To bez wątpienia jedna z najbardziej charakterystycznych postaci w NBA. W ciągu ostatnich miesięcy Dillon Brooks zraził do siebie wiele osób, ale zyskał także wielu fanów, którym podoba się jego podejście do rywalizacji na parkietach NBA. Kolejny sezon spędzi z Houston Rockets i początek tej przygody wygląda tak, jak mogliśmy się tego spodziewać.
Latem Dillon Brooks trafił na rynek wolnych agentów. Liczył na zainteresowanie ze strony Memphis Grizzlies, ale zespół z Tennessee nie był gotowy spełnić jego finansowych oczekiwań. Zawodnik miał za sobą całkiem niezłą serię play-offów, ale wywołał wokół siebie sporo szumu, gdy publicznie rzucał wyzwanie LeBronowi Jamesowi. To ani dla niego, ani dla zespołu nie skończyło się dobrze. Rzekomo w Memphis mieli do niego pretensje o to, że drażnił się z Jamesem w infantylny sposób. Z Houston podpisał na 4 lata za 80 milionów dolarów.
Potem Brooks pojechał na mistrzostwa świata z reprezentacją Kanady. Wrócił z brązowym medalem i przez wielu ekspertów był chwalony za swoją postawę. Zaprezentował się z dobrej strony po obu stronach parkietu. W trakcie rozmów z dziennikarzami mówił o tym, że nie ma problemu z faktem, iż jest w NBA przedstawiany jak “łotr”. Jego natura szybko jednak dała o sobie znać, bo już w pierwszym meczu kontrolnym Brooks został wyrzucony z parkietu. Sytuacja miała miejsce w pierwszej kwarcie, po niespełna 5 minutach gry.
Daniel Theis, zawodnik Indiany Pacers, podczas stawiania zasłony został przez Brooksa uderzony w okolicę pachwiny. Sędziowie obejrzeli powtórkę i postanowili wyrzucić gracza Houston Rockets z parkietu. W kuluarach mówiono, że to bardzo “miękka” decyzja, ale NBA musiała zaznaczyć, że takich zachowań w żadnej formie nie będzie tolerować. Gdyby tego było mało, liga do wyrzucenia Brooksa z parkietu postanowiła dołożyć karę finansową w wysokości 25 tysięcy dolarów. Zatem jest to dla nowego zawodnika Rockets bardzo wyraźny sygnał ostrzegawczy.
W uzasadnieniu czytamy, że Brooks dopuścił się “bezmyślnego kontaktu z rywalem”. Zawodnik w rozmowie dziennikarzmi otwarcie mówił, że stał się celem z uwagi na jego reputację. Niewykluczone, że tak właśnie jest i liga poprzez zachowania sędziów oraz swoje decyzje próbuje teraz koszykarza resocjalizować. Nie wszystkim takie podejście się podoba, ale wychowanek Oregonu musi się mieć na baczności, bo jest pod czujną obserwacją. W 345 meczach na parkietach NBA notował średnio 14,5 punktu trafiając 41,6% z gry i 43,2% za trzy.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET