego roku w oświadczeniu dla The Athletic reprezentująca zawodniczkę agencja Excel Sports Management.

Wydaje się jednak, że Clark, która w swoim debiutanckim sezonie w WNBA osiągała średnio 19,2 punktu, 5,7 zbiórki, 8,4 asysty i 1,3 przechwytu, nie musi już nic nikomu udowadniać. Wprawdzie jej profesjonalna kariera dopiero się rozpoczęła, to jednak prezentowana przez nią niezaprzeczalna klasa sportowa i wpływ na kulturę żeńskiej koszykówki jest widoczny gołym okiem (nawet jeśli niektórzy twierdzą, że gdyby była Afroamerykanką, nie generowałaby aż takiego zainteresowania swoją osobą). Na usta ciśnie się jednak raczej pytanie gdzie by była dziś, gdyby nie tamten pamiętny mecz sprzed trzech i pół roku, który ewidentnie pozwolił jej uwierzyć w siebie.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna

  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    1 Komentarz
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments