Bobby Portis z pewnością nie zapamięta najlepiej czwartkowego meczu, w którym jego Milwaukee Bucks na własnym terenie mierzyli się z New Orleans Pelicans. Wprawdzie jego drużyna zdołała bez większych problemów pokonać rywali, to jednak sam zawodnik, który wystąpił dopiero w drugim spotkaniu z rzędu po tym, jak od lutego musiał pauzować z powodu nałożonego przez ligę zawieszenia, zaliczył zimny prysznic. I to nie tylko w przenośni.
A może właśnie przede wszystkim dosłownie? 30-latek, który niedawno wrócił do gry po trwającej aż 25 meczów pauzie spowodowanej wykryciem w jego organizmie niedozwolonej substancji (Tramadolu), w wygranym meczu z New Orleans Pelicans zaliczył całkiem przyjemny występ. Wchodząc z ławki, w ciągu spędzonych na parkiecie 22 minut Bobby Portis zapisał na swoje konto przyzwoite 14 punktów i osiem zbiórek, dokładając swoją cegiełkę do wygranej Milwaukee Bucks 136:114.
Tego jednak, co się wydarzyło w drugiej kwarcie spotkania, nie przewidzieli chyba najstarsi górale z Wisconsin. Na niespełna 10 minut przed przerwą skrzydłowy gospodarzy trafił rzut z odchylenia nad próbującym go blokować Chorwatem Karlo Matkoviciem, po czym wylądował tuż przy siedzących przy parkiecie kibicach. Jak się okazało, jeden z nich najwyraźniej pozostawił na ziemi puszkę piwa, a koszykarz akurat na nią nadepnął.
To był dopiero początek drugiej kwarty, więc właściciel napoju nie zdołał go jeszcze wypić. Rzecz jasna, puszka eksplodowała, oblewając zimnym – miejmy nadzieję – prysznicem Portisa i znajdujących się najbliżej „strefy rażenia” sympatyków basketu.
Najlepszym momentem tej dość zabawnej na pierwszy rzut oka sytuacji była zdezorientowana mina zawodnika, gdy wracał na drugą stronę parkietu. Lepsze to niż gdyby – odpukać – miał w ten sposób doznać jakiejś kontuzji. By uniknąć dalszego ryzyka, personel obsługi obiektu szybko wytarł pozostałości piwnej fontanny, a przemoczony Bobby jak gdyby nigdy nic wytarł się ręcznikiem. I tylko szkoda, że zanim gra została przerwana, przyjezdni zdołali trafić zza łuku, wychodząc na prowadzenie w przegranym ostatecznie starciu.
Cały ten alkoholowy incydent skończył się tylko prysznicem i zdecydowanie poprawił humor obu stronom. To dobrze, ponieważ skutki mogły być znacznie gorsze. Coś o tym wie na przykład Javier Aguirre. W listopadzie ubiegłego roku, podczas ćwierćfinałowego meczu z Hondurasem rozgrywanego w ramach Ligi Narodów CONCACAF, selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Meksyku został trafiony lecącą z trybun puszką z napojem (być może również to było piwo).
66-latek początkowo zbagatelizował całe wydarzenie, aż do momentu, gdy poczuł spływającą mu z głowy krew. Nawet wówczas jednak zachowywał się jakby to był kolejny zwykły dzień w biurze, a po meczu skwitował całą sytuację słowami: „Nic się nie stało, taki jest futbol.” Pytanie czy w analogicznej sytuacji Portis zareagowałby tak samo.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!