Po latach prób i poszukiwań talentu o mistrzowskim kalibru Minnesota Timberwolves w końcu zdołali zbudować skład, który jest w stanie nawiązać walkę z czołówką o najwyższe laury. Tim Connelly — prezes ds. operacji koszykarskich — zdradza, jakie plany, przede wszystkim wobec Rudy’ego Goberta i rozwoju młodzieży, mają na nadchodzące lata „Leśne Wilki”.
Minnesota Timberwolves mają za sobą niezwykle udany sezon, który zakończyli na 2. miejscu w tabeli konferencji z najlepszym od 2004 roku bilansem 56-26, choć ostatecznie w finale Zachodu musieli uznać wyższość Dallas Mavericks (1-4). Anthony Edwards i spółka nie mają jednak zamiaru zwalniać tempa i wygląda na to, że w nadchodzących rozgrywkach ponownie rzucą wyzwanie najlepszym.
Jednym z fundamentalnych elementów zespołu jest Rudy Gobert, który pomimo kiepskiego początku w Minneapolis odnalazł finalnie swój optymalny rytm i choć wciąż spotyka się z krytyką, to dołożył on swoje pięć groszy do sukcesu Timberwolves. Tim Connelly, pełniący funkcję prezesa ds. operacji koszykarskich w klubie, zasugerował w ostatnim wywiadzie z Darrenem Wolfsonem, że według ich planu 32-latek ma pozostać częścią zespołu na długie lata.
– Chcielibyśmy, żeby Rudy był tu przez długi czas. Uwielbiamy jego agenta, jest naszym przyjacielem od długiego czasu, to jeden z najlepszych gości w lidze. Dodatkowo, naszym celem jest z pewnością zatrzymanie ich tak długo, jak będą chcieli tu zostać. Myślę, że ciągłość [składu] będzie jedną z naszych najmocniejszych stron w nadchodzącym sezonie i naprawdę podoba nam się nasz trzon – mówi Connelly.
Choć obecna umowa Francuza obowiązuje do końca sezonu 2025/26 (w przypadku wykorzystania opcji zawodnika), to mógłby on już teraz podpisać z klubem nową umowę. Jeżeli wierzyć słowom Connelly’ego, wkrótce możemy usłyszeć o początkach negocjacji pomiędzy stronami.
Kierownictwo klubu zdaje sobie jednak sprawę, że kluczem w walce o mistrzowski tytuł są m.in. zadaniowcy, którzy w do bólu skuteczny sposób wywiązują się na parkiecie ze swoich obowiązków. W obliczu masowych wydatków na obecny trzon „Leśne Wilki” liczą, że na wysokości zadania stanie młodzież, która w przyszłości może nawet stanowić o sile Minnesoty.
– Nie chcemy kłaść zbyt wiele na barkach żadnego z młodych zawodników, ale na pewno położymy sporo. Będą oczywiście musieli udowodnić, że zapracowali na te minuty [na parkiecie]. W tym momencie jesteśmy jednak drogim zespołem, więc będziemy musieli znaleźć miejsce dla tych młodych gości. Wiemy, że nie zawsze będzie to pięknie wyglądało, ale najważniejsze jest to, że wkupią się [w system trenera Chrisa Fincha]. Nie oczekujemy perfekcji, oczekujemy jedynie zobowiązania do robienia rzeczy w sposób, w który my to robimy – dodał.
Nie da się ukryć, że lista płac Timerwolves jest obecnie wypełniona niemal po brzegi. W trakcie sezonu 2025/26 ich wydatki mogą sięgnąć nawet 212 milionów dolarów, kiedy to aż trzech zawodników (Rudy Gobert, Karl-Anthony Towns, Anthony Edwards) będzie zarabiać ponad 45 milionów:
Dodajmy do tego słusznych rozmiarów kontrakt Jadena McDanielsa, a także nadchodząca nieubłaganie konieczność zmiany na pozycji rozgrywającego, bo Mike Conley skończy za miesiąc 37 lat, i okazuje się, że w trakcie nadchodzących rozgrywek wyjściowa piątka będzie kosztować „Leśne Wilki” aż 148,3 miliona, czyli więcej niż Utah Jazz oraz Detroit Pistons płacą wszystkim swoim zawodnikom.
Przedstawiciele Minnesoty nie czekali jednak bezczynnie aż problem na „jedynce” stanie się wyraźniej odczuwalny. Podczas tegorocznego draftu Wolves pozyskali wybranego oryginalnie z 8. numerem przez San Antonio Spurs Roba Dillinghama, rozgrywającego z uniwersytetu Kentucky, który jako rezerwowy notował tam średnio 15,2 punktu, 3,9 asysty, 2,9 zbiórki oraz jeden przechwyt na mecz.
Dillingham będzie z pewnością jednym z zawodników, który wielokrotnie otrzyma swoje szanse od trenera Chrisa Fincha. Na nieco minut powinien zapracować również Terrence Shannon Jr., 27. pick draftu.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.