Jeszcze w poprzednim sezonie Kobi Simmons prezentował swoje umiejętności na parkietach PLK w barwach Stali Ostrów Wielkopolski. Obrońca po zakończeniu rozgrywek wrócił jednak do Stanów Zjednoczonych, a teraz wywalczył sobie z powrotem miejsce w NBA. Pomogła solidna postawa w G-League oraz… problemy zdrowotne w składzie Charlotte Hornets.
Kolejny zawodnik udowadnia, że polska liga może być przystankiem w drodze do NBA. Tym razem to Kobi Simmons, który w poprzednim sezonie reprezentował barwy Stali Ostrów Wielkopolski. Wystąpił on wtedy w 24 spotkaniach, notując średnio 13.8 punktów oraz 3.1 asyst na mecz przy 49-procentowej skuteczności rzutów z gry oraz 38-procentowej skuteczności trójek.
25-latek zdążył też zaprezentować kilka bardzo efektownych akcji. Był to jego pierwszy i jak do tej pory jedyny sezon na Starym Kontynencie.
Simmons po zakończeniu sezonu wrócił bowiem do USA i ponownie związał się z zespołem Greensboro Swarm z G-League, czyli z klubem partnerskim Charlotte Hornets. Od początku rozgrywek był silnym punktem swojej drużyny, notując średnio 19.6 oczek, 4.2 zbiórek oraz 4.0 asyst na mecz, a teraz wreszcie doczekał się kontaktu ze strony Szerszeni, którzy wzięli go na umowę two-way na końcówkę sezonu.
Dla 25-letniego obrońcy będzie to powrót do NBA po kilku latach. Między 2017 a 2019 rokiem rozegrał on łącznie 33 spotkania w barwach Memphis Grizzlies oraz Cleveland Cavaliers (przy czym dla tych drugich zaliczył zaledwie jedną minutę w jednym rozegranym meczu). Hornets docenili jego solidną postawę w G-League, choć nie da się ukryć, że ten ruch jest też podyktowany ich problemami kadrowymi.
Mimo tego Szerszenie są ostatnio w świetnej formie i mają na koncie trzy zwycięstwa z rzędu. Szanse na walkę o choćby turniej play-in dawno już jednak stracili. Przed nimi jeszcze tylko pięć meczów do rozegrania w trwających rozgrywkach.