Wydawało się, że spełnia się jego marzenie. Philadelphia 76ers z „dziesiątką” w drafcie w 2018 roku postawili na Mikala Bridgesa, który w ten sposób grałby w swoim rodzinnym mieście, gdzie wychował się i studiował. Co więcej, w momencie wyboru przez 76ers jego mama pracowała w klubie. Nic więc dziwnego, że przez krótką chwilę Bridges był w siódmym niebie.
– Pamiętam, jak siedziałem w pokoju dla mediów i miałem na sobie czapkę z logo 76ers, znając dosłownie wszystkich, którzy tam byli – opowiedział w show CJ McColluma. – Potem dostałem jednak wiadomość, że zostałem wytransferowany i mocno się wkurzyłem. Tak naprawdę dopiero po kilku dniach byłem w stanie docenić ten moment i fakt, że wybrano mnie w drafcie. Tamtej nocy byłem jednak wkurzony. Nie wyszedłem świętować, zostałem w hotelu. To była naprawdę szalona sytuacja – dodał.
Teraz po latach wydaje się, że Bridges byłby idealnym uzupełnieniem dla 76ers, ale ci zdecydowali inaczej. W ramach transferu z Suns pozyskali 16. numer tamtego draftu, którym okazał się Zhaire Smith (zagrał dla Szóstek ledwie 13 spotkań) oraz wybór w pierwszej rundzie draftu 2021, który posłużył im potem w wymianie po Tobiasa Harrisa z Los Angeles Clippers.
26-latek nie może jednak narzekać, bo już w 2021 roku jako ważna część Suns był w finale NBA. Z kolei kilka miesięcy temu posłużył Słońcom w pozyskaniu Kevina Duranta. Od początku swojej przygody z Brooklyn Nets wszedł zresztą na bardzo wysoki poziom, notując średnio 26.1 punktów w 27 spotkaniach w barwach nowego zespołu. Łącznie w tym sezonie zagrał w 83 meczach.
Seria między 76ers a Nets rozpocznie się w sobotę. Pierwszy pojedynek o godz. 19:00 czasu polskiego. Będzie to otwarcie fazy play-off, a dla Bridgesa niewątpliwie znakomita okazja, aby pokazać się z dobrej strony w rodzinnych stronach i przy okazji zemścić się niejako na 76ers.