Porażka reprezentacji Stanów Zjednoczonych na turniej mistrzostw świata wywołała prawdziwą lawinę deklaracji. Najwyraźniej gwiazdy NBA poniekąd poczuły się odpowiedzialne za to, że drużyna narodowa nie radzi sobie na międzynarodowej arenie tak, jak powinna. Jednak niektórzy z tych, którzy zgłosili swoją gotowość, zaproszenia na turniej w Paryżu mogą nawet nie otrzymać.
Steve Kerr pozostaje trenerem reprezentacji Stanów Zjednoczonych i na ten moment nic nie wskazuje na to, by cokolwiek w tej sprawie miało się zmienić. Grant Hill — generalny menadżer drużyny ufa projektowi i wierzy, że w przyszłym roku Amerykanie pojadą do Francji w optymalnym zestawieniu. Już poprzednie lata pokazały, że największe nazwiska NBA znacznie większym respektem darzą rozgrywki o olimpijski medal niż starcie w ramach mistrzostw świata. Najwyraźniej przyciąga ich mityczna aura IO.
Kevin Durant, LeBron James, Stephen Curry, Joel Embiid to wszystko nazwiska zawodników, którzy wstępnie potwierdzili, że są albo – w sprzyjających okolicznościach — będą zainteresowane dołączeniem do składu drużyny narodowej na igrzyska olimpijskie. Akurat oni brzmią jak pewniaki, ale w grupie, która zadeklarowała chęć gry, są też zawodnicy, którzy muszą liczyć się z tym, że w dwunastce się nie znajdą, o czym napisał Adrian Wojnarowski z ESPN. Nie wiadomo jeszcze, jakim kluczem pójdzie trener Steve Kerr.
Oprócz wspomnianej czwórki, pewne miejsce powinien mieć również Jayson Tatum. Lider Boston Celtics również zapewniał, że latem przyszłego roku będzie gotowy reprezentować drużynę narodową. W kuluarach mówi się także, że sztab szkoleniowy zarezerwował miejsce dla Bama Adebayo, a także agresywnie stara się uzyskać deklarację od Jrue Holidaya. Zatem w teorii coach Kerr ma obsadzone siedem miejsc, co zostawia mu jeszcze pięć, wiec zaczyna robić się bardzo ciasno, a chętnych jest sporo.
Wśród koszykarzy, którzy pozytywnie wypowiadali się na temat swojej gotowość do gry byli m.in. Devin Booker, Bradley Beal, Kawhi Leonard, Paul George, Kyrie Irving, Donovan Mitchell, Draymond Green, Zion Williamson, Jaylen Brown, DeMar DeRozan oraz Zach LaVine. Solidna grupa, wobec czego sztab USA może mieć naprawdę twardy orzech do zgryzienia. Wiele oczywiście zależy również od kwestii zdrowia wspomnianych koszykarzy. Na przestrzenii kolejnych kilku miesięcy może się jeszcze wiele wydarzyć.
Wszystko jednak wygląda tak, jakby Amerykanie chcieli pojechać do Paryża z myślą o kompletnej dominacji. Na mistrzostwach świata nie potrafili poskładać swojej gry w całość i ostatecznie skończyli na 4. miejscu, co jest wynikiem rozczarowującym przy skali talentu zespołu. Jednak USA to prawdopodobnie jedyny zespół, który na każdy kolejny turniej międzynarodowy jedzie z zupełnie inną grupą zawodników. To z całą pewnością utrudnia trenerowi stworzenie jakiejkolwiek kontynuacji i regularności gry.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET