W nadchodzącym sezonie będziemy mieli w NBA ważną zmianę w przepisach. Shams Charania potwierdził, że od nowych rozgrywek próby z odległości co najmniej 11 metrów oddane przed końcem kwarty (z wyłączeniem czwartej kwarty) nie będą miały wpływu na statystyki rzutowe zawodników.
Zmiany w NBA. W nowym sezonie możemy liczyć na więcej „rzutów rozpaczy” pod koniec kwart, a to za sprawą nowych przepisów, wedle których próby takie – jeśli oczywiście nie znajdą drogi do kosza – nie będą zaliczane jako niecelny rzut zawodnika, lecz jako niecelny rzut zespołu. W ten sposób liga chce zachęcić graczy do oddawania takich rzutów bez obaw o pogorszenie sobie statystyk rzutowych.
Podobne zasady zostały wprowadzone w tegorocznej lidze letniej, w której trakcie NBA testowała nowe przepisy. Według nich każdy rzut oddany z co najmniej 11 metrów na trzy sekundy przed końcem pierwszej, drugiej lub trzeciej kwarty będzie liczony jako próba drużynowa.
– Należy spodziewać się więcej rzutów z dalekich odległości w nowym sezonie. Taka była motywacja tych zmian, które liga testowała w lipcu na lidze letniej – przekazał Shams Charania.
Jak podaje ESPN, w ostatnim sezonie zawodnicy trafili zaledwie 4 proc. takich rzutów. Najlepsi pod tym względem byli Stephen Curry (cztery trafienia) oraz Nikola Jokić (trzy trafienia). Warto dodać, że dla części zawodników nowa reguła nie ma aż takiego znaczenia. Rzuty z dalekich odległości na koniec kwarty lubi oddawać np. Payton Pritchard z Boston Celtics, który nie dba o to, że ewentualne pudło pogorszy mu statystyki rzutowe.
– To słabe podejście. Martwić się o statystyki rzutowe. To bardzo słabe. Bardziej dbać o indywidualne statystyki niż o wygrywanie – oznajmił nawet Pritchard swego czasu. Udowodnił on wszak, że warto próbować – tak jak w piątym meczu finałów 2024, kiedy to trafił chyba swój najsłynniejszy jak dotychczas rzut z dalekiej odległości: