Przychodził do NBA jako legenda nowojorskich parkietów. New Jersey Nets wybrali go z drugim numerem draftu w 1991 roku. Z Derrickiem Colemanem tworzył duet, który miał zdominować ligę. Wybrano ich razem do pierwszej piątki Wschodu w Meczu Gwiazd. A jednak…
Kenny Anderson opowiada o 14 sezonach w NBA, grze w Nets, Trail Blazers, Raptors, Hawks, Celtics i Hawks. O wzlotach i upadkach. O byciu zawodnikiem i trenerem.
Wywiad przeprowadził Przemek Opłocki, który odpowiada za projekt „OPOwieści z NBA”. Poniżej macie linki do jego mediów społecznościowych. Lajki czy subskrypcje z pewnością zachęcą go do dalszej pracy.
Przemek Opłocki: Naszym dzisiejszym gościem w Opowieściach z NBA jest Kenny Anderson, trener, legenda, jeden z moich ulubionych rozgrywających z lat 90-tych. Cieszę się, że możemy porozmawiać. Kenny, jakie było twoje pierwsze wspomnienie związane z koszykówką?
Kenny Anderson: Pierwszym wspomnieniem jest dzień, gdy moja siostra, Danielle, zabrała mnie do jednego z parków w dzielnicy Queens, w Nowym Yorku. Miałem 6 lat. Rzucałem do kosza i przyglądałem się graczom biegającym po boisku. Zawsze chciałem grać w koszykówkę. Zapoznała mnie z grą, w której zakochałem się.
PO: Kiedy wspomniałeś, że zakochałeś się w koszykówce, przypomniał mi się film dokumentalny, w którym Kenny ‘The Jet’ Smith powiedział, że gdy mieszkał w Lefark City wiele razy budziły go w nocy dźwięki dochodzące z boiska. Wiedział, że na pewno ty byłeś jednym z graczy. Skąd czerpałeś energię? Pewnie twoi sąsiedzi byli zachwyceni.
KA: Kenny Smith był dla mnie mentorem, podobnie jak jego brat, Vincent, który dla nas obu był wzorem. Razem z Kennym uczęszczaliśmy do Archbishop Malloy High School. Widziałem jego postępy. Byłem młodszy o 4 czy 5 lat. Widział mnie przez okno, jak gram na boisku w Lefark City. Pochodziliśmy z dwóch różnych rodzin, on miał ojca i matkę, mnie samotnie wychowywała matka, której często nie było w domu, bo zarabiała pieniądze na opłacenie rachunków. Często późno wracałem do domu, mogłem wpakować się w kłopoty, ale wybierałem grę i to mnie ocaliło, za co dziękuję Bogu.
PO: Kto był twoim ulubionym graczem, gdy byłeś dzieckiem i młodzieńcem?
KA: Kenny Smith, ponieważ widziałem go i mogłem poczuć jego obecność. Lubiłem również takich graczy jak Tiny Archibald, gdy grał dla Celtics. Pochodził z Nowego Jorku. Mam czterech ulubionych graczy, na których bazowała moja gra: Rod Strickland, Kenny Smith, R.I.P. Pearl Washington i Mark Jackson. Obserwowałem, jak panują nad piłką i starał się wykorzystać w swojej grze.
PO: Wspomniałeś o legendach nowojorskiego basketu. Gdy spojrzymy na twoją karierę z czasów liceum, dwa razy byłeś w pierwszym składzie Parade All_America, wystąpiłeś w meczu gwiazd amerykańskich szkół średnich (McDonald’s All-American), przez długi czas miałeś rekord punktowy w Nowym Jorku (2621). Byłeś typowany do bycia nr 1 w drafcie NBA. Jak żyło się z tą presją i oczekiwaniami?
KA: Zawsze spoglądałem na to, skąd pochodzę. Presja była niczym w porównaniu do tego, gdzie dorastałem. Po prostu grałem i robiłem to, czego ode mnie oczekiwano, czyli ciężko pracować, zamknąć się i wszystko będzie grało. Nauczyłem się tego w liceum grając dla trenera Jacka Currana. Uwielbiałem go, zmarł kilka lat temu. Tam nauczyłem się co jest prawdziwe, a co nie, i w znaczący sposób wpłynęło to na mój rozwój, podobnie jak dorastanie w Nowym Jorku, gdy widziałem wiele rzeczy, zwłaszcza poza koszykówką.
PO: Wybrałeś uniwersytet Georgia Tech, gdzie grałeś z przyszłymi graczami NBA, Dennisem Scottem i Brianem Oliverem. W 1990 grałeś w finale Final Four, gdzie otarłeś się o triple-double. Czy był to jeden z najlepszych meczy w twojej karierze?
KA: To było cudowne, awansować do Final Four w pierwszym sezonie gry w NCAA. Powiedziałem Dennisowi Scottowi, że zagra w Final Four, ale nie uwierzył mi. Gra dla Georgia Tech była spełnieniem marzeń. Wszystko zaczęło się układać. Gra z Dennisem Scottem, Brianem Oliverem, trenerem Creminsem. Uwielbiałem zespół. Kevin Cantwell był asystentem trenera. Sherman Dillard jest teraz w Iowa i robi tam świetną robotę. To było wspaniałe, zabawne miejsce by uczyć się gry i życia, będąc w Atlancie, wśród innych ludzi i uwielbiałem to.
PO: Dorastałeś w Nowym Jorku, gdzie stałeś się legendą. Jak zareagowałeś, gdy New Jersey Nets wybrali cię z drugim numerem w drafcie?
KA: Kiedy zostałem wybrany przez New Jersey, czyli ok 45 minut od mojego domu, to było cudowne. Gra z Derrickiem Colemanem z Syracusem, Draženem Petrović’em, było – jak to mawiał mój mentor Smith – działaniem zgodnie z planem. Czułem się świetnie. Ruchy jakich dokonałem przynosiły rezultaty i dziękowałem za to Bogu.
PO: Jak wspominasz Dražena Petrović’a. Były zawodnik Celtów, Dino Rađa, powiedział, że jego możliwości były praktycznie nieograniczone. Jak to wyglądało z twojej perspektywy jako jego kolegi z drużyny?
KA: Był niesamowitym profesjonalistą. Nie tylko mądrze grał, ale był również kimś, kto chciał coś udowodnić. Był kimś (w Europie), ale przyjechał do USA by wyrobić nazwisko w NBA i zrobił to. To było smutne, gdy zginął w wypadku. Staram się myśleć o nim codziennie, czasem zamieszczam o nim posta. Był świetnym kolegą z drużyny, cichym, nie wiedziałeś o nim zbyt wiele, ale był świetnym człowiekiem.
PO: Drugi sezon, 1992-93, był dla ciebie lepszy. Byłeś trzeci w głosowaniu na Most Improved Award. Co zmieniło się w twojej grze?
KA: Nie zmieniłem wiele. To było związane z zatrudnieniem nowego trenera. W pierwszym roku nie przyjechałem na obóz treningowy, gdyż chciałem podpisać kontrakt. Trener (Bill Fitch) wkurzył się na mnie i sadzał mnie na ławce. Później zwolnili go, na jego miejsce przyszedł Chuck Daly, postawił na mnie i dzięki niemu rozwinąłem skrzydła. Tak wygląda NBA, to biznes. Musisz być na to gotowy. Na początku nie byłem na to gotowy, nie wiedziałem, co się dzieje. Ciężko pracowałem nad swoją grą i dzięki temu zostałem gwiazdą w New Jersey Nets. To było wielkie osiągnięcie. Tak samo Derrick Coleman, który dostał się do All-Star Game. Prawdopodobnie znalazłby się tam również Dražen Petrović i mielibyśmy trzech graczy Nets w Meczu Gwazd. Mieliśmy świetny, zgrany zespół. To było wspaniałe uczucie.
PO: Wspomniałeś o Chucku Daly’m. Jak ważną osobą był dla ciebie i twojej kariery w NBA?
KA: Bardzo ważną. Mieszkał na Florydzie, więc zanim odszedł często dzwoniłem do niego pogadać. Był wspaniałym człowiekiem i trenerem. Pozwalał mi robić swoje na boisku, ale również poczucie, że to był mój zespół, że musze być jego kapitanem, prowadzić ich, ufać mi i tak się działo. To było wspaniałe uczucie. Uczył mnie na czym polega gra w NBA. Jego asystentem w Nets był Rick Carlisle, obecny trener Dallas Mavericks. Zawsze miałem wsparcie, gdy starałem się osiągnąć sukces.
PO: Jak wspomniałeś, z Derrickiem Colemanem zostałeś wybrany do All-Star Game, obydwoje do pierwszej piątki. Jak wspominasz waszą wspólną grę?
KA: Derrick Coleman jest prawdopodobnie najlepszym koszykarzem, z jakim kiedykolwiek grałem. Był mierzącym 208 cm silnym skrzydłowym. Potrafił kozłować, rzucać, podawać. Był wspaniałym graczem. Po zakończeniu kariery zaczęliśmy się lepiej poznawać. Jest wspaniałym człowiekiem. Jestem szczęśliwy, że grałem z zawodnikiem takiego formatu.
PO: W sezonie 1995-96, po rozegraniu 31 meczów, wytransferowano cię do Charlotte Hornets. Z perspektywy gracza jest to zazwyczaj tylko news. Jak wygląda to z perspektywy gracza?
KA: Chodziło o pieniądze. Wówczas chciałem dobrze zarabiać. Poza tym, nie byłem pewien czy w klubie będą wzmocnienia, które sprawią, że będziemy mogli rywalizować z najlepszymi. Zagrałem w Hornets pół roku mając świadomość, że pozostałe kluby obserwują mnie. Wydaje mi się, że zagrałem bardzo dobrze, na poziomie 15 punktów i 7-8 asyst na mecz. Muggsy Bogues był wówczas kontuzjowany. Grałem z Robertem Parishem (The Chief), Larrym Johnsonem, Glenem Ricem, Dellem Curry’m. Mieliśmy świetnych strzelców i spędziłem tam wspaniały czas. Chciałem przedłużyć z nimi kontrakt, ale ich właściciel nie chciał zapłacić pieniędzy na jakie zasługiwałem.
PO: Latem 1996 roku zdecydowałeś związać się z Portland Trail Blazers. Dlaczego z tym zespołem?
KA: Przyszli do mnie z odpowiednim kontraktem i wszystko się zgadzało. Pokochałem Portland. Mieliśmy dobry zespół, ale przegraliśmy z Lakers, gdzie jako rookie grał Kobe Bryant oraz Shaquille O’Neal. Blazers byli jedną z moich ulubionych organizacji, dobrze mnie traktowali i nie powiem o nich złego słowa. Świetnie było dla nich grać.
PO: Mieliście świetny skład: ty, Isaiah Rider, Rasheed Wallace, R.I.P. Clifford Robinson, Arvydas Sabonis. Jak wspominasz współpracę z tym ostatnim? Miał świetny ogląd parkietu.
KA: Był jednym z lepszych środkowych, z jakimi grałem. Występował na Olimpiadzie. Po zakończeniu kariery grałem w jego zespole (Žalgiris Kowno). Poszedłem tam grać dla niego. Grałem tam 1,5 roku. Moja matka zmarła, a ja postanowiłem grać dla niego i to było wspaniałe uczucie.
PO: Jak pamiętasz moment, kiedy dowiedziałeś się, że zostałeś wymieniony do Toronto Raptors za Damona Stoudemire’a? Byłeś zadowolony?
KA: I tak i nie. Chodziło głównie o kwestie podatkowe i chciałem uniknąć dodatkowych kosztów. Zespół nie był problemem, chociaż ludzie wydają się nie rozumieć tego. Nie chciałem tam grać ze względów na podatki. To wszystko. Toronto to świetne miasto, grali tam super gracze. Potem pojawiła się szansa na grę w Boston Celtics, co było dla mnie korzystnym ruchem.
PO: W Bostonie grałeś z dwoma, zdolnymi, młodymi graczami: przyszłym członkiem Hall of Fame, Paulem Piercem, i zawodnikiem formatu All-Star, Antoinem Walkerem. Jaka była twoja rola w zespole? Mentor czy wciąż chciałeś być liderem?
KA: Byłem trochę mentorem, bo grałem już trochę w lidze. Paul Pierce wchodził do zespołu, w którym grał już Antoine Walker. Super grało się wtedy w Boston Celtics. Trener Rick Pitino sprowadził mnie do drużyny. Później z nowym trenerem (Jim O’Brien) dotarliśmy do finałów na Wschodzie. Przegraliśmy z Nets, ale było blisko (2-4). Uwielbiałem kibiców Celtics i tamten rok był jeden z najlepszych w moim życiu.
PO: Wspomniałeś o grze w finałach Wschodu. Grałeś przeciwko Jasonowi Kiddowi. Czy Kidd był w czołówce obrońców, których najciężej się kryło?
KA: Był jednym z najbardziej utalentowanych w prowadzeniu gry zespołu. Podania, zbiórki, zdobywanie punktów. Potrafił odnaleźć graczy na dogodnej pozycji. Był świetnym rozgrywającym. Przejęli serię, grali świetnie. On, Vince Carter, Richard Jefferson, I ich wysoki gracz… zapomniałem jego imienia. Cieszę się, że zagraliśmy w finałach konferencji. To było dziwne, bo zaczynałem karierę w Nets, wtedy byłem Celtem, i nagle New Jersey gra w finale NBA.
PO: Kiedy patrzysz na swoją karierę, w którym klubie, mieście, grało ci się najlepiej?
KA: To były trzy zespoły: New Jersey Nets, Boston Celtics i Portland Trail Blazers. Pokochałem je. Grałem w nich 10 lat z 14-letniej kariery, z dużymi minutami. 30-35 minut na mecz. W pozostałych czterech po prostu grałem: Seattle Supersonics, Indiana Pacers, Atlanta Hawks, Los Angeles Clippers.
PO: Gdy patrzysz z obecnej perspektywy na swoją karierę, czy jesteś zadowolony, czy też chciałbyś coś zmienić?
KA: Jestem zadowolony, ale kiedy patrzę w przeszłość to pojawia się myśl, że chciałbym zdobyć mistrzostwo NBA. Byłoby wspaniale móc to osiągnąć. Grałem w NBA przez 14 lat, wcześniej w liceum i na uniwersytecie, robiłem to co mogłem. Ale gdybym zdobył pierścień… myślę o tym. To byłaby wisienka na torcie, ale i tak jestem wdzięczny za to, co ugrałem. Tak, jak mówiłem w dokumencie o mnie: koszykówka jest prosta, to życie jest trudne. To jest moje myślenie.
PO: Wspomniałeś o filmie dokumentalnym, „Mr. Chibbs”, gdzie pokazano ciebie jako gracza, ale bardziej jako człowieka. Życie ze wzlotami i upadkami. Jak trudno było otworzyć się i pokazać innych różne aspekty twojego życia?
KA: Na początku było ciężko, ale potem łatwiej było opowiedzieć o tym. Byłem w stanie mówić o upadkach, o tym, że bez względu na to, co przechodzisz w życiu, może ci to pomóc. Staram się być dobrym człowiekiem, dla dzieci i żony. Wiele się nauczyłem, zwłaszcza po 14-letniej karierze w NBA, wcześniej latach w high school, w college’u, wyborach do All-America, Nowym Jorku… wiele mnie to nauczyło. Uczyłem się od innych ludzi, tego co robili i wybierasz, którą drogę wybrać. Jestem szczęśliwy z miejsca, gdzie jestem, z bycia trenerem w FISK University, jestem tam 3 rok i wciąż się uczę.
PO: Bardzo podoba mi się twój profil na Twitterze. Jest bardzo pozytywny. Piszesz o miłości, rodzinie, przyjaźni.
KA: Tak, planuję to robić do końca życia. Po co się nienawidzić? Nie ma potrzeby. Po odejściu mojej matki wiele rzeczy się zmieniło i musiałem sobie z tym poradzić. Powinniśmy być pozytywni w tym szalonym życiu. Dziel się pozytywnymi rzeczami, bo nigdy nie wiesz, jak to może komuś pomóc. Lepsze to niż okradanie czy strzelanie do innych. Po co to? To nie ma sensu! Zawsze staram się dawać pozytywny przekaz na Twittrze. Mam cudowne życie i chcę dzielić się tymi emocjami z innymi.
PO: Czy masz takie sytuacje, pewnie w czasie pandemii rzadziej się to dzieje, że idziesz ulicą lub jesteś w sklepie i dziękuje ci za to, że pokazałeś im, że marzenia się spełniają, że warto walczyć?
KA: Wiele razy, w wielu miastach. Zawsze powtarzam: bądź sobą. Dawaj innym miłość, dbaj o nich. Ludzie pochodzą i mówią: „Kenny widziałem dokument, dziękuję”. Zawsze jest lepiej patrzeć (na życie) pozytywnie, niż negatywnie, i możemy pracować nad tym. Gdy wstaję rano, myję twarz i mówię „Do roboty!”
PO: Jak opisałbyś siebie jako trenera?
KA: Uczę się. Trenowanie jest czymś innym niż gra. Uczę się dzień po dniu i uwielbiam to. To, co sobie uświadomiłem, że moje błędy są inne od moich podopiecznych. Musiałem to sobie uświadomić. Nie patrzyłem na to w takich kategoriach, co myślą młodzi gracze. Po prostu ciężko pracowałem. Możesz pozbyć się jakiegoś gracza, bo np. za dużo gada. Powinieneś wyjaśnić mu, w czym problem. Zawodnicy respektują mnie, bo grałem w NBA i rozumiem grę. Ważne jest by przypominać im o edukacji, aspekcie społeczny i przygotowywać ich do życia. Trenuję w małej szkole, FISK University. Ilu przyszłych zawodowców u mnie gra? Pewnie żadnego, ale kto wie. Większość z nich będzie miało w przyszłości rodziny, będą pracować, działać wśród ludzi i tego chcę ich nauczyć, nauczyć ich życia. Koszykówka, i to, co dzieje się na parkiecie, jest proste, w odróżnieniu od tego, co dzieje się poza. To są moje dzieciaki, to mój zespół. Uwielbiam to.
PO: Jeżeli masz w zespole zawodnika, który dużo mówi, może w przyszłości wyrośnie z niego przyszły Gary Payton.
KA: Kto wie, dlatego musisz rozmawiać z nimi we właściwy sposób.
PO: Gdybyś miał stworzyć listę top 5 spośród zawodników, z którymi grałeś w NBA, kto by się na niej znalazł?
KA: Rafael Addison. Występował w Syracuse, potem grał ze mną w New Jersey i Charlotte. Był przyzwoitym zawodnikiem, chociaż nie grał za dużo. On jest jednym z moich ulubionych graczy, często rozmawiamy. Wstawiłbym tam też Derricka Colemana. Dennisa Scotta i Briana Olivera, utrzymuję z nimi kontakt, rozmawiamy o trenowaniu, o rodzinach, o życiu, o tym co robimy w naszych społecznościach.
PO: Możesz pozdrowić Dennisa Scotta, gdyż jestem fanem Orlando Magic. Wciąż pamiętam go z sezonu 94-95 i gry w finałach NBA.
KA: Tak, Dennis jest świetny, pracuje obecnie dla NBA. Brian Oliver grał w 76ers przez 3-4 sezony. Obecnie jest inżynierem. To są wspaniali ludzie i cieszę się, że mam ich w swoim gronie. Derrick Coleman to wspaniały człowiek, podobnie Rafael Addison. Pozostali gracze są również świetni. Czasami rozmawiam z Larry Johnsonem. Był nr 1 w drafcie w 1991 roku, ja poszedłem z nr 2.
PO: Graliście również przeciwko sobie w Final Four.
KA: Tak, to prawda. Poza nim wymieniłbym jeszcze Paula Pierce’a i Antoine’a Walkera. W ogóle, wszyscy gracze, z którymi występowałem w NBA byli świetni.
PO: Kenny, to było moje ostatnie pytanie. To była przyjemność. Cieszę się, że znalazłeś czas dla OPOwieści z NBA. Miło było porozmawiać o Twojej karierze w NBA, życiu, pozytywnej postawie. Dziękuję i mam nadzieję, że będziesz miał udany dzień.
KA: Bardzo dziękuję.