Zarówno w sobotę wieczorem, jak i w niedzielę play-offy NBA zobaczycie bez konieczności przesiadywania po nocach. Już dzisiaj trzecie starcie serii pomiędzy New York Knicks i Miami Heat. Rywalizacja przenosi się na Florydę. Natomiast w niedzielę Philadelphia 76ers spróbuje doprowadzić do remisu w walce z Boston Celtics.
MIAMI HEAT – NEW YORK KNICKS, 06.05, godz. 21:30
Wiele w tej serii zależy od stanu zdrowia liderów obu drużyn. Jimmy Butler rzekomo wróci do gry na mecz numer trzy po absencji w poprzednim spotkaniu. Butler doznał kontuzji kostki w meczu otwierającym serię, ale naciska na to, by wrócić. Julius Randle również jest świeżo po uporaniu się z kontuzją kostki, a na podobny problem narzekał w ostatnim czasie Jalen Brunson. Nie lubimy, gdy seria jest zdominowana przez problemy ze zdrowiem liderów, ale niestety ten element będzie miał duży wpływ na ostateczne rozstrzygnięcie.
W drugim meczu serii New York Knicks odpowiedzieli na zwycięstwo rywala w starciu otwierającym i doprowadzili do remisu. Kluczową rolę odegrał Brunson, który w czwartej kwarcie trafił kilka niezwykle ważnych rzutów. Jalen jest zdecydowanie najlepszym zawodnikiem swojego zespołu w play-offach i to na jego barkach trener Tom Thibodeau położył największy ciężar. Obie drużyny kładą szczególny nacisk na to, by dobrze funkcjonować przede wszystkim w obronie i to z niej ma wychodzić skuteczna ofensywa. Kto z tym zadaniem poradzi sobie lepiej w meczu nr 3?
Jeżeli Butlera zagra, to defensywa Knicks siłą rzeczy będzie musiała skupić na nim swoją uwagę. Ten już kilka razy w tych play-offach potwierdzał, że jest w stanie przejąć kontrolę nad wydarzeniami, jeśli tylko rywal zostawi mu odrobinę miejsca. Thibs doskonale Jimmy’ego zna, więc Knicks mogą mieć plan na to, jak zneutralizować przewagę tworzoną na parkiecie bezpośrednio przez Butlera. Z kolei Miami Heat muszą znaleźć sposób na to, by Brunson pozbywał się piłki i zmuszał do podejmowania decyzji swoich kolegów.
PHILADELPHIA 76ERS – BOSTON CELTICS, 07.05, godz. 21:30
Pomimo powrotu do gry Joela Embiida, Philadelphia 76ers przegrała dwa poprzednie mecze serii z Boston Celtics i znalazła się w trudnym położeniu przed kolejnym meczem na własnym parkiecie. James Harden, który w meczu otwierającym serię zanotował 45 punktów, w dwóch poprzednich był cieniem samego siebie. Poprzedniej nocy trafił tylko 3/14 z gry i wyraźnie ma problem z odnalezieniem swojego rytmu, co dla całego zespołu jest bardzo kosztowne. Embiid nie jest w stanie pociągnąć drużyny samodzielnie.
To właśnie obecność Hardena miała gwarantować Sixers jakość, która pozwoli im w końcu przebić się do finału Wschodniej Konferencji. Jeśli w kolejnym meczu doświadczony zawodnik nie nawiąże do formy ze spotkania numer jeden, Philly może mieć duży problem z doprowadzeniem w tej serii do remisu. Tymczasem Celtics liczą na swoich liderów – Jaylena Browna oraz Jaysona Tatuma. Trenerowi Joe Mazzulli udało się stworzyć z tej grupy zgrany kolektyw, ale na koniec dnia to ta dwójka na decydujący wpływ na wyniki drużyny.
Celtics bardzo zależy na tym, aby wrócić do finału. Tli się w nich nadal rozgoryczenie zeszłorocznej porażki z Golden State Warriors. Wydaje się, że są gotowi na to, by faktycznie o tytuł powalczyć, ale Sixers i MVP Embiid z całą pewnością nie powiedzieli w tej rywalizacji ostatniego słowa. Jeśli Celtics wygrają w niedzielę wieczorem, do Bostonu wrócą z chęcią przypieczętowania awansu do finałów Wschodu. Dla Sixers to najważniejszy mecz w tym sezonie, więc ciekawie będzie zobaczyć, jak Doc Rivers odpowie na dwie ostatnie porażki.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET