Obecnie na parkietach najlepszej ligi świata trwa najważniejsza część sezonu czyli faza play-offs. Nie bez powodu mówi się, że jest to czas liderów zespołu. Nie chodzi tu o ogromne zdobycze punktowe, kosmiczne double czy triple double ani o żadne inne statystyki indywidualne. Liczy się tylko zwycięstwo, dla którego często wielu z nich jest w stanie zrobić wszystko. Słuszność nazywania siebie liderem udowodnił ostatnio John Wall, którego rzut być może przesądził o losach całej serii. Tym samym zawodnik dał znak kolegom z drużyny, aby razem ruszyli do boju.
24 stycznia Wizards postanowili przyjść na mecz w czarnych ubraniach, które miały oznaczać pochówek przyjezdnych z Bostonu. Jak się okazało cały rytuał przyniósł gospodarzom wiktorię. Celtowie najwyraźniej uwierzyli w moc sprawczą „pogrzebowych strojów”, dlatego postanowili wykorzystać taktykę przed meczem nr 6 licząc, że tym razem w myśl zasady „kto mieczem wojuje ten od miecza ginie” Czarodzieje poniosą druzgocącą klęskę.
Celtics arrive in all black tonight. Not a coincidence. Coverage on @CSNNE starts at 6:00 #celticstalk pic.twitter.com/bRT1Zwyvi3
— Nathan Long (@Mr_Nate_Long) 12 maja 2017
Początkowo czarny kolor gości zbierał swoje żniwa depcząc wszystkie choćby najmniejsze chęci Wizards. Gospodarze zaczęli mecz od 1/15 z dystansu przez co musieli obrać zupełnie inny kurs na twierdzę Celtów. Skuteczne okazały się stepbacki Bradleya Beala oraz kosmiczne wjazdy pod kosz Johna Walla, które umożliwiały liczne zasłony Marcina Gortata. Całe spotkanie było bardzo wyrównane. Za wyjątkiem lekkiego przestoju Celtów w 2 kwarcie(40-30), żadna z drużyn nie mogła osiągnąć większej przewagi. I tak przed ostatnią odsłoną meczu na tablicy widniał wynik 69-66 dla Bostonu. To właśnie tutaj sprawy w swoje ręce wziął lider zespołu gospodarzy, John Wall notorycznie niszcząc zasieki obronne Celtów. Na niespełna 8 sekund przed końcem spotkania przy stanie 89-89 bardzo bolesny cios Czardziejom zadał Al Horford, który rzutem z półdystansu spowodował, że Celtics byli o krok od awansu do Finałów Konferencji. Ktoś jednak nie zamierzał oddać im tak łatwo zwycięstwa. Tym kimś był najpotężniejszy z Czarodziejów stolicy, John Wall. Rozgrywający otrzymał piłkę z autu od Markieffa Morrisa, który początkowo miał ją skierować do Bradleya Beala. Wall zrobił dwa kozły i ze spokojem, na 5 sekund przed końcem spotkania, oddał celny rzut zza łuku przez ręce Avery’ego Bradleya.
Could literally watch this all day…#DCFamily #WizCeltics pic.twitter.com/TJsoHkwbfB
— Washington Wizards (@WashWizards) 13 maja 2017
Verizon Center oszalało! Ze zwycięskiego rzutu cieszył się nawet Albert Einstein!
John Wall’s shot was so clutch that Albert Einstein used his time travel technology to come witness it pic.twitter.com/b5BSI9P8RK
— Eric Fawcett (@Efawcett7) 13 maja 2017
Tytuł bohatera meczu próbował skraść mu równo z syreną Isaiah Thomas, lecz piłka odbiła się tylko od obręczy. Jak widać czarodziejską moc czarnych strojów posiadają wyłącznie koszykarze Wizards. Kiedy całe spotkanie dobiegło końca bohater wieczoru wszedł na stolik sędziowski wyciągając ręce w stronę tłumu. Do osób, które nie wierzyły ich obietnicom, że to jeszcze nie koniec, kibiców dziękujących mu za wszystko gromkimi oklaskami czy niskimi ukłonami. Sam zawodnik nie krył radości ze zwycięstwa.
– Wejście na stolik sędziowski było pokazaniem jak bardzo kocham to miasto, jak wiele mam jej dla moich kolegów z drużyny, jak wiele jej mam by walczyć- powiedział Wall- Nigdy nie rezygnuj. Wielu ludzi w nas zwątpiło w tej serii kiedy przegrywaliśmy 2-0. Wiele osób wątpiło, że wygrywamy u siebie w domu. Dwa lata temu byliśmy w play-offs, przegraliśmy szósty mecz oddając przy tym całe serce. (…) Chciałem, aby miasto wiedziało, że kochamy ich za cały doping jaki nam dają.
Lider Wizards odniósł się również do „pogrzebowych strojów” przyjezdnych, które miały być talizmanem mającym zapewnić im miejsce w Finałach Konferencji Wschodniej.
– Nie wracam do domu- powiedział dziennikarce Lisie Salters- Nie przychodź do mojego miasta ubrany cały na czarno mówiąc, że to jest pogrzeb.
Rzut Walla przedłużył szanse Wizards na starcie przeciwko zeszłorocznym mistrzom ligi. Sam zawodnik podkreśla, że jeśli jego zespół nie awansuje do finałów to uzna obecny sezon za porażkę. Póki co, przed liderem Wizz siódmy mecz z Celtami, gdzie wygrana pozwoli mu przejść, po raz kolejny podczas obecnych rozgrywek, do historii. Ostatni raz drużyna z Waszyngtonu ( jeszcze jako Bullets) awansowała do Finałów Konferencji Wschodniej w …1979 roku. Trykot tamtego zespołu przywdziewali wtedy Wes Unsled, Elvin Hayes oraz…Mitch Kupchak! Ostatecznie ulegli niestety w wielkim finale Seattle SuperSonics.
Czy Czarodzieje ograją Celtów na obcym terenie? Czy John Wall zaprowadzi swój zespół do wielkiego finału?