Dzięki zmianie czasu w Stanach Zjednoczonych przez najbliższe dwa tygodnie będziemy mogli oglądać mecze o godzinę wcześniej. Tym samym najlepsza liga świata przygotowała dla kibiców z Europy, aż 3 mecze o przystępnej porze. Pierwszy z nich rozpocznie się o 20.30 na antenie Canal+ Sport 2, dwa kolejne zaczną się dwie godziny później. Prawdziwą wisienką na torcie jest z pewnością mecz Miami Heat – Indiana Pacers! Absolutny MUST SEE!
Chicago Bulls – Boston Celtics, godz. 20.30 na Canal+ Sport 2
Obydwie drużyny złapały ostatnio dosyć dużą zadyszkę. Oprócz tego każda z nich mimo swojej słabszej formy pokonała ubiegłorocznych finalistów ligi- Golden State Warriors oraz Cleveland Cavaliers. Chicago od początku sezonu nie mogą między sobą znaleźć wspólnego języka przez napiętą sytuację na linii Rondo-Hoiberg oraz Rondo- zarząd klubu. Nie pomaga im też pozbycie się dotychczasowych filarów zespołu w postaci Douga McDermotta czy Taja Gibsona. Ten drugi był „ostatnim Mohikaninem” zespołu Bulls, który potrafił przeciwstawić się LeBronowi Jamesowi. Mimo to Byki wciąż walczą o wejście do fazy playoffs, więc każde zwycięstwo jest tutaj na wagę złota.
W odróżnieniu od Bulls, Celtowie nie dokonali żadnego ruchu w czasie okienka transferowego. Pozwala to na jeszcze większe zawiązanie przyjaźni między wszystkimi zawodnikami. Niezależnie od ilości talentu, każdego Celta cechuje przede wszystkim waleczność, oddanie i nieustępliwość do samego końca. Mimo słabszych momentów są w stanie odrodzić się w dowolnym fragmencie meczu. Pokazuje to chociażby Isaiah Thomas, który podczas ostatnich 12 minut spotkania wygląda jak wygłodniały wilk na pastwisku owiec. Rozgrywający jest też najrówniej grającym zawodnikiem swojego zespołu. Ani razu w tym sezonie nie zszedł poniżej 18 rzuconych oczek, a nie przekroczył progu 20 punktów zaledwie 3 razy (zagrał w 62 meczach). To wystarczy, aby nazwać go super strzelcem, który jest w stanie splądrować każdą linię obrony.
Podczas obecnych rozgrywek obydwie drużyny spotkały się 3 razy. Dwukrotnie zwyciężały Byki, co bardzo motywuje Celtów do rewanżu zwłaszcza, że mecz odbędzie się przed ich własną publicznością. Prawdziwym kopem może być też ostatnia strata 2. miejsca na Wschodzie na rzecz Washington Wizards.
New York Knicks – Brooklyn Nets, godz. 23.00
Prawdziwe derby nie na szczycie. Nets podczas okienka transferowego zostali pozbawieni jednego z liderów zespołu, który jak widać idealnie wpasował się do ekip z Waszyngtonu. Mimo wszystko to wciąż NBA, a Brooklyn potrafił już kilkukrotnie zaskoczyć najbardziej wymagających rywali. Ich ofiarami są m.in. Grizzlies czy Clippers, a wiodącą postacią podczas tych zwycięstw był nikomu nieznany Sean Klipatrick, który do tej pory tułał się po zapleczu najlepszej ligi świata. Do gry wrócił także Jeremy Lin, który z meczu na mecz wydaje się być coraz bardziej pewny. To właśnie on miał być liderem Nets podczas obecnych rozgrywek, jednak dopadła go plaga kontuzji.
W Nowym Jorku od początku sezonu nie widać harmonii cechującej zespoły zarządzane przez Phila Jacksona. Znaczne braki na bronionej połówce, konflikt Zen Mastera z Anthonym, brak dopasowania Noaha i Rose’a czy mniejszy udział w meczu Kristapsa Porzingisa spowodowały, że sezon 2016/2017 stał się kolejnym etapem przebudowy. Jeff Hornacek obecnie stawia na młodzież podwyższając ilość rozgrywanych minut np. Ronowi Bakerowi czy Willy’emu Hernangomezowi. Po obserwacjach mających trwać do końca bieżącego sezonu szkoleniowiec dokona selekcji osób zdatnych do funkcjonowania w systemie Triangle offense. Porównując ostatnią formę obydwóch zespołów mecz może być bardzo wyrównany. Najciekawiej zapowiadają się pojedynki Derrick Rose– Jeremy Lin oraz Brook Lopez– Kristaps Porzingis.
Miami Heat – Indiana Pacers, godz. 23.00
Według mnie jest to mecz wieczoru. Obydwie ekipy ciągle liczą się w walce o awans do fazy playoffs. Mimo 6. miejsca Pacers na Wschodzie zawodnicy z Indianapolis wciąż czują oddech rywali na plecach. Między nimi, a np. Bulls(10. miejsce) czy właśnie Heat(9. miejsce) jest różnica zaledwie 2 porażek! Przy tegorocznej dyspozycji Miami, którzy od 17 stycznia bieżącego roku notują bilans 21-4 miażdżąc po drodze m.in. Warriors oraz dwukrotnie Rockets i Cavs, są na prostej drodze do awansu. Świetnie spisuje się zwłaszcza ich obrona, która zajmuje 5. miejsce w defensive ranking. Objawieniem tej magicznej passy jest Dion Waiters, którego już dawno spisano na straty. Absolwent Syracuse University wraz z Goranem Dragiciem są jednym z najbardziej nieprzewidywalnych duetów w lidze.
Po drugiej stronie mamy Pacers, którzy cały sezon grają w kratkę. Kiedy zaliczyli serię 7. zwycięstw z rzędu media spekulowały o tym, że Paul George i spółka nareszcie wyszli na prostą. Tymczasem po tym wszystkim cały zespół przegrał 6 kolejnych meczów. To tylko potwierdza ich nieprzewidywalność. Tym samym dodaje to pikanterii do całego spotkania. W Indianapolis może być dzisiaj naprawdę gorąco!