W czasach swojej kariery John Stockton bezapelacyjnie był jednym z najtwardszych i najbardziej niezawodnych rozgrywających, dzięki czemu wciąż jest wymieniany w ścisłym gronie najwybitniejszych graczy w historii NBA. Legenda Utah Jazz w ostatnim czasie zresztą nie daje o sobie zapomnieć, swoimi wypowiedziami sugerując, że współczesna koszykówka nijak ma się do tej, w którą grano za jego czasów.



Zaczęło się blisko dwa tygodnie temu, gdy 63-latek wbił szpilkę samemu LeBronowi Jamesowi. Podczas gdy większość koszykarskiego świata uważa, że to właśnie gwiazdor Los Angeles Lakers – albo Michael Jordan – zasługuje na miano GOAT-a, John Stockton nawet nie próbował ukrywać, że ma inne zdanie.

Podoba mi się, kiedy zawodnicy zaciskają zęby i mówią: „Bierzmy się do roboty”. Musimy się poprawić. Musimy grać z większym zaangażowanej i po prostu mądrzej, a nie na zasadzie: „Hmm, gdzie będzie łatwiej? Przeniosę się tam i zdobędę tytuł”. Uważam, że to umniejsza wartości sukcesu. To nie jest wspinaczka na szczyt – to lot helikopterem wprost na szczyt góry – stwierdził były wybitny rozgrywający Utah Jazz, wyrażając swoją opinię na temat różnic w podejściu pomiędzy dwiema wyżej wymienionymi legendami NBA.

To zresztą dopiero wierzchołek góry lodowej. Dostało się również na przykład organizacji, w której dziesięciokrotny uczestnik Meczów Gwiazd spędził całą swoją karierę. Jazz, którzy od trzech lat tkwią w nieustającej przebudowie, zapoczątkowanej przez wymianę dwójki gwiazdorów – Donovana Mitchella i Rudy’ego Goberta – póki co skupiają się na przyszłości i rozwoju młodych zawodników, nawet jeśli nie od razu przekłada się to na pozytywny bilans w sezonie zasadniczym.

Tego typu przemeblowanie można z łatwością wytłumaczyć. Zamiast tkwić w środku stawki bez realnych szans na coś więcej, lepiej chyba przeznaczyć trochę czasu na to, by skupić się na loterii draftu, odmłodzić skład i przygotować podwaliny pod skuteczniejszy atak na tytuł w przyszłości – zwłaszcza na takim rynku, jak Utah. Z góry było jednak wiadomo, że taka taktyka nie wszystkim będzie odpowiadać.

– Nie śledziłem ich poczynań na bieżąco, ale odnoszę wrażenie, że brakuje tam prawdziwej chęci wygrywania. Jeśli faktycznie tak jest, to musi być frustrujące. Taka kultura zwyciężania jest przecież niezwykle trudna do wypracowania – zauważył Stockton w podcaście „The Ultimate Assist”.

Doskonale pamiętam, jak ciężko było Utah Jazz w ogóle stać się drużyną, która potrafi regularnie wygrywać. Sam dołączyłem już wtedy, gdy ten proces dobiegał końca, a potem mogłem budować dalej wraz z kolegami. Nigdy jednak nie poświęciłbym walki o zwycięstwo – w każdym meczu i w każdej kwarcie – dla żadnych przyszłych korzyści: ani dla wysokich wyborów w drafcie, ani dla jakichś mglistych planów. Bo przyszłość… ona wciąż ucieka do przodu – dodał.

Z pewnością można zrozumieć opinię Johna, który był częścią organizacji w jej najlepszych latach – na czele z dwoma kolejnymi awansami do Finałów NBA (1997 i 1998) oraz trzema sezonami, w których drużyna przekroczyła granicę 60 zwycięstw, plasując się w ścisłej czołówce ligi, natomiast nigdy nie zakończyło się to tytułem mistrzowskim. Tymczasem w ostatnich latach Jazz są regularnie krytykowani za niesławne „tankowanie”, co chociażby w minionym sezonie skończyło się fatalnym bilansem 17-65. Władze klubu zapewniają, że w tym sezonie sytuacja ulegnie zmianie, jednak wielu wciąż podchodzi do tego sceptycznie. W tym również Stockton.

Były znakomity rozgrywający wywołał swoistą burzę swoimi komentarzami w podcaście „The Maverick Approach”, nazywając współczesną koszykówkę „łagodniejszą” i krytykując powszechność tak zwanego „load management”. 63-latek argumentował, że dzisiaj największe gwiazdy mogą „brać sobie 20 dni wolnego” na regenerację, co podważa ducha rywalizacji w lidze.

– Uważam, że to wszystko stało się bardziej miękkie. Masz zawodników, którzy ot tak mogą zrobić sobie 20 dni wolnego, wiesz, w ramach tego czegoś, co nazywa się load management. Wyobraź sobie, że twój tata przychodzi do domu i mówi: „Może wezmę sobie kilka tygodniu wolnego z pracy?” Tylko kto was wtedy wykarmi? Rozumiesz, o co mi chodzi? Ci goście tak robią i to za pozwoleniem ligi, a przecież mają być przykładem – grzmiał Stockton.

– A pensje są przecież kosmiczne. Styl gry również się zmienił – obecnie młodzi mają ogromny talent, potrafią trafiać rzuty. I skoro trafiają, to wszyscy myślą, że powinni rzucać cały czas. Więc gra opiera się głównie na szybkich rzutach i jest mniej strategii czy fizyczności. Liczy się bezpieczeństwo – trochę jak w czasach COVID-u – które liczy się bardziej niż sama gra. A przecież kibice chcą oglądać gladiatorów, którzy idą na wojnę. Chcą zobaczyć, jak robisz coś, czego oni sami nie potrafią – a nie wychodzisz tylko po to, żeby podać sobie ręce, uśmiechać się i rzucasz za dwa. My mieliśmy kolegów z drużyny, którzy w następnym roku już grali gdzie indziej, a mimo to, gdy stali po drugiej stronie boiska, nawet nie spojrzałbyś im w oczy. To było na zasadzie: dobra, jedziemy z tym koksem – kontynuował.

Prawda jest taka, że obie ery w NBA mają swoje wady i zalety. Dzisiejsza koszykówka jest mniej fizycznie wymagająca niż w latach 90-tych, lecz równocześnie grają w nią najbardziej utalentowani technicznie zawodnicy w całej historii. Kładzenie nacisku na spacing, rzut i tempo gry – chociaż nie wszystkim może odpowiadać – sprawiło, że dzisiejszy basket to znacznie więcej niż sama tylko siła fizyczna i defensywne „przyklejanie się” do rywala.

Wydaje się, że Johnowi, który nie pierwszy raz krytykuje ligę, przydałoby się zrozumienie różnic między epokami. Współczesna NBA nie jest gorszą wersją przeszłej, tylko inną – to szybsza, bardziej techniczna gra niż kiedykolwiek, a wspomniani „gladiatorzy” walczą przy pomocy celnych rzutów i perfekcyjnych podań, a nie tylko łokci i kolan wbijanych przeciwnikowi tu i ówdzie. Nawet jeśli w niektórych przypadkach „kontuzje” są mocno wątpliwe, w poszczególnych organizacjach zdają się wierzyć, że „load management” to na koniec dnia coś pozytywnego i wypowiedzi legendy basketu tego nie zmienią. Tym bardziej, że i sama liga zdaje się przymykać na to oko.

Zresztą podczas swojej kariery w Utah Stockton przeżył chyba wszystkie możliwe wzloty i upadki, a jednak rok po roku pozostawał zaangażowany, by osiągnąć najwyższe cele. Nie zmienia to faktu, że obecny stan ligi jest zupełnie inny. Drużyny muszą działać mądrzej, bardziej strategicznie, a w przypadku Jazz czasami wymaga to zrobienia kilku kroków wstecz, zanim zrobi się te kroki naprzód, co nie znaczy, że nie zależy im na wygrywaniu, nawet jeśli nie nastąpi to od razu.

Niewykluczone jednak, że i w Salt Lake City w końcu doczekają się swojej wielkiej chwili, szczególnie jeśli taki na przykład Lauri Markkanen przeniesie na ligę to, co pokazuje w meczach reprezentacji Finlandii.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!


Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna

  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    7 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments