Finały NBA, w którym zmierzą się ze sobą Boston Celtics i Golden State Warriors nie są żadną klasyką. Mogą się nią stać, choć do tego daleka droga. Nie grają ze sobą Los Angeles Lakers i Celtics czy Warriors z Cleveland Cavaliers. Podobieństw między oboma klubami jest jednak zaskakująco dużo – zaczynając od samej góry, a kończąc na zawodnikach, najważniejszych elementach każdej mistrzowskiej układanki – zauważa „The Wall Street Journal”.
Warriors – Celtics. Porównania zaczynają się już na górze
Wspólne powiązania pomiędzy Golden State Warriors Boston Celtics zaczynają się już na samej górze. W 2010 r. Joe Lacob postanowił kupić Warriors, ale nie mógł tego zrobić, dopóki nie pozbył się swoich mniejszościowych udziałów w Celtics. W tym miejscu zaczęła się budowa dynastii Wojowników. Jednym z pierwszych ruchów Lacoba było zatrudnienie Bob Myers na stanowisku prezydenta klubu. Osobą, która poleciła Myersa, był Danny Ainge, ówczesny prezydent Celtics. Obecni trenerzy Warriors (Steve Kerr) i Celtics (Ime Udoka) wywodzą się z tej samej szkoły Gregga Popovicha, jednego z najlepszych szkoleniowców w historii NBA. Razem też wygrali na zeszłorocznych igrzyskach w Tokio złoto olimpijskie.
Tak dużo podobieństw co do filozofii i podejścia do koszykówki sprawia, że nie powinien nas dziwić fakt, że obie drużyny stworzone są w dość podobny sposób – obie oparły swój tegoroczny sukces na zawodnikach wybranych w drafcie. Stephen Curry, Klay Thompson i Draymond Green nigdy nie zagrali dla innego klubu niż Warriors. Podobnie w Celtics sprawa ma się z czwórką: Marcus Smart, Jayson Tatum, Jaylen Brown i Robert Williams. W obu składach uzupełnienie stanowią gracze pozyskanie na rynku transferowym – w Celtics Al Horford, w Warriors Andrew Wiggins. Ważną częścią obu ekip są także zawodnicy na niskich kontraktach, wybrani w drafcie z dalszymi numerami.
Byli zadaniowcy błyszczą na ławkach trenerskich
Porównań można doszukiwać się w stylu, w jakim oba kluby awansowały do swoich pierwszych finałów po dłuższej przerwie. Obie drużyny potrzebowały spojrzenia człowieka z zewnątrz, który jako zawodnik był jedynie zadaniowcem, a w NBA nie prowadził wcześniej żadnego zespołu. Kerr otrzymał obiecujący zespół, który odpadł w 2014 r., ale w ciągu ośmiu kolejnych lat sześciokrotnie meldował się w finale NBA. Po tym, jak Celtics przegrali rok temu w pierwszej rundzie, ze stanowiska trenera zrezygnował Brad Stevens, a przyjście Udoki było dokładnie tym, czego potrzebowali Celtics. Jego styl i świeże spojrzenie zaprowadziło Celtów do wielkiego finału.
Nierozerwalną częścią sukcesu Warriors, często marginalizowaną ze względu na niesamowitą ofensywę, była zaciekła obrona. Warriors mają długie ręce, są szybcy na nogach i z łatwością mogą zmieniać krycie. To przez lata czyniło ich niezwykle niewygodnymi rywalami, których, gdy byli w pełni zdrowi, nikt tak naprawdę nie pokonał. Celtics znaleźli podobnych graczy i nie musieli na nich wydawać wielkich pieniędzy w trakcie rynku wolnych agentów – zdobyli ich poprzez mądre wybory w drafcie. Właśnie dlatego do drużyny 17-krotnych mistrzów NBA trafił Brown – zawodnik uniwersalny, mogący kryć kilka pozycji.
Warriors – Celtics. Drużyny idealnie do siebie pasujące
Nie ma aktualnie w NBA ekip, które byłyby do siebie tak podobne. Celtics mieli w sezonie zasadniczym najlepszą obronę w lidze, Warriors byli pod względem efektywności drudzy. Celtics regularnie grają piątkami, w których zawodnicy mogą bez większych problemów zamieniać krycie. To czyni z nich tak nieprzyjemny zespół do gry. Warriors z kolei odzyskali radość, co było szczególnie widać, gdy świętowali awans do finałów. Wielu myślało, że po tylu latach sukcesów, zespół nie będzie miał już motywacji. Dwa chude sezony na nowo rozpaliły w Wojownikach ogień.
Celtics też chcą coś udowodnić – jeszcze w styczniu mieli ujemny bilans i wielu wieściło koniec składu budowanego przez Stevensa. Celtics dobili dna, ale odbili się od niego z taką siłą, że teraz są już jedną z dwóch najlepszych drużyn w NBA. Po drodze pokonali Brooklyn Nets z Kevinem Durantem i Kyriem Irvingiem, następnie ograli osłabionych mistrzów z Milwaukee, aby w finale Konferencji Wschodniej wyszarpać zwycięstwo z rąk Miami Heat. Czy powinni czuć respekt przed Warriors? Niekoniecznie. Od 2015 r., czyli od roku, w którym ekipa z San Francisco zaczęła swoją dominację, Celtics to jedyna drużyna z dodatnim bilansem meczów przeciwko nim w tym okresie.
Decyzję Celtics z przeszłości zaprocentowały teraz
Brown był na studiach, Tatum w szkole średniej, Udoka asystentem w San Antonio Spurs, a Stevens siedział na ławce Celtics – wówczas podjęto kilka ważnych decyzji dla dalszych losów organizacji z Bostonu. Być może przełomowym momentem dla Celtics okazał się jeden mecz rozegrany w 2017 r. na Brooklynie. Był na nim Ainge i Myers. Prezydent Celtics nie mógł wyjść z podziwu, jakie rzeczy na poziomie akademickim wyczyniał smukły skrzydłowy Duke, Tatum. Wówczas powiedział sobie, że to wokół niego zbuduje mistrzowski zespół.
Miał pierwszy wybór w drafcie, mógł wybrać każdego, ale chciał tylko jednego. Marzył się mu Tatum – zawodnik uniwersalny, taki, który będzie w stanie dopasować się do zmieniającej się pod wpływem Warriors NBA. Rok wcześniej Celtics, także z trzecim numerem, wzięli Browna. Zawodnika łudząco przypominającego Tatuma.