Jednym z najciekawiej zapowiadających się pojedynków minionej nocy z pewnością było starcie Detroit Pistons z Golden State Warriors. Niestety, będący ostatnio w znakomitej formie podopieczni J.B. Bickerstaffa ulegli przyjezdnym, tym samym kończąc swoją passę, która pozwoliła im być niepokonanymi w 2025 roku. Wygrywając, zawodnicy trenowani przez Steve’a Kerra przerwali niechlubną serię dwóch porażek z rzędu, chociaż żaden z nich nie zdobył nawet 20 punktów.
Z góry można było jednak założyć, że jeśli na jednym parkiecie znajdą się Draymond Green i Isaiah Stewart, nie skończy się tylko na grze w koszykówkę. I rzeczywiście. Pierwszy, choć jeszcze mniejszego kalibru incydent miał miejsce już w drugiej kwarcie. Detroit Pistons przeprowadzili wówczas akcję ofensywną, zakończoną niecelną próbą zza łuku w wykonaniu Malika Beasleya. Piłka wyleciała poza boisko, gdzie chwycił ją siedzący na ławce rezerwowych Golden State Warriors Lindy Waters III.
To nie spodobało się Stewartowi, który ruszył w kierunku 27-letniego rezerwowego. Ewidentnie podirytowany środkowy Tłoków powiedział rywalowi kilka gorzkich słów, po czym bezceremonialnie wyrwał mu piłkę, jakby to była ostatnia para crocsów w Lidlu. Nie zmieniło to jednak faktu, że akcję rozpoczynali Warriors, a zachowanie popularnego „Beef Stew” zostało skwitowane ironicznym uśmiechem, zarówno przez Watersa, jak i siedzącego obok niego Stephena Curry’ego.
To nie był jeszcze koniec emocji w tym meczu, choć na kolejne wydarzenie musieliśmy czekać aż do czwartej kwarty. W jednej z akcji próbujący uratować lecącą na aut piłkę Dennis Schroeder niechcący wpadł prosto w siedzącą tuż przy linii bocznej jedną z kibicek. Kobiecie nic się nie stało, ale zawsze skory do bitki Stewart wyraził swoje niezadowolenie sytuacją, po czym… zwyczajnie odepchnął Niemca. Sędziowie podsumowali tę akcję faulami technicznymi dla obu zawodników.
W międzyczasie jednak, co mogło umknąć niektórym, doszło też do nieco ożywionej dyskusji pomiędzy Greenem a debiutantem, Ronem Hollandem II. Trudno przypuszczać, by obaj koszykarze wzięli na tapet zasadność pomysłu Donalda Trumpa dotyczącego przejęcia Grenlandii przez Stany Zjednoczone, jednak im akurat się upiekło, o ile całą sprawą nie zainteresuje się liga. Tym razem arbitrzy, najwidoczniej skupieni na zajściu między Stewartem a Schroederem, nie ukarali w żaden sposób dyskutantów. O dziwo, już po meczu Dray postanowił… pochwalić pracę zespołu sędziowskiego, nawet jeśli jego wypowiedź z pewnością nosiła znamiona ironii.
– Uważam, że sędziowie spisali się dobrze. Przez cały mecz pozwalali grać. Nie wtrącali się, gdy gracze chcieli sobie porozmawiać. Zawodnicy znowu zaczęli coś do siebie mówić, a oni zwyczajnie pozwolili, żeby gra potoczyła się dalej. Świetnie. Tak właśnie powinno wyglądać to widowisko. Gramy teraz w tej lidze, a wszystko zdaje się być takie sztywne… zamieniamy się w roboty. Postronni obserwatorzy nie dostrzegają takich rzeczy, a potem wszyscy się dziwią, że spada oglądalność. No jasne. To żadna niespodzianka – stwierdził 34-latek.
Rzeczywiście, malejąca oglądalność stała się w ostatnim czasie jednym z najgorętszych tematów do dyskusji w środowisku związanym z NBA. Draymond ewidentnie uważa, że jeśli sędziowie przymkną oko na jeden lub kilka gorętszych momentów, których nie brakuje w meczach, mogłoby to poprawić wyniki. Pytanie tylko, czy chcące za wszelką cenę odejść od nadmiernie fizycznej koszykówki, jaką znamy choćby z lat 90., władze ligi w ogóle rozważą takie rozwiązanie?