Ostatnie tygodnie to dla fanów Los Angeles Clippers prawdziwy rollercoaster emocji. Drużyna prowadzona przez Tyronna Lue po pozyskaniu Jamesa Hardena miała spore kłopoty, także z utrzymaniem równej formy. Clippers potrafili przegrać sześć kolejnych spotkań, ale i wygrać pięć meczów z rzędu. Wydaje się, że teraz w żagle kalifornijskiej drużyny wieje najmocniejszy jak dotąd wiatr. W czwartek ekipa z L.A. pokonała 121:113 na własnym parkiecie Golden State Warriors, odnosząc szóste kolejne zwycięstwo.
Kluczowym zawodnikiem Clippers okazał się James Harden. Pod nieobecność Paula George’a (był to pierwszy raz od czasu transferu Hardena, a więc po 18 spotkaniach, gdy któryś z „wielkiej trójki” nie zagrał) wziął na siebie więcej obowiązków w ataku LAC i zakończył zawody z dorobkiem 28 punktów (6-12 z gry, 5-6 za trzy, 11-12 za trzy) oraz rekordowych dla siebie w tym sezonie 15 asyst. Co więcej, w trzeciej kwarcie jako 24. zawodnik w historii NBA przekroczył granicę 25 tys. punktów w karierze.
Na nic zdał się więc najlepszy chyba w trwających rozgrywkach występ Klaya Thompsona, który w drodze po 30 oczek (najlepszy jego wynik w sezonie) trafił osiem trójek. — To jest dokładnie to, co robi James. George nie mógł dzisiaj zagrać, więc on wszedł na wyższy poziom. Częściej miał piłkę w rękach, musiał więcej kreować. Dlatego go tu jednak sprowadziliśmy. To był jego wielki mecz — chwalił po spotkaniu swojego zawodnika trener Lue. — Nie ma znaczenia, ile punktów zdobyłem. Najważniejsze jest zwycięstwo — dodał Harden.
34-latek zwrócił także uwagę, że czwartkowy mecz był po prostu dla Clippers kolejnym krokiem w dobrą stronę, jeśli chodzi o chemię drużyny. Kibice Clippers mogą więc z dużym optymizmem patrzeć w przyszłość, bo po początkowych kłopotach ich zespół w nowym kształcie wygląda coraz mocniej i pewniej. Dość powiedzieć, że LAC wygrali 11 z ostatnich 14 meczów, wykorzystując fakt, że w ostatnim czasie dopisywało im zdrowie. Dopiero teraz problemy z biodrem dopadły George’a, ale być może wróci on do gry już na kolejny mecz.
Dla Warriors czwartkowa porażka była natomiast już trzecią z kolei. W meczu nie zagrał zawieszony na czas nieokreślony Draymond Green, a Steve Kerr zdecydował się na kolejne zmiany w rotacji i zamieszał w wyjściowej piątce, odsyłając będącego w dołku Andrew Wigginsa na ławkę. Jego miejsce zajął Brandin Podziemski, który świetnie wypadł kilka dni temu w Phoenix, ale przeciwko Clippers debiutant nie wykorzystał dużej szansy i w 35 minut gry zdobył tylko cztery punkty, pudłując dziewięć z 11 rzutów (w tym wszystkie trzy próby z dystansu).