W niedzielny wieczór New Orleans Pelicans podejmowali na własnym terenie Denver Nuggets i trzeba przyznać, że zaskoczyli chyba wszystkich. Wprawdzie ostatecznie przegrali spotkanie 132:129, to przyjezdni do triumfu potrzebowali dogrywki i triple-double Nikoli Jokicia (27 punktów, 13 zbiórek i 10 asyst). Podopieczni Williego Greena pokazali przebłyski dobrej gry pokazując, dlaczego przed sezonem byli wymieniani w gronie kandydatów do zostania „czarnym koniem” rozgrywek. A wszystko z boku obserwował Zion Williamson, o którym wiadomo tak naprawdę tyle, że… nic nie wiadomo.
Zawodnik powszechnie uważany za największą gwiazdę New Orleans Pelicans wciąż nie jest dostępny do gry i trudno powiedzieć, kiedy ten przykry dla niego stan rzeczy będzie mógł ulec zmianie. Zamiast jednak współczuć Zionowi Williamsonowi, niektórzy czują potrzebę, żeby go publicznie wyśmiać. Na przykład legendarny komentator NBA, Mike Breen, nie mógł się powstrzymać, by nie wbić 24-latkowi szpilki podczas transmisji sobotniego meczu jego drużyny przeciwko New York Knicks.
Podczas również przegranego przez Pels (104:93) spotkania w pewnym momencie Zion został uchwycony przez kamerę. Siedział z boku, zupełnie poza grą, mając na sobie codzienne ubranie. To wystarczyło 63-letniemu sprawozdawcy jako powód do wyśmiania koszykarza, co też natychmiast uczynił.
– Zion Williamson jest w tej chwili w swoim naturalnym środowisku, na ławce, w cywilnych ciuchach. Niestety, mimo swojego niesamowitego talentu po prostu nie był w stanie pozostać na dłużej w dobrym zdrowiu przez niemal całą swoją karierę – palnął Breen.
Na tę chwilę te słowa pozostają bez reakcji ze strony zawodnika, więc można się zastanawiać, czy w ogóle je usłyszał, a jeśli, to czy wziął je sobie do serca. Chyba nie powinien, ponieważ akurat ten komentator znany jest ze swoich uszczypliwych komentarzy pod adresem różnych osób. Na przykład w styczniu dostało się Docowi Riversowi, który przez jakiś czas współpracował z Breenem w ESPN, zanim odszedł, by przejąć posadę trenera Milwaukee Bucks. Podczas jednej z transmisji Mike, chcąc w żartobliwy sposób nawiązać do tej sytuacji, ostentacyjne podziękował byłemu koledze z pracy za „wiele tygodni wspólnej służby”.
Wracając jednak do Williamsona, odkąd został wybrany jako „jedynka” draftu w 2019 roku, praktycznie co sezon spotykają go różnego rodzaju zdrowotne perypetie. Na przykład w 2021 opuścił cały sezon z powodu złamania prawej stopy, a w obecnych rozgrywkach zdołał zaliczyć zaledwie sześć występów, zanim znów wypadł z gry. Powiedzieć, że nie sprostał oczekiwaniom – nawet jeśli nie do końca z własnej winy, chociaż są i tacy, którzy zwyczajnie zarzucają mu lenistwo – to nic nie powiedzieć. Z tego powodu skrzydłowy nie znalazł się w trójce „nietykalnych” zawodników swojej drużyny, co może zwiastować zmianę otoczenia. Jeśli, rzecz jasna, znajdą się na niego chętni.
O ile jednak wyśmiewanie się z Ziona, a przede wszystkim z jego wagi to już w koszykarskim świadku raczej chleb powszedni, nie da się ukryć, że jego sytuacja nie jest godna pozazdroszczenia. Dokuczające mu problemy z urazem ścięgna udowego sprawiają, że wciąż jest daleki od powrotu na parkiet i powoli można zacząć się zastanawiać, czy nastąpi to jeszcze w tym sezonie. Jeżeli tak, 24-latek wciąż ma szanse na to, by uciszyć swoich krytyków, w tym Breena, jednak nawet jeżeli zdoła jeszcze zagrać w trwającej kampanii, to i tak może być za późno, by cokolwiek jeszcze uratować. Pelicans z bilansem 5-25 wciąż są – obok Washington Wizards – jedną z dwóch najsłabszych drużyn w lidze i niewiele wskazuje na rychłą poprawę sytuacji.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!