W ostatnich latach liczba gwiazd, które zdecydowały się w taki czy inny sposób wymusić transfer na swoim pracodawcy wyraźnie wzrosła. Trend ten ma zarówno swoich przeciwników, jak i zwolenników. Do drugiej grupy należą z pewnością Kevin Durant i Kyrie Irving, którzy w ostatnim czasie zmienili kluby.
Tegoroczny NBA trade deadline dostarczył nam wyjątkową ilość emocji. Wiele zespołów zdecydowało się na wykorzystanie ostatniej szansy na dokonanie zmian w składzie z nadzieją, że poprawią one sytuację ich sytuację. Wśród nich znaleźli się m.in. Los Angeles Lakers, którzy po wielu miesiącach spekulacji „pociągnęli za spust” i wymienili Russella Westbrooka.
Włodarze innych zespołów znaleźli się jednak pod większą presją niż Rob Pelinka. Nieciekawie zrobiło się m.in. w Nowym Jorku. Kyrie Irving zaskoczył przestawicieli klubu i zażądał transferu, przez co wylądował ostatecznie w Dallas Mavericks. Jego śladami poszedł Kevin Durant, który dogadał się z Brooklyn Nets w sprawie wymiany, po czym trafił do Phoenix Suns.
W lecie 2022 roku Kevin Durant znalazł się w podobnej sytuacji co Irving. Skrzydłowy postawił przed Nets swoiste ultimatum – albo on, albo Steve Nash i Sean Marks. Przedstawicielom klubu udało się ostatecznie osiągnąć porozumienie z 34-latkiem, choć po kilku miesiącach trener Nash i tak pożegnał się z pracą.
Wymiany – i to dwukrotnie w krótkim czasie – zażądał też James Harden. Najpierw w dość nieprzyjacielskich stosunkach pożegnał się z Houston Rockets, po czym w podobnym stylu zamienił Nets na Philadelphia 76ers. Nie ma zatem wątpliwości, że zawodnicy mają obecnie w tej sprawie zdecydowanie więcej komfortu niż jeszcze kilkanaście lat temu. Zgodnie z doniesieniami zza wielkiej wody wymiany zażądał przecież nawet Furkan Korkmaz, choć jego prośbna nie została ostatecznie wysłuchana.
Kevin Durant miał niedawno okazję skomentować „trend”, w którym zawodnicy decydują o swojej przyszłości nie tylko w momencie, kiedy stają się wolnymi agentami. Wypowiedź zawodnika Suns wyraźnie pokazuje, że jest on zwolennikiem takiego komfortu.
– Nie uważam, by to było złe dla ligi. To przyciąga do niej wzrok. Tweety na mój temat, wielkie hity informacyjne o tym, że zostałem wymieniony, że Kyrie został wymieniony – to przyciąga do ligi więcej uwagi. To właśnie ta uwaga sprawia, że możesz generować zysk. Mówiąc szczerze, myślę że to świetne dla ligi. Zespoły wymieniają i pozyskują zawodników od długiego czasu, a teraz częścią tego jest to, że zawodnik może dyktować gdzie chce trafić, przejść po wygaśnięciu kontraktu albo zażądać wymiany. Nie wydaje mi się, żeby to była zła rzecz – komentuje Durant.
Podobnego zdania jest Kyrie Irving, który wymiany zażądał nie tylko od Nets, ale i od Cleveland Cavaliers kilka lat wcześniej.
– Dlaczego wszyscy nie mają możliwości zażądania wymiany? To moje pytanie – od kiedy straszną rzeczą jest podejmowanie świetnych decyzji biznesowych dla siebie, swojego szczęścia i spokoju ducha? Nie z każdym pracodawcą się dogadasz, więc jeśli masz okazję odejść i robisz to legalnie, nie uważam, by był z tym jakiś problem – komentuje z kolei Irving.
W obu wypowiedziach z pewnością znajduje się sporo racji, ale tego typu wpływ zawodników ma też swoich przeciwników. Kluby decydują się bowiem na budowanie swojej przyszłości wokół konkretnych graczy i dostosowanie pozostałej części rotacji do ich stylu gry, by następnie znaleźć się pod ścianą, kiedy ten chce zmienić klub, choć jeszcze niedawno związał się z klubem umową.