Stephen Curry trafił tylko jedną z 12 prób za trzy punkty w spotkaniu z San Antonio Spurs. Przez cały pojedynek musiał radzić sobie z niezwykle agresywną obroną gospodarzy, która nie pozwalała mu w żadnej akcji dochodzić do swobodnych pozycji na dystansie.
Oba zespoły wyszły na to spotkanie niskimi składami, aby mieć możliwość sprawniejszej obrony. Właśnie przez ten fakt, Stephen Curry nie był w stanie urządzić sobie tradycyjnej strzelaniny z dystansu. Każdy z zawodników Spurs dostał od trenera Popovicha jasne wskazówki – nie dać MVP ligi swobody za linią rzutów za trzy punkty. Nawet, kiedy zdarzały się przypadki, w których Curry’ego krył na przykład LaMarcus Aldridge, wywiązywał się ze swojego defensywnego zadania znakomicie.
–Nie wszedłem w ten mecz za dobrze, później nie byłem w stanie znaleźć swojego rytmu i forsowałem kilka rzutów z nadzieją, że jeśli w końcu któryś wpadnie, da mi potrzebną pewność siebie. Nic takiego się jednak nie wydarzyło i odpowiedzialność biorę na siebie – mówił Curry.
Stephen w każdym meczu w tym sezonie, w którym wystąpił, trafił przynajmniej jedną trójkę. Był to jednak dopiero jego piąty mecz w tegorocznych rozgrywkach, w którym miał na swoim koncie wyłącznie jedną celną próbę z dystansu.
–W tym pojedynku zagraliśmy naprawdę znakomicie w defensywie, jednak w ataku nie mogliśmy wejść w ten mecz przez długi czas i to w dużym stopniu moja wina. Muszę grać zdecydowanie lepiej, radzić sobie z presją i znaleźć na to wszystko jakiś sposób. Szczególnie, kiedy rzuty, które normalnie trafiam, nie są celne. Muszę być przygotowany na to, aby przystosować swoją grę do aktualnej sytuacji na parkiecie – zakończył Curry.
[ot-video][/ot-video]